Święta w domu.
Wróć do mnie córko, tak długo czekam...
Tottie obudziła się zlana potem. Spojrzała na zegarek. Była trzecia dwadzieścia. Usiadła na łóżku zdyszana i przestraszona. Ten głos. Nękał ją od kilku dni, wciąż coraz bardziej natarczywy. Doskonale go znała i wiedziała po co do niej przemawiał, ale nie mogła dać mu uwierzyć. Nie mogła go słuchać, bo nigdy nic dobrego z tego nie wychodziło. Wstała z łóżka i podeszła do biurka, które znajdowało się zaraz przy oknie. Zastanawiała się czy napisać list do Dumbledore'a ale z drugiej strony, nie chciała go niepokoić. Poradzi sobie z tym. Dopóki będzie miała wszystko pod kontrolą, będzie dobrze.
Wiedząc, że nie zaśnie już tej nocy, założyła szlafrok i zeszła na dół do kuchni. Domek, w którym mieszkały z siostrą był mały i przytulny. Tottie lubiła tu przebywać mimo, że nie był jej prawdziwym domem. Lubiła tu być ze względu na Maddie. Ona nigdy jej nie wyśmiewała, nie znęcała się nad nią, nie obrażała. Kochała ją mimo tego kim i czym była. Kochała ją, choć doskonale wiedziała o jej historii, o tym z jakiej rodziny pochodziła. Maddie była mugolką ale znała dobrze magiczny świat, bo jej matka była siostrą czarownicy, czyli matki Tottie. Po jej śmierci, wzięła Charlottę do siebie, tak jak obiecała przed laty. Po czasie okazało się, że dziewczynka nie jest zwykłym dzieckiem, i to w sensie magicznym. Bo o ile ciotka Lumia, zdawała sobie sprawę, że dziewczynka posiada moce magiczne, o tyle to co w niej było, było przerażające i nie znane, nawet jak dla niej. Wtedy pojawił się Albus Dumbledore, który zaproponował pomoc w opiece nad dziewczynką. Ciotka jednak, nigdy nie przestała jej kochać i wspierać, nawet gdy dziewczynkę zamknięto w Mungu lub gdy przebywała w Hogwarcie. Kochała małą Tottie jak własną córkę, tylko, że za szybko odeszła. Szybciej niż można było się spodziewać... szybciej niż Tottie mogła się na to przygotować...
Dziewczyna siedziała przy stoliku w kuchni i popijała ciepłe mleko. Nagle ze schodów dobiegło ją skrzypienie. Pewnie obudziła się Maddie, która postanowiła sprawdzić, dlaczego jej siostry nie ma w łóżku. Po kilku sekundach w drzwiach kuchni stanęła brązowowłosa dziewczyna, wysoka i szczupła, we flanelowej koszuli nocnej w renifery.
- Tottie... dlaczego nie śpisz? - powiedziała ziewając.
- Miałam zły sen. – odparła dziewczyna.
- Ten co ostatnio? - zapytała siadając naprzeciwko.
- Tak...
- Nie chce się wtrącać ale powinnaś powiedzieć o tym, temu swojemu magowi.
- Nie chce go niepokoić. I tak ma dużo na głowie.
- Myślę, że jednak powinnaś napisać. Przecież jego tez to dotyczy. – powiedziała Maddie, wyglądając przez okno. – W końcu zna twoją przeszłość.
- Zna ale na razie nic się nie dzieje. Jak będzie się to powtarzać to powiem.
- Już się powtarza. – Maddie zwróciła uwagę. – A ten twój... jak on ma... Sejf?
- Snape. – zachichotała Tottie. - On się tym nie przejmie, poza tym, to nie jego sprawa.
- Ale jest twoim opiekunem, może jednak powinnaś do niego napisać jak nie chcesz do Dumbledore'a.
- Maddie, proszę Cię. Nie będę do nikogo pisać. To nic takiego. Po prostu to był sen. - powiedziała wstając i wkładając kubek do zlewu.
- Dziś wigilia. - zmieniła nagle temat Maddie. - przyjdzie do nas na kolację babcia Matylda.
Była to babcia Maddie. Matka jej ojca ale dlatego, że Tottie wychowywała się od dziecka u nich w rodzinie, również mówiła do niej - babciu. Kobieta była w mocno podeszłym wieku i liczyła sobie dziewięćdziesiąt dwa lata.
- Bardzo się cieszę. - odrzekła Tottie. – Mam babci wiele do opowiedzenia.
- Myślę, że babcia też chce ci dużo powiedzieć. – zaśmiała się Maddie. – Słuchaj, ze snu to i tak raczej nici. Opowiedz mi jak ci idzie nauka.
- Nijak. Snape cały czas każe mi siedzieć w lochach i robić jakieś eliksiry. Oczywiście okrasza to porządną dawką sarkazmu i ironii.
- Faktycznie, mówiłaś, że z niego dupek. - zaśmiała się Maddie.
- To mało powiedziane. Bardziej wrednego, sarkastycznego i złośliwego człowieka nie spotkałam. - mówiła Tottie.
- Muszę go poznać. Jest wolny?
- Maddie! A Ty znowu swoje. Jest sam, bo nikt by z nim nie wytrzymał. Poza tym... - na chwilę zapadła cisza- wydaje mi się, że on nie ma uczuć.
- Ale lubisz go, widać to. Mimo, że ci dogryza. - uśmiechnęła się Maddie.
- Teraz nie wiem. Kiedyś jako dziecko, może i tak.
- Mam nadzieję, że jednak się dogadacie.
Obie dziewczyny, w tym momencie wybuchły szczerym śmiechem.
- Na pewno. – Tottie próbowała nie płakać ze śmiechu.
~~~~~~
Ten dzień był najgorszym jaki tylko mógł się zdarzyć w ciągu całego roku. Wieczorem czekała go kolacja z dyrektorem i oczywiście te sztuczne uśmiechy i życzliwości z jego strony i Mcgonagall. Nie lubił tego dnia.
Severus Snape wstał wcześnie rano, z myślą żeby nadrobić zaległości w lekturach, które czekały na półkach jego biblioteki. Jednak zaraz po śniadaniu, zatrzymał go na korytarzu Albus Dumbledore.
- Merlinie, daj mi cierpliwość, mówił do siebie w myślach.
- Severusie, pozwól na chwilę do mojego gabinetu. Chciałbym ci coś powiedzieć. – zwrócił się do niego dyrektor ze swoim niefrasobliwym uśmieszkiem.
- Jak sobie życzysz. – mruknął pod nosem Nietoperz.
W kilka minut później, byli już pod chimerą i po wypowiedzeniu hasła przez Dumbledore'a, obaj weszli po schodach do gabinetu.
- Jak zwykle. - sarknął - o co chodzi?
- O Tottie. - rzekł momentalnie dyrektor.
- O tę krnąbrną i bezczelną dziewuchę? - uśmiechnął się złośliwie.
- Severusie! - zagrzmiał Dumbledore - Nie wyrażaj się tak o niej. To naprawdę wspaniała dziewczyna, mądra, uczynna i o wielkim sercu.
- Tak, o gołębim sercu i mózgu.
- Proszę cię, abyś jej nie obrażał. – dyrektor spojrzał karcąco na Mistrza Eliksirów. – Chciałem cię prosić żebyś jej pomógł.
- Już jej pomagam jeśli nie zauważyłeś. – mruknął Snape.
- Chodzi o coś innego. Widziałeś co w niej siedzi... Ta czarna materia zabija ją od środka. Nie zostało jej wiele czasu.
- Nie rozumiem czegoś... - rzekł Snape. - Mówiłeś, że gdy bierze Eliksir Wzbudzający Euforię, to wszystko jest w porządku.
- Tak ale to działanie powierzchowne. Nie zatrzymuje tego, tylko spowalnia na jakiś czas. - dyrektor na chwilę zamilkł. W pomieszczeniu zapanowała nieznośna cisza. Lekko zirytowany Snape przerwał tę sytuację.
- Co JA, mam wspólnego z jej przypadłością?
- Pomóż jej. Znasz się na czarnej magii jak nikt inny w Hogwarcie, a tylko tobie ufam. Musisz spowolnić działanie tego potwora, przynajmniej na dłuższy czas niż dwa lata... – w tym momencie, Snape przerwał wypowiedź dyrektora.
- Chcesz mi powiedzieć, że dziewczyna tak czy tak, umrze? - zapytał z lekkim szokiem.
I znowu ta cisza. Widział, że Dumbledore przez chwilę bił się z myślami i rozważał co powiedzieć. Nagle odrzekł prawie martwym głosem:
- Tak...
- Czyli... Nie chcesz uratować jej życia? Nie zależy ci żeby pozbyła się tego czegoś? Chcesz ją wykorzystać do swoich celów?
- Nie oceniaj mnie! – zagrzmiał dyrektor. - Jest mi potrzebna i naprawdę ją kocham... jak córkę... ale są pewne ważniejsze sprawy niż sentymenty.
- "Ważniejsze sprawy niż sentymenty"? Prędzej ja mógłbym tak powiedzieć... – sarknął Snape, po czym kontynuował - Więc, ma umrzeć na twoich zasadach, a ja mam przedłużyć jej męki?
- Masz jej pomóc w godnym odejściu, bez cierpienia. - powiedział dyrektor podchodząc do biurka.
- Mogło nie umknąć twojej uwadze ale życie to cierpienie. Nie uniknie tego.
- Proszę cię, żebyś znalazł sposób, aby spowolnić rozwój tej materii. - kontynuował dyrektor nie zważając na wypowiedź Severusa. - zrób to dla mnie.
- Cały czas robię wszystko dla Ciebie... ryzykując własnym życiem.
- A Lily? - te słowa wypowiedziane przez Dumbledore'a mocno zakłuły Snape'a w serce. Poruszyły dawne wspomnienia, obudziły to co dawno zakopał w najczarniejszych ostępach swojej duszy.
- Nie wspominaj jej. To dla niej odkupuję swoją duszę.
- Więc pomóż Tottie. - tu przerwał - i nic jej nie mów. Nie chcę dodać jej cierpień.
- Brzmisz żałośnie, Albusie. – mruknął Nietoperz. Po czym, w powiewie swoich szat, obrócił się i podszedł do drzwi. Przez chwilę mocował się z myślami, a gdy nacisnął klamkę rzekł w stronę Dumbledore'a:
- Zrobię co w mojej mocy... Spróbuję jej pomóc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro