VII
Minęły dwa miesiące byliśmy już wszyscy w pięknym wyremontowanym domu, razem z rodziną Mikaelsonów. Byłam szczęśliwa a w mieście jak na razie było spokojnie.
Siedzieliśmy przy stole jedząc obiad i zachwycając się niesamowitą atmosferą, którą przerwała wbiegająca dziewczynka cała we krwi, natychmiast do niej podbiegłam spanikowana powiedziała tylko - znowu wrócił, dopytywałam kto ale była tak roztrzęsiona, że nie potrafiła nic więcej powiedzieć. Dziewczyny zabrały ją, by doszła do siebie.
Wyszłam na zewnątrz a tam panował chaos, wszyscy krzyczeli, uciekali, nie patrzyli nawet gdzie biegną. Postanowiłam, że pójdę w przeciwną stronę a u mojego boku towarzyszyli Kol, Klaus i Elijah.
Stała tam duża grupa ludzi a na czele jej no któż by inny mój ojciec. Zrobiła krok w jego stronę, brunet złapał mnie za rękę, odwróciłam się i poluźnił uścisk.
- Kogo ja tu widzę - uśmiechnęłam się
- Mówiłem, że mamy sprawę nierozwiązaną
- Ja myślałam, że chodzi o to kim dla mnie jesteś - zadrżał mi głos
- Oj córeczko, pomyliłaś się - dodał
- Córeczko!? - krzyknęli ze zdziwieniem chłopcy
- Nie powiedziałaś swoich kolegą o mnie, no nie ładnie - powiedział
- Co chcesz ugrać przychodząc tu? - zapytałam zdenerwowana
- Oj widać, że jestem na wygranej pozycji, sama nie dasz mi rady, jesteś za słaba a tym bardziej nie pamiętasz nic, przykro mi - drwił
- Jesteś bez serca - oburzyłam się i zrobiłam kilka kroków w jego stronę
- Widać, że jesteś odważna, no no jeszcze tutaj wrócę, pamiętaj ale nie skończy się na rozmowę tym razem - zagroził i odszedł
Chłopcy do mnie podeszliby dodać otuchy mimo tego byli zaskoczeni faktem, że to mój ojciec, wcielenie zła. Wróciliśmy do domu i wyjaśniłam wszystkim od A do Z. Powiedzieli, że nie zostawią mnie z tym samą i dadzą od siebie jak najwięcej, Freya zaproponowała, że poćwiczy ze mną parę zaklęć również o wszystkim poinformowałam Davinę także zaoferowała pomoc.
Wzięłam Kola na bok by porozmawiać w cztery oczy i zapytałam czy pamięta jak wróciła mu moc, gdy go dotknęłam, byłam obok wpadłam na pomysł by to wykorzystać w ostateczności. Nie protestował ale stwierdziliśmy, że nikomu o tym nie powiemy. Musieliśmy mieć miejsce gdzie będziemy ćwiczyć dzięki temu, że chłopak znał miasto to również znał jedną taka okolicę, łąkę z widokiem na miasto. Złapałam chłopaka za dłoń pierwsze próby nie dawały żadnego postępu, gdy pocałował mnie nagle coś poczułam. Spróbowaliśmy ponownie i tym razem się udało, nasze uczucie potrafi zwalczyć wiele oraz wiele dać.
Po kilku godzinach Kol wrócił do domu a ja udałam się na cmentarz zaproponowałam starszyźnie połączenie sił i stać się jednością, by zwalczyć zło raz na zawsze. Na początku nie zbyt byli przekonani ale po przemyśleniach zgodzili się dodałam, że chce połączyć się w jedność tak dosłownie, żeby zastanowili się nad tym dokładnie i jeżeli będą dalej na tak to niech przyjdą zwalczyć zakapturzonego.
Byłam potężną potrójną rasą ale to mój ojciec, moja krew, więc również może być przy wielkiej mocy muszę być przygotowana na wszystko. Nie wiem do czego jest zdolny i dlatego chce mnie zniszczyć ale ja się nie dam.
DZIEŃ WOJNY
PO jednej stronie stał mój ojciec ze swoja armią a po drugiej ja z wiedźmami, Mikaelsonami i Daviną. Stałam przed szeregiem jak dowódca, spotkałam się z mężczyzną twarzą w twarz, rzuciłam zabójcze spojrzenie i wróciłam do swoich.
Jego armia rzuciła się w naszą stronę ale poprzez połączenie sił wszystkich czarownic mieliśmy barierę ochronną, przez którą tylko ja mogłam przejść, chociaż tak mi się wydawało.
Ruszyłam ponownie w jego kierunku jeden na jeden, zaatakował mnie, używając swoich magicznych mocy odrzuciłam go z wielka siłą , następnego też. Trzecim razem potraktowałam go w wilczej postaci, docierając do rzekomego ojca.
- Dalej będziesz walczył - zawarczałam
- Mocna jesteś brawo córeczko ale to jeszcze nie koniec - powiedział pochylając się do mnie
- Taki mądry jesteś to chodź a nie się chowasz za innymi - rozłożyłam ręce
Oboje przebraliśmy wilczą postać i zaczęliśmy walczyć, było ciężko lecz wiedziałam i miałam tą przewagę, że mogę być jednocześnie trzema rasami i właśnie to się stało, odrzuciłam go jak najdalej. Utrącając moce zmienił się w człowieka. Był zaszokowany, że jestem samo wstanie go pokonać. Zagroziłam mu, że jeszcze raz się tu pojawi to nie oszczędzę go i ma zabrać swoich oraz zostawić miasto jak każde inne całe bez ofiar i strachu.
Wróciłam z reszty kulejąc, bo no nie ukrywajmy to nie była łatwa walka lecz inni też byli z ranami przez pionków mojego ojca.
****************
Minęło już kilka miesięcy wszyscy cieszyli się życiem, bawili radowali, gdy widzą mnie na ulicy to dziękują za ocalenie. Dziwne jest to moim zdaniem po prostu była potrzeba uratowania niewinnych, więc pomogłam.
****************
Siedziałam całymi dniami i nocami dalej głowiąc się kim jestem. Dobra potężna ze mnie wiedźma, wilkołaczyca i wampie jestem tak jakby księżniczką ich wszystkich. Ale dalej była na początku mojej przeszłości.
- Klaus pamiętasz jak mówiłem ci, że ty i Miranda jesteście spokrewnieni? - powiedział Elijah do brata
- Pamiętam, dlatego pojechałem na poszukiwania - odpowiedział pewnie
- Ale to nie tylko to, wy jesteście sobie przeznaczeni - dodał starszy
- Słucham!? Nic nie mówiłeś dlaczego? Dlatego tak mnie do niej ciągnie - powiedział zdziwiony Nik
Nie wiedzieli, że wszystko słyszałam ale co ja się dowiedziałam, przeznaczona Klausowi ale ja kocham Kola nie Nika on jest dla mnie tylko bliską osobą, na której mi zależy i nic więcej. Zastanawiałam się czy moja matka jeszcze żyje może ona wszystko by mi wyjaśniła. Poszłam do Freyi może ona mi pomoże, namierzyła za pomocą mojej krwi ale niestety nie żyła a spoczywała na cmentarzu w Mystic Falls. Podziękowałam i natychmiast poszłam się pakować, ponownie wróciłam do tamtego miasta, gdzie tak naprawdę wszystko się zaczęło.
- Co robisz? - zapytał Kol
- Jadę do Mystic Falls na grób matki
- Jadę z tobą - wyrwał się
- Nie, tym razem pojadę sama - pocałowałam w policzek i wyszłam
Wsiadłam do auta i pojechałam po swoja przeszłość. Po kilku godzinach byłam na miejscu nastał wieczór, stanęłam pod dawnym domem rodzinnym a tam zastałam wszystko, gdy stąd wyjeżdżałam. Samochód został pod domem a ja nie patrząc, że się ściemnia udałam się na cmentarz szukałam nagrobka aż w końcu się na niego natknęłam z tytułem - Maria Rule. Siadłam na ławce choć jej nie znałam poczułam na policzku spływające łzy w końcu to moja rodzicielka.
- Co mam dalej robić, kim jestem tak naprawdę, daj mi jakiś znak - zapłakana mówiłam pod nosem
Nagle nagrobek się osunął, znajdowało się tam papierowe pudełko ku mojemu zdziwieniu tyle przetrwało to cud. Wzięłam je na kolana a w środku były zdjęcia jak byłam mała, malutkie buciki i złoty naszyjnik z literką M to chyba moje był również list.
Droga córeczko,
Dotarłaś już do mnie, więc ojciec zaatakował pamiętaj on na jednej walce nie zaprzestanie będzie z tobą walczyć do póki nie pokona ale ty jesteś najsilniejsza i nie daj się. Masz już wisiorek, medalion, dzięki niemu zobaczysz swoją przeszłość, będziesz miała odpowiedź na swoje pytania, nigdy go nie ściągaj.
Kochana Mama ♥
To było wzruszające, założyłam biżuterię a wspomnienia wróciły jak rodzice bawili się ze mną i jak o mnie dbali, potem zobaczyłam mrok i ojca zabijającego każdego kto mu wejdzie w drogę, zamienił się w coś niemożliwego, gdy ja byłam dzieckiem złapał mnie za rączkę udawał kochającego tatuśka to kilku miesięczne stworzenie potrafiło pozbawić go odrobinę mocy, siły. Ale jestem utalentowana, uśmiechnęłam się. Wiem jak go zwalczyć na dobre dlatego nie dawał mi się dotknąć wie czym to grozi.
Zabrałam to wszystko do domu, położyłam się na łóżku i natychmiast zasnęłam.
Sen
Stałam w salonie i machałam rękami jak opętana ale to było coś więcej mogłam tworzyć nowe zaklęcia nie musiałam pamiętać tych innych jak dobrze to była moja tajna broń w razie zagrożenia, ochrony moich bliskich, jestem samo wystarczalna.
Spędziłam tutaj jeszcze dwa dni, wybrałam się do Mystic Grill pracujący tam Matt, opowiedział mi ciekawą historię o jego rodzinie. Donovanowie są strażnikami dzwonka, który potrafi o wiele więcej niż sobie można wyobrazić, kto go użyje może nawet doprowadzić do zniszczenia całego świata jeśli wpadnie w nie powołane ręce. Uznał, że najbezpieczniejszy będzie przy mnie. Wybraliśmy się do jego domu i tam przekazał mi chusteczkę a w niej zawinięty maleńki złoty dzwoneczek ze srebrnym sercem. Pożegnaliśmy się, odpaliłam silnik i wróciłam do reszty by o wszystkim ich poinformować.
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
Gdy opowiedziałam Mikaelsonom o wszystkim od razu byli gotowi do zwalczania zła, oczywiście na pierwszy ogień wyrywali się Klaus i Kol miała przeczucie, że rywalizują ze sobą i się wcale nie pomyliłam. Było to trochę śmieszne ale są braćmi, więc powinni się wspierać a nie walczyć. Przeżyli trochę życia, zwiedzali zakątki świata a ja co byłam uśpiona od maleńkiego i nie wiadomo kiedy i w jaki sposób się obudziłam po ponad stu latach. Nie powinni skakać sobie do gardeł.
- To co kiedy zaczynamy rozróbę? - porwał się Kol
- Uspokój się bracie daj Mirandzie zdecydować - powiedział ze spokojem Nik
- A ty co taki hojny - wzburzył się brunet
- Kobiety mają pierwszeństwo - dodał niebieskooki
- Ja wiem o co ci chodzi ale nic z tego - powiedział zdenerwowany Kol
- Nie denerwuj się tak, złość ci nie służy - uśmiechnął się Klaus
- Nagle wracasz i będzie jak sobie wymyślisz? Znikasz zastawiasz ją samą a teraz myślisz, że Miranda wpadnie w twoje ramiona - powiedział podniesionym głosem brunet
Zaczęli skakać sobie do gardeł i rywalizowali między sobą aż doszło do rękoczynów inni z rodzeństwa nie potrafili ich rozdzielić, widzieć całą sytuację nie stałam obojętna, stojąc przy balustradzie.
- Przestańcie, opanujcie się - krzyknęłam a chłopcy przerwali - nie zachowujcie się jak dzieci a po drugie nie jestem niczyją własnością - dodałam
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro