5. Lena
- Huhuhu. Wyszykowana od stóp do głów i to mi się podoba - wyszczerzył się głupawo Paweł, kiedy wysiadłam w końcu z taksówki pod klubem.
Miki zmierzył mnie surowym wzorkiem. - Ale zdajesz sobie sprawę, że nigdzie nie chodzisz sama? Nawet jak chcesz siku, to mów śmiało i zaprowadzę Cię za rączkę.
Przewróciłam oczami.
Ktoś gwizdnął w moim kierunku i próbował klepnąć w pośladek. Impertynencja umięśnionego kolesia odwróciła na szczęście ode mnie uwagę i chociaż uważam jego zachowanie za zbyt obcesowe, to wcale mu się nie dziwę. Zachichotałam w myślach. Właśnie taki efekt chciałam osiągnąć, bo postarałam się, jak nigdy dotąd. Udało mi się nawet okiełznać lokówką moją zwykle splątaną burzę blond loków. Teraz prezentowały się niezwykle elegancko, opadając kaskadami różowoplatynowych refleksów na odkryte plecy. Pozostałość po zmywalnej farbie, której użyłam w ramach zeszłomiesięcznego buntu. Całość, w połączeniu z obcisłą sukienką w kolorze butelkowej zieleni, która odpowiednio podkreślała moje krągłości, przy okazji za dużo nie odsłaniając, robiła całkiem niezłe wrażenie. Nie ma to jak poczuć się pewnie i seksownie. Zwłaszcza po zerwaniu.
Stukałam rytmicznie obcasem zamszowej szpilki o chodnik patrząc cierpliwie, jak chłopaki ustawiają pechowego gościa do pionu. Stanowczo mu się należało.
- Jeśli tak będzie przez cały wieczór, to ja wymiękam - jęknął Miki. - Nie mogłaś założyć czegoś mniej, hmm...no jakiejś sukienki z falbanką do kostek?
- Ej, przecież nie świecę cyckami na wierzchu - prychnęłam cicho, kiedy skrzywił się na słowo cycki. Niezrażona ciągnę dalej.
- Tu jest golf, zabudowany aż pod szyję, a tutaj widzisz materiał kończy się za kolanem - Pokazuję palcem. Nie zamierzałam się tłumaczyć, więcej niż jest to konieczne.
- Ale to nawet jeszcze gorzej! Wyobraźnia Lena, pobudzasz wyobraźnię.
- Jak nie pasuje, to ja chętnie wracam do hotelu rozwiązywać sudoku. Przypominam, że pomysł był wasz, od początku do końca.
Nagle, niczym spod ziemi wyrósł Paweł. Widocznie skończyli już z Tomkiem pogadankę umoralniającą.
- Wyluzuj, będziemy jej pilnować. Chociaż... - Popatrzył na mnie rozbawiony. - Następnym razem idziemy z tobą na zakupy.
Tym razem, to ja się skrzywiłam. Zapowiadał się wieczór z przyzwoitką, która będzie mi dokuczać co pięć minut.
Po wejściu do klubu zajęliśmy wynajętą na szybko lustrzaną lożę na prawo od wirujących kształtów tańczących na parkiecie ludzi. Migające światła spływały w rytm muzyki z przeszklonego sufitu na stanowisko DJ, a ja zaczęłam powoli chłonąć tą atmosferę nocnego chaosu. Tomek rzucił się tuż obok mnie nonszalancko na czarną, błyszcząca kanapę, oparł łokcie o zagłówek i mruknął:
- Nadchodzi noc i zaczyna się moja warta. Dla mnie whiskey.
- Poczekaj tu na nas, idziemy ogarnąć drinki. Margarita, jak zwykle? - zwrócił się do mnie Miki, pociągnął Pawła za sobą i tyle ich widziałam.
Tomek w milczeniu przeglądał wiadomości na Twitterze zaciekle coś komentując. Wydawał się tym mocno zaaferowany, bo ewidentnie nie był skory do rozmowy, a ja tymczasem zaczęłam się poważnie nudzić. Gorzej, dopadały mnie ponure myśli. Potrzebowałam alkoholu.
Minęło już dobre dwadzieścia minut odkąd ruszyli w stronę jednego z barów. Obcas mojej czarnej szpilki coraz szybciej uderzał w podłogę z irytacji.
Okej, może nie byłam zbyt dumna ze swojego planu, bo miał tylko trzy punkty - wyglądać bosko, wypić ile się da i oderwać się od rzeczywistości, ale obecnie utknęłam już na samym wstępie. Składanie złamanego serca nie należy do najprostszych, za to zobaczyłam nadarzającą się okazję, aby zniknąć z oczu mojemu strażnikowi. Sama sobie kupię drinka, albo nawet dwa. Zapragnęłam wolności, odrobiny szaleństwa. Spotkanie z antycznym bogiem seksu na wystawie coś we mnie wyzwoliło. Każda komórka w moim ciele rwała się do ucieczki mając ochotę wykrzyczeć swój ból. Będę tańczyć do upadłego, aż w mojej głowie zostanie tylko fizyczne wyczerpanie.
Tleniona blondynka w odpowiednio krótkiej minispódniczce spadła mi z nieba. Zbliżała się do nas pewnym krokiem. Ewidentnie upatrzyła sobie Tomka, bo mnie otaksowała tylko wzorkiem i najwyraźniej postanowiła totalnie zignorować, co było mi w sumie na rękę. Chwilę patrzyłam jak pochyla się sugestywnie nad jego ramieniem próbując nawiązać rozmowę z moim przyjacielem. Już go zdążyła zirytować zaglądając mu w ekran, więc próbował ją uprzejmie spławić, chociaż ona wytrwale dążyła do celu. Nie czekając na efekt końcowy, chwyciłam torebkę, ześlizgnęłam się z kanapy, zrobiłam parę kroków i wskoczyłam w tańczący tłum. Ścisk ruszających się ciał działał obezwładniająco na moje zmysły.
Wyznaczyłam sobie kierunek - duży, różowy neon z pijanym flamingiem, który z tego co zauważyłam wisiał nad barem został moją gwiazdą polarną tej nocy.
Obróciłam się tylko na moment, żeby sprawdzić sytuację. Tomek stał wzburzony na brzegu parkietu z wzrokiem wbitym w ruszające się ciała, a za nim na moim miejscu usadowiła się już oburzona blondynka. Mogą na mnie wspólnie ponarzekać, może połączy ich magia wieczoru, choć nie liczyłabym z jej strony na zbyt wiele. Najwyżej na jedną noc.
Tomek wzdycha od wielu lat do jednej i tej samej dziewczyny. Z tego co wiem, gdyby Kristina dała mu tylko zielone światło, to wskoczyłby nawet teraz w pierwszy lepszy pociąg lub samolot. Stracił ją na własne życzenie, ale nigdy nie przestała straciła statusu numeru jeden. Każde z nas zdawało sobie z tego sprawę.
Na szczęście ten klub był ogromny. Mogłam być ubrana nawet w pawie pióra i cylinder na głowie, bo w tym migoczącym, kolorowym tłumie tak łatwo mnie nie znajdzie, a zanim dorwie chłopaków i na mnie nakabluje, to też minie całkiem sporo czasu.
Chwilę później byłam już przy barze, machnęłam ręką do przystojnego rudego barmana w garniturze. Rozejrzałam się też po przyciemnionej sali, chłopaków nie było w zasięgu wzroku, więc miałam moment dla siebie. Jakkolwiek doceniałam ich towarzystwo, to dziś miałam ochotę pomoczyć się we własnym sosie. Przy okazji zrobić coś głupiego i nierozważnego na co oni z pewnością by mi nie pozwolili. Rudowłosy barman w białym garniturze podsunął mi kieliszek z margaritą, więc chwyciłam go od razu zlizując sól z brzegów. Skrzywiłam się, gdy zapiekły mnie mnie usta pogryzione wcześniej do krwi - tego rodzaju bólu było mi teraz trzeba dla odwrócenia uwagi. Wypiłam w sumie trzy pod rząd i wtedy dopiero rzuciłam się dziko w tłum już lekko otumaniona. Tańczyłam skacząc przy tym energicznie do hitów z lat 90. Chciałam żeby ten stan trwał jak najdłużej. Parę razy próbowali mnie obłapiać jacyś kolesie, nawet byli niczego sobie muszę przyznać, ale sprawnie ich spławiałam. Mogłam bawić się dalej niczym rasowa singielka. Niemal byłam z siebie dumna.
Dopiero kiedy już prawie całkiem opadłam z sił, dopchałam się z powrotem do baru, żeby zamówić coś picia i odważyłam się spojrzeć na telefon. Tam oczywiście była już masa wiadomości i nieodebranych połączeń od chłopaków. Totalnie straciłam poczucie czasu. Odkąd im zwiałam minęły jakieś trzy godziny, więc pewnie odchodzili od zmysłów. Zrobiło mi się głupio, zachowałam się jak jakaś gówniara. Napisałam szybko do każdego z nich, że będę czekać na nich przed klubem za dwadzieścia minut. Pomachałam do rudego barmana, choć wydawało mi się że był to ktoś inny, niż wcześniej.
- Poproszę wodę gazowaną z lodem i limonką - przekrzyczałam hałas wokoło, a on błyskawicznie się z tym uwinął. Trochę za szybko.
- Proszę, piękna. Miłej zabawy - rzucił mi długie spojrzenie i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Podziękowałam uprzejmym uśmiechem. Nie zamierzałam sobie tym zaprzątać głowy, w końcu to tylko woda z lodem. Zresztą czułam się już właściwie całkiem trzeźwa, tylko stopy mnie niemiłosiernie bolały od za wysokich szpilek. Póki tańczyłam, byłam jak w transie, dodatkowo znieczulona alkoholem, a teraz marzyłam już w sumie tylko o powrocie do hotelu.
Dochodząc do szatni zorientowałam się, że przecież numerek za nasze kurtki miał Paweł. Świetnie. Oczywiście na ładne oczy nie chcieli mi wydać płaszcza. Z każdą minutą czułam się bardziej śpiąca, chyba to zmęczenie brało nade mną górę. Machnęłam ręką, przecież nie było śniegu, to od samego zimnego wiatru nie umrę. Czułam się dziwnie ociężała, przyda mi się orzeźwienie, najwyżej wezmę taksówkę.
Obijając się prawie o ściany jakimś cudem wydostałam się na zewnątrz i oparłam latarnię. Stanowczo coś było nie tak. Ludzie pewnie myśleli, że jestem kompletnie pijana. Mój spowolniony umysł skojarzył fakty. Jaki popierdoleniec dodaje czegoś do wody. Masakra, chłopaki mnie za to zabiją o ile wyjdę z tego cała. Między innymi dlatego zawsze się upierali, żebym sama nigdzie nie chodziła. Obym tylko nie wpadła dzisiaj do rzeki, bo Paweł dostanie szału.
Teraz to już ciężko dyszałam, nogi miałam jak z waty, a stopy paliły mnie żywym ogniem. Przynajmniej nie czułam zimna.
Osunęłam się powoli na ławeczkę i zrzuciłam ze złością szpilki. Mój telefon wibrował w torebce, ale palce odmówiły mi posłuszeństwa, nie byłam w stanie przekręcić precyzyjnie zamka. Szlag by to trafił.
Zamknęłam oczy. Zaraz się zjawią, zaraz się zjawią. Szumiało mi w głowie. Nie mogłam się ruszyć, lecz wewnątrz mnie szalał huragan.
Poczułam jak ktoś stawia mnie szarpnięciem do pionu, a moje bose stopy dotykają śliskich, zimnych kamieni, którymi był wybrukowany bulwar. Zmusiłam się do rozchylenia powiek o milimetr.
Rudy gnojek w garniturze. Teraz niemal żałowałam, że mój but leży tak daleko, bo miałam ochotę rzucić nim prosto w twarz barmana. Tymczasem on przejechał dłonią sugestywnie po moich piersiach, potem wzdłuż talii zatrzymując w końcu rękę na odkrytej skórze na plecach. Co za oblech.
- Come on, froggy.
- Że co, kurwa? Zostaw mnie. - wybełkotałam oburzona, ale po polsku, więc pewnie i tak nic nie zrozumiał. Mój mózg ledwo funkcjonował. Muszę się ogarnąć, bo w tym tempie, to zapakuje mnie do taksówki i wywiezie, gdzie raki zimują.
Poczułam wyrzut adrenaliny, trochę mnie to postawiło na nogi i spróbowałam wyrwać się z jego uścisku. Popchnęłam go kolanem do tyłu starając się wyswobodzić nadgarstki. Niestety on był o wiele silniejszy. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko złapał ponownie i popychał do przodu zakleszczając mocniej w swoim uścisku.
- Puszczaj gnido! - warknęłam już bardziej zdecydowanie. Omiotłam z wysiłkiem otoczenie dookoła. Jak na złość akurat nikogo nie było w okolicy i chyba odeszliśmy sprzed głównego wejścia w jakąś boczną uliczkę. Gdzie jesteście chłopaki? Potrzebuję was, teraz, natychmiast. Ta myśl, niczym nieme błaganie, kołatała mi się w głowie.
Kiedy doszliśmy do jego samochodu ostatkiem sił przywarłam do karoserii - jeśli nie umiem się skutecznie przeciwstawić, to przynajmniej nie będę mu niczego ułatwiać. Przeklinał coś po węgiersku ciągnąc moją sukienkę, a ja zacisnęłam z wysiłku oczy. Czułam, jak szarpie gwałtownie moim ciałem próbując wepchnąć mnie do środka. Wzmocniłam uchwyt. Nie mogłam się skupić na niczym innym, bo szum w głowie osiągnął tymczasem apogeum. Jakbym stała na brzegu morza podczas sztormu, a nie w obskurnej, mokrej alejce nocą i to w dodatku boso.
Nagle usłyszałam jakieś dodatkowe zamieszanie, a ucisk na moich nadgarstkach zelżał. Nastał blogi spokój. Ktoś owinął mnie czymś miękkim, ciepłym i pachnącym jednocześnie ostro i słodko. Mięta i nektarynka. Pomyślałam bezwiednie. Poczułam, że unoszę się w powietrzu. Moje nogi bujały się bezwładnie, a głowa opadła wygodnie się na czyjąś umięśnioną klatkę piersiową. Chyba wsiedliśmy do samochodu, bo usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Powinnam panikować, ale albo czułam się stosunkowo bezpiecznie, albo było mi już wszystko jedno.
Na pewno bałam się teraz otworzyć oczy, żeby sprawdzić co tym razem spotkam po drugiej stronie. Wiedziałam, że to nie chłopaki, bo było za cicho. Oni już by się darli na mnie w niebogłosy. Nie miałam zresztą już siły nawet na myślenie, mój umysł zanim odpłynął w niebyt zarejestrował jeszcze cichą, uspokajającą melodię, którą mój wybawca lub następny oprawca nucił mi do ucha. Nawet jeśli trafiłam z deszczu pod rynnę, to przynajmniej ten ktoś miał dobre maniery.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro