Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Lena

Pierwsze co usłyszałam po przebudzeniu, to szum prysznica gdzieś w oddali. Leżałam z zamkniętymi oczami otulona miękką pościelą pozbywając się ostatnich fragmentów mojego snu. Czułam się zdezorientowana i zagubiona jednocześnie. Śniło mi się coś okropnego, bo na samo wspomnienie, aż miałam gęsią skórkę.

Kiedy odważyłam się uchylić powieki od razu tego pożałowałam. Najwyraźniej poranek przekształcał się już w pełnoprawne południe. Głowa pulsowała mi raz po raz tępym bólem, kiedy ostre promienie słońca raziły w oczy mimo przysłoniętych okien. Kac.

Ale dlaczego? Przecież wczoraj wypiłam góra trzy drinki?

Zaraz. To też nie mój pokój. Próbowałam to wszystko poskładać w całość. Zerwałam się gwałtowanie, aby usiąść i na moment całkiem mnie zamroczyło. W dodatku zaczęło mi być niedobrze.

Oparłam się o granatowy aksamitny zagłówek. Rozejrzałam się powoli. Ktoś urządził to pomieszczenie używając właściwie tylko dwóch kolorów - ciemnej zieleni i różnych odcieni szarości.

Centralnym elementem było duże łóżko, na którym leżałam, bo pościel i poduszki odznaczały się od reszty jasnopopielatym wykończeniem. Ciemne zasłony ciągnęły się od sufitu do podłogi, co rodziło przypuszczenie, że okna zaprojektowano tych samych rozmiarów. Poczułam się malutka. Nieliczne meble oraz drzwi, chociaż ewidentnie drewniane pomalowano na szaro.

Byliśmy w jakiś hotelu? Może jestem u któregoś z chłopaków?

Czystość tego pokoju również wydawała się, aż niepokojąca. Pod jedyny bałagan można było podciągnąć moją rozczochraną osobę oraz przerzuconą niedbale przez krzesło sukienkę, którą kupiłam wczoraj. Szpilki ktoś ułożył równiutko tuż obok drzwi. Z pewnością nie zrobiłam tego osobiście.

Nagle niepokojąca myśl zakradła się do mojej głowy. Zajrzałam przerażona pod kołdrę i odrobinę uspokoiłam oddech. Nadal miałam na sobie bieliznę, więc szanse na to, że najpierw z kimś się przespałam, a potem on mnie uprzejmie ubrał były raczej znikome.

Aczkolwiek jeśli jednak taka sytuacja miała miejsce, to wolałabym uciec z miejsca zdarzenia, jak najprędzej, bo spalę się ze wstydu. Szum wody w przylegającej do pokoju łazience nie mógł trwać wiecznie. Musiałam działać.

Skupiłam się na zlokalizowaniu torebki, ale nie było jej nigdzie w zasięgu wzroku. Ostatnie co pamiętam, to ja pisząca smsa do chłopaków, że mamy spotkać się przed tym nieszczęsnym klubem.

Wyskoczyłam niezgrabnie z łóżka, a raczej sturlałam się cudem prosto na puszysty dywan, który zamortyzował mój upadek. Dosłownie i w przenośni. Zacisnęłam dłonie na grafitowym włosiu, po czym na czworakach ruszyłam po sukienkę w stronę krzesła. Nie dam się zaskoczyć nikomu ubrana jedynie w błękitną, koronkową bieliznę, niczym bohaterka szmirowatego serialu.
Na swoją obronę mam to, że przecież ani przez chwilę nie zamierzałam się rozbierać podczas tej imprezy. Nawet golf ubrałam!

Wciągnęłam na siebie sukienkę, zapięłam i dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć w lustro. Pogratulowałam sobie w myślach, że zwlekałam z tym do tego momentu, bo obraz rozmazanej, rozczochranej i ewidentnie zapłakanej osoby utwierdził mnie w przekonaniu, że tą noc spędziłam samotnie. Wytarłam twarz ile mogłam chusteczkami zwilżonymi wodą z butelki, która uprzejmie stała pod lustrem. Kolejna wskazówka, że najwyraźniej znajduję się w jakimś hotelu.

Tyle dobrego, że w końcu zlokalizowałam torebkę, ale nie miałam więcej czasu do namysłu. Dźwięki dochodzące z łazienki ucichły. Jeśli chciałam uciec, to musiałam ruszać w tej chwili.

Złapałam buty, zarzuciłam torebkę na ramię i zgodnie z planem wymknęłam się przez drzwi zza których nie dochodziły żadne odgłosy. I prawie udało mi się zrobić to niepostrzeżenie, gdyż zanim się za mną zatrzasnęły, usłyszałam wołający mnie męski głos ze znajomym akcentem.

Odwróciłam się gwałtownie i zamarłam jednocześnie tak samo zaskoczona, co przerażona.

Głos, który słyszałam zaledwie wczoraj.
Głos, który już raz sprawił, że mimowolnie szybciej zabiło mi serce.

Ciemnowłosy anioł z wystawy właśnie wybiegł za mną w samym ręczniku, a mi zaparło dech w piersiach. Tak samo jak poprzednio wystarczyło jedno jego spojrzenie, a ja znowu miałam pustkę w głowie. On też zamilkł wbijając we mnie te zmartwione miodowe oczy.

Już poprzednio zwróciłam uwagę, na to że był umięśniony, ale oglądanie jego klatki piersiowej i niemożliwe wręcz wyrzeźbionego brzucha z tak bliska było zupełnie innym doznaniem.

Nieskończenie lepszym. Na ukos od szyi przez sam środek przebiegały trzy linie dopracowanego tatuażu. Każda innej grubości, jeśli dobrze widziałam, a miałam wrażenie, że nie mogę ufać własnym oczom. Naszła mnie przedziwna ochota by podejść i przesunąć opuszkami palców po tych liniach od żuchwy, aż do bioder, gdzie ich koniec został zakryty ręcznikiem. Mokre włosy opadały mu na szerokie ramiona.

Nie mam pojęcia, jak długo trwaliśmy w takim zawieszeniu. Skapująca woda miarowo uderzała w drewniany parkiet tworząc coraz to większą kałużę u jego bosych stóp. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, takiego wszechogarniającego uczucia zakotwiczenia nie doświadczyłam jeszcze nigdy w życiu.

Stałam naprzeciwko na środku długiego, ciemnego korytarza, niczym sarna która wyskoczyła na drogę oświetlona blaskiem reflektorów nadjeżdżającego samochodu. Tutaj jedynym źródłem światła były lampki podświetlające ogromne obrazy przedstawiające chyba ucieczkę zwierząt z czegoś na kształt zoo. Jakże tematycznie, ale robiło to duże wrażenie.

Każdy z nich wisiał dokładnie naprzeciwko wielkiego okna zasłoniętego dokładnie takim samym grubym materiałem, jaki zauważyłam już w pokoju.

To nie był żaden hotel, tylko mieszkanie w jednej z tych kamienic, które podziwiałam wcześniej na zewnątrz. Przyszło mi na myśl, że właściciel tego konkretnego miał najwyraźniej ochotę schować się tutaj przed światem i całkiem nieźle mu to wychodzi.

Drzwi w korytarzu było zbyt wiele, abym mogła wytypować te prowadzące prosto do wyjścia. Miałam więc do wyboru, albo rzucić się przez okno w nieznane, albo skonfrontować znów z chłopakiem z wystawy. Podniosłam głowę i spojrzałam mu prosto w oczy.

- Przynajmniej oboje jesteśmy bez butów - Przerwał ciszę z lekkim uśmiechem, jakby świetnie zdawał sobie sprawę, co chodziło mi przed chwilą po głowie, ale zaraz spoważniał. - Przepraszam, bo widzę że Cię przestraszyłem. Jeżeli chcesz możesz iść, ale jeśli tylko masz ochotę to zjedz ze mną śniadanie, proszę.

Nastąpiła dłuższa chwila ciszy, po czym cicho dodał:
- Mimo wszystko cieszę się, że znów się spotkamy.

- Ja swoje mam w zanadrzu - Pomachałam szpilkami. Moja próba żartu wprowadziła go w konsternację. Wzięłam głęboki oddech i wyrzuciłam z siebie potok słów. - Wybacz, nie do końca wiem, co ja tu robię. Muszę wrócić do mojego hotelu i doprowadzić się do porządku. Moi przyjaciele pewnie odchodzą od zmysłów, nie zdziwiłabym się jakby zawiadomili już policję.

Na samą myśl zrobiło mi się słabo. To wcale nie była nadinterpretacja, bo przecież zniknęłam im z oczu w klubie i jeszcze nie wróciłam na noc. Nagrabiłam sobie. Już czułam w kościach, ile mnie czeka poważnych rozmów na ten temat. Pewnie teraz, jeśli gdziekolwiek razem wyjdziemy, któryś z nich będzie mnie trzymał non stop za rękę, albo mi założą uprząż dla dzieci na nadgarstek.

- Akurat o to się nie martw. Przyjadą po Ciebie, jak im dasz zielone światło. Tyle razy dzwonili w nocy, że odważyłem się odebrać. Byłaś tak odurzona, że nie mogłem Cię dobudzić. Mam nadzieję, że się nie gniewasz? - Spojrzał na mnie szczerze skruszony. - Wiem, że przekroczyłem granicę, ale nie wiedziałem co robić. Zrozum, kiedy zobaczyłem ręce tego skurwiela na Tobie... - brakło mu słów.

Oparł się o ścianę ciężko wzdychając, zacisnął pięści z nieskrywaną wściekłością, a ja patrzyłam na niego oniemiała, kiedy on ciągnął dalej. Widać było, że dużo kosztuje go ta rozmowa.

Nie byłam w stanie mu odpowiedzieć. Fragmenty poprzedniego wieczoru zaczęły się przebijać do mojej świadomości.

- Niewiele o Tobie wiem, ale ogarnia mnie przerażenie, co by było gdybym wczoraj nie jechał akurat tą trasą do domu. Pomijam fakt, że spotkałem Cię dwukrotnie tego samego dnia, co jest tak samo zadziwiające, jak i cudowne.

Jego słowa dochodziły do mnie jak zza gęstej mgły, niewiele już rozumiałam. Ugięły się pode mną kolana i runęłam na podłogę w ostatniej chwili podpierając się rękami. To co zobaczyłam w moich wspomnieniach, stanowczo mi się nie spodobało. Coś co wzięłam za senny koszmar, najwyraźniej zdarzyło się naprawdę.

Drżącymi rękami przyciągnęłam kolana pod brodę, po czym skuliłam się pod ścianą. Mój umysł tonął. Miałam wrażenie, że wpadam coraz głębiej pod powierzchnię splecioną ze strachu, obrzydzenia i bezradności.

Teraz widziałam już tylko jego poruszające się usta. Otaczający mnie szum wyczuwałam, aż namacalnie w moich skroniach.

Ostrożnie, jakby bał się że rzucę się znów do ucieczki, podszedł i klęknął tuż obok. Biły od niego opanowanie, spokój, jakby to nie był pierwszy raz, kiedy spotyka się z atakiem paniki.

Spojrzał mi w oczy, a ja wtedy w odbiciu zobaczyłam swoje przerażone, rozszerzone źrenice.

Przyciągnął mnie do siebie i otoczył ramionami. Nie mogłam nie zauważyć, że moja głowa idealnie ułożyła się tuż pod jego brodą. Gdyby nie sytuacja, można by to uznać niemal za romantyczne.

- Ciii... oddychaj. Ciii... - Pokazał rękami co mam robić.

Rzeczywiście, zapomniałam o oddychaniu. Wzięłam łapczywie wdech próbując jednocześnie skoncentrować się na biciu swojego serca, które mimowolnie przyspieszyło, gdy tylko poczułam ciepło i zapach jego ciała.

- Muszę się umyć - wyszeptałam. Czułam, że jak zaraz nie zmyję z siebie dotyku tego padalca, to oszaleję.

- Oczywiście, chodź.

Chwycił mnie delikatnie za rękę i pomógł wstać. Wróciliśmy do pokoju, z którego chwilę wcześniej tak pośpiesznie się ewakuowałam.

- Tu jest łazienka. Zaraz dam Ci ręczniki. Potrzebujesz jeszcze czegoś?

Pokręciłam głową przecząco wskazując mu spojrzeniem drzwi. Zrozumiał bez słów, a ja dokładnie zamknęłam się w środku. Dopiero wtedy odważyłam się rozebrać.

Nie wiem jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam, ale moje ręce, szyję zdobiły liczne zadrapania i siniaki. Paznokcie miałam brudne i połamane. Rozmazany makijaż, z którym nieudolnie próbowałam uporać się wcześniej był najmniejszym z moich problemów. Jak ja miałam wyjść na ulicę wyglądając niczym niedoszła ofiara gwałtu?

Och, zadrżałam ponownie. Było mi wstyd, choć niby nie miałam powodu. Już wolałabym spotkanie z niedźwiedziem. Przez najbliższe dwa miesiące jestem skazana na golfy.

Czułam obrzydzenie do swojego ciała, jakby to ono mnie zdradziło.

Wsunęłam się pod prysznic chowając się przed własnymi myślami pod gorącym strumieniem wody. Stałam na zimnej, czarnej marmurowej posadzce, która stopniowo się ogrzewała. Żel pod prysznic miał przyjemny zapach orzeźwiającej mięty. Wyobraziłam sobie, że każda wyrządzona mi krzywda spływa wraz z nim i znika na zawsze. Znieruchomiałam delektując się tym uczuciem.

Potem opatuliłam się dokładnie puszystym ręcznikiem kąpielowym czując się trochę lepiej, trochę bardziej sobą.

Usłyszałam pukanie.
- Mogę wejść do środka? - W jego pytaniu słychać było nutkę niepewności i chyba dlatego się zgodziłam lub może po tym wszystkim co się wydarzyło zeszłego wieczoru nie miałam już zbyt wiele do ukrycia.

- Mhm - przytaknęłam i uchyliłam drzwi
Zorientowałem się, że pewnie potrzebujesz suszarki. Ja zwykle nie używam. - rzeczywiście jego włosy nadal były wilgotne. Na szczęście już był ubrany w czarne jeansy i tshirt w tym samym kolorze. Sięgnął gdzieś wysoko do półek otaczających duże, okrągłe lustro. - O tu jest, mogę?

Nagle w rękach trzymał też bambusową szczotkę. Jeśli to była prośba, to powinien nad tym popracować.

Właściwie popchnął mnie w stronę czegoś pomiędzy ławeczką, a taboretem, posadził i zaczął rozczesywać moje splątane włosy. Pewnymi ruchami, pasmo po paśmie. W sumie byłam mu wdzięczna, bo sama chyba bym sobie łatwo z nimi nie poradziła.

- Zachowujesz się jakby ta sytuacja była zupełnie normalna - rzuciłam trochę z wyrzutem. - Jak możesz być tak spokojny?

- Wczoraj nie byłem - żachnął się, jakby ta wypowiedź miała drugie dno. Nie uszło mojej uwadze, że spojrzał z grymasem w stronę posiniaczonej szyi. - Świeże ubrania powinny być lada moment. Poczekaj jeszcze chwilę.

- Ubrania?

- Zleciłem, aby kupili Ci coś odpowiedniego.

Zlecił komuś? Kim był ten chłopak? W głowie miałam coraz więcej pytań.

- Nie ma potrzeby, wrócę do mojego hotelu. Tam mam swoje rzeczy.

- Nie pozwolę, abyś wyszła w tym stanie z mojego domu. Poza tym wczoraj nie miałaś nawet płaszcza, a w nocy spadł śnieg. - Zabrzmiał stanowczo, wręcz ostro, ale jego miodowe oczy patrzyły na mnie z troską.

Włączył suszarkę, tym samym kończąc dyskusję. No tak, płaszcz został w klubie razem z chłopakami.

Mimo tego, że w tej chwili wydawało się to dość absurdalne, część mnie pławiła się w jego zapachu, który był oszałamiający, choć skomplikowany. Czułam, że tak samo jak jego właściciel ma niejedno oblicze. Było w nim coś tajemniczego i groźnego, chociaż teraz bez wątpienia widziałam go w roli rycerza w lśniącej zbroi.

Ale czy to miało teraz znaczenie?
Może rzeczywiście teraz potrzebowałam, aby po prostu bezwiednie dryfować myślami, podczas gdy ktoś zatroszczy się o wszystkie przyziemne sprawy. Chociaż na moment oddać kontrolę, nawet jeśli był to nietypowy nieznajomy poznany w galerii sztuki.

Zaśmiałam się głośno, co ewidentnie go zaskoczyło, ale cóż mnie też.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro