Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

prezent oddany

trzeci listopada, dwadzieścia lat później

ten dzień prawie nie różnił się od innech tej jesieni, w końcu nie było tego roku nic nadzwyczajnego. te same szare niebo otaczało remusa z każdej strony. wiatr wiał jakby mocniej, choć dalej to był zwyczajny listopadowy wiatr. remus lupin, już dorosły mężczyzna, okrywał się ciasnej swoim płaczem. nie miał już na sobie uczniowskich szat, leżały w jego kufrze nieruszane od prawie dwudziestu lat. szedł on powolnym krokiem, nie miał do kogo się śpieszyć.
wszedł przez zardzewiałą już bramę i skierował się na sam koniec drogi.
im bliżej był celu tym więcej widział żywych kwiatów oraz ciepłego światła bijącego od świec.
przystaną prawie przy samym końcu kamiennej ścieżki. stał przed kamienną tablicą, nie można było nazwać tego grobem, raczej pamiątką. grób był tam gdzie ciało, czyli w tym przypadku nigdzie.

syriusz black III

3 listopada 1959

18 czerwca 1996

lunatyk spojrzal z bólem na czarny marmur. przykucnął lekko przed
nagrobkiem i dalikatnie wyjął drobną rzecz z kieszeni. łzy stanęły w oczach wilkołaka, gdy przewracał w palcach małe kamienie zawieszone na dwóch rzemykach, lekko startych od tych lat noszenia. syriusz prawie dotrzymał obietnicy. nosił prezent od remusa prawie codziennie. lupin nie widział go tylko raz bez drobnej ozdobki na nadgarstku. właśnie wtedy gdy mogła go ochronić. następnego dnia remus przyszedł do starego pokoju blacka w jego rodzinnym domu i zabrał bransoletkę z szafki nocnej obok łóżka, gdzie jeszcze dzień wcześniej czarnowłosy spał.

delikatnym ruchem ułożył prezent przed symbolicznym kamieniem zakopanym w ziemię. dookoła były porozrzucane pojedyncze kwiaty. nie było ich dużo, jednak były.

tego dnia jednak był tam sam.

- obiecałem, że będę cię chronić. - trzesące się lekko ciało wilkołaka opadło na kolana, spodnie zaczęły przesiąkać od mokrej ziemi, a mężczyzna zaczął drżeć z zimna jeszcze bardziej. - przepraszam łapo. kocham cię. wszystkiego najlepszego.

wstając wyszarowal jeszcze czarwoną szarfę, którą przewiesił przez nagrobek. nie mógł dłużej patrzeć na wyżłobioje w kamieniu nazwisko i imię jego najlepszego przyjaciela. łapa był kimś więcej niż datą urodzenia i śmierci. był wszystkim co pomiędzy.
jednak to wszystko już pozostało w przeszłości. remus ostatni raz spojrzał na grób po czym wyszedł z cmentarza. było idealnie, idealnie razem. teraz został sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro