Święta Bożego Narodzenia.
Końcówka listopada wcale nie zapowiadała się lepiej niż dotychczas. Tottie miała wrażenie, że cały świat się od niej odwrócił. Nie miała kontaktu z Remusem, Dumbledore miał swoje sprawy, Poppy radziła sobie sama, a Snape ją ignorował. Dosłownie traktował ją jak powietrze. Jeszcze żeby się na niej wyzłośliwiał, mówił te swoje wredne uwagi, ale on zdawało się, jej nie zauważał. To wszystko było przygnębiające.
Włócząc się po korytarzach zamku, pewnego listopadowego popołudnia, zauważyła kątem oka ciemną sylwetkę, która schodziła w dół. Nie zastanawiając się zbytnio, pobiegła w jej stronę, o mało co nie potykając się o sukienkę. Na schodach prowadzących na parter, zrównała się ze Snape'em, który niósł w dłoniach puste fiolki, które brzęczały przy każdym ruchu.
- Czemu mnie pan unika? – zapytała. Ten jednak nawet się nie odwrócił, tylko szedł dalej. – Profesorze?
Tottie nie uzyskawszy odpowiedzi, pobiegła za nim, aż do samych lochów, gdzie było przeraźliwie zimno. Zorientowała się, że od końca października prawie w ogóle jej tu nie było.
- Profesorze Snape! – powiedziała głośniej. Nietoperz zatrzymał się krok przed salą. Odwrócił się powoli w jej stronę i ze skwaśniałą miną powiedział:
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
- Nadal się pan gniewa? – zapytała cicho.
- Wracaj do siebie. – mruknął, otworzywszy drzwi. Zanim wszedł do środka, Tottie szybko do niego podeszła. Stanęła tuż przy nim, i patrząc wprost na niego podjęła po chwili:
- Przepraszam. To nie powinno mieć miejsca. Ma pan rację, za dużo sobie pozwalam.
Snape westchnął głęboko, przecierając oczy ze zmęczenia. Spojrzał w jej zielone oczy, które tak bardzo przypominały mu o Lily, i może tylko dlatego rozmawiał z tą dziewuchą.
- Myślisz, że miną niewiniątka, załatwisz wszystko? Na mnie nie działają ładne oczy, jak na Lupina. - powiedział złośliwie.
- Naprawdę przepraszam. – odparła cicho.
- Posłuchaj White, nie mam zamiaru wysłuchiwać twoich żalów. Mogłaś się zastanowić wcześniej. Wróć do siebie.
Gdy kończył to mówić, na schodach do lochów zjawił się dyrektor Dumbledore, który z niefrasobliwym uśmiechem powiedział:
- Severusie, profesor Lupin, chciałby z tobą porozmawiać.
- Nie mam jeszcze tego o co prosił. – mruknął Snape.
- Remus wrócił? – ożywiła się nagle Tottie, podbiegając do dyrektora. – Mogę się z nim zobaczyć?
- Myślę, że bardzo się ucieszy. – odparł Dumbledore, a dziewczyna nie czekając dłużej pobiegła w górę do swojego ulubionego nauczyciela.
- Severusie, pozwól na słowo. – dyrektor zwrócił się do Nietoperza, ten zazgrzytał zębami, ale ostatecznie podążył za starym dropsem.
Gdy Tottie dobiegła pod salę Obrony Przed Czarną Magią, na chwilę się zatrzymała zanim popchnęła drzwi. Były lekko uchylone co znaczyło, że jednak ktoś tam był. Chwilę stała próbując złapać oddech, poprawiła włosy w kolorze bieli, które wyglądały jak po huraganie, i powoli weszła do środka.
- Remus? – zapytała. Po sali poniosło się echo jej głosu. Gdy miała wejść na półpiętro, ze gabinetu wyłonił się wysoki mężczyzna. Był chudszy niż wcześniej, bledszy, a ubrania wisiały na nim jak na wieszaku. Wyglądał jakby trawiła go jakaś paskudna choroba.
- Jak się czujesz? – podeszła bliżej z zatroskaną miną.
- Dobrze. Mogę nawet powiedzieć, że znakomicie. – uśmiechnął się serdecznie. – Co cię tutaj sprowadza, Tottie?
- Dumbledore powiedział, że wróciłeś. Chciałam cię zobaczyć. Chorowałeś?
- Troszeczkę, ale już jest dobrze.
Tottie uśmiechnęła się słabo i oparła się o ławkę. Remus wodził za nią wzrokiem, czekając co dalej powie. Wiedział, że dziewczyna musi zebrać myśli.
- Wiesz, tak sobie myślałam – zaczęła. – że może chciałbyś wpaść do mnie i mojej siostry na święta? Chyba, że masz inne plany. – zakończyła niepewnie, patrząc na niego uważnie.
- Z przyjemnością. – uśmiechnął się, po czym podszedł bliżej. Wyciągnął dłoń i delikatnie odgarnął niesforne kosmyki włosów, które plątały się po twarzy Tottie. – Śliczna jesteś.
Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, i zanim zdążyła powiedzieć słowo, Remus objął ją w talii i, delikatnie zbliżając się w jej stronę, pocałował.
- Przepraszam... nie powinienem. – powiedział, wypuszczając ją z objęć, jednak dziewczyna złapała go za dłoń i zatrzymała.
- Nie przepraszaj. – uśmiechnęła się łagodnie. – Jeśli o mnie chodzi to nie mam nic przeciwko.
Zbliżyła się do niego, obejmując w pasie, a gdy chciała kolejny raz go pocałować, drzwi od sali nagle otworzyły się z wielkim hukiem, a do środka wpadła Snape.
Tottie szybko odsunęła się od Remusa i z zażenowaną miną stanęła obok. Opuściła głowę, żeby ukryć swoje rumieńce, i założyła ręce za siebie. Zdążyła zauważyć zdziwione spojrzenie Nietoperz, gdy wpadł do Sali. Lupin natomiast, szybko odzyskał rezon i powiedział do Snape'a:
- Co Cię tutaj sprowadza, Severusie?
- To co zwykle, Lupin. Twój eliksir. - odpowiedział krzywiąc się paskudnie.
- A, no tak. Dziękuję Ci bardzo. - to mówiąc, Lupin wziął od Snape'a mały flakonik, który ten trzymał w dłoni.
- Wypij to czym prędzej. - powiedział chłodno Nietoperz i odwrócił się od nich, idąc w stronę wyjścia. Potem zatrzaskując drzwi, dramatycznie wyszedł.
Tottie patrzyła na zamknięte drzwi, przez które zniknął Snape, nie zwracając uwagi, że Remus odwrócił się w jej stronę, spoglądając na nią. Było jej wstyd za to, co ostatnio powiedziała Snape'owi. Nie powinna. Chciała go przeprosić, próbowała. Przyszła nawet do niego skruszona, z wyrzutami sumienia, które gryzło ją dzień i noc, a on ją po prostu odprawił. Już nawet nie prowadził z nią zajęć i od kilku tygodni nie była w lochach.
- Coś się stało? - z rozmyślań wyrwał ją głos Lupina.
- Nie, nie. Wszystko jest dobrze. - powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- Na pewno?
- Oczywiście. To wpadniesz do nas na święta? - szybko zmieniła temat, na powrót się uśmiechając.
- Jasne, o której mam być?
- Myślę, że o osiemnastej. Maddie na pewno się ucieszy. Jutro przyślę Ci adres.- powiedziała.
- Maddie? – zdziwił się Lupin.
- Moja siostra. – zaśmiała się. – Mieszkamy razem.
- No tak, mówiłaś.
- Bardzo się cieszę, że spędzimy razem te święta. – uśmiechnęła się. – Nawet nie wiesz jak bardzo.
Po tych słowach, pocałowała go w policzek i poszła w stronę wyjścia. Uśmiechnęła się na odchodne i zniknęła w ciemnym korytarzu.
***
W zamku czuć już było klimat świąt. Wszędzie wisiały przeróżne ozdoby, świecidełka, girlandy i jemioły. Wokół unosiła się woń przypraw korzennych i pomarańczy. Uczniowie kończyli ostatnie zajęcia przed przerwą świąteczną i pakowali się do domu. Tottie schodząc na korytarz przy wielkiej sali obserwowała ostatnie przygotowania do świątecznej kolacji na pożegnanie uczniów. Profesor Flitwick dekorował ostatnie gałązki choinek, a w międzyczasie prowadził próbę chóru. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, bo zazwyczaj pomagała profesorowi zaklęć, ale w tym roku jakoś jej to umknęło.
Weszła do środka i zbliżając się do swojego dawnego nauczyciela, skinęła głową na powitanie i poszła dalej do stołu, gdzie siedziała profesor Mcgonagall.
- Dzień dobry, pani profesor. – powiedziała.
- Witaj, Tottie. Usiądź. Co cię sprowadza? – odparła serdecznie starsza czarownica.
- W zasadzie, to przyszłam popatrzeć na ozdoby.
- Zdziwiłam się, że nie dekorujesz z profesorem Flitwickiem. – powiedziała Mcgonagall, uśmiechając się w stronę dziewczyny. Ta jednak smętnym wzrokiem spojrzała przed siebie.
- Zapomniałam o tym. – odparła po krótkiej chwili milczenia.
- Coś się stało, Tottie? Jakaś jesteś nie swoja. – zmartwiła się profesor. – Znowu miałaś nawrót?
- Nie, nie. Wszystko dobrze. – powiedziała z uśmiechem. – Profesor Snape... - w tym momencie zamilkła.
- Ah, o niego chodzi. – Mcgonagall zrozumiała wszystko. – Znowu się sprzeczacie?
- Można tak powiedzieć. Profesor już się do mnie nie odzywa... przestał nawet prowadzić ze mną zajęcia.
- To musieliście mieć poważną kłótnię. O co poszło?
- To moja wina... - zaczęła Tottie. – Nie umiem trzymać języka za zębami i powiedziałam za dużo. Ale profesor też nie jest bez winy. – w tym momencie przeszła do ofensywy i założyła ręce na piersi.
- W to nie wątpię. – wtrąciła z uśmiechem Mcgonagall.
- Potraktował mnie jak uczniaka. Gryffindor dostał pracę domową, a profesor Snape uznał, że ja też mam ją zrobić.
- I wtedy mu wygarnęłaś? – zachichotała profesor.
- Tak. – Tottie zmarkotniała. – Żałuję.
- Próbowałaś porozmawiać z nim?
- Próbowałam ale on nie chce słuchać. Wygania mnie. – westchnęła dziewczyna.
- Oh Tottie. – powiedziała Mcgonagall łapiąc ją za dłoń. – Severus jest bardzo uparty, i bywa zgryźliwy, ale wierz mi, nie jest tak całkowicie odczłowieczony. Daj mu czas i potem znowu spróbuj z nim porozmawiać, a może wtedy cię wysłucha. To poczciwy młody człowiek.
- Młody? – zachichotała Tottie.
- Jesteś od niego tylko dziewięć lat młodsza. – uśmiechnęła się Mcgonagall. – Dajcie sobie czas, a na pewno się dogadacie.
- Prędzej profesorowi kaktus na dłoni wyrośnie. – sarknęła.
- Czas, moja droga. – odparła łagodnie nauczycielka.
Przez chwilę siedziały w milczeniu, obserwując profesora zaklęć, który kończył dekorowanie sali. Uczniowie przechadzali się korytarzem i zaglądali do środka, aby móc popatrzeć na piękne ozoby i choinki. Wszystko wyglądało na spokojne i zawieszone pomiędzy przygotowaniami, a samymi świętami, które nadejść miały już niedługo.
- Kiedy jedziesz do siostry? – zapytała nagle Mcgonagall.
- Dziś wieczorem.
- Więc nie zostaniesz na kolacji?
- Niestety. – odparła dziewczyna. – Obiecałam siostrze, że przyjadę wcześniej pomóc.
Po czym Tottie podniosła się z krzesła i odeszła kilka kroków. Spojrzała jeszcze raz na udekorowaną salę, po czym pożegnała się ze starszą czarownicą i wyszła. Miała zamiar wstąpić jeszcze na chwilę do biblioteki, wypożyczyć kilka książek, a kilka oddać. Potem musiała zabrać kufer i pojechać na stację Hogsmead. Idąc korytarze na pierwszym piętrze, gdzieś kątem oka zauważyła powiewającą czarną pelerynę, która natarczywie ją unikała.
~~~~~
W Londynie śnieg padał tak obficie, że nie było widać nic w promieniu kilku metrów. Białe ulice skrzyły się w blasku zachodzącego na czerwono słońca, a lekki wiatr od czasu do czasu wzniecał puch w powietrze. Na stacji Kings Cross panował jeszcze większy hałas i rwetes niż zazwyczaj. Widać było, że wszyscy czym prędzej zmierzali do domu, aby przygotować się do wigilii, która miała nadejść już jutro.
Tottie ciągnąc za sobą kufer przedzierała się przez tłum ludzi, który wcale nie rzedniał. Pomiędzy jednym skrętem, aby nie zderzyć się z kobietą w czerwonym płaszczu, a unikiem przed parasolką starszego pana, zauważył stojącą nieopodal Maddie.
- No czekam tu na ciebie z godzinę. – powiedziała z uśmiechem, podchodząc do siostry.
- Przecież mówiłam, że będę siedemnasta dziesięć. – zaśmiała się Tottie, ściskając Maddie.
- Wystosuje skargę na te wasze koleje. Babcia się już niepokoi, zupa stygnie, a ciebie nie ma.
- Babcia już jest? – ucieszyła się Tottie.
- Oczywiście. Od rana ze mną siedzi i gotuje.
- No tak, cała babcia Matylda.
Potem, przedzierając się przez tłum, szły w stronę wyjścia ze stacji, cały czas rozmawiając o minionych miesiącach, w których się nie widziały. Maddie perorowała w najlepsze o swojej nowej pracy na lotnisku, o starych znajomych, których spotkała, a nawet o ciotce, która ostatnio przyleciała z Ameryki i ją odwiedziła. Była to siostra ojca Maddie, która w młodości wyjechała z Anglii ze swoją miłością. Potem się rozwiedli i bańka prysła, jednak ciotka została w Stanach. Przez całą drogę, gdzie buzia Mad ani razu się nie zamknęła, Tottie milczała jak zaklęta, tylko od czasu do czasu przytakiwała siostrze.
- A ty chora jesteś, że tak milczysz?- zapytała w końcu starsza siostra.
- Nie. Słucham co opowiadasz, tak dawno nie słyszałam twojego głosu. – odparła niemrawo Tottie.
- Zawsze to ty dużo gadasz, a teraz milczysz. Coś się stało?
- No mówię, że nic. – warknęła Tottie. – Mów dalej.
- Oho. Opcje są dwie, albo pokłóciłaś się znowu ze Snape'em, albo się zakochałaś.
- Maddie, proszę cię. Ani jedno ani drugie.
- Ale coś ze Snape'em, mam rację? - dopytywała Maddie, otwierając drzwi do samochodu. Potem obie zajęły miejsca i Mad ruszyła z piskiem opon.
- Może. – mruknęła młodsza dziewczyna.
- Zakochałaś się w nim.
- Pochrzaniło cię do końca?! – oburzyła się Tottie. – To mój nauczyciel.
- I co z tego? – Mad wzruszyła ramionami. – Psy się na lata nie gryzą. Czy jakoś tak.
- Nie, nie zakochałam się w Snape'ie. To niedorzeczne.
- No to co się stało?
- Nic, zmęczona jestem. – Tottie odwróciła głowę w stronę szyby. – Jutro wpadnie do nas na kolację mój znajomy.
- Chłopak? – ucieszyła się Maddie. – Miałam rację, zakochałaś się.
- Lubię go po prostu. To miły człowiek.
- Mieszka w Hogwarcie i ma czarną pelerynę?
- Maddie! – krzyknęła dziewczyna.
- Przepraszam. – zachichotała. – Więc kim on jest?
- Nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią. Uczy mnie w tym roku. – odparła Tottie.
- Nauczyciel. A przed chwilą powiedziałaś, że nie wypada ci się zakochać w nauczycielu.
- Ty głupia jesteś. Powiedziałam, że Snape jest moim nauczycielem.
- A ten ten, co go zaprosiłaś nie jest? – zachichotała Mad.
- To inna sytuacja. Remus jest inny.
- Ah, tajemniczy Remus. To wiele wyjaśnia. – Mad przewróciła oczami. – A Snape?
Tottie spojrzała na siostrę i po chwili ciszy powiedziała:
- Snape jest Nietoperzem. Wrednym Nietoperzem.
- No tak, to wiele wyjaśnia. – sarknęła Maddie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro