List 1 - Drogi Dream'ie!
Drogi Dream'ie!
Te formalności są straszne, ale żeby uszanować uczucia facetki od polskiego, postanowiłem napisać to na początku.
Pewnie w tej chwili zastanawiasz się „Co do cholery się stało?!". Chociaż ty jesteś pizdą i nigdy nie powiedziałbyś takiego słowa jak cholera. Dobra, piszę bez sensu. Powinienem przejść do sedna. Umarłem. Jeszcze nie zdecydowałem w jaki sposób, ale umarłem. Możesz być za to na mnie zły. Możesz być smutny. Możesz czuć ulgę. Cokolwiek. Po prostu zrozum, że nie zmienisz tego co się stało. Nie zastanawiaj się co by się stało gdyby. Przerosło mnie to. Przerosło mnie to wszystko. Przerósł mnie ten cały, pierdolony świat. Nie miałem ochoty tutaj żyć. Tu, gdzie wszyscy czują do mnie jedynie nienawiść. Tu, gdzie największym zbawieniem dla mnie było siedzenie w swoim pokoju i gapienie się w sufit. Tu, gdzie wszyscy uważają mnie za tego gorszego i mają kurwa rację. Mógłbym teraz ponarzekać na swoje życie. Na to, że to zawsze na Ciebie patrzyli. Na to, że matka Cię faworyzowała. Na to, że wszyscy porównywali mnie do Ciebie. Na ciągłe pytania: „Dlaczego nie jesteś taki jak Dream?" Ale też na to, że dragi były silniejsze ode mnie. Na to, że w fali wściekłości rozwaliłem prawie wszystkie meble w salonie. Na to, że waliłem pięścią w drzwi Twojego pokoju i krzyczałem do Ciebie, że już dawno powinieneś być martwy. Na to, że nie potrafiłem być dobrym bratem. Ale nie chcę, żebyś brał to do siebie. To nie Twoja wina, że jesteś idealny. To moja wina, że jestem zepsuty. Złamany. Naprawdę jesteś jedyną osobą, która kochała mnie pomimo wszystko. Moja śmierć to nie Twoja wina. To moja wina. Tylko moja. Nie umiem. Naprawdę nie umiem tutaj żyć. Każdego ranka budziłem się ze strachem, że będę musiał wyjść z łóżka. Do tych wszystkich ludzi. Cokolwiek bym nie zrobił, wpadam w jeszcze większe bagno. Chciałem postawić się wrednym dzieciakom z placu zabaw - zostałem agresorem. Chciałem ulżyć sobie w inny sposób niż kaleczenie swojego ciała - zdemolowałem dom. Chciałem zaznać trochę spokoju zażywając narkotyki - wyrobiłem sobie opinię ćpuna i uzależniłem się. Dlaczego ja zawsze muszę sobie spieprzyć życie?! Nie znam zasad tej gry, dlatego zawsze przegrywam. Może pominąłem jakiś samouczek, czy coś. Znowu pieprzę od rzeczy. Po napisaniu tego listu, mam zamiar znowu coś wciągnąć, może to dlatego. A gdyby tak zaćpać się na śmierć. To byłby odpowiedni koniec dla człowieka takiego jak ja.
Chyba skończę już ten list. Zaraz skończy mi się miejsce na kartce, a chciałem się zmieścić na jednej. Nie wiem czy przekazałem wszystko co chciałem. Główna myśl jest taka, że pomimo tego, że całe życie obwiniałem Cię za wszystkie swoje porażki życiowe, bardzo Cię kocham. Nie zabiłem się z myślą jak bardzo Cię nienawidzę. Zabiłem się z myślą jakie życie stanie się piękne, kiedy już odejdę.
Nightmare
Czytałem ten list z łzami w oczach. Co jakiś czas musiałem przecierać je ręką, żeby cokolwiek widzieć. Każdy przeczytany wyraz bolał mnie coraz bardziej. Dlaczego to zrobił? Dlaczego nic nikomu nie powiedział? Przecież mogliśmy mu pomóc.
Wziąłem jego poduszkę do rąk i się do niej przytuliłem. Nadal nie mogę się pozbierać. Przez moje ciało przechodzą jakieś dziwne dreszcze. Zabrali go jakieś pół godziny temu, w sumie nie wiem nawet gdzie. Gdzie zabiera się martwe osoby? Nie! Nie chcę wiedzieć!
Poszliśmy z mamą na zakupy. Zaproponowałem mu nawet, żeby poszedł z nami, ale Nightmare nie lubi wychodzić do ludzi. Nie lubił. Nie było nas dość długo. Najbliższy sklep jest trochę daleko a mama chciała skorzystać z ciepłej pogody i przy okazji pójść na spacer. Kiedy wróciliśmy do domu zawołała go, żeby pomógł nam z rozpakowaniem zakupów, ale nie odpowiadał. W sumie zawsze wolał udawać, że nie słyszy, więc nie było to dziwne. Postanowiłem więc, że nie będę go męczył. Nie chciał też zejść na kolację, więc postanowiłem zanieść tosty do jego pokoju. Zapukałem, ale znowu mi nie odpowiedział. Pomyślałem, że być może znowu się na nas obraził, albo w najgorszym wypadku znowu wciągnął te swoje świństwo. W sumie miał kiepski dzień w szkole. Wdał się w sprzeczkę z kimś z maturzystów i doszło do rękoczynów. W takim razie postanowiłem, że położę mu jedzenie na biurku i wycofam się tak szybko jak to możliwe.
Kiedy wszedłem do pokoju nie usłyszałem żadnych krzyków ani żadnego przekleństwa. Za to wdepnąłem w coś mokrego. Zapaliłem światło, bo było ciemno. Nightmare nie wpuszcza światła z zewnątrz, przez zasłony w oknach. Kiedy mogłem już dostrzec w co tak właściwe wdepnąłem z moich ust wydobył się niekontrolowany krzyk, a talerz z tostami wypadł mi z rąk. Nigdy nie zapomnę tego widoku. Leżał na podłodze, w kałuży swojej krwi, która rozlała się aż pod drzwi. Jego skóra była jeszcze bledsza niż wcześniej. A ręce i nogi były pocięte. Mama usłyszała mój krzyk i kiedy zobaczyła co się dzieje, zadzwoniła po karetkę. Kazała mi wyjść z pokoju, ale ja uparłem się, że chcę w nim zostać. Sam nawet nie wiem dlaczego. Możliwe, że myślałem, że to tylko taki żart. Mój brat zrobił sobie charakteryzację i użył sztucznej krwi, żeby później wypominać mi, że jestem głupi i dałem się nabrać. Chciałem w to wierzyć. Niestety moje nadzieje zostały rozwiane, kiedy tylko pojawili się sanitariusze i stwierdzili zgon. Nie oddychał. Nie miał wyczuwalnego pulsu. Stracił zbyt wiele krwi. Ja nie chciałem na to patrzeć, ale zawodowcy zauważyli, że naciął sobie ręce nie w poziomie, ale w pionie, przy okazji całkowicie rozpruwając sobie żyły. W jego pobliżu znaleźli opakowanie po narkotykach. Czyli jednak coś wciągnął. Prawdopodobnie po to, żeby aż tak nie czuć bólu.
Teraz siedzę na jego łóżku, przytulając jego poduszkę, czytając jego list, który zaadresował do mnie. Wiem, że Nightmare nie chciał, żebym zastanawiał się co by się stało gdyby, ale jedna rzecz nie daje mi spokoju. Gdybym nie poszedł do tego sklepu, albo gdybym przyszedł po niego żeby rozpakował te zakupy, mógłby przeżyć? Mogliby go uratować? Mógłbym mu powiedzieć jak bardzo go kocham i że razem poradzimy sobie ze wszystkim? Gdybym potrafił go zrozumieć. Gdybym chociażby zauważył, że wcześniej też się samookaleczał. Gdybym dał mu trochę więcej współczucia.
—Nightmare... dlaczego?— zapytałem cicho i schowałem twarz w poduszkę.
Jak bardzo musiało być mu źle, że posunął się do aż tak drastycznej rzeczy?
Mama wysłała mi wiadomość. Zapytała w niej jak się czuję. Skłamałem, że ze mną wszystko w porządku. Nie będę dokładał jej zmartwień. Straciła dzisiaj dziecko, to musi być coś naprawdę strasznego. Nawet ja jako brat nie mogę się pozbierać. Nie mogę uwierzyć w to, że już nigdy go nie zobaczę. Nie usłyszę jego głosu. Chciałbym, żeby tu był. Chciałbym nawet, żeby na mnie krzyczał. Chcę z powrotem mojego brata!! Załkałem jeszcze głośniej. Poduszka jest już prawie cała mokra.
List znalazłem w jego biurku. Poza tym zaadresowanym do mnie leżą tam jeszcze dwa. Na jednej kopercie jest napisane „Do Cross'a", a na drugiej „Do Nightmare". Nie mam bladego pojęcia nawet o co chodzi z tym drugim, a co dopiero co z nim zrobić. Dlatego postanowiłem zostawić go tam gdzie leży. Ten do Cross'a położyłem obok siebie. Myślę, że powinienem mu go przekazać i to czym prędzej.
Włożyłem telefon do kieszeni, założyłem kurtkę i zamknąłem drzwi, a następnie udałem się prosto do jego domu. Mieszka niedaleko nas, więc w razie czego będę blisko. Droga zajęła mi bardzo krótko, zwłaszcza, że prawie biegłem. Kiedy zapukałem do drzwi, otworzył mi Cross.
—Dream! Wszystko w porządku? Dlaczego płaczesz?— wystawiłem list w jego stronę.
—To od Nightmare.— powiedziałem ledwo powstrzymując płacz.
—Może wejdziesz do środka.
—Nie, ja idę d-do domu.— głos mi się lekko załamał, a po policzkach popłynęły łzy. Cross chciał coś powiedzieć, ale zanim to zrobił, odwróciłem się i sobie poszedłem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro