Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Krew, Pot i Łzy

Styczeń minął zatrważająco szybko, potem przyszedł luty, w którym nie obyło się bez spektakularnej kłótni Mistrza Eliksirów i Tottie, którą to dziewczyna odchorowywała dwa tygodnie. W końcu Snape'owi udało się doprowadzić dziewczynę do kolejnego ataku, pytając o matkę i ojca. Tak, to był drażliwy temat i nigdy go nie poruszała, a Snape zapisał w pamięci, aby go poruszać. Chciał ją sprawdzić.
Potem przyszedł marzec, a wraz z nim przerwa Wielkanocna, a zaraz po niej, ani się Tottie obejrzała, nastał maj. Dziewczyna była w głębokim dole, jeśli chodziło o naukę transmutacji. Miała się tego uczyć ale te wszystkie wydarzenia sprawiły, że na pewien czas zrezygnowała ze spotkań ze szkolny Nietoperzem i w konsekwencji, nie zajrzała prawie w ogóle do książki.

Był pierwszy maja. Snape zapowiedział, że chce ją widzieć czwartego o dziewiątej rano, przygotowaną na egzamin, bo w innym wypadku sam Merlin jej nie pomoże, aby uciec przed zemstą Nietoperza. Nie było opcji, żeby się tego wszystkiego wykuła przez trzy dni. Musiała wymyślić jak przeżyć spotkanie z krwiopijcą zwanym Severusem Snape'em.

- Już po mnie... - powiedziała do Hermiony, z którą siedziała w bibliotece. - przemieni mnie w jakąś ohydną żabę albo coś gorszego... I na tym się skończy moja nauka. Albo gorzej, przerobi mnie na ingrediencje.

- Nie przesadzaj. Zawsze możesz go uprzedzić i sama zamienić się w żabę. - zaśmiała się dziewczynka. - poza tym, popatrz na mnie, pokaże ci jak to zrobić. To bardzo proste.

I zaczęła demonstrować jak odpowiednio machać różdżką, aby zaklęcie się udało. Potem kazała spróbować Tottie, której ciągle nie wychodziło. Po czterech razach, tylko jeden okazał się pełnym sukcesem.

- Zawsze to coś - powiedziała Hermiona. - dasz radę!

- To się nie uda... - odrzekła Tottie. – Snape mnie zabije.

- Snape jest wredny i złośliwy, ale nie zabija uczniów.

- Będę pierwsza w jego karierze.

- Nie będzie tak źle, zobaczysz. – uśmiechnęła się przyjaźnie dziewczynka.

- Obyś miała rację... - powiedziała ponuro Tottie.

Po skończonych ćwiczeniach w bibliotece, stwierdziły, że czas na relaks, i że warto wyjść na zewnątrz. Pogoda była wyjątkowo ładna. Po deszczowym kwietniu, zawitał naprawdę ciepły i pachnący maj, który obfitował w najpiękniejsze kwiaty.

Na zewnątrz przed zamkiem spotkały Rona i Harrego, którzy mieli coś ważnego do powiedzenia Hermionie i łapiąc ją za rękę, wszyscy troje zniknęli w bramie zamku. Tottie została sama. Usiadła na murku schodów i obserwowała uczniów, którzy chodzili bez celu dookoła. Większość z nich trzymała książki pod pachą, inny byli zaczytani w te książki, a jeszcze inni oddawali się sportom na świeżym powietrzu. Tak, zbliżały się zaliczenia i doskonale było to widać.

- Ładna pogoda. - powiedział jakiś przyjemny głos za jej plecami. Zaraz po tym, obok niej usiadł Dyrektor.

- Cudowna. - odpowiedziała uśmiechając się szeroko.

- Nie powinnaś uczyć się zaklęć?

- Powinnam, ale przez trzy dni raczej nie uda mi się tego zrobić. Zaryzykuję.

- Severus znowu nie będzie zadowolony. - powiedział dyrektor. – Nie chciałbym, aby znowu wpadł mi do gabinetu z krzykiem.

- A czy on kiedykolwiek bywa zadowolony? - zapytała z ironią.

- Bywa. Kiedy odejmuje punkty Gryfonom. - zaśmiał się Dumbledore.

- Albusie, wolno ci tak mówić o naszym Mistrzu Eliksirów? – zachichotała.

- Mi nie odejmie punktów, więc mogę.

Przez kilka chwil, siedzieli oboje w milczeniu, obserwując błonia i uczniów. Było to przyjemne milczenie, w którym oboje odpoczywali.

- Co jeśli twoje przypuszczenia okażą się prawdą? – zapytała Tottie, po chwili milczenia.

Dyrektor spojrzał na nią uważnie i rozważał co powiedzieć, a raczej co mógł powiedzieć.

- Wtedy będziemy musieli temu stawić czoła, będziemy musieli ufać sobie nawzajem. - spojrzał znacząco na dziewczynę. - bo tylko zaufanie może nam pomóc.

- Ja Ci będę zawsze ufać, możesz być pewny.

Znowu zapadła chwila milczenia.

- A jeśli... Nie będę na tyle silna by stawić czoła tej wojnie? Jeśli upadnę? – zapytała znowu.- Wiesz doskonale z czym się zmagam, to jest silniejsze ode mnie.

- Kochana Tottie. Odkąd tylko twoja ciotka, poprosiła mnie o pomoc, obiecałem jej, że będę Cię chronić, szczególnie przed tym, co jest w tobie. Obiecałem, że nigdy nie pozwolę aby coś Ci się stało. - przerwał na chwilę. Doskonale wiedział, że nie da rady dotrzymać tej obietnicy. - że nie pozwolę abyś cierpiała. Pamiętaj, że masz tu przyjaciół. Masz mnie, profesor Mcgonagall, Hagrida, a nawet Severusa. On też Ci pomoże bez mrugnięcia okiem.

- Już to widzę... - mruknęła - on mnie nienawidzi, zresztą, i vice versa. Nie oczekuję od niego żadnej pomocy.

- On ma tylko takie usposobienie. Tak naprawdę zależy mu na Hogwarcie i jego mieszkańcach, jak mi czy innym nauczycielom. Może tylko, nie umie tego okazać.

- Dziwne, że tak go bronisz...

- Bronię, bo jest moim najlepszym nauczycielem. – uśmiechnął się łagodnie. – Pamiętaj, że nie pozwolę, aby komuś coś się stało.

- Trochę mnie uspokoiłeś. Dziękuję. – odparła. – Do dzisiaj nie wiem, czemu dostałam tak wielką szansę od ciebie.

- Nie potrzebowałaś tej szansy. Byłaś dzieckiem, które potrzebowało pomocy. Ale pamiętaj i to, że każdy, kto chce się zmienić, zasługuje na drugą szansę... - to mówiąc, wstał i uśmiechnąwszy się przyjaźnie, odszedł od dziewczyny.

Tottie siedziała jeszcze chwilę na schodach, wpatrując się w lśniące słońce, po czym uznała, że zgodnie ze słowami Albusa, powinna poprosić Snape'a o drugą szasnę. Weszła więc do zamku i postanowiła zejść do lochów.

Weszła najpierw na główny hol, a potem korytarzem udała się do schodów prowadzących do znienawidzonej przez wszystkich części zamku. Z sercem kołaczącym w piersi, schodziła ostrożnie po schodach.
Snape zrozumie... chyba...- mówiła sobie w myślach.

W końcu dotarła do gabinetu Nietoperza. Powoli chwyciła za klamkę i weszła do środka. Jak zwykle przy biurku siedział Mistrz Eliksirów.

- Panie profesorze? - zaczęła ze skruchą.

- Nie słyszałem pukania. - powiedział lodowatym tonem.

- Bo nie było... chciałam powiedzieć, że...

- Poczekaj, najpierw ja Ci coś powiem.- przerwał jej ostro. - Weź tą mysz, którą... profesor Mcgonagall złapała dla Ciebie. - to mówiąc musiał ukryć śmiech - i proszę, przetransmutuj ją w puchar na wino.

Tottie wytrzeszczyła oczy. Po pierwsze dlatego, że powiedział proszę, po drugie, że kazał jej teraz transmutować tę biedną mysz.

- Ale Panie profesorze... ja właśnie, chciałam zapytać czy... czy... - nie dokończyła, bo przerwał jej ten lodowaty ton.

- Nie zaczynaj swoich mądrości, bierz się za pracę. – mruknął Snape.

Chcąc nie chcąc, podeszła do stolika, chwyciła za różdżkę, którą dostała od Albusa, i drżącą ręką wycelowała w myszkę powiedziawszy Vera verto. Zamknęła oczy i czekała na krzyk Snape'a. Poczuła lekkie drgnięcie różdżki i nagle, sądząc, że nietoperz ją zakatrupi, usłyszała:

- Dobra robota, panno White.

Otworzyła szybko oczy, i oto ukazał jej się najprawdziwszy złoty puchar. Niedowierzając, otworzyła szeroko usta, wpatrując się w to, co zrobiła.

- Zauważyłem ciekawą rzecz. – zaczął Snape, siadając przy biurku. - Otóż, jeśli nie zastanawia się Pani za bardzo nad tym co musi zrobić, to wtedy robi Pani to... doskonale. - skrzywił się. - oczywiście nie mówię, że jest to dobre, bo nie jest. Ale na początek, uznaję, że zaliczyła Pani transmutację.

Tottie poczuła jakby grom z jasnego nieba na nią zleciał i ją poraził. Nie była w stanie wydobyć z siebie ani słowa. A przynajmniej nic logicznego.

- A- ale... j-jak...? – zająknęła się.

- Chyba za szybko doceniłem twoje umiejętności. Sarknął. - Udało Ci się. Więc, o co chciałaś mnie zapytać ?- powiedział nagle zmieniając temat.

- Cóż... chciałam zapytać czy przełoży mi Pan termin zaliczenia. - opuściła zawstydzony wzrok.

- Rozwiązałem twój problem szybciej niż mnie zapytałaś. - sarknął - możesz odejść.

Dziewczyna odwróciła się i powolnym krokiem szła w stronę wyjścia z tego pomieszczenia. W dalszym ciągu, nie wiedziała jak jej się to udało.
Nagle zatrzymał ją głos Snape'a, a ona o mało co nie dostała zawału.

- Obserwowałem Panią w bibliotece. Widać, ma Pani dług wobec panny Granger. - na jego ustach zagościł złośliwy uśmiech - udanych wakacji, panno White.

- Dziękuję... - powiedziała dalej w szoku i wyszła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro