V
Weszłam do domu dobre drzwi nie zamknęłam a brunet już trzymał mnie w swoich ramionach, ściskał mnie tak jakby miał mnie zaraz udusić. Opatrzyłam mu rany, mimo to, że był nadprzyrodzony nic nie znikało, bo rzeczy, których używali były namaczane w werbenie.
Opowiedziałam chłopakowi co przekazał mi zakapturzony, że jestem wybrańcem trzech ras i to ja wszystko doprowadzę do porządku nazwał mnie rewolucją świata nadprzyrodzonego a w dodatku jestem z nimi jakoś spokrewniona po krwi plus mamy to samo znamię, pokazałam brunetowi to miejsce. Oboje byliśmy w szoku i to ogromnym. Pokazałam również list od mamy.
Zjedliśmy kolację i położyliśmy się spać brunet natychmiast zasnął a mnie dręczyły myśli w sprawie listu od rzekomej matki i tamtego faceta. Zasnęłam chwilę przed wschodem słońca ale to co w ogóle za spanie jak wszystko słyszysz nie tylko w domu ale na zewnątrz też.
- Słyszałaś Miranda wróciła do miasta - głos kobiety
- Ta od Rule? o dopytywał drugi głos damski
- Tak, teraz ty tylko czekać aż się zacznie - powiedziała pierwsza
- Ja tam się nie martwię teraz powinno wrócić wszystko do normy, chodź uczcimy to kieliszkiem bourbonu
Skąd one wiedziały o tym wszystkim a ja nie co tu do cholery chodzi, czemu wszyscy coś wiedzą a ja mam pustkę w głowie. Pytałam Kola czy słyszał rozmowę dwóch kobiet ale niestety nic nie słyszał. Wmawiałam sobie, że to mi się śni albo dlatego, że mam wyostrzony słuch z powodu raz wampirów z wilkołakami.
Wyszłam na balkon tak jak pierwszego dnia brunet mnie przytulił i zapytał czy wszystko mi się podoba. Deja vu, dlaczego. Spoglądałam na rezydencje Mikaelsonów i dopytywałam chłopaka dlaczego Klaus tu nie wrócił i nie odbudował miejsca, w którym się najlepiej czuł. Usłyszałam tylko, że to kwestia czasu.
Czemu każdy mówi do zdawkowo, okółkiem zamiast w prost zaczyna mnie to coraz bardziej denerwować. Ubrałam się i wyszłam do baru.
Otworzyłam drzwi wszystkich obecnych w pomieszczeniu wzrok był skierowany na mnie. Zajęłam miejsce przy barze, zamówiłam bourbon a obserwacja dalej trwała.
- O co wam wszystkim chodzi, ktoś mi powie? - odwróciłam się i powiedziałam z pewnością
- Rewolucjo nasza - krzyknęli wszyscy
- Co!? - zapytałam zdezorientowana
- Ocalisz nasz z chaosu - powiedział mężczyzna
Popatrzyłam na nich wszystkich zmarszczyłam czoło, dokończyłam trunek i wyszłam. Przechadzałam się po mieście ale nadal wszyscy mnie obserwowali, miałam tego dość. Znalazłam się przed wrotami rezydencji rodziny M. Złapałam za klamkę, weszłam do środka to był olejny raz, gdy przekroczyłam progi tego budynku. W centralnej części znajdowała się fontanna, usiadłam na jej brzegach rozglądając się, podziwiając pięknie wykończone drewniane balustrady. Pomyślałam jak tu mogłoby być pięknie kiedyś i jak musiało tętnić życiem.
- Co tu robisz? - usłyszałam znajomy głos
- Klaus!? - krzyknęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyje ściskając z całej siły
- Jak tu weszłaś? - dopytywał ze zdziwieniem
- Przez drzwi - pokazałam na nie
- To niemożliwe musiałabyś poprosić Kola by ci pomógł wejść tylko z mojej krwi mogli je otworzyć - wyjaśnił
- Klaus zapomniałeś chyba, że jestem jakoś z tobą powiązana - uśmiechnęłam się - długo tutaj byłeś?
- Tak z jakieś dwadzieścia pięć lat mieszkałem w tym niesamowitym mieście - odpowiedział ze zdziwieniem - a czemu pytasz?
- Wiesz może dlaczego mieszkańcy nazywają mnie swoją rewolucją - zapytałam zaniepokojona
- Ile już wiesz? - spuścił głowę
- A co to ma do znaczenia? - oburzyłam się
- Nie bez powodu zniknąłem. Twoje nazwisko to zbawienie nie tylko dla tego miasta tylko dla nas wszystkich - załamał mu się głos
- Jakie zbawienie o czym ty mówisz? - nie dowierzałam
- Wiem tylko, że twoja matka również była potężną wiedźmą a jednocześnie wilkołaczycą. Twój ojciec w połowie wampir i wilkołak a mogli mieć dzieci to urodziłaś się ty i tak jesteś posiadaczką trzech rożnych ras ale to nie wszystko. Twój ojciec należał do watahy z mojej krwi a to się wiąże z tym, że jesteś jeszcze bardziej potężna niż twoja rodzicielka, ty sam będziesz mogła pokonać najsilniejsze moce. Niestety też jest smutna wersja tej opowieści. Masz również ponad tysiąc lat jak ja, bo mieszkaliśmy w wioskach obok moja nieszczęsna matka zasugerowała, że cię uśpi na dłuższy czas, gdy miałaś nie całe pół roku. Zapomniałbym to też jaką masz moc to zasługa Kola masz w sobie jego krew, bo był również potężnym czarownikiem. - historia nie miała końca
- Skończ nie chce już tego słuchać - zaczęła chodzić dookoła fontanny
- Nie denerwuj się ja wiem tylko tyle - uspokajał
- Właśnie to nie koniec mojej przeszłości a ja mam już dość - krzyknęłam
Przytulił mnie i powtarzał bym się uspokoiła, bo nerwy mi nie służyły, no tu akurat miał rację. Próbowałam się uspokoić ale serce tak mi wali jakby miało zaraz wyskoczyć. Czułam jak zęby się zmieniają, pazury ujawniają. Odepchnęłam Klausa a moje oczy nabrały bursztynowo-czerwonego koloru, byłam wściekła. Chciałam rozszarpać wszystko co stanie na mojej drodze. Chłopak stanął pod ścianą mówiąc do mnie ale to nic nie dawało. Zaczęłam skakać po piętrach jak jakaś opętana w postaci wilkołaka, minęła godzina a ja zmęczona emocjami położyłam się na łóżku, które jedno tam było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro