1. Lena
Na samym początku sama nie byłam pewna, co we mnie wstąpiło. Na pierwszy rzut oka sytuacja wcale nie wyglądała tak dramatycznie. Pociąg sunął po torach, a miarowy stukot kół powinien działać kojąco lub przynajmniej wprowadzić mnie w senny nastrój. Wokoło wszyscy spali wygodnie rozłożeni na piętrowych łóżkach przedziału.
Starałam się trzymać fason i zachowywać jak najciszej. Jednak mój spłycony oddech i nerwowe bicie serca nie pojawiły się przecież bez przyczyny.
W rękach trzymałam mój stary telefon i zastanawiałam się intensywnie, co powinnam odpisać na smsa od człowieka, którego jeszcze wczoraj mogłam nazywałam swoim chłopakiem.
Kontekst niby był jasny, panikowałam. W końcu, po długim milczeniu w obronnym geście wklepałam: „W takim razie zakończmy to, nie widzę sensu, aby dłużej ciagnąć coś z góry skazanego na niepowodzenie." i zaniosłam się łzami, łkając cicho w zwiniętą bluzę, która służyła mi teraz za poduszkę. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważył mojej chwili słabości.
– No to stało się – mruknęłam w końcu po cichutku i zaklęłam w myślach.
Historia lubi się powtarzać, bo po raz kolejny zrywałam z kimś, niczym tchórz, przez głupiego smsa. Rożnica tym razem była taka, że wcale tego nie chciałam.
Każda komórka mojego ciała krzyczała z bezsilności. Serce waliło mi w piersi tak mocno, że nie wiedziałam już, czy to dźwięki jadącego pociągu, czy krew buzująca mi w żyłach. Z jednej strony po tym co zrobił już raczej nie miałam wyboru, ale i tak zamarłam czując, jak moje serce stopniowo zamienia się w bryłę lodu.
Choć niedawno płonęło tak jasno ogniem pierwszej, prawdziwej, żarliwej miłości.
Odkąd zobaczyłam go po raz pierwszy, działał na mnie jak magnes. Oczy miał niczym płynna czekolada, w której roztapiałam się cała bez pamięci, a smukłe rysy twarzy i kasztanowy błysk w jego długich włosach sprawiały, że nie mogłam przejść obojętnie, bo było na czym zawiesić oko. Zawsze miałam słabość do buntowników.
Z drugiej strony tego wieczoru ja też mu się spodobałam, wiedziałam od razu. Nawet jeśli teraz wspomnienia się zacierają, to nadal pamiętam tą dziką energię, która wisiała w powietrzu, kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały.
To był ostatni rok, tuż przed egzaminami. Pewnie normalnie bym na niego nawet nie zwróciła uwagi, ot młodszy kolega, który dołączył do naszej paczki po udanym koncercie. Miasto przycichło, a ulice wypełniał szum rozmów tłumów wracających do domów imprezowiczów.
My siedzieliśmy jeszcze nad rzeką, piliśmy piwo i snuliśmy leniwie plany na zbliżające się wakacje. Długo wpatrywał się we mnie, jak zahipnotyzowany, a ja czując jego wzrok na sobie, aż miałam ciarki.
Chemia między nami była niezaprzeczalna, bo kiedy w końcu do mnie podszedł i się przysiadł, to powietrze, aż iskrzyło.
Od razu umówiliśmy się na jakiś film, nie pamiętam nawet na co, bo przesiedziałam ten czas jak na szpilkach, wpatrując się w nasze złączone w uścisku dłonie. W tym ciemnym kinie, wciśnięci w wygodne fotele ostatniego rzędu, liczyliśmy się tylko my dwoje. W powietrzu unosiła się słodka aura zakochani. Zostaliśmy parą, nikt nie musiał zadawać tego pytania na głos.
I było pięknie, dopóki nie zaczęłam się wycofywać ze strachu przed konfrontacją. Byłam pewna, że częściowo sama to bezpowrotnie zepsułam, choć on też niewątpliwie nie pozostawał bez winy biorąc pod uwagę wydarzenia, o których wolałam nawet nie wspominać.
Jednak w tej chwili, siedząc skulona w pogrążonym w ciemności wagonie, czułam się wręcz niemożliwe samotna, jakbym straciła kawałek własnej duszy.
Po głowie kołatała mi się myśl, że pod wpływem chwili pochopnie podjęłam decyzję, unosząc się dumą niczym typowa, pyszałkowata nastolatka, a niby byłam już oficjalnie dość długo dorosła. Powinnam być mądrzejsza, w końcu gdyby mi na nim nie zależało, to nie czułabym się teraz niczym kupka zgniecionych śmieci.
„Ok" - odpisał. Krótko i beznamiętnie, jak ostatnio na wszystko.
Wiedziałam, że też go zraniłam, chociaż jak bardzo skrzywdziłam siebie miałam dopiero się przekonać. W porywie chwili buńczucznie założyłam, że tak będzie lepiej.
Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem. Zakończymy to i przejdę z tym do porządku dziennego, a potem zacznę się składać na nowo. Postanowienie tego zadania przed sobą było nawet proste, ale wszystkie te trudne kroki w kierunku wykonania zamierzałam zacząć najwcześniej jutro.
Tymczasem wyłam bezgłośnie w jego czarną bluzę. Widzieliśmy się zaledwie paręnaście godzin temu i ciągle czułam na niej orzechową nutę. Pachniał zawsze tak bezpiecznie, jak świąteczne ciasteczka. Założył mi ją tuż przed wyjazdem, bo tuż przed świtem było całkiem chłodno. Na ustach miałam jeszcze słodki smak porannych pocałunków, a teraz to już koniec.
Starałam się oddychać w rytm sunącego po torach pociągu. Nawet jeśli któryś z moich towarzyszy cokolwiek usłyszał, to nie dał nic po sobie poznać.
Byłam wdzięczna za te hałasy. Wszyscy wydawali się jednak pogrążeni głęboko we śnie, a ja dopóki nie powiem im na głos, że zerwaliśmy, to mogę udawać, że moje serce wcale nie rozbiło się na milion kawałków.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro