Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Amortencja.

Pewnego spokojnego wieczoru, Tottie siedząc w swoim pokoju przeglądała dobrze znaną sobie książkę: Magiczne wzory i napoje. Pomimo, że znała ją już na pamięć, próbowała znaleźć coś, co naprowadziło by ją na trop modyfikacji Wywaru Tojadowego. Musiała sama się tym zająć, bo Snape od kilkunastu tygodni z nią nie rozmawiał i nie wykazywał zainteresowania tą sprawą.
W pewnym momencie, Tottie znalazła coś bardzo interesującego. W książce było napisane o Mandragorach. Dziewczyna znała te rośliny głównie za sprawą Pani Sprout i jej szklarni, w których często bywała.
Szybko prześledziła tekst i zatrzymała się na zdaniu: przywraca pierwotną postać ludziom, którzy zostali poddani złemu urokowi.
Miało to sens i mogło się to sprawdzić. Było tylko jedno ale: Czy Obskurus jest złym urokiem? Zamknęła z trzaskiem książkę. Tyle wysiłku, tyle szukania i nie była nawet o krok milowy od rozwiązania problemu.
A może, tego się nie da pozbyć? Może to wszystko co mówił Snape, jest kłamstwem? - myślała. Tylko, że po co Snape miałby kłamać. Jaki miałby w tym interes? A może... Może chciał odwrócić jej uwagę od czegoś, co wiedział. Czegoś co było oczywiste...
Tottie podniosła się z łóżka wypędzając natrętne myśli, i czym prędzej pobiegła do lochów. Musiała sprawdzić swoje przypuszczenia dotyczące Mandragory.

O tej porze w zamku było dość cicho i spokojnie, gdzieniegdzie jeszcze przechadzali się uczniowie zmierzając do swoich dormitoriów przed ciszą nocną. Tottie minęła korytarz swojego piętra, po czym zeszła na parter i dalej schodami w dół. Jak zwykle w lochach było okropnie zimno i ponuro. Zawsze zastanawiała się, jak Snape może funkcjonować w takim depresyjnym wnętrzu, jednak zaraz sobie uświadomiła, że on sam jest depresyjny. Drzwi do sali eliksirów były zamknięte. Nietoperz zapewne siedział w swoich kwaterach, więc mogła spokojnie włamać się do Sali, musiała być tylko bardzo cicho.
Wyjęła różdżkę i celując nią w klamkę, powiedziała alohomora i drzwi się otworzyły. Ostrożnie weszła do środka i podeszła wprost do magazynku z eliksirami i ingrediencjami. Drzwi, o dziwo, były otwarte. Przeszukała pomieszczenie wzrokiem, aż nagle natrafiła na mały garnuszek z jakimś pyłem. Na dole był napis: Sproszkowany korzeń Mandragory.

- Bingo! - powiedziała do siebie uradowana i aż klasnęła w dłonie. Wzięła garnuszek do ręki i zaczęła szukać gotowego Wywaru Tojadowego. Doskonale wiedziała, że Snape ma tego od groma, bo w tym roku tylko ten jeden eliksir robił cały czas. Dziewczyna zastanawiała się przez chwilę nad tym, bo po co mu ten Wywar? Przecież w odległości kilkunastu kilometrów nie było wilkołaków, a przynajmniej nie powinno być. Ciekawa sytuacja, bo jakiś czas temu, na lekcji OPCM, na zastępstwie które miał akurat Snape, mówił właśnie o Wilkołakach. Wszystko to było aż nazbyt dziwne żeby mogło być przypadkiem.
Podchodząc do kolejnej szafki, zauważyła pożądany przez siebie eliksir. Wzięła jedną małą fiolkę i już miała wychodzić ze składziku, gdy jej uwagę przyciągnął jeden z kociołków. Stał w najciemniejszym miejscu, osłonięty kilkoma pustymi falkonami.

- Lumos. - powiedziała i w tym samym momencie koniec jej różdżki rozjarzył się jasnym światłem.
Podchodząc bliżej kociołka zobaczyła jego kolor podobny do macicy perłowej i unoszące się nad nim opary w kształcie spirali. Tottie nie miała wątpliwości, że była to amortencja - najsilniejszy eliksir miłości. Dziewczyna doskonale go znała jeszcze za czasów szkolnych, bo kiedyś, będąc uczennicą, chciała go podać jednemu Puchonowi, w którym się kochała. Dowiedziała się jednak, skądinąd od profesora Snape'a, że ten eliksir nie wzbudza prawdziwej miłości, a jedynie zauroczenie i obsesję. Mówił, że wielu ludzi postradało zmysły korzystając z tego eliksiru.
Wiedziała jednak, że wąchając ten eliksir można się dowiedzieć, w kim się jest zauroczonym lub zakochanym. Ciekawość niestety była jedną z wad dziewczyny, więc nie myśląc za wiele, a może myśląc o Remusie, nachyliła się nad kociołkiem i powąchała wywar. Przez chwilę nie czuła nic. I nie zdziwiłoby ją to, gdyby nie nagły zapach pergaminu, który owionął jej nos. Wkrótce potem, poczuła zapach strucla jabłkowego i soku dyniowego. Uśmiechnęła się do siebie. To prawda, uwielbiała zapach książek i tych pyszności, które były serwowane na podwieczorek.
Nagle jednak, poczuła niepokojący zapach, który nagle się zmienił. Doskonale go kojarzyła - poczuła jaśmin.
Jak oparzona odsunęła się od kociołka i wzdrygnęła na samą myśl. To było niemożliwe.

- Co pani takiego wyczuła? - usłyszała za plecami chłodny głos Snape'a. Jeszcze bardziej się przeraziła i próbując zakryć swoje policzki, które nabrały koloru dojrzałego pomidora, powiedziała:

- Strucla jabłkowego.

- A nie zapach podziurawionych starych łachmanów? - zadrwił widząc jej rumieniec.

- Jeśli nawet, to nie pańska sprawa. - żachnęła się.

- Co tutaj robisz, White? Dlaczego włamujesz się do mojego gabinetu? - powiedział oschle.

- To nie jest Pana gabinet, tylko klasa ogólnodostępna.

- To jest moja klasa. Włamałaś się do niej. Jakim prawem?

- A takim, że się tu uczę eliksirów i musiałam coś sprawdzić – fuknęła.

- Musiałaś... coś... sprawdzić. - cedził każde słowo. - sprawdziłaś?

- Tak.

- Więc wynocha!

Dziewczyna wbiła w niego niezadowolone spojrzenie i z podniesioną głową wyszła ze składziku. Potem przeszła przez salę eliksirów i już miała wychodzić, gdy zatrzymał ją Snape:

- Co trzymasz w ręku?

- Nic... - powiedziała cicho, próbując ukryć zdenerwowanie.

- Pokaż to. – powiedział oschle.

Tottie niechętnie, ale otworzyła zaciśniętą dłoń i podała fiolkę Nietoperzowi. Garnczek ze sproszkowanym korzeniem Mandragory zmniejszyła zaklęciem i schowała do kieszeni, tak aby nawet Snape nie domyślił się, że zwinęła coś jeszcze.

- Można wiedzieć, po co Ci to? - zapytał prawie, że warcząc.

- Potrzebuje tego. - powiedziała wymijająco z bezczelną miną.

- Nie zapytam drugi raz. – syknął.

- Muszę sprawdzić swoją teorię na temat modyfikacji. Rozmawialiśmy o tym, pamięta Pan?

Snape przez chwilę patrzył na nią uważnie, jakby szukał potwierdzenia, że dziewczyna kłamie. Jednak na jej twarzy nie było cienia kłamstwa.

- Przecież Ci powiedziałem, że ja się tym zajmę. – powiedział w końcu.

- Minęło kilkanaście ładnych tygodni, a Pan nic nie znalazł. Wzięłam sprawy w swoje ręce.

- Chodź do mojego gabinetu. Tam porozmawiamy. - powiedział i ruszył przed siebie. Dopiero teraz, dziewczyna zauważyła, że ma on na sobie tylko białą koszulę i czarne spodnie. Wyglądał nadzwyczaj normalnie. Bez tych swoich szat nietoperza, można byłoby sądzić, że jest człowiekiem.
Gdy przeszli do gabinetu, Tottie zajęła miejsce przy biurku i czekała co powie Snape. Ten zaś usiadł po drugiej stronie i skrzyżował ręce na piersi, po czym rzekł:

- Więc co wymyśliłaś?

- Czytając z nudów książkę natknęłam się na rozdział o Mandragorach. Było tam napisane, że przywracają pierwotną postać ludziom, którzy zostali poddani złemu urokowi. Chciałam sprawdzić, czy jak dodam korzeń Mandragory do tego eliksiru, czy to zadziała. - powiedziała dumna z siebie.

- Od razu ci powiem, że to zły pomysł. - powiedział ze złośliwym uśmiechem. - nie możesz dodać kolejnego składnika do tego wywaru.

- Dlaczego? - zapytała marszcząc brwi.

- Powinnaś wiedzieć, tępa dziewczyno, że nie można ot tak sobie dodawać czegoś do ściśle określonego przepisu. Żeby modyfikacja się udała, trzeba wyeliminować składnik niepotrzebny.

- Czyli co? Bo nie za bardzo rozumiem. - powiedziała zakłopotana.

- A no to, że sprawdź najpierw poszczególne składniki Wywaru Tojadowego i sprawdź z czym nie będzie reagować Mandragora. Bo w innym wypadku, trafisz do Świętego Munga albo prosto na tamten świat. - sarknął.

- Jak mam to sprawdzić? Przecież w każdym momencie mieszania tych składników, coś może wybuchnąć i mnie zabić. – powiedziała.

- Na tym właśnie polega ryzyko zawodowe. - powiedział jadowicie.

- Pan jest naprawdę okropny. – fuknęła urażona.

- Za to Lupin jest wspaniały. Równowaga musi być, panno White.

- Zabawne, doprawdy. - powiedziała złośliwie. Jednak nie zabolały ją słowa Snape'a. - pójdę już. - dodała i podniosła się z krzesła.

- Zanim wyjdziesz, opróżnij swoją kieszeń. - rzekł jadowitym tonem.

Tottie westchnęła. Co by nie robiła, on wszystko wiedział, nawet jak nic nie wskazywało na to, że może się dowiedzieć.
Dziewczyna posłusznie wyjęła z kieszeni garnczek i położyła na biurku. Po czym, stuknęła w niego różdżką i garnek powrócił do swoich naturalnych rozmiarów.

- Nadal się Pan gniewa? - zapytała cicho i nieśmiało. Stała przy jego biurku i z nerwów zacierała ręce.
Zapadła cisza. Uważnie obserwowała jego reakcje, bo trochę się bała, że znowu wybuchnie i nici z jej przeprosin. Jednak jego twarz nie wyrażała ani wściekłości ani niczego innego. Była jak kamień.

- Nie. - odpowiedział chłodno i Tottie uśmiechnęła się szeroko. Jeden kamień spadł jej z serca.

- To dobrze. – powiedziała.

- Tak? - zapytał podnosząc brew.

- No tak. Bo jak się Pan gniewa to jest jeszcze większym wrzodem na... - nie dokończyła.

- Ostrzegam Cię! – warknął.

- Ostrzeżenie przyjęte. - zakomunikowała z szerokim uśmiechem. - Dobrej nocy profesorze. – powiedziała i wyszła z gabinetu.
Snape zostając sam, mruknął coś pod nosem i udał się do swojego pokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro