Gospoda Pod Świńskim Łbem.
W sekundę potem, wylądowała na skraju wioski, gdzie z oddali widziała Hogwart i karczmę "Pod Trzema Miotłami". Zadowolona, zarzuciła kaptur płaszcza na głowę, aby skryć się w cieniu, i ruszyła przed siebie. Nawet nie wiedziała co ma teraz zrobić. Nie mogła tak od razu wejść do zamku, bo to by było nierozsądne. Co prawda, cała ta wyprawa była iście szaleńczym pomysłem i skrajnie nieodpowiedzialnym, ale coś ciągnęło ją z powrotem.
Zatrzymała się nieopodal pierwszych zabudowań i zaczęła się rozglądać. Do Pubu miała jeszcze kawałek, a zauważyła że gdzieś na wysokości Miodowego Królestwa, kręci się podejrzany człowiek w czerni. Najprawdopodobniej Śmierciożerca, który patrolował wioskę. Z tej odległości, ciężko było stwierdzić jego tożsamość i Tottie nie wiedziała czy może ryzykować przejście obok niego, dlatego postanowiła skręcić w jedną z uliczek.
- W sumie mogłabym się już zdemaskować. – pomyślała, stając na moment.
Szła jedną z tych uliczek, po których nie chodzi się samemu ani w dzień ani w nocy, a już na pewno gdy wokół grasowali zwolennicy Czarnego Pana. Wokół panowała gęsta i nieprzyjemna cisza. W zazwyczaj gwarnym i radosnym miasteczku, gdzie wszędzie było pełno życzliwych ludzi, teraz nie było nikogo i wydawało się, jakby całe Hogsmead wymarło.
Nagle, obok dziewczyny zaskrzypiały stare drewniane drzwi i wyszedł zza nich, wysoki i postawny mężczyzna. W pierwszym odruchu, Tottie przestraszyła się i już sięgała po swoją różdżkę, którą trzymała w kieszeni płaszcza. Po chwili jednak, stwierdziła, że to tylko barman z Gospody pod świńskim łbem.
- Ab, nie strasz mnie. - powiedziała, robiąc głęboki wydech.
- Życie ci nie miłe, smarkulo!? - ryknął mężczyzna. - po coś tu przychodziła?
- Mam sprawę do dyrektora Hogwartu – syknęła. - poza tym, czy możesz nie wrzeszczeć? Na głównej ulicy widziałam jakiegoś śmierciośmiecia.
- Pełno ich tutaj. Jak nie chcesz żeby cię złapali, to wchodź do środka – mruknął. - chociaż w twojej sytuacji, może lepiej żeby cię złapali... - otworzył drzwi i przepuścił w nich dziewczynę. Tottie tylko fuknęła na jego komentarz, ale weszła dalej do gospody.
Było to obskurne pomieszczenie które nie zachęcało do dłuższego pobytu. Było tam bardzo mrocznie, ponieważ okna w wykuszach jedynie w nikłym stopniu przepuszczały światło. Porozstawiane na grubo ciosanych stołach ogarki oraz znajdujący się w rogu kominek, również nie sprawiały, że gospoda stawała się przytulniejsza. Podłoga była zabrudzona do tego poziomu, że jedynie dogłębna analiza pozwalała dostrzec, że w rzeczywistości została zbudowana z kamienia. Również zapach nie zachęcał do wejścia, ponieważ zalatywało tam starym capem.
- Siadaj - mruknął barman przechodząc obok dziewczyny. Był to człowiek wysoki i tęgi, o przenikliwym spojrzeniu i hardości na twarzy. Twarz zdobiła mu długa siwa broda, która mieszała się z równie długimi i siwymi włosami, które opadały na ramiona. Można by było sądzić, że wygląda identycznie jak jego zmarły brat.
- Coś się dzieje w Hogsmead? Żywego ducha nie widać. - powiedziała nagle dziewczyna, siadając przy jednym ze stołów.
- Śmierciożercy, ot co - odpowiedziała ponuro Aberforth. - odkąd władzę w szkole sprawuje Snape, jego zastępcami zostało rodzeństwo Carrow, tfu - splunął na ziemię. - karzą te dzieciaki za byle przewinienie i każą ze sobą walczyć.
- A Mcgonagall? Przecież ona była zastępcą Albusa. - zapytała zdziwiona.
- Snape zdegradował ją na zwykłą nauczycielkę. Obawiam się, że to już nie jest ten Hogwart, który znamy, Tottie.
- Wiesz może jak się tam dostać? Nie mogę wejść główną bramą, a muszę jakoś podkraść się do Snape'a.
- Lepiej siedź tutaj i się nie wychylaj. Potem wyślę cię z powrotem do Nory. - warknął Aberforth.
- Nigdzie mnie nie odeślesz! – krzyknęła. - przeprowadzisz mnie do szkoły.
- Myślałem, że z wiekiem ta twoja upartość zniknie... jak Snape dostanie cię w swoje łapy licz się z tym, że odda cię Czarnemu Panu. Na nic się zdadzą twoje tłumaczenia.
- A jeśli ja nie chce się tłumaczyć? - zapytała twardo, mierząc go wzrokiem. Barman ze zdziwieniem popatrzył na dziewczynę, a minę miał taką, jakby postradała zmysły.
- Zdurniałaś?! To Albus chronił cię tyle lat, żebyś teraz to zniszczyła?!
- Nie udawaj, że przejmujesz się tym, co twój brat mówił – sarknęła. - przecież oboje wiemy, że nienawidziłeś Albusa.
- Zamilcz! - ryknął wściekle Aberforth i ciężko usiadł po przeciwnej stronie stołu. Strzepnął brud, równie brudną szmatką, odetchnął głośno i po chwili ciszy rzekł:
- Nie zgadzaliśmy się w wielu sprawach ale jeśli chodziło o rodzinę, byliśmy zgodni...
- Rodzinę? - zapytała zdziwiona.
- Stałaś się jej częścią. Myślisz, że czemu uczyłem cię tych wszystkich przekrętów, abyś mogła niepostrzeżenie wychodzić z Hogwartu? - zaśmiał się.
- A ja wiem - wzruszyła ramionami. - Może dlatego, że zawsze miałeś dziwne pomysły. - uśmiechnęła się.
- Bo cię polubiłem, smarkulo, a skoro Albus sprawował nad tobą opiekę i kochał cię jak córkę, to ja też.
- Robisz się sentymentalny, Ab - zaśmiała się. - A wtedy jak ci ukradłam świńskie uszy i paradowałam w nich po zamku, też mnie lubiłeś?
- Miałem ochotę cię zadusić – sarknął. - Ale tak, lubiłem cię, więc ze względu na to, wróć tam, gdzie będziesz bezpieczna.
- Zrozum, ja muszę się tam dostać... - powiedziała cicho, wstając od stołu. - muszę porozmawiać ze Snape'em i znaleźć Sam-wiesz-kogo.
- Eh... Albus ostrzegał mnie przed tym - westchnął Aberforth. - cóż, zawsze miałaś swoje zdanie i się go trzymałaś. Niech więc będzie tak i tym razem. - barman podniósł się z krzesła, podszedł do obrazu, na którym namalowana była młoda dziewczyna. Chwilę na nią popatrzył, czym zwrócił uwagę Tottie. Wiedziała kim była ta dziewczyna; to siostra Albusa i Aberforth, mała Ariana. Z tego co opowiadał Ab, umarła bardzo wcześnie i została pochowana razem z matką, gdzieś daleko. Tottie nawet nie wiedziała gdzie i nie wiedziała dlaczego umarła.
Aberforth w tym czasie, szepnął coś Arianie i ta odwróciła się, i skierowała na ścieżkę za jej plecami. Z każdą kolejną chwilą, oddalała się coraz bardziej, aż w końcu stracili ją z pola widzenia.
- Tylko obiecaj, że nie wpakujesz się w większe kłopoty. Te ci w zupełności wystarczą. - barman zwrócił się do stojącej przy stole Tottie.
- Kłopoty to moja specjalność, ale nie denerwuj się, będzie dobrze. - odpowiedziała z uśmiechem.
- Jak ty mówisz, że będzie dobrze, to zawsze dzieje się na odwrót. – sarknął.
- Przezabawne... - fuknęła Tottie.
Aberforth przeszedł przez pomieszczenie i stanął za barem. Dziewczyna stała dalej pod obrazem i pilnie wypatrywała Ariany.
- Miała to co ty. - odezwał się nagle Dumbledore, czym wprawił dziewczynę w zdziwienie.
- Co? -zapytała.
- Ariana była obskurodzicielem... co prawda, ty miałaś pewną odmianę obskurusa, ale podwaliny są te same.
- Czekaj, skąd ty to wiesz?
- Od Albusa. Myślisz, że mi nie powiedział? - zaśmiał się ironicznie. - wszystko od początku do końca wiedziałem. To, że Snape cię od tego uwolnił, też wiem.
- Czyli rozmawialiście ze sobą. Dlaczego zawsze mówiłeś, że nie? - zdziwiła się.
- Nie twój interes. – mruknął.
- Teraz rozumiem skąd Albus tyle wiedział o obskurusie... - powiedziała cicho. - miał z tym styczność u Ariany.
- To jedno. Drugie to to, że za wszelką cenę chciał abyś nie skończyła jak ona. Chciał cię od tego uwolnić, ale nie miał odwagi... - powiedział Aberforth.
- Snape miał odwagę.
- Snape jest szaleńcem, on odważy się na wszystko, byle tylko przypodobać się swemu panu. Myślisz, że nie planował oddania cię w ręce Sama-wiesz-kogo, gdy tylko dowiedział się o twoim pochodzeniu? A gdy nadarzyła się okazja, aby jeszcze uzdrowić córkę swojego Pana, to już w ogóle. Był w siódmym niebie.
- Mylisz się. Snape szukał dla mnie pomocy jeszcze przed tym, jak mu zdradziłam swoje pochodzenie. - żachnęła się.
- Ale uwolnił cię od tego w zeszłym roku, jak sądzę, tak?
- Bez związku. – syknęła.
- Ze związkiem, Tottie - Aberforth podszedł do niej - nie pozwól, aby to co zrobił dla ciebie Albus, poszło na marne. Byłaś dla niego odkupieniem grzechów młodości.
W tym momencie, dziewczyna z obrazu wróciła, i otworzyło się ukryte przejście za jej obrazem. Z dziury wyszedł wysoki chłopak o brązowych włosach, którego Tottie doskonale znała.
- Neville? - podeszła do niego.
- Hej Tottie. - odpowiedział pogodnie chłopak.
- Ale co ty tu robisz?
- Ab mnie wezwał. Cześć Ab - skinął w stronę barmana. - miałem po ciebie przyjść.
- Więc macie tajne przejście... fajnie. Idziemy. - powiedziała z ochotą i już wchodziła do dziury za obrazem. Neville podał jej rękę i wciągnął do środka.
- To idziemy. - powiedział Neville jakby do Aberforth'a.
- I to czym prędzej. - odpowiedział barman i zbliżył się do nich, aby zamknąć obraz gdy już pójdą. - uważaj Tottie.
- Do zobaczenia, Ab. - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i zniknęła wraz z Neville'em w ciemnym korytarzu.
Szli długim korytarzem, który oświetlony był tylko ich różdżkami, z których wydobywał się srebrny blask. Było tam zimno i wilgotno, a na ścianach można było zauważyć ślimaki i inne żyjątka.
- Co to za tunel? - zapytała w końcu Tottie.
- Ostatnie wyjście z Hogwartu, którego nie odkryli Śmierciożercy. -wyjaśnił Neville.
- A dokąd prowadzi?
- Do Pokoju Życzeń. Tego też nie odkryli. Siedzimy tam wszyscy, i próbujemy stawiać opór Carrowom.
- Jakimi są nauczycielami? - zapytała zainteresowana.
- Żadnymi. Każą nam ze sobą nawzajem walczyć, a gdy nie chcemy, obrywa się nam Crucatiusem albo innymi klątwami. - mówił chłopak.
- Merlinie! - krzyknęła z przerażeniem.
- Spokojnie. Dzięki Harremu, umiemy się bronić.
- Gwardia Dumbledore'a?
- Dokładnie tak. Musimy sobie jakoś radzić.
- A Snape? - zapytała nagle.
- Rzadko go widujemy. Zazwyczaj siedzi u siebie w gabinecie, znaczy w gabinecie Dumbledore'a, albo nie ma go w szkole.- mówił dalej Neville.
- A dzisiaj go widziałeś?
- Nie, ale wczoraj był, więc może i jest dzisiaj. A dlaczego pytasz?
- Mam do niego sprawę. - powiedziała Tottie, a Neville spojrzał na nią ze zdziwieniem, lecz nic nie powiedział. Znał dziewczynę na tyle, że wiedział, że o pewne rzeczy, nie należy jej pytać, więc dalszą drogę szli w milczeniu.
W końcu, korytarz się skończył i wyszli do wielkiego pomieszczenia, w którym panował radosny gwar. Na materacach, hamakach i innych posłaniach siedzieli uczniowie rozmawiając ze sobą. W całym tym tłumie, Tottie dostrzegła znajome twarze Krukonów, Puchonów i Gryffonów. Na końcu sali, przy samej ścianie, siedziała Ginny, która gdy tylko zauważyła Nevilla i Tottie, podniosła się z miejsca i ruszyła im na spotkanie.
- Tottie! - krzyknęła Ginny. - Co tu robisz?
- Przyszłam w odwiedziny, - powiedziała dziewczyna, przytulając do siebie rudowłosą. - mama za tobą bardzo tęskni, więc postanowiłam sprawdzić, co u ciebie.
- Znowu sobie żarty robisz.
- Skądże znowu! - zaperzyła się Tottie.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Chodźcie, usiądziemy i porozmawiamy. - zarządziła Ginny i skierowała się w stronę miejsca pod ścianą.
- Nie, ja muszę iść dalej. Zostań tu z Nevillem. Niedługo do was wrócę. - odparła Tottie i już biegła w stronę wyjścia z Pokoju Życzeń. Intuicyjnie wiedziała gdzie je znaleźć.
Gdy tylko wyszła na korytarz, zorientowała się, że jest na siódmym piętrze zamku. Gabinet dyrektora był na drugim, więc musiała niepostrzeżenie przemknąć się przez prawie cały zamek. Cicho ruszyła przed siebie, nasłuchując niepokojących dźwięków czy rozmów, które mogły sugerować patrol Śmierciożerców. Korytarz w Hogwarcie, jeszcze nigdy nie wydawał się być tak długi, a podróż nim, tak męcząca.
W końcu, gdzieś pomiędzy trzecim, a drugim piętrem, Tottie usłyszała znajomy sobie głos. Był zimny, złośliwy i pozbawiony jakichkolwiek emocji. Nie miała wątpliwości, do kogo należał. Zbliżyła się więc bliżej do rogu dzielącego schody i korytarz drugiego piętra, i ostrożnie wyjrzała zza niego. Tak jak sądziła, to Snape rozmawiał z jakimś Śmierciożercą przed swoim gabinetem. Niestety odległość, jaka dzieliła Tottie i dyrektora, była na tyle duża, że nie słyszała o czym jest rozmowa.
Zauważyła jednak, że Snape rusza za tym Śmierciożercą i kieruje się w stronę, gdzie stała dziewczyna. Od razu tysiąc myśli przemknęło jej przez głowę i ruszyła w górę byle tylko nie zostać nakrytym. Ukryła się we wnęce, pomiędzy półpiętrami i zakryła wiszącą tam zasłonką. Gdy mężczyźni przeszli obok niej i ich głos umilkły gdzieś w oddali, dziewczyna mogła w końcu wyjść z ukrycia. Postanowiła iść za nimi, trzymając bezpieczną odległość.
Zgubiła ich za rogiem czwartego piętra, przy jednej z nieużywanych sal lekcyjnych. Zdążyła jeszcze zauważyć powiewające szaty jednego z nich, gdy znikał w pomieszczeniu. Postanowiła zaryzykować i wejść do środka. Gdyby był tam ten Śmierciożerca, zwyczajnie go pokona w bitwie, jeśli Snape, szczęście będzie jej sprzyjało.
Ostrożnie chwyciła za klamkę i najciszej jak to możliwe, otworzyła drzwi i weszła do środka. Od razu jej oczom ukazała się wielka sala, z ogromnymi oknami, zza których rozciągał się widok na błonia Hogwartu. Przy jednym z nich, stał odwrócony tyłem, Severus Snape. Wiatr wiejący na zewnątrz rozwiewał mu włosy i czarny płaszcz, który pod jego wpływem delikatnie falował.
- Morderca. - powiedziała ostro podchodząc bliżej lecz na bezpieczną odległość, żeby w razie czego móc się bronić.
- Przychodząc tutaj, narażasz się na śmierć. - odparł chłodno, wcale się do niej nie odwracając.
- Bo potraktujesz mnie jak Albusa, tak? – syknęła.
- Wynoś się stąd, White.
- Powinnam cię zabić za to. Doskonale wiesz, że mogłabym to zrobić.
Snape nic nie odpowiedział, tylko cały czas obserwował błonia.
- Wynoś. Się. Stąd. White. – warknął.
- Nie robi to już na mnie wrażenia. Możesz mi wyjaśnić, dlaczego? Dlaczego go zabiłeś?
- Jeśli za dwie minuty nie opuścisz terenu szkoły, zajmą się tobą Śmierciożercy. - powiedział jak gdyby nie słyszał jej pytania.
- Odpowiedz! - krzyknęła nie mogąc znieść jego ignorancji, lecz on nawet nie drgnął. Tottie czuła jak wielka i paląca gula staje jej w gardle, a oczy płoną od łez.
- Nienawidzę cię. - powiedziała w końcu. Snape nagle zareagował na te słowa. Odwrócił się w jej stronę, podszedł bliżej, lecz dziewczyna od razu się cofnęła wyciągając różdżkę. - Nie zbliżaj się do mnie!
Podszedł jeszcze bliżej, nie robiąc sobie nic z jej gróźb. Stał na wyciągnięcie ręki i wpatrywał się w nią uważnie. Tak dawno jej nie widział, że wydawało mu się, że to były całe wieki. Patrzył na nią i widział dziewczynę niegdyś denerwującą go, ciągle szczerzącą się i śmiejącą w głos. Była niepokorna, za nic miała jego uwagi i zawsze wiedziała lepiej. Często go przedrzeźniała, drwiła z niego, pyskowała, a on nic jej nie robił. Lubił te ich słowne przepychanki i zatarczki. Być może dlatego, że tak bardzo przypominała mu Lily.
Teraz stała przed nim przestraszona z niepewnością wymalowaną na twarzy i łzami w oczach.
Jego lodowaty wzrok wbił się w nią i przewiercał na wylot.
- Wynoś. Się. Stąd. - syknął z wyraźną irytacją i złością.
- Dumbledore ci ufał... i bronił cię cały czas, a ty?! Zdradziłeś go, tchórzliwy służalcu Voldemorta! - krzyknęła szlochając.
W tym momencie Snape miał ochotę ją przytulić i poprosić, aby przestała płakać. Było mu żal patrząc na jej bezradność i strach, ale nie mógł nic zrobić. Włożył dłoń w kieszeń swojego surduta i wyjął z niej mały i błyszczący przedmiot. Obrócił go w dłoni dwa razy oglądając ostatni raz i podał dziewczynie mówiąc:
- Należy do ciebie.
Tottie spojrzała na przedmiot w kształcie kwiatu lilii i ostrożnie wzięła do drżących rąk. Był to otwierany wisiorek na srebrnym łańcuszku. Leciutki i zimny, prawie tak zimny jak lód. Domyśliła się co jest w środku i przypomniała sobie moment, w którym Snape wkładał do środka trzy pukle jej włosów. Nie wiedziała do czego miały służyć. Wiedziała tylko, że do jakiegoś zaklęcia lub eliksiru, bo Snape sam ją poprosił o nie. Nie wiedziała nic poza tym. Spojrzała na niego pytająco, nie wiedząc, czego od niej oczekuje.
- Jak na Krukonkę, jesteś wybitnie debilna. - mruknął, a jego głos był niczym stal.
- Więc to koniec, tak? Tak się to musi skończyć? - zapytała chłodno.
- Mówiłem ci, że życie to nie sen. Jak zwykle mnie nie słuchałaś. - warknął i po chwili, za Tottie pojawił się tamten mężczyzna, który parę minut temu, rozmawiał ze Snape'em. Chwycił dziewczynę za ramię i brutalnie wyprowadził z sali. Potem zawlókł ją schodami w dół, do lochów, gdzie znajdował się odległy pokój, w którym uczniowie spędzali szlabany. Przynajmniej tak wywnioskowała z opowieści tego Śmierciożercy, której prawie w ogóle nie słuchała. Myślała o tym co powiedział Snape. Przyznał się do zbrodni... bez mrugnięcia okiem. A miała nadzieję, że to nie prawda, miała nadzieję, że zaprzeczy temu, powie, że to nieporozumienie.
Był mordercą... mordercą, którego kochała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro