Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Goście w Hogwarcie.

Cała szkoła aż huczała od wieści, które przekazał Dumbledore na uczcie powitalnej. Uczniowie niecierpliwie czekali na pojawienie się dwóch zaproszonych szkół magicznych, które miały rywalizować z Hogwartem o Puchar Turnieju Trójmagicznego i dozgonną sławę dla tego, któremu uda się go zdobyć.
Pewnego październikowego wieczoru, wszyscy uczniowie zebrali się przed zamkiem i czekali na gości. Już po parunastu minutach, na błoniach zjawiła się wielka kareta, zaprzężona w przepiękne Abraksany – ogromne białe konie. Była to szkoła pod dyrektorstwem Madame Maxime - Beauxbatons. Dziewczęta, które wysiadły z powozu były nieziemsko piękne. Ubrane w błękitne długie sukienki i śliczne pantofelki o tym samym kolorze. Tottie wpatrywała się w nie z wielkim zainteresowaniem stojąc na tyłach tłumu i wspinając się na palce żeby cokolwiek zobaczyć. Dziewczęta na przedzie ze swoją dyrektorką weszły do zamku i Dumbledore zaprowadził je do Wielkiej Sali.
Uczniowie natomiast czekali dalej, na kolejnych gości. Pomimo, że na zewnątrz padał deszcze i było przeraźliwie zimno, wszyscy stali z radosnym oczekiwaniem.

- Nie lepiej zaczekać wewnątrz? - za plecami usłyszała chłodny głos Snape'a.

- Pewnie tak, ale ja chce tutaj stać jak wszyscy. - odpowiedziała odwracając się na chwilę w jego stronę.

- Od razu Pani powiem, że nie będzie na co patrzeć. No chyba, że jest Pani fanką Quidditch'a i Wiktora Kruma.

- Co?! To Wiktor... - krzyknęła ale Snape jej przerwał.

- Ciszej dziewczyno! - syknął - tak, do Hogwartu zawita wspaniały Wiktor Krum. – sarknął.

- To znaczy... moment, to on jest uczniem? - zapytała zaskoczona.

- Smarkacz ma niecałe osiemnaście lat. A co, panno White? Czyżby znowu szukała sobie pani obiektu westchnień? - powiedział złośliwie.

- Nie znowu, bo nigdy nie szukałam, tylko jestem zaskoczona, że ktoś w jego wieku odniósł taki sukces. - powiedziała zirytowana.

- Jak zwykle jest Pani wyjątkowo bezczelna.

- A Pan wyjątkowo złośliwy.

Dalszą ich kłótnię przerwało nagłe poruszenie, i po chwili Tottie zauważyła jak z wielkiego statku na jeziorze wychodzą jacyś mężczyźni. Ubrani byli w ciemno-brązowe futra i takie same czapki. Na przedzie kroczył najwyższy z nich, ich dyrektor. Tottie kątem oka zauważyła, że w tym momencie, Snape ukradkiem wraca do zamku. Chciała do niego krzyknąć żeby zaczekał ale tylko machnęła ręka.
Dyrektor Dumbledore zaprosił gości do środka i zaraz za nimi, do Sali Wejściowej, weszli tłumnie uczniowie Hogwartu. Wszyscy udali się do Wielkiej Sali, gdzie Dumbledore miał otworzyć Turniej Trójmagiczny.

Za stołem nauczycielskim siedzieli wszyscy profesorowie, nikogo tam nie brakowało. Dyrektor natomiast stał przy mównicy i czekał z uśmiechem na twarzy, aż wszyscy zajmą miejsce. Oczywiście, Tottie była tak zaaferowana całą sytuacją i pojawieniem się młodej gwiazdy Quidditch'a, że gdy sala już się uspokoiła, ona dopiero wchodziła do środka, spóźniona jak zwykle. Powitał ją rozbawiony wzrok Dumbledore'a, gdy przygarbiona i na palcach próbowała niezauważenie przedrzeć się do stołu nauczycielskiego. Jednak gdy zbliżyła się do niego ujrzała karcący i morderczy wzrok swojego opiekuna - profesora Snape'a. Uśmiechnęła się niewinnie i wsunęła na swoje miejsce obok niego.

- Lubisz zwracać na siebie uwagę, co White? – syknął.

- Nie gorzej niż Pan. - uśmiechnęła się uprzejmie. Snape już chciał jej coś powiedzieć, gdy nagle odezwał się Dumbledore:

- Moi drodzy, mamy zaszczyt powitać naszych gości, którzy przez ten rok, będą u nas mieszkać i brać udział w Turnieju Trójmagicznym. Dlatego, bez dalszych wstępów chce powitać uczennice ze szkoły Beauxbatons, z ich dyrektor Madame Maxime. - rozległy się głośne brawa i dziewczęta ze wspomnianej szkoły wystąpiły na środek sali i przedstawiły się krótkim utworem tanecznym. Najbardziej wyróżniała się srebrnowłosa dziewczyna o bladej cerze i niebieskich oczach. Tottie zauważyła, że większość męskiej publiczności, patrzy na tę dziewczynę rozanielonym, że aż cielęcym wzrokiem. Nagle przypomniała sobie, że taki efekt mogą wywoływać Wile. Czytała, o tym w jednej z ksiąg w bibliotece, kiedy szukała jakiejś informacji o Wywarze Tojadowym. Więc ta dziewczyna musiała być Wilą albo mieć w rodzinie jakąś Wilę i stąd to zapatrzenie w jej stronę męskiej części widowni.
Z ciekawości spojrzała na Snape'a, siedzącego obok. Chciała zobaczyć, czy ten wieczny gbur ma uczucia i zareaguje na wdzięki prześlicznej wili. Jednak ku jej rozczarowaniu, ale trochę i uldze, zauważyła, że Snape siedzi ze swoją zwyczajową, kwaśną miną i prawie w ogóle nie patrzy na to co się dzieje.

- Czemu Pan nie ogląda? - zapytała z lekkim uśmiechem.

- Wolę patrzeć na to co się dzieje z głupawym Weasleyem. – sarknął. - Minę ma równie głupią jak Potter na co dzień.

- Pan jest okropny...

- Nie widzisz tego jak się ślini na widok tej dziewuchy z Beauxbatons? Przecież od razu widać, że to... - nie dokończył, bo w słowo wpadła mu Tottie.

- Wila?

- Czegoś się Pani jednak nauczyła. - odparł chłodno. - Tak. Wila, działa gorzej jak amortencja.

- A czemu Pan na to nie reaguje? – zapytała z uśmiechem.

- Bo jak Ci kiedyś wspomniałem, na mnie nie działają ładne oczy. – odparł złośliwie.

Nagle znowu odezwał się Dumbledore:

- A oto drudzy z naszych gości. Uczniowie szkoły w Durmstrangu z ich dyrektorem, profesorem Igorem Karkarowem - nie skończył, a uczniowie wspomnianej szkoły, wstali i ukłonili się przed resztą. Dziewczęta zauważyły przystojnego Wiktora Kruma i po sali rozszedł się szelest.

Gdy dyrektor powitał wszystkich, a tłum i wrzawa ucichły, przyprowadzono Czarę Ognia, do której uczniowie, którzy chcieli wziąć udział w Turnieju, mieli wrzucać swoje naziwska. Jednak zasada była jedna: nikt kto nie ukończył siedemnastu lat, nie mógł brać udziału w zawodach. Uczniowie mieli na decyzję czterdzieści osiem godzin, bo po tym czasie czara miała podjąć decyzję, kto zostanie wybrany na przedstawiciela swojej szkoły.

Gdy nastał późny wieczór, prefekci odprowadzili swoich podopiecznych do ich dormitoriów, a goście udali się do swoich miejsc na odpoczynek. Durmstrang mieszkał w swoim statku, a uczniowie z Beauxbatons w swojej karocy, mimo że Dumbledore proponował im miejsce w zamku.
Tottie również poszła do swojego pokoju na pierwszym piętrze. Była zmęczona całym dniem pracy. Musiała pomóc Pani Poppy w skrzydle szpitalnym, a potem pracowała w pralni. Dlatego po skończonej uczcie z przyjemnością wstała od stołu i skierowała się w stronę wyjścia i schodów. Niestety, w drzwiach Wielkiej Sali zatrzymał ją Snape.

- Niech się Pani z łaski swojej, pofatyguje do mnie do gabinetu. – powiedział chłodno.

- A nie może to zaczekać do jutra? Jestem bardzo zmęczona. – westchnęła zrezygnowana.

- Jakby mogło zaczekać, to bym wezwał Panią jutro, a nie dziś, prawda? - powiedział uśmiechając się złośliwie.

- Pan jest nieznośny. - powiedziała zrezygnowana. – Już idę.

Zeszła z nim do zimnych lochów, gdzie jak zwykle było ponuro. Potem skierowali się do sali od eliksirów i dalej do gabinetu Snape'a. Tottie nie miała pojęcia co też on mógł wymyślić. Liczyła się z tym, że ten rok będzie obfitował w złośliwości ze strony Nietoperz, bo w zeszłym nie widywali się zbyt często i nie miał okazji jej dokuczać. Zapewne Snape uznał, że trzeba to nadrobić. Gdy weszli do gabinetu, Nietoperz wskazał dziewczynie krzesło, na którym miała usiąść, po czym sam zajął miejsce naprzeciwko.

- Mam polecenie od Dumbledore'a, aby nauczyła się Pani... - tutaj się zawahał i skrzywił okropnie. - Oklumencji. Czy wiesz co to jest?

- Coś jak czytanie w myślach. – odpowiedziała.

- Ta odpowiedź nie zdziwiłaby mnie, gdyby to powiedział Potter albo Weasley. Ale Ty White, powinnaś jednak myśleć. Mimo wszystko. – sarknął.

- No ale w skrócie to można to nazwać czytaniem w myślach. Ale dobrze, niech panu będzie. – fuknęła - Oklumencja to magiczna obrona umysłu przed penetracją z zewnątrz, czyli legilimencją. Aby uchronić się przed działaniem legilimencji, należy wyzbyć się wszelkich emocji z umysłu i zamknąć go przed innymi.

- Cytujesz mi puste słowa z podręcznika. To potrafi nawet Granger. - powiedział z niecierpliwością. - Ale uznajmy, że wiesz co to jest. Uprzedzam, że nie jest to łatwe, a bywa wręcz boleśnie trudne. I to dosłownie boleśnie. - uśmiechnął się wrednie.

- A po co mi ta umiejętność, Panie Profesorze? - zapytała lekko zdziwiona.

- Zapytaj Dyrektora. Ja dostałem polecenie, które mam wykonać. Więc, widzę Cię jutro z samego rana, powiedzmy o siódmej.

- Tak z rana? A śniadanie, a moje wyspanie się? - zapytała z lekkim oburzeniem.

- Na śniadanie Cię wypuszczę o wpół do ósmej. Co do wyspania się, to radzę położyć się dzisiaj wcześniej.

- Chciałam, tyle że Pan kazał mi do siebie przyjść.- odparła hardo, krzyżując na piersi ręce.

- Nauka wymaga poświęceń, panno White. - powiedział złośliwie. - w każdym razie, widzę Cię jutro rano, a teraz żegnam. - zakończył ich rozmowę. Tottie od razu wstała z krzesła i z obrażoną miną, udała się do drzwi. Zanim wyszła, jeszcze na chwilę zatrzymał ją Snape:

- Jeszcze jedno. Uważaj na Karkarowa. Najlepiej z nim w ogóle nie rozmawiaj. - powiedział chłodno, nie patrząc na nią.

- A mogę wiedzieć dlaczego? – zapytała.

- Dla Twojego dobra, White. – syknął. - czasami lepiej jest nie wiedzieć...

- Jak pan sobie życzy, profesorze. - uśmiechnęła się uprzejmie i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Gdyby tylko poczekała sekundę dłużej pod nimi, być może usłyszałaby odpowiedź Snape, który również życzył jej dobrej nocy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro