Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~8~

Atmosfera przy stole była tak ciężka, że można by ją kroić nożem. Każdy zajmował się swoim talerzem, tylko co jakiś czas wymieniając się uwagami o pogodzie albo innych zupełnie nieistotnych kwestiach. Nikt specjalnie nie chciał przejść do sedna sprawy.

- Stjepanie, może dołożysz sobie sałatki? Jest bardzo smaczna. Warzywa pochodzą z naszych szklarni - zaproponowała Luiza, uśmiechając się do wiceministra zachęcająco.

- Chyba nie, ale dziękuję.

- To może przejdziemy do deseru w salonie? Chyba nie odmówisz kawy? Została sprowadzona z doskonałej plantacji, prawda Indigo?

- Mhm - przytaknął hrabia, który jednocześnie jadł i przeglądał papiery przyniesione przez Stjepana. Zastanawiał się, w jaki sposób wiceministrowi udaje się tak prędko przeliczać i podsumowywać dziesiątki zestawionych ze sobą danych. Sam nie miał do tego głowy.

- Kawy nie odmówię, ale...

- Ciasto. Sernik czy babka? Które wolisz? - dopytywała nachalnie Luiza, byle tylko rozmawiać o czymkolwiek i móc czymś zająć ręce.

Stjepan zmarszczył brwi.

- Sernik. O ile Indigo też zje.

Ambasador nawet nie podniósł wzroku znad dokumentów.

- Może innym razem. Jak minęła ci podróż?

- Dobrze - odparł Stjepan.

- To dobrze.

- A może zjemy deser na tarasie? - zapytała Luiza z desperacją.

- Jest za zimno - wtrącił Indigo, rujnując jej plany.

- Ty i tak nie będziesz z nami jadł, więc po co się odzywasz? - zapytała z irytacją kobieta. - Więc jak, Stjepanie? Zjesz ze mną deser? Spędzilibyśmy trochę czasu razem.

Indigo zmarszczył brwi i spojrzał na żonę z niezadowoleniem.

- Wykluczone. Stjepan zostanie ze mną, żeby przejrzeć zestawienia finansowe dotyczące Govenii.

- Stjepan jest na urlopie i na pewno woli odpocząć, zamiast zajmować się pracą. Ma jej wystarczająco dużo w departamencie finansów - odpowiedziała wrogo Luiza.

- A może Stjepan sam zdecyduje, co woli robić? - zasugerował Indigo.

- Czemu nie? - uznała Luiza. - Stjepanie, powiedz nam, z kim zamierzasz spędzić to popołudnie. - Luiza i Indigo spojrzeli wyczekująco na wiceministra, który wyraźnie czuł się niekomfortowo, wylądowawszy w samym środku małżeńskiej sprzeczki.

Odchrząknął, po czym spokojnym gestem zaczął składać serwetkę, którą do tej pory trzymał na kolanach.

- Cóż... Jeśli chcecie wiedzieć, nie przyjechałem tutaj, żeby wysłuchiwać waszych wzajemnych utarczek - powiedział powoli. - Wydawało mi się, że ostatnim razem jasno wyraziłem swoje stanowisko. Preferuję otwarty związek jako najdoskonalsze rozwiązanie i nie do końca rozumiem, gdzie wy widzicie problem. Jesteście dorosłymi ludźmi. Dogadajcie się jakoś między sobą, a potem pomyślimy, jak możemy ciekawie spędzić czas razem. We troje. - Uśmiechnął się sugestywnie.

Jego pomysł nie przypadł Luizie i Indigo do gustu.

- Nie sądzę, żeby taki układ miał szansę się sprawdzić - stwierdziła Luiza.

- Próbowaliśmy rozmawiać już wielokrotnie wcześniej. To nie jest takie proste jak myślisz, Stjepanie - dodał Indigo.

- Właśnie że jest - upierał się wiceminister. - A jeśli sami nie potraficie dojść do porozumienia, ja rozwiążę wasz spór. - Podniósł ze swojego miejsca i wskazał na Indigo.

- Dalej, powiedz Luizie, o co jesteś na nią wściekły. Czego od niej oczekujesz? Jak wyobrażasz sobie dalsze życie z nią? - zapytał.

Indigo wyglądał na nieco skonfundowanego.

- Mam tak publicznie powiedzieć, co mnie boli?

- Dokładnie - przytaknął Stjepan. - Nie krępuj się. Jeśli jej tego nie powiesz, nigdy nie poczujesz się lepiej.

Hrabia d'Aramona wziął kilka głębszych wdechów i skupił swój wzrok na żonie.

- Od początku tego małżeństwa traktujesz mnie jak najgorsze zło, jakie mogło cię spotkać, chociaż ja nigdy nie dałem ci powodu, żebyś w ten sposób o mnie myślała. Wiem, że w twoich oczach nie jestem atrakcyjną partią i wolałabyś być żoną Stjepana, ale mogłabyś docenić przynajmniej to, co dla ciebie robię. Naprawdę starałem się dawać ci przestrzeń i uwagę, tymczasem ty naraziłaś moje dobre imię, zdradzając mnie i szpiegując. Chciałbym usłyszeć jakiekolwiek przeprosiny z twojej strony. Poza tym, kiedy zaczęły się problemy, ty od razu spisałaś nasz związek na straty. Nawet nie masz ochoty o niego zawalczyć. To dość... przykre. - Kiedy skończył mówić, rzeczywiście poczuł pewną ulgę. Czekał na reakcję Luizy, ale ona milczała. Siedziała sztywno przy stole, wpatrując się w swoje dłonie.

- To było interesujące wyznanie - stwierdził z uznaniem Stjepan. - Teraz ty, Luizo. Jestem pewien, że nie wyjawiłaś Indigo nawet połowy z tych rzeczy, o których wspominałaś mnie. Chyba powinien wiedzieć.

Luiza uniosła głowę, spoglądając na Indigo niepewnie. Była bardzo blada, tak jakby za chwilę miała zemdleć.

- Byłam załamana, kiedy dowiedziałam się, że mam cię poślubić - zaczęła. - Nie chodziło tylko o to, że kochałam innego. Dla mnie byłeś tylko jakimś mglistym wyobrażeniem. Znałam cię jedynie z pogłosek. Jawiłeś się mi jako dużo starszy, mroczny Goveńczyk, który bez mrugnięcia okiem wiesza swoich pobratymców. Bałam się ciebie i bałam się życia, jakie mnie czeka u twoim boku. Na naszym ślubie miałam ochotę zwymiotować ze stresu, nie wspominając już o nocy poślubnej. Byłam tak zdenerwowana, że nie rozumiałam nawet, co do mnie mówisz z tym swoim okropnym akcentem. Sądziłam, że mnie skrzywdzisz, ale tego nie zrobiłeś. Nigdy nie sprawiłeś, żebym czuła się z tobą źle, a przynajmniej nie świadomie, jak sądzę. Zraniłeś mnie tym, że ani razu nie spojrzałeś na mnie tak jak mężczyzna patrzy na kobietę. Nie pożądałeś mnie nigdy, czyż nie?

Indigo zaschło w ustach.

- Nie sądziłem, że chcesz, bym w ten sposób na ciebie spoglądał. Myślałem, że nie masz ochoty ze mną sypiać, bo brzydzisz się kontaktem ze mną.

Luiza pokręciła głową.

- Nie. Nie mogłam znieść tego, że nie jesteś Stjepanem. Że nie patrzysz na mnie tak jak on, że nie kochasz mnie tak jak on i że prawdopodobnie traktujesz seks ze mną jak przykry obowiązek. A ja, będąc z tobą, czułam się tak, jakbym zdradzała osobę, którą naprawdę kochałam.

- Mogłaś mi powiedzieć...

- Mogłam? - zapytała ironicznie Luiza. - Nie chciałam rozmawiać z tobą o uczuciach, bo ty nigdy nie opowiadałeś mi o swoich. Nigdy nie zaproponowałeś, żebyśmy usiedli i tak po prostu opowiedzieli sobie o swoim życiu. Wiem, że zawsze starałeś się być wobec mnie w porządku, ale tak naprawdę traktowałeś mnie jak rozkapryszoną, a czasem zagubioną dziewczynę, którą trzeba się zaopiekować. Nigdy nie uważałeś mnie za równą sobie. Myślałam, że po wyjściu za mąż wreszcie będę się liczyła, ale wciąż czuję się beznadziejnie od ciebie zależna. Masz wszystko, co zechcesz, nawet Stjepana, a ja nie mogę mieć nic. Nawet żeby wziąć głupi rozwód potrzebuję twojej zgody.

- Rozwód? - wtrącił wiceminister wyraźnie zaskoczony. - Jaki rozwód? Domagam się wyjaśnień. - Nikt go jednak nie słuchał.

- Mam wszystko co zechcę? - prychnął Indigo. - Wybacz, Luizo, ale to najmniej prawdziwa rzecz, jaką w życiu usłyszałem. Zostałem ambasadorem i twoim mężem nie z własnej woli. Sądzisz, że chciałem za cenę ratowania własnego życia odbierać życie innym? Musiałem wydać wyrok na własną siostrę i nigdy sobie tego nie wybaczę. Wymieniłem honor i śmierć w walce na posadę znienawidzonego przez lud ambasadora, który zgadza się na wszystko, co dają mu do podpisania i nie ma zbyt wiele do powiedzenia w politycznych kwestiach. W Carstwie jestem nikim.

Luiza pobladła jeszcze bardziej niż wcześniej.

- Ja... Nie miałam pojęcia o twojej siostrze.

- Powinienem był ci powiedzieć. Może gdybyśmy od samego początku byli ze sobą zupełnie szczerzy, to małżeństwo nie układałoby się tak fatalnie - westchnął Indigo. - Gdybym wcześniej wiedział, że czujesz się pomijana i zniewolona w tym związku, na pewno bym coś z tym zrobił, chociażby otworzył ci własne konto w banku albo kupił posiadłość na własność.

- Gdybym ja wiedziała, co przeżyłeś podczas rebelii, próbowałabym cię wspierać zamiast uznawać za niedostępnego gbura. Sądziłam, że po prostu nie znosisz mojego towarzystwa - mruknęła Luiza. - Głupio, że nigdy nie wpadliśmy na pomysł, żeby sobie o tym powiedzieć.

- Prawda - przyznał Indigo. - Uniknęlibyśmy wielu przykrych sytuacji.

- Teraz jest już chyba za późno.

Indigo zmarszczył brwi.

- Może wcale nie? - zasugerował. - Luizo, posłuchaj. Podpiszę dla ciebie ten dokument rozwodowy. Będziesz mogła w każdej chwili zakończyć to małżeństwo, ale nie rób tego pochopnie. Daj nam jeszcze szansę, żeby to wszystko naprawić. Zgodzisz się na takie rozwiązanie?

Żona patrzyła na niego z niedowierzaniem.

- Naprawdę dajesz mi tak potężną broń do ręki? Jeśli się z tobą rozwiodę, znajdziesz się znowu na językach całego dworu. Zepsujesz sobie opinię.

Indigo wzruszył ramionami.

- I tak moja opinia nie jest najlepsza - zauważył. - Poza tym nie zamierzam tak po prostu umożliwić ci odejście. Chcę żebyś także postarała się odbudować ten związek, a nie uciekała od problemów. Spróbujmy żyć w trójkącie, tak jak proponuje Stjepan, ale jeśli to ma się udać, żadnych więcej kłamstw i tajemnic, dobrze? Musimy być wobec siebie szczerzy. Wszyscy troje. - Zerknął ostrzegawczo na Stjepana, po czym znowu zwrócił się do Luizy. - Jeśli uznasz, że to nie ma sensu, weźmiemy rozwód. Jeśli będzie inaczej, podrzesz papiery.

- Zgadzam się - powiedziała od razu Luiza. - To rozsądne rozwiązanie. Nie licz jednak na zbyt wiele z mojej strony. Dam z siebie wszystko, ale wątpię, żeby jakikolwiek układ mógł uratować nasze małżeństwo. Nigdy nie przewidywałam, że będę się musiała dzielić ukochaną osobą z kimś trzecim.

- A ja nie przewidywałem, że moje małżeństwo stanie się trójkątem - odparował Indigo.

W tym momencie Stjepan postanowił się wtrącić.

- Chciałem tylko przypomnieć, że ja też tu jestem. Jeśli już skończyliście tę wzruszającą małżeńską scenę, proponuję wybrać się na spacer. Najchętniej do łóżka.

Luiza i Indigo spojrzeli najpierw na Stjepana a potem na siebie nawzajem.

- To ty zgodziłaś się wpuścić tego hedonistę do naszego domu - powiedział Indigo bez mrugnięcia okiem.

- A ty się na to zgodziłeś - wytknęła mu żona z nutą rozbawienia w głosie. - Niemniej chyba zmieścimy się we troje w sypialni?

- Możemy to sprawdzić - stwierdził Indigo, spoglądając na żonę i kochanka znacząco. Stjepan nie potrzebował żadnej zachęty.

- Powiem służbie, że dajecie jej dzień wolny - oznajmił wspaniałomyślnie i opuścił pomieszczenie. Luiza i Indigo zostali sami. Milczeli chwilę, speszeni ciszą, jaka zapadła po wyjściu wiceministra.

- Naprawdę chciałbym, żeby nasze małżeństwo przetrwało - powiedział w końcu hrabia, zbliżając się do Luizy. - Sądzę, że wiele dałoby się naprawić.

- Może. Zobaczymy. - Luiza wyglądała na nieprzekonaną.

- Dziękuję, że zgodziłaś się mimo wszystko dać nam jeszcze jedną szansę. - Pocałował subtelnie jej dłoń.

Oby naprawdę można było jeszcze uratować to małżeństwo - pomyślał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro