Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Śpiąca Królewna.

Dni zmieniły się w tygodnie, a Tottie dalej pogrążona była w twardym, śmiertelnym śnie. Snape cały czas nad nią czuwał. Z rana miał lekcje z uczniami, a zaraz po nich biegł do skrzydła szpitalnego. I tak zlatywały dni. Cały Hogwart pogrążony był w marazmie, bo Dumbledore musiał uciekać pod zarzutem tworzenia swojej armii, którą notabene, tworzyli Harry Potter i jego przyjaciele, bo chcieli uczyć się magii w praktyce. Nową dyrektorką została Umbridge i od razu, wzmorzyła swoje represje i reżim.

Pewnego czerwcowego dnia, przy końcu roku szkolnego, Snape znowu spędzał popołudnie przy łóżku Tottie. Dziewczyna była biała, prawie pergaminowa i z dnia na dzień, nadzieja, że się obudzi, słabła. Przez cały ten czas, Severus uświadomił sobie pewną ważną rzecz. Doszedł do wniosku, że Tottie była jedyną osobą, która widziała w nim zwykłego człowieka, a może nawet i przyjaciela. Zawsze była dla niego miła i obdarzała go serdecznym uśmiechem każdego dnia. A on, wredny nietoperz z lochów, tego nie widział... W zasadzie to nie chciał widzieć, bo nie umiał zrozumieć, że ktoś taki jak White, serdeczna, miła i radosna osoba, może lubić kogoś takiego jak on. Miał do siebie pretensje, że nie zdążył jej przeprosić za wiele rzeczy i, że już pewnie nigdy tego nie zrobi...

Nagle poczuł na swoim ramieniu, czyjąś dłoń. To Poppy stanęła obok niego i ze smutkiem wymalowanym na twarzy, powiedziała cicho:

- Severusie... Tottie się już nie obudzi. Odeszła. - Snape nie chciał tego słuchać. Odwrócił wzrok i spojrzał na dziewczynę. Nie chciał pozwolić jej odejść jak Lili. Obiecał Dumbledore'owi, że ją ochroni, że nie pozwoli jej umrzeć zbyt wcześnie. Teraz to wszystko wydawało się Snape'owi okrutne. To co powiedział Dumbledore, było podłe i przerażające... Snape nie miał w ogóle zamiaru pozwolić jej umrzeć, a przynajmniej nie teraz i nie tak... znalazł nawet rozwiązanie jej problemu z Wywarem Tojadowym i z Mandragorą. Nic jej nie mówił, bo sam jeszcze nie był do końca pewien, ale na Merlina! Chciał jej pomóc, chciał aby żyła normalnie, szczęśliwie, bez Obskurusa.

- Ona żyje - warknął – oddycha.

- Posłuchaj. Jesteś mądrym czarodziejem, znasz się na eliksirach jak nikt inny w tym zamku i doskonale zdajesz sobie sprawę z tego jak działa ta trucizna. - mówiła cicho pielęgniarka. - Zrobiłeś wszystko co mogłeś... Teraz czas, abyś pozwolił jej odejść.

- Przestań...

- Popatrz na nią, Severusie - powiedziała spokojnie, a Snape podniósł wzrok i skierował na śpiącą dziewczynę. Była prześliczna, jej kasztanowe włosy, rozlane po całej poduszce i widoczne gdzieniegdzie piegi, sprawiały wrażenie, że z każdą chwilą patrzenia na nią, stawała się ładniejsza.
A więc tak wygląda naprawdę... - pomyślał Snape. Dotąd, widział ją tylko taką, jaką chciała żeby ją widział. Widocznie trucizna osłabiła jej zdolności metamorfomagiczne.

- Wygląda jakby spała... Tak jakby śmierć nic nie zmieniła, nic jej nie zabrała - kontynuowała Poppy - Powinieneś się cieszyć, że nie cierpiała, a odeszła w spokoju...

- Nie odeszła, trzeba poczekać – powiedział chłodno.

- Severusie...

- Nie, i przestań mówić do mnie tonem zatroskanej mamuśki! – krzyknął. – Nie pozwolę jej umrzeć. Nie, dopóki jestem tutaj nauczycielem!

- Snape, doskonale wiesz, że nic nie zdziałasz. – powiedziała ostro Poppy, zakładając ręce na piersi. – Choćbyś nie wiem co robić, nie wrócisz jej życia. Choćbyś się zarzekał, krzyczał, płakał, nie masz takiej mocy.

- Znam się przecież na eliksirach, wiem że jej pomoże. – mruknął i zamilkł na chwilę, po czym kontynuował cicho, jakby wstydząc się własnych słów – Nie chcę żyć dłużej niż ona, bo dlaczego? Ona jest dobra, ja nie.

Poppy spojrzała na niego z lekkim uśmiechem i zrozumieniem. Przyciągnęła krzesło i usiadła obok niego, biorąc go za dłoń.

- Wiem, Tottie potrafiła zjednać sobie ludzi. – powiedziała łagodnie. – Ale czas twojego życia nie decyduje o jego wartości czy znaczeniu. Pamiętasz, co ci kiedyś mówiłam?

Snape spojrzał na nią, ściągając brwi.

- To nie czas jest ważny, ale osoba, która w nim była. I jeśli była ona właściwa, to zobacz jaki to prezent od losu!

- Albo klątwa... - mruknął, a Poppy pokręciła głową z dezaprobatą.

- Severusie, każdy z nas, każdy człowiek, którego spotykamy w naszym życiu jest historią, opowieścią, a od nas zależy, czy będzie ona dobra. – odparła. – Czy twoja historia z Tottie była dobra?

Snape zamyślił się na chwilę. Spojrzał na nieprzytomną dziewczynę, zdając sobie sprawę, że pielęgniarka ma rację. To już był koniec, a on musiał to zaakceptować i pozwolić Tottie odejść. Tyle razy ludzie odchodzili z jego życia, umierali; a on żył dalej. Czuł się jak nieśmiertelnik, który musi opłakiwać śmiertelnych ukochanych, a niełatwo jest przeżyć tych, których się kocha, bo za każdym razem łamią serce. Coraz bardziej łamią, aż w końcu nie da się go poskładać w dawny kształt, bo jakiejś drobinki będzie brakować.

- Była najlepsza. – odparł po dłuższej chwili. Poppy uśmiechnęła się ze zrozumieniem i wstając z krzesła powiedziała:

- Pożegnaj się z nią, a ja napisze list do Dumbledore'a. - poklepała go po ramieniu. Po chwili zniknęła w swoim gabinecie, a Snape został sam ze swoim bólem. Popatrzył jeszcze raz na dziewczynę i w końcu musiał dopuścić do siebie myśl, że jej już nie ma. Zawiódł... spóźnił się o kilka minut, nie zwrócił uwagi na jej nieobecność, choć zawsze go informowała gdzie idzie i co zamierza zrobić. Często nie pytając o to, czy chciał to wiedzieć. Tamtego dnia ją zostawił samą...

Podniósł się z krzesła i pochylił nad śpiącą dziewczyną. Pogładził jej kasztanowe włosy, które wszędzie się wiły.
Wziął ją za dłoń i pochyliwszy się bardziej, aby Poppy nie usłyszała jego pożegnania, powiedział cicho:

- Jeśli czas już iść, pamiętaj co zostawiasz. Pamiętaj to najlepsze. – dotknął wargami jej zimnego czoła. – Chciałbym cię jeszcze kiedyś spotkać, mam ci tak wiele do powiedzenia. Wybacz, że cię zostawiłem, choć obiecałem co innego. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym cofnąć czas. – odsunął się by spojrzeć na nią po raz ostatni. Pogładził jej kasztanowe włosy i odgarnął z jej twarzy. – Nie sądzę bym mógł cię zapomnieć, Tottie. Nie chciałem żyć bez ciebie, ale skoro podjęłaś decyzję żeby odejść, to uszanuję to. - ścisnął mocniej jej drobną dłoń i delikatnie ucałował jej zimne i blade czoło. Potem wyprostował się i wyszedł z sali, mijając po drodze Poppy, która z żalem uśmiechnęła się do niego. Z trudem i bólem opuszczał to miejsce i Tottie. Wiedział, że zobaczy ją jeszcze jeden raz, gdy będą ją składać do trumny... na to nie był gotowy i nigdy nie chciał być.

Nagle, stanął w progu drzwi. Zatrzymał go pełen radości i zaskoczenia głos Pomfrey, która wołała:

- Severusie, wróć tutaj!

Nie czekał dłużej. Odwrócił się w stronę sali i ponownie wszedł do niej. Podszedł wprost do środkowego łóżka, gdzie leżała Tottie i osłupiał. Dziewczyna patrzyła na niego swoimi szmaragdowymi oczyma i szeroko się uśmiechała. Nagle uświadomił sobie, jak bardzo brakowało mu tego uśmiechu.

- Profesorze... - wychrypiała dziewczyna. Po takim czasie, jej głos był słaby i niewyćwiczony.
Snape usiadł z powrotem na krześle i z uwagą wpatrywał się w dziewczynę.

- Wszystko u Pana w porządku? - zapytała marszcząc brwi w wyrazie zastanowienia. Snape nie odpowiedział, tylko cały czas patrzył z mieszaniną zdziwienia i niedowierzania. - Myślisz, że postradał zmysły do końca? - Tottie zapytała Pomfrey, która stała i cicho chichotała.

- Zostawię was samych. - powiedziała w końcu pielęgniarka i wyszła.

- Powie Pan coś w końcu? Bo zaczynam się bać. - powiedziała zdezorientowana Tottie.

- W końcu raczyłaś się obudzić. Już chciałem szukać jakiegoś księcia, jak w tych mugolskich bajkach, aby cię pocałował. - sarknął.

- Ha. Ha. Ha. Ale się uśmiałam. – mruknęła – Rozumiem, że księciem miałby być pan? – wyszczerzyła się.

- Twoje niedoczekanie, smarkulo! Pamiętasz co się stało? - zapytał nagle, poważnym tonem.

- Niewiele. Spotkałam Umbridge na korytarzu, jak szłam do Poppy. Zaproponowała mi herbatę i chciała mnie przeprosić za... za represje wymierzone w moją osobę. - sarknęła - Co ona mi zrobiła, profesorze?

- Prawdopodobnie wlała ci do herbaty, truciznę 86.

- A czy to nie jest ta trucizna, która... - zaczęła mówić ale Snape jej przerwał.

- Tak, to ta, o której uczyłaś się w zeszłym roku.

- Wiedziałam, że coś knuje... moja głupota prawie mnie zabiła - powiedziała- ma Pan rację, jestem nieodpowiedzialna i głupia.

- Przestań, White. Tej babie wszystko mogło przyjść do głowy. Nie twoja wina. - powiedział stanowczo- A teraz, odpoczywaj.

- No nie! Profesor Snape, każe mi odpoczywać. Świat się kończy. - zaśmiała się.

- Nie prowokuj mnie White. – syknął.

- Ale tak dawno się nie widzieliśmy. Muszę to nadrobić.

- Ja Cię oglądałem non stop. Mam Cię dosyć. Idę do siebie. - sarknął i podniósł się z krzesła. Nagle poczuł, jak drobna dłoń dziewczyny łapie go za jego. Spojrzał na nią z zaciekawieniem i czekał, co też ona znowu wymyśliła.

- Dziękuję - powiedziała z delikatnym uśmiechem.

- Za co, niby?

- Niech Pan już nie udaje.

- Nie wiedziałem, że ta trucizna zabija szare komórki. Muszę to zapisać. - sarknął i odszedł, a Tottie zachichotała cicho odprowadzając go wzrokiem.

~~~~~

Następnego dnia rano, Tottie czuła się już zdecydowanie lepiej, więc postanowiła wybrać się na eskapadę po zamku. Oczywiście, musiała uważać, aby nie natknąć się na Snape'a, bo awantura byłaby murowana. Postanowiła więc unikać lochów i schodów do nich.
Zeszła na parter i potem do kuchni. Była przeraźliwie głodna i chciała zjeść coś normalnego niż Papki Cioci Pomfrey.
Weszła do środka i już od progu przywitały ją dwa skrzaty. Rozpoznała je od razu. Był to Zgredek i Minka, skrzatka Snape.

- Panienka Tottie! Jak dobrze Panienkę wiedzieć - powiedział Zgredek, podając jej swoją małą łapkę na przywitanie. Dziewczyna z radością go uścisnęła.

- Panicz Snape nic nie chciał Mince powiedzieć, a Minka się martwiła - zaskrzeczała skrzatka stojąca obok.

- Wszystko dobrze. Byłam trochę chora, ale już jestem na nogach. Czy mogłabym prosić o coś do zjedzenia. Jestem strasznie głodna.

- Oczywiście, oczywiście. Proszę usiąść - powiedziała Minka i poprowadziła dziewczynę do stołu.
Po dziesięciu minutach, przed Tottie pojawiły się najróżniejsze potrawy. Kurczak pieczony, indyk w galarecie, zupa dyniowa i strudel jabłkowy. Dziewczyna ze smakiem zjadła wszystko co dostała i w końcu, czuła się najedzona do syta, nie to co po kleikach Cioci Poppy, których miała serdecznie dość.

Gdy wracała z kuchni, gdzieś na korytarzu na pierwszym piętrze, zauważyła kątem oka przemykającą sylwetkę Snape'a. Stwierdziła, że lepiej pójść okrężną drogę niż się na niego natknąć i przez kolejną godzinę słuchać tyrady jaką to jest beznadziejną dziewczyną. Wycofała się więc, chcąc iść do drugiej klatki schodowej, gdy nagle, zatrzymał ją zimny i morderczy głos nietoperza z lochów.

- Można wiedzieć, co tu robisz?

Tottie znieruchomiała w jednej sekundzie. Powoli zaczęła obracać się na pięcie w stronę Nietoperza, zastanawiając się , jak uniknąć śmierci.

- Lunatykuję. - odpowiedziała z szerokim wyszczerzem.

- Wiesz, że jesteś bezczelna? - warknął - Czy nie wyraziłem się jasno, że masz zakaz wychodzenia ze skrzydła szpitalnego?

- Głodna byłam. Poppy chce mnie zagłodzić - udawała skruchę - poszłam tylko do kuchni, gdzie skrzaty zrobiły mi śniadanie.

- I tak. Ci. Nie wierzę. - wycedził każde słowo. - Wynocha do skrzydła szpitalnego.

- A jak nie? - zapytała buntowniczo, zakładając chude ręce na równie chuderlawej piersi.

- To wtedy, panno White, będę musiał zanieść Cię siłą - powiedział ze złośliwym uśmiechem i obserwował jak policzki dziewczyny przybierają kolor rubinu.

- Nie ośmieli się Pan - powiedziała roziskrzonymi oczami, gotowa na kolejną potyczkę z wrednym Nietoperzem.

- Przekonamy się? - zapytał i już się schylał, żeby ją podnieść, jednak Tottie zareagowała szybciej i w podskokach biegła do skrzydła szpitalnego, krzycząc:

- Już idę, już idę!

Snape poszedł za nią. Chciał sprawdzić czy na pewno dotrze do sali pani Pomfrey, a z drugiej strony chciał ją trochę podrażnić.
Gdy oboje znaleźli się w skrzydle szpitalnym, Tottie trochę wcześniej niż Snape, biegnąc do łóżka i chowając się pod kołdrą, krzyczała do Poppy:

- Nie wpuszczaj go tu. Oszalał. Powiedz, że mnie nie ma, nich zmyli trop!

Poppy zdezorientowana, tylko zachichotała i nie zdążyła nic odpowiedzieć, bo po chwili do środka wpadł Snape z powiewem swojego czarnego płaszcza.

- Widzisz White, jak chcesz to ty potrafisz być posłuszna. - sarknął siadając obok jej łóżka.

- Czemu mnie Pan dręczy? - zapytała wychylając się zza kołdry.

- Ja Ciebie dręczę? To wierutne kłamstwo. To ty mnie dręczysz.

- Od dręczenia zawsze był pan. – mruknęła. – Nawet w szkole. W każdym razie, może Pan iść. Jak Pan widzi, jestem już w łóżku i nie mam zamiaru się stąd ruszać.

- White, my jesteśmy w szkole- sarknął i naraz spoważniał – a mogę zostać?

Tottie trochę zdziwiona ale i pocieszona tym faktem, odkryła ramiona, usadowiła się plecami o oparcie łóżka i ze złośliwym uśmiechem powiedziała:

- Dobrze, jeśli mi Pan poczyta.

- Ile Ty masz lat? - zapytał ze znaczącym westchnieniem.

- Już to ustalaliśmy. Dwadzieścia siedem - odpowiedziała ze śmiechem – urodzona jestem w ...

- Znam twoją datę urodzenia – syknął przerywając jej wątpliwej jakości mądrości. - Co mam czytać?

- O to - powiedziała, podając mu książkę, która leżała obok na szafce. - Ładny wisiorek, jakaś pamiątka? - zauważyła jak spod płaszcza wystaje Snape'owi srebrna lilia.

- Nie interesuj się smarkulo - mruknął chowając wisiorek do kieszeni i znowu zajął się książką. - Władca pierścieni, dwie wieże - przeczytał okładkę - To jakaś mugolska lektura? - zaczął wnikliwie oglądać książkę.

- Klasyka literatury fantastycznej. Moja ulubiona część. Niech Pan czyta.

Snape otworzył książkę na zaznaczonym miejscu i zaczął

W krainie Rohan pośród pół, wśród traw zielonoburych
Zachodni z szumem wieje wiatr i w krąg owiewa mury... **


** - cytat przytoczony z powieści pt: "Władca Pierścieni, Dwie Wieże"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro