Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

81. Między bajką a koszmarem [+18]

To miał być jeden z najlepszych dni w życiu naszej Lottie. W końcu niecodziennie ma okazję dowiedzieć się, że będzie starszą siostrą. A właśnie dzisiaj się to stanie. Trzymaliśmy to w tajemnicy przez dwa tygodnie, ale po wizycie u lekarza, który potwierdził, że jestem w ósmym tygodniu ciąży i z dzieckiem wszystko jest w porządku, postanowiliśmy powiedzieć Lottie. A czy dla dziecka może istnieć bardziej magiczne miejsce niż Disneyland?

Od samego rana dbaliśmy, aby Lottie czuła się wyjątkowo. Zaczęliśmy dzień od pysznego śniadania w hotelowej restauracji, a potem ruszyliśmy w stronę parku. Lottie, siedząc na barkach Kastiela, z niecierpliwością rozglądała się wokół, szukając ulubionych postaci z bajek.

- Jak tam na górze? Widzisz jakieś księżniczki? - zapytał Kastiel.

- Nie - odpowiedziała z rozczarowaniem, spoglądając na tłum ludzi.

- Spokojnie, Szarlotko, na pewno dzisiaj spotkamy jakieś księżniczki - powiedziałam z pocieszającym uśmiechem, ściskając jej małą rączkę.

- O! Zobaczcie! - wskazała paluszkiem na pobliski sklep, który przepełniony był ubraniami i gadżetami z postaciami Disneya.

- Chcesz tam zajrzeć? - zaproponował Kas.

- Tak! Tak! Tak! - zaczęła się wiercić i ciągnąć go za włosy.

- Ej, ej! Delikatniej! Wystarczy, że twoja matka szarpie mnie za włosy - zaśmiał się Kastiel, podnosząc ją ostrożnie i stawiając na ziemi, a ja rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie, którym wcale się nie przejął.

Lottie chwyciła mnie za rękę i już chciała biec do sklepiku, gdy zauważyłam, że Kastiel zostaje w tyle.

- Nie idziesz? - zapytałam ze zdziwieniem.

- Z wami na zakupy? - sceptycznie uniósł brew. - Nie jestem na tyle szalony. Wolę usiąść na ławce i poczekać na was na zewnątrz.

- Okej, jak wolisz - odpuściłam. - Ale zdajesz sobie sprawę, że mam twój portfel w torebce? - dodałam z przebiegłym uśmiechem.

- Śmiało, używajcie go do woli - machnął na to ręką i zajął miejsce na pobliskiej ławce.

Z jego błogosławieństwem ruszyłyśmy na zakupy. Pewnie pierwsze z wielu, które nas jeszcze czekają. Lottie, zaczęła przeglądać półki pełne kolorowych ubrań i zabawek. Jej oczy rozbłysły na widok różnorodnych gadżetów, a ja nie mogłam powstrzymać uśmiechu, widząc jej radość.

- Lottie, zobacz! - chwyciłam za opaskę z charakterystycznymi uszami z różową kokardką. - Może kupimy sobie takie?

- Tak! I dla tatusia też!

- A wiesz, że to bardzo dobry pomysł? Będzie zachwycony! - odparłam ironicznie i uśmiechnęłam się do siebie, wyobrażając sobie jego minę, gdy je zobaczy.

Nie byłam aż tak okrutna. Dla Kastiela wybrałam uszy z czerwoną kokardką, która doskonale skomponuje się z jego włosami. Lottie dla siebie wybrała jeszcze sukienkę Kopciuszka, bańki mydlane i parę innych niepotrzebnych drobiazgów, ale jej uśmiech był wart wszystkich pieniędzy.

Zadowolone wyszłyśmy ze sklepu, już z uszami myszki Minnie na naszych głowach. Kastiel siedział na ławce, bawiąc się swoimi telefonem i starał się być w trybie incognito, ale średnio mu to wychodziło, bo przechodnie i tak zatrzymywali się, żeby na niego spojrzeć lub zrobić zdjęcie z ukrycia.

- Tato! Mamy niespodziankę dla ciebie! - krzyknęła Lottie, biegnąc w jego kierunku.

Kastiel złapał ją i posadził sobie na kolanach.

- Niespodzianka? Dla mnie? Ostatnio dostaję ich naprawdę dużo - zerknął w moim kierunku i porozumiewawczo mrugnął.

Uśmiechnęłam się słodko do niego, po czym wyciągnęłam z torby opaskę z uszami i nie czekając na jego protesty założyłam mu ją na głowę.

- Co ... - zaczął Kastiel, ale przerwał, widząc nasze rozbawione twarze. - Chyba coś jest z wami nie tak, jeśli myślicie, że będę chodził w tym badziewiu - odburknął, ze swoją typową marudnością.

- Oj przestań, kochanie. Wyglądasz uroczo - odpowiedziałam, starając się zachować powagę. - Poza tym jesteśmy rodziną. Jeśli ja i Lottie nosimy uszy, to ty też. Bezdyskusyjnie.

Lottie zachichotała, klaskając w dłonie.

- Tak! Tatuś musi nosić uszy! - poparła mnie.

Kastiel spojrzał na swoje odbicie w ekranie telefonu i pokręcił głową z rozbawieniem.

- Wykończycie mnie. Obydwie! - powiedział z udawanym zrezygnowaniem.

Lottie nagle dostrzegła maskotkę Stitcha, która spacerowała parkiem i robiła sobie zdjęcia z turystami, czy też zbijała piątki z dzieciakami.

- O, Stitch! Stitch! - wykrzyknęła uradowana i w przeciągu sekundy zeskoczyła z kolan Kastiela i pobiegła w kierunku niebieskiej maskotki.

- Lottie! Nie możesz się oddalać bez naszego pozwolenia! - upomniał ją, ale to było na nic. Westchnął, patrząc za nią. - Chodźmy, zanim zniknie nam z oczu.

Złapaliśmy się za dłonie i ruszyliśmy w stronę Stitcha, na którego właśnie napadła nasza córka.

- Jak się czujesz, dziewczynko? Nasz maluch jest dzisiaj grzeczny? Dalej jest ci niedobrze? - mój mąż dopytywał z troską.

Pokręciłam głową.

- Te dwie kanapki z Nutellą, które zjadłam na śniadanie, chyba go uspokoiły - odpowiedziałam z uśmiechem, kładąc dłoń na brzuchu. - Już mi lepiej, dziękuję.

- Ok, będę pamiętać, żeby karmić cię dzisiaj czekoladą - odparł z uśmiechem i czule ucałował mój policzek.

W właśnie w tym momencie ktoś zrobił zdjęcie i zapomniał wyłączyć flesha. Obydwoje skierowaliśmy spojrzenia w tym kierunku, gdzie dwie nastolatki nieudolnie próbowały schować telefony.

- Ehhh... - westchnął z irytacją. - Czasem czuję się jak małpa w zoo.

To trafne porównanie wyjątkowo mnie rozbawiło.

***

- Chcę jeszcze raz, tatusiu!

- Szarlotko, byliśmy na tej karuzeli już szósty raz. Może spróbujemy czegoś innego? - zaproponował, wręcz błagalnym tonem.

- Jeszcze raz! Jeszcze raz! - nalegała, ciągnąc go za rękę.

- Może mama z tobą pójdzie? - spojrzał na mnie z nadzieją.

- Zapomnij - nawet nie próbowałam rozważyć wszystkich za i przeciw. - Jeśli zacznę się kręcić, to zwymiotuję.

- A myślisz, że co stanie się ze mną? - zapytał patetycznie.

- Ty nie jesteś w ciąży - przypomniałam mu, mówiąc cicho, żeby nikt nie usłyszał. - Wygrasz z tym argumentem?

Spojrzał w górę, jakby prosił siły wyższe o interwencje, ale nic takiego się nie stało. Byłam tylko ja, która patrzyła na niego z skrzyżowanymi ramionami na piersi i uśmiechem triumfu wymalowanym na ustach, no i Lottie, która cały czas trzymała jego dłoń i co jakiś czas nią potrząsała, powtarzając "Proszę, jeszcze raz, tatusiu".

W końcu westchnął głęboko, poddał się i zgodził.

- No dobrze, jeszcze raz. Ostatni! - doprecyzował surowo, ale nie mogł powstrzymać łagodnego uśmiechu na widok rozpromienionej twarzy Lottie. - Jeśli w ciągu tego tygodnia osiwieje, to będziecie wiedziały, że to wasza wina.

Lottie natychmiast zaczęła skakać z radości, a ja obserwowałam, jak Kastiel wraca na karuzelę z naszą córką. Pomimo swojego narzekania, widać było, że cieszył się z tych chwil spędzonych z nią. Kiedy karuzela znów ruszyła, machali do mnie z kolorowych koników, a ja zrobiłam im kolejną serię zdjęć do rodzinnego albumu.

Po zakończonej jeździe Lottie wybiegła z karuzeli i rzuciła się w moje ramiona.

- Dobrze się bawisz, skarbie? - zapytałam, przytulając ją mocno.

- Jest super! - odpowiedziała, pełna energii, mimo że była pora jej drzemki.

Odgarnęłam spocone pasemka jej włosów z czoła. Zauważyłam, że wraca również Kastiel, który szedł wolnym krokiem i trzymał się za brzuch, jakby próbował nie zwrócić śniadania.

- Może dajmy tatusiowi trochę odpocząć, co? Wystarczy mu karuzeli na jakiś czas - zasugerowałam, żeby uchronić Kastiela przed kolejną przejażdżką.

- No okej ... - Lottie zgodziła się, choć niechętnie. - Co teraz robimy?

- Hmm, co powiesz na lody? - zaproponowałam, wiedząc, że to zawsze działa. A poza tym sama miałam na nie ochotę. Najlepiej pistacjowe z czekoladową polewą.

- Lody! Tak! - Lottie podchwyciła temat i chętnie złapała mnie za rękę, gotowa na poszukiwanie najbliższej lodziarni. - Tato, pośpiesz się! - odwróciła się i krzyknęła w stronę Kastiela.

- No przecież idę... - westchnął Kastiel, dołączając do nas.

***

Po lodach nadszedł moment na długo wyczekiwaną paradę.

- Mamo, tato, to naprawdę one! - zawołała Lottie, jej głos drżał z podekscytowania, gdy dostrzegła swoje ulubione księżniczki zbliżające się w stronę tłumu.

Parada była spektakularnym widowiskiem. Kolorowe wozy sunęły powoli przez główną ulicę Disneylandu. Księżniczki machały do dzieci, uśmiechając się i rozsyłając całusy. Lottie znów siedziała na barkach Kastiela, aby mogła lepiej widzieć ten spektakl.

- Mamo, popatrz, to Ariel! - krzyknęła, wskazując na księżniczkę z syrenim ogonem. - Ma włosy jak tata! - zauważyła, śmiejąc się z tego podobieństwa.

- Wcale nie! - zaprotestował Kastiel. - Jej włosy są kiczowato czerwone, a mój kolor to głęboki rubin.

- Czy ja wiem? Moim zdaniem są całkiem podobne ... - rzuciłam bardzo dyskretną aluzję, która szybko spotkała się z krytyką mojego męża w postaci jego piorunującego wzroku.

- Przypominam ci, że poleciałaś na to. Czerwone włosy, przenikliwe szare oczy, sześciopak ... nie dziwię się, że tak łatwo dałaś się usidlić - powiedział ze swoją typową pewnością siebie.

- Wszystko się zgadza, tylko ten niewyparzony język psuje cały efekt - odbiłam piłeczkę.

- Niewyparzony, ale za to jaki utalentowany.

Z tym argumentem nie mogłam się nie zgodzić, a on chyba o tym wiedział, bo posłał mi ten wredny uśmiech, który krzyczał "wygrałem!"

***

Lottie, będąc córką jednego z najbardziej znanych wokalistów na świecie, miała dostęp do wielu wyjątkowych przywilejów. Także teraz korzystała z tych możliwości i miała szansę spotkać się osobiście z każdą księżniczką Disneya, co dla większości dzieci było tylko marzeniem.

Weszliśmy do wnętrza ikonicznego zamku Śpiącej Królewny, gdzie czekały na nas już aktorki w bajkowych przebraniach. Lottie wymieniła uściski z każdą z nich. Nie zapomniała również powiedzieć Arielce, że jej tatuś ma takie same włosy jak ona.

Za to Kopciuszek wpatrywała się w mojego męża, jakby chciała zgubić dla niego coś więcej niż jeden bucik.

Potem przyszedł czas na pokaz fajerwerków, który był idealnym zwieńczeniem całego dnia. Wpatrywaliśmy się w nocne niebo, rozświetlane przez liczne kolorowe eksplozje. Lottie co chwilę wykrzykiwała "woooow" z zachwytem.

- To chyba dobry moment? - zasugerował Kastiel, spoglądając na mnie porozumiewawczo.

Kiwnęłam głową, zgadzając się z nim.

Znaleźliśmy ustronne miejsce na ławce, z dala od ciekawskich spojrzeń. Kastiel usadził Lottie na swoich kolanach, a ja usiadłam obok nich.

- Czyń honory - powiedział Kastiel, uśmiechając się i kładąc dłoń na moim kolanie. Chwyciłam ją, czując narastające emocje. Może to była trema, a może wzruszenie? Nie byłam pewna.

- Lottie, skarbie, chcemy ci powiedzieć coś bardzo ważnego - zaczęłam łagodnie. - Pamiętasz, kiedy byliśmy w Rzymie? Gdy wrzuciłaś pieniążek do fontanny i wypowiedziałaś życzenie?

Spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- No?

- Twoje życzenie się spełni i wkrótce nasza rodzina się powiększy - oznajmiłam i uśmiechnęła się ciepło, równocześnie próbując się nie rozpłakać.

- Co to znaczy? - zapytała Lottie, marszcząc brwi.

- To znaczy, że będziesz miała braciszka albo siostrzyczkę - wyjaśnił Kastiel.

Lottie patrzyła na nas przez chwilę w milczeniu. Zdążyłam spanikować, że być może rozmyśliła się i wcale nie chce już rodzeństwa. Ale, gdy po chwili zrozumiała, o czym mówimy, jej twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem.

- Naprawdę? - zapytała z niedowierzaniem. - Będę starszą siostrą? Jak Thia?

- Tak, kochanie - potwierdziłam, obejmując ją. - Będziesz wspaniałą starszą siostrą.

Lottie zeskoczyła z kolan Kastiela i zaczęła skakać z radości.

- Jeeeej! - krzyknęła. - Kiedy do nas przyjdzie?!

Oboje z Kastielem roześmialiśmy się na to niewinne pytanie.

- Musimy poczekać jeszcze około siedem miesięcy, aż maleństwo zdecyduje się do nas przyjść - odpowiedziałam, uśmiechając się do niej.

- Nie mogę się doczekać! - zawołała, przytulając się do nas mocno.

- My też, słonko - powiedział Kastiel, odwzajemniając jej przytulasa i czule całując ją w czubek głowy. Następnie spojrzał na mnie, jego wzrok przepełniony szczęściem i szczerą miłością. - My też.

***

Gdy wracaliśmy do hotelu, Lottie nie mogła przestać mówić o niczym innym. Wszystkie atrakcje dzisiejszego dnia bledły w obliczu ekscytującej wiadomości, że za kilka miesięcy zostanie starszą siostrą.

- A gdzie bobas będzie mieszkać? - dopytywała, a Kastiel wydawał się być bardzo rozbawiony, jej coraz to dziwniejszymi pytaniami.

- Będzie mieszkać z nami w domu. Dostanie pokój zaraz obok twojego. Ten, który teraz jest pusty - tłumaczył cierpliwie.

- A co jak będzie płakać i w nocy i mnie budzić? - pytała poważnie.

- To trudno. Bobasy mają prawo, żeby płakać. Nawet nie wyobrażasz sobie jak ty się wydzierałaś i ile nocy przez ciebie nie przespaliśmy razem z mamą - uśmiechnął się i poczochrał jej włosy.

- Aha ... A możemy nazwać ją Chlöe? Proszęęęę... - nie sądziłam, że ucieszy się tak bardzo, że od razu zacznie planować imiona.

- Nie możemy ci obiecać, że to będziesz dziewczynka - zaśmiał się Kastiel. - Może będziesz miała małego braciszka. To chyba też fajne, co?

- Nie - odpowiedziała stanowczo Lottie. - Chłopcy są głupi. Rzucają piaskiem i krzyczą.

Spojrzałam na Kastiela z lekką paniką w oczach, zastanawiając się, jak zareagować na jej zdecydowane stwierdzenie. Istniała duża szansa, dokładnie 50%, że to będzie chłopiec. I nie miałam nic przeciwko, ale widząc determinację Lottie, obawiałam się, jak zareaguje na tę ewentualność. W końcu w jej dziecięcym świecie dziewczynki i chłopcy różnili się jak dzień i noc. Nie chciałam, żeby poczuła się rozczarowana, jeśli rzeczywistość nie sprosta jej wyobrażeniom.

- Zobaczymy, co nam los przyniesie, słonko - powiedział łagodnym, uspokajającym tonem. Nie wiem, czy chciał uspokoić mnie, czy może Lottie. - Niezależnie od tego, czy to będzie braciszek czy siostrzyczka, wiem, że będziesz najlepszą starszą siostrą na świecie.

Lottie pokiwała główką, jakby rozważała jego słowa, a potem znów zaczęła snuć marzenia na temat przyszłego rodzeństwa. Opowiadała nam, jak będzie bawić się z nim, uczyć go wszystkiego, co już umie, i jak będą razem zasypiać, słuchając bajek na dobranoc.

W ostateczności, po tylu wrażeniach, gdy przekroczyliśmy próg naszego hotelowego apartamentu, Lottie już zasypiała na ramieniu Kastiela.

- Położę ją do łóżka, a ty odpocznij - powiedział cicho, delikatnie głaszcząc Lottie po głowie.

Byłam tak zmęczona, że nie miałam siły się z nim spierać. Przytaknęłam z wdzięcznym uśmiechem, a on zaniósł Lottie do jej pokoju.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi sypialni, rozłożyłam się na wygodnej sofie w salonie. Myśli o nadchodzących miesiącach, pełnych zmian i nowych wyzwań, przewijały się w mojej głowie. Cieszyłam się, że Lottie była tak podekscytowana, ale jednocześnie wiedziałam, że czeka nas wiele pracy, by przygotować ją na nową rolę starszej siostry.

Kastiel długo nie wracał. Zaniepokojona, zajrzałam do pokoju Lottie i natychmiast zrozumiałam powód jego nieobecności.

- ... musimy teraz być bardzo troskliwi wobec mamy. Nosi w brzuszku dzidziusia i to nie jest łatwe. Będzie potrzebować naszej pomocy - mówił Kastiel ciepłym tonem, starając się przekazać powagę sytuacji.

Lottie słuchała go z szeroko otwartymi oczami, chłonąc każde jego słowo. Kastiel kontynuował:

- Musimy być cierpliwi i wyrozumiali. Mama będzie potrzebować naszego wsparcia, zwłaszcza teraz. I pamiętaj, że nie możemy jej zasmucać.

Lottie skinęła głową, starając się zrozumieć jego słowa.

- Będę grzeczna i będę pomagać mamusi - zadeklarowała poważnie, jakby była o wiele starsza niż swoje trzy lata.

Kastiel uśmiechnął się z dumą i delikatnie pocałował ją w czoło.

- Wiem, że będziesz super siostrą - powiedział z przekonaniem. - Gdy na świecie pojawi się bobas, wiele się zmieni, ale pamiętaj, że zawsze będziesz naszą małą, ukochaną dziewczynką.

- Jestem już duża! - poprawiła go, a Kastiel słysząc powagę jej głosu, cicho się roześmiał.

- No pewnie. Moja DUŻA dziewczynka - uśmiechnął się, nieco ironicznie. - Chyba pora spać?

- Jeszcze chwilkę, tatusiu - poprosiła Lottie, wtulając się mocniej w jego ramiona. - Opowiesz mi jeszcze jedną bajkę o księżniczce?

- Oczywiście, kochanie - odpowiedział Kastiel, głaszcząc ją po głowie. - Ale tylko jedną, bo jest już naprawdę późno.

Stwierdziłam, że to idealny, by się wycofać i nie przeszkadzać im w ich momencie ojciec - córka.

Po całym dniu marzyłam już tylko o tym, żeby wziąć prysznic. Przeszłam przez salon, kierując się w stronę łazienki, ciesząc się na myśl o gorącej wodzie i chwili samotności.W łazience zdjęłam ubranie i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała po moich zmęczonych mięśniach, a ja zamknęłam oczy, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Miałam też cichą nadzieję, że Kastiel wkrótce do mnie dołączy, ale najwidoczniej bajka zbyt mocno go pochłonęła.

Po kilkunastu minutach wyszłam spod prysznica, czując się cudownie odświeżona. Szybko osuszyłam się ręcznikiem i poszłam do sypialni. Z walizki wyjęłam swoją podróżną kosmetyczkę i wyciągnęłam z niej cały stos balsamów, kremów i innych specyfików, które rozłożyłam na komodzie. Zaczęłam je nakładać, jeden po drugim, dokładnie pokrywając każdy centymetr ciała. Myśl o kolejnych rozstępach, które pewnie pojawią się za jakiś czas, sprawiła, że byłam szczególnie sumienna w aplikacji.

Jednak gdy dotarłam do brzucha, zatrzymałam się na chwilę. Położyłam dłonie płasko na skórze i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, stojącym nieopodal. Jeszcze nic nie wskazywało na to, że jestem w ciąży, ale sama świadomość, że nosze w sobie nowe życie, sprawiała, że przestałam przejmować się rozstępami i innymi pierdołami.

- W ogóle ci się nie dziwię. Też nie mogę się napatrzeć.

Byłam tak skupiona na obserwowaniu swojego odbicia, że nawet nie usłyszałam, jak Kastiel wszedł do pokoju. Stał z ramionami założonymi na piersi i bezwstydnie patrzył na moje ciało. Te wszystkie lata spędzone razem chyba wyzbyły we mnie poczucie wstydu, więc tylko przekornie się uśmiechnęłam na jego dwuznaczny komentarz.

- No proszę, podglądacz - zażartowałam, odwracając się do niego. - Jak długo tam stoisz?

- Wystarczająco długo, żeby docenić widok - odpowiedział, jego oczy błyszczały z rozbawienia i czegoś jeszcze, o czym być może zaraz się przekonam. I raczej nie miałabym nic przeciwko ... - Może chciałabyś, żebym ci z tym pomógł? - kiwnięciem wskazał na tubkę z balsamem, którą trzymałam. Zalotny uśmiech tańczył na jego ustach i zahipnotyzował mnie na tyle, że bez słowa wyciągnęłam rękę, podając mu kosmetyk.

Każdy jego ruch był doskonale przemyślany. To, jak wolno podchodził do mnie, zmuszając mnie do oczekiwania, oraz jak delikatnie musnął moje palce. Usiadł na krawędzi łóżka i rozszerzył uda, robiąc mi miejsce między nimi.

- Chodź tu - powiedział cicho, ale zdecydowanie.

Stanęłam między jego nogami, a on zaczął delikatnie wcierać balsam w moją skórę. Jego dotyk był kojący i czuły. Skupił się na moich udach i biodrach, pieszcząc je wręcz z uwielbieniem. Było coś niezwykle intymnego w tym momencie, coś, co sprawiało, że czułam się jeszcze bardziej z nim związana.

- Słyszałam jak rozmawiałeś z Lottie - wyznałam, a on spojrzał na mnie od dołu z lekko uniesioną brwią, czekając na to, co mam do powiedzenia. - Dziękuję.

Powiedziałam tylko tyle, co najwidoczniej go zdziwiło.

- Za co? - zapytał z wyraźnym zdumieniem.

- Za całokształt - odparłam ze słodkim uśmiechem. - Ale głównie za to, że jesteś najlepszym mężem, jakiego mogłam sobie wymarzyć i najlepszym ojcem, jakiego mogłam wybrać dla moich dzieci.

Mój komplement sprawił, że na jego ustach zarysował się leniwy uśmiech i już wiedziałam, że w jego głowie zrodziła się jakaś błyskotliwa riposta.

- To prawda, że nie ma drugiego takiego jak ja - powiedział nad wyraz pewny siebie, niby żartobliwie, ale dostrzegłam tą malutką nutę wzruszenia. - Miałaś dużo szczęścia, pytając mnie tamtego dnia o drogę do szkolnego sekretariatu.

Zaśmiałam się, wspominając ten moment, w którym wszystko się zaczęło. Kiedy spojrzałam w te piękne oczy o kolorze wzburzonego, sztormowego morza i wiedziałam, że przepadłam. Odgarnęłam mu włosy z twarzy, delektując się dotykiem jedwabistych, czerwonych pasm między moimi palcami.

- Tak, to był najlepszy przypadek w moim życiu - przyznałam, pochylając się, by delikatnie go pocałować. - Do teraz dziwię się, jak to się stało, że zignorowałam wszystkie twoje red flagi i odważyłam się do ciebie podejść - dodałam zaczepnie.

- Ja natomiast do teraz dziwię się, że poleciałem na taką płaską deskę. Całe szczęście, że nadrobiłaś to osobowością - jego usta wykrzywiły się w nieprawdopodobnie chamskim i perfidnym uśmieszku, który sprawił, że zaczęłam kalkulować ile zajmie mi wybranie numeru do Priyi i omówienie podstawowych warunków rozwodu.

Ale zamiast tego, przewróciłam oczami i zdecydowałam się na bardziej kreatywną zemstę.

- Wiesz co, Kastiel? Myślę, że jednak sama sobie poradzę - powiedziałam z udawaną powagą, wyrywając z jego ręki tubkę z balsamem.

Zaskoczenie przemknęło przez jego twarz, ale tylko na moment. Zanim zdążyłam odejść, jego ręka chwyciła mnie za nadgarstek, a spojrzenie stało się poważniejsze.

- Ani mi się waż - mruknął niskim głosem, który zadudnił w moim wnętrzu. - Nie pozwolę ci tak łatwo uciec, dziewczynko.

Zanim zdążyłam zaprotestować, przyciągnął mnie bliżej

Spojrzeliśmy sobie w oczy, podczas gdy jego dłonie kreśliły leniwe zawijasy na moich plecach, schodziły na pośladki, po czym wracały wyżej. Pieściły moją skórę z taką czułością, że wszelka myśl o zemście zniknęła

- Dobrze, dobrze, poddaję się - westchnęłam, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. - Tylko obiecaj mi, że przestaniesz być takim aroganckim durniem.

- Obiecuję - odpowiedział z rozbawieniem. - Będę arogancki tylko od czasu do czasu ... raz dziennie? No góra dwa!

Przewróciłam oczami, ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Pochyliliśmy się ku sobie, nasze wargi spotkały się w miękkim, namiętnym pocałunku.

- Zdajesz sobie sprawę, ile siły woli muszę włożyć w to, aby powstrzymać się przed rzuceniem cię na to łóżko? - wyszeptał w moje usta.

Kastiel przyciągnął mnie bliżej, jego dłonie zaczęły wędrować po mojej skórze, pozostawiając po sobie przyjemne ciepło. Czułam, jak napięcie między nami narastało.

- Może powinniśmy przetestować twoją silną wolę? - szepnęłam, patrząc mu prosto w oczy.

Kastiel zaśmiał się cicho, a zarazem zmysłowo. Jego oczy lśniły z ekscytacji.

- Przegrałem tę walkę w momencie, kiedy wszedłem do tego pokoju i zobaczyłem, że jesteś naga.

W odpowiedzi delikatnie przesunęłam dłonią po jego karku, a potem po jego ramionach, czując, jak jego mięśnie napinają się pod moim dotykiem. Każdy ruch, każde muśnięcie naszej skóry przypominało grę na krawędzi, w której żadne z nas nie chciało ustąpić.

W jednej chwili Kastiel wstał, dominując nade mną swoim wzrostem i tym głodnym, nieodpartym spojrzeniem. Jego ręce znalazły się na mojej talii, przyciągając mnie jeszcze bliżej, aż nasze ciała całkowicie się zetknęły, a ciepło jego ciała przeszło na moją skórę. Z każdą sekundą, każdy zmysł zdawał się być jeszcze bardziej wyczulony na jego dotyk, na każdy jego ruch.

Bez zbędnych słów Kastiel pochwycił mnie mocniej, a jego usta powróciły do moich, tym razem bardziej zachłannie, bardziej zdecydowanie. Szarpnęłam za krawędź jego koszulki, desperacko pragnąc poczuć go jeszcze bliżej, jeszcze pełniej. Kiedy w końcu udało mi się zsunąć koszulkę przez jego głowę, wyrzuciłam ją gdzieś na bok, nie zwracając uwagi na to, gdzie upadła. Wkrótce na podłodze znalazły się również jego spodnie i bielizna, a nasze nagie ciała stapiały się ze sobą, jakby były stworzone do tego, by być razem.

Nasze oddechy były cięższe, a atmosfera w pokoju gęstniała od napięcia i namiętności. Kastiel nachylił się, jego wargi przesunęły się z moich ust na szyję, gdzie zaczął składać delikatne pocałunki.

Moje ręce nie pozostawały bierne i wędrowały po jego ramionach i plecach.

- Chcę cię całkowicie - szepnął w moje ucho, jego głos był głęboki, przepełniony uczuciem i pragnieniem.

- To mnie weź - odpowiedziałam, pozwalając, by te dwa słowa były kluczem do tego, co miało nastąpić.

Nie musiałam go przekonywać. W mgnieniu oka Kastiel uniósł mnie z łatwością, a moje nogi automatycznie oplotły się wokół jego talii. Zaskoczenie przemknęło przez moją twarz, gdy zaczął zmierzać w kierunku przeciwnym do łóżka.

- Co robisz? Łóżko jest tam! - pytałam, równocześnie śmiejąc się z niedorzeczności tej sytuacji.

- Mam lepszy plan, dziewczynko - odpowiedział z figlarnym uśmiechem, a jego oczy błysnęły znajomym, pewnym siebie spojrzeniem, które zawsze budziło we mnie mieszankę ekscytacji i niepokoju.

Mocno trzymał mnie w ramionach, idąc zdecydowanym krokiem w stronę komody stojącej po drugiej stronie pokoju. Z każdą sekundą moje serce biło coraz szybciej, a w moich myślach królowała mieszanka ekscytacji i oczekiwania. Kiedy dotarliśmy do komody, Kastiel jednym, płynnym ruchem posadził mnie na chłodnej, drewnianej powierzchni, zbliżając się do mnie z taką intensywnością, że moje tętno zdawało się dudnić w uszach.

Moje dłonie odruchowo zacisnęły się na jego barkach, starając się utrzymać równowagę, podczas gdy on przysuwał mnie bliżej krawędzi mebla. Byłam w stanie zawieszenia między namiętnością a całkowitą utratą kontroli, jaką Kastiel wywoływał swoimi ruchami.

- Kastiel... - wyszeptałam, próbując uchwycić oddech, ale słowa ugrzęzły mi w gardle, gdy jego dłonie przesunęły się wzdłuż moich ud i bioder, a jego usta znalazły drogę do moich.

Zaczął wypełniać mnie powoli, z namysłem, jakby chciał celebrować każdą chwilę tej bliskości. Spojrzałam w dół, w miejsce, w którym się łączyliśmy i poczułam falę gorąca przepływającą przez moje ciało. Kastiel zauważył to i nie mógł przepuścić okazji, żeby tego nie skomentować ze swoją typową nonszalancją.

- I pomyśleć, że za pierwszym razem bałaś się, czy się zmieści - powiedział z lekką kpiną w głosie, a jego uśmiech rozciągnął się w ten charakterystyczny, arogancki sposób, który zawsze potrafił mnie wyprowadzić z równowagi.

- Jeśli się nie przymkniesz będę musiała cię zakneblować - odpowiedziałam, starając się utrzymać powagę, choć wiedziałam, że jego uśmiech tylko się pogłębi.

- To groźba czy obietnica? - zapytał z zalotnie uniesioną brwią, a jego oczy lśniły wyzwaniem.

- Sam zdecyduj - rzuciłam odważnie, czując, jak atmosfera między nami gęstnieje.

Kastiel zwiększył tempo, jego ruchy stały się bardziej zdecydowane, a ja odchyliłam głowę do tyłu, oddając się tej chwili bez reszty. Każdy jego gest, każdy pocałunek i dotyk był teraz bardziej intensywny, pełen nieokiełznanej namiętności.

Nasze oddechy zlały się w jedno, a atmosfera w pokoju wydawała się wręcz elektryzująca. Kastiel wciąż trzymał mnie mocno, jego dłonie obejmowały moje biodra, jakby chciał się upewnić, że nie oderwę się od niego ani na chwilę. W tym momencie nie liczyło się nic poza nami - poza tym, co działo się między nami.

- Może powinniśmy zakneblować ciebie? - szepnął z przekornym uśmiechem. - Jesteś zdecydowanie zbyt głośno.

I między moim jednym krzykiem, a drugim, przestrzeń wokół nas została przecięta przez ciche, choć wyraźne wołanie, które wytrąciło mnie z tego stanu zawieszenia.

- Mamusiu! - głos naszej Lottie, dochodzący z pokoju obok, sprawił, że wszystko nagle wróciło do rzeczywistości.

Jakby ktoś nas nagle wyrwał z transu, oboje zamarliśmy, wymieniając zaskoczone spojrzenia. Kastiel westchnął ciężko, odrywając się ode mnie i opierając czoło o moje.

- Czy ona... - zaczęłam, ale nie dokończyłam, bo kolejny, tym razem bardziej niecierpliwy krzyk Lottie rozwiał wszelkie wątpliwości.

- Mamo! - zawołała ponownie, a ja nie mogłam powstrzymać westchnienia, które wyrwało się z moich ust.

Kastiel odsunął się, patrząc na mnie z mieszanką frustracji i rozbawienia, jakby nie mógł uwierzyć, że właśnie teraz musieliśmy przerwać.

- Zawsze ma idealne wyczucie czasu - mruknął, próbując powstrzymać uśmiech.

- Pójdę do niej - westchnęłam, próbując zsunąć się z komody, ale gdy tylko moje stopy dotknęły podłogi, poczułam, jak kolana się pode mną uginają, a ja niemal upadłam wprost na Kastiela.

On zaśmiał się cicho, łapiąc mnie w ostatniej chwili.

- Ja się tym zajmę - dał mi szybkiego, przelotnego buziaka. - A ty postaraj się ogarnąć i wyglądać na mnie ... wyruchaną - rzucił z rozbawieniem.

- Przysięgam, że kiedyś uduszę cię w śnie i nikt mi tego nie udowodni - powiedziałam z udawaną groźbą, ale w głębi serca wiedziałam, że nic nie mogłoby zmienić tego, jak bardzo go kochałam, nawet jego przekorne żarty.

Kastiel tylko uśmiechnął się szerzej, całując mnie jeszcze raz.

- Dokończymy to później - obiecał i na potwierdzenie swoich słów delikatnie klepnął mnie w tyłek.

Wciągnął na siebie swoje dresowe spodnie i ruszył w stronę drzwi.

- Już idę, Lottie!

Obserwowałam go, starając się opanować emocje, które wciąż szalały we mnie. Pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby się ubrać, więc narzuciłam na siebie pierwszą lepszą koszulę nocną, która wpadła mi w ręce oraz szlafrok.

Właśnie wiązałam pasek szlafroka, kiedy usłyszałam jak Lottie płacze. I nie był to cichy szloch, a wręcz histeryczny płacz. Wręcz pobiegłam do jej pokoju. Zastałam tam Kastiela, który klęczał przy jej łóżku i próbował ją uspokoić z marnym skutkiem.

- Myślałam... myślałam, że zrobiłeś coś mamusi... - wyszeptała, ledwo łapiąc oddech między kolejnymi falami płaczu.

- Co? - zapytał z niedowierzaniem. - Skąd ten pomysł, Lottie?

- Słyszałam, jak mama krzyczała... twoje imię... - próbowała wyjaśnić, łkając coraz ciszej. - Chcę do mamy!

- Nigdy nie skrzywiłbym mamy, słonko. Za bardzo ją kocham - odpowiedział Kastiel z powagą.

Musiałam się wtrąci, żeby udowodnić Lottie, że nic mi nie jest. Podchodząc do jej łóżka, przyklęknęłam tuż obok Kastiela i złapałam córeczkę za dłoń.

- Nic mi nie jest kochanie. Nie bój się - powiedziałam łagodnie, kciukiem gładząc wierzch jej dłoni.

Lottie spojrzała na mnie, wciąż nie do końca przekonana. W jej oczach czaił się strach, który tak bardzo chciałam ukoić.

- Ja ... miałam zły sen - powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie i przekonująco. Kastiel mi nie pomagał, bo parsknął krótkim śmiechem, który zgromiłam surowym spojrzeniem, a potem ponownie zaczęłam mówić do Lottie. - To był naprawdę straszny koszmar. Przestraszyłam się i zaczęłam krzyczeć, a tatuś próbował mnie uspokoić ... - byłam gotowa dalej ciągnąć tą narrację, ale przeszkodził mi mój kochany mąż.

- Tak właśnie było - przytaknął. - Mamie śniło się, że goni ją ogromna, wielgachna anakonda, która próbowała ją ... - zanim zdążył skończyć tą idiotyczną historyjkę, szturchnęłam go łokciem, bo czułam, że zaczyna się wydurniać.

- W każdy razie ... - szybko zmieniłam temat, żeby nie pogrążać się jeszcze bardziej. - ... To był tylko zły sen. Wszystko jest w porządku, skarbie - dodałam łagodnie, ocierając ostatnie łzy z jej policzka.

Lottie wciąż patrzyła na mnie z niepewnością, ale widziałam, że zaczyna się uspokajać. Jej oddech stawał się coraz bardziej równy i przestała drżeć. Ścisnęłam jej dłoń mocniej, chcąc, by poczuła się bezpieczna. Kastiel uśmiechnął się do niej ciepło, po czym delikatnie odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.

- Mogę spać z wami? - zapytała cicho, a w jej głosie dało się wyczuć nadzieję, że przytulenie się do nas rozwieje resztki jej lęków.

Kastiel posłał mi sceptycznie spojrzenie, które sugerowało, że kłóci się to z jego planami na tę noc.

- No nie wiem, mamy bardzo niewygodny materac i ...

- Kastiel - przerwałam mu stanowczo, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, które mówiło, że to nie jest moment na żarty.

Widząc moje oburzenie, Kastiel stłumił śmiech i szybko zmienił ton wypowiedzi.

- Oczywiście, że możesz spać z nami, skarbie. W naszym łóżku zawsze będzie dla ciebie miejsce.

Pół godziny później leżeliśmy całą trójką (a może powinnam powiedzieć czwórką?) w dużym hotelowym łóżku. Lottie udało się zadziwiająco szybko zasnąć i teraz leżała między nami, rozciągnięta we wszystkie strony świata, tak że jej głowa opierała się na moim ramieniu, podczas gdy nogi wystawały w stronę Kastiela, tworząc zabawną, choć nieco chaotyczną konfigurację.

- Chyba udało nam się z tego wybrnąć - powiedział, z trudem powstrzymując śmiech.

- Ledwo - odpowiedziałam, w końcu pozwalając sobie na śmiech, który tak długo próbowałam stłumić.

- Zawsze mogło być gorzej - zauważył z uśmiechem. - Mogła wejść do sypialni i zobaczyć mój goły tyłek. To dopiero byłoby traumatyczne.

- O boże, nie chcę nawet o tym myśleć ... Mam nadzieję, że szybko o tym zapomni - westchnęłam z zażenowaniem.

- Na pewno zapomni o tym do jutra - zapewnił mnie. - A teraz powiedz ... nie zechciałabyś pójść ze mną do łazienki? Obiecałem ci, że dokończymy to później.

- Zapomnij!

***Trzy tygodnie później***

Początkowo nie mieliśmy zamiaru organizować wielkiej imprezy z okazji urodzin Kastiela. Nasze plany ograniczały się do kameralnego świętowania w gronie najbliższych. Jednakże, gdy zaczęli się pojawiać kolejni goście, każdy z serdecznymi życzeniami i prezentami, atmosfera szybko zaczęła nabierać rozmachu. Była muzyka, śmiechy i fast foody, czyli to co Kastiel kocha najbardziej.

Lottie, w swojej nowej, ulubionej, niebieskiej sukience Kopciuszka, biegała wesoło wśród dorosłych, rozmawiając z każdą osobą, którą spotkała.

- Powiedz Lottie, co robiłaś w Disneylandzie? - nalegała babcia Valeria, zerkając na wnuczkę z zainteresowaniem.

- Widziałam księżniczki! Wszystkie! - opowiadała z entuzjazmem. - Zjadłam też gofra i jeździłam na karuzeli! Było fajnie, ale tatuś zaczął marudzić - teatralnie wydęła usta, demonstrując swoje rozczarowaniem.

- Dlaczego mnie to nie dziwi? - rzucił Lysander, który z rozbawieniem przysłuchiwał się tym perypetiom.

- Nie lubię się kręcić, ok? - mruknął Kastiel na swoją obronę. - Gdyby ci kazali kręcić się na cholernym plastikowym koniu po raz setny, też miałbyś dość.

Lysander tylko poklepał Kastiela po ramieniu, cicho chichocząc. Ja, Alexy i Roza także nie mogliśmy powstrzymać się od śmiechu. 

Nataniel, jak zawsze gotowy na przekomarzanie się z Kastielem, zawołał z przekąsem:

– Serio, Veilmont? Karuzela cię pokonała?

Claudia szybko uciszyła go lekkim szturchnięciem w bok.

Valeria, niewzruszona rozbawieniem towarzystwa, zwróciła się z powrotem do Lottie.

- A co jeszcze ciekawego działo się w Disneylandzie, skarbie? Widziałaś może Myszkę Miki? - zachęciła wnuczkę do dalszej opowieści.

Lottie na chwilę się zamyśliła, wyraźnie starając się przypomnieć sobie wszystkie szczegóły.

- Tak, widziałam Myszkę Miki, ale była trochę straszna - przyznała poważnie. - A wiesz, co jeszcze było straszne, babciu?

- Co takiego, Szarlotko? - zapytała Valeria.

- W nocy mamusia krzyczała i wołała tatusia! - wypaliła Lottie z całkowitą dziecięcą szczerością.

Momentalnie zastygłam i z paniką spojrzałam na Kastiela.

- O ... Ah tak? - Valeria niezręcznie się uśmiechnęła. - Pewnie to był tylko zły sen - wzruszyła ramionami i urwała temat, za co byłam jej niesamowicie wdzięczna. Gdyby zaczęła wnikać bardziej ...

- Tak! Tatuś mówił, że mamie śnił się koszmar. O dużym wężu! - Lottie najwidoczniej nie mogła tak po prostu odpuścić.

Alexy nie mógł dłużej się powstrzymać. Posłał mi znaczące spojrzenie, a jego przebiegły uśmiech, nie wróżył niczego dobrego.

- Czy to nie był przypadkiem wąż z gatunku Kutasiarz Kastielowaty? - mruknął cicho, stukając palcem w podbródek, udając, że się nad czymś poważnie zastanawia. - Chyba kiedyś jednego widziałem... w męskiej szatni. Naprawdę imponujący okaz!

- To wcale nie jest śmieszne - odburknęłam, próbując odzyskać kontrolę nad sytuacją.

- Ależ oczywiście, że jest! - zachichotała Roza, pogrążając mnie jeszcze bardziej.

Tym razem to moja mama wkroczyła do akcji, chcąc ukraść dla siebie trochę uwagi ukochanej wnuczki.

- Dobrze, Lottie... Czy wydarzyło się jeszcze coś ciekawego? Jakie niespodzianki czekały na ciebie w Disneylandzie?

Lottie spojrzała na nią z błyskiem w oku i z dumą wykrzyknęła:

- Mama ma w brzuszku dzidziusia!

Nagle cały pokój zamilkł, a wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie i wyczekiwały na moją odpowiedź. Nie spodziewałam się, że ogłosimy to już dzisiaj, ale gdy mój wzrok napotkał Kastiela, a ten tylko uśmiechnął się i kiwnął potwierdzająco głową, nie było już nic do stracenia.

- Emmm... Niespodzianka? - powiedziałam niepewnie, starając się uśmiechnąć, choć czułam, jak serce wali mi w piersi.

Gdy minęła chwila, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność, pokój nagle wypełnił się wiwatami i serdecznymi gratulacjami. Moja mama i Valeria już zdążyły uronić łzy wzruszenia, a Roza, nie przestając krzyczeć mi do ucha, ściskała mnie z całej siły, wyrażając swoje podekscytowanie. Alexy, zawsze pełen energii, wykrzykiwał coś o konieczności otwarcia szampana, świętując fakt, że znowu zostanie wujkiem. Lysander, z typowym dla siebie spokojem, nachylił się do Kastiela i szepnął mu coś na ucho, co sprawiło, że ten uśmiechnął się szeroko.

Nawet nasi ojcowie, zazwyczaj powściągliwi i opanowani, nie kryli wzruszenia. Wymienili się mocnym uściskiem dłoni, a na ich twarzach można było dostrzec dumę i radość. Olivia, która do tej pory była zadowolona z obserwowania wszystkiego z boku, teraz zbliżyła się do Lottie. Przyklęknęła przy niej i jako pierwsza złożyła jej gratulacje z okazji tego, że zostanie starszą siostrą, co wywołało u dziewczynki jeszcze większą radość.

Z kolei Nataniel, wraz ze swoją rodziną, stał nieco z tyłu, jednak kiedy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się do mnie serdecznie i skinął głową na znak gratulacji.

***

Gdy nadeszła noc, a ostatni goście porozjeżdżali się do swoich domów, zostaliśmy sami z Kastielem. Usiedliśmy na huśtawce na werandzie, otoczeni ciszą nocy, przerywaną jedynie odległym dźwiękiem świerszczy i cichym szelestem liści poruszanych delikatnym, letnim wiatrem.

- Mam nadzieję, że nie masz za złe, że twój wieczór skradł ktoś inny - odezwałam się cicho, spoglądając na Kastiela z uśmiechem, jednocześnie delikatnie kładąc rękę na brzuchu, sugerując mu o kogo dokładnie mi chodzi.

Kastiel zerknął na mnie, a jego twarz rozjaśnił czuły uśmiech.

- Jeśli chodzi o innego Veilmont, to moje ego zdoła to przeboleć - odparł z nutą rozbawienia w głosie, a jego ramiona otoczyły mnie, przyciągając bliżej, bym mogła wygodnie oprzeć głowę na jego ramieniu.

- Wiesz ... - zaczęłam po chwili ciszy, czując, że muszę się z nim podzielić moimi przemyśleniami. - Mam przeczucie, że to chłopiec.

- Skąd takie podejrzenie? - zapytał ze szczerym zainteresowaniem.

- No nie wiem, może dlatego, że wypiłam cały słoik wody po ogórkach? Z Lottie nigdy mi się to nie zdarzyło.

Kastiel roześmiał się głośno, jego śmiech wypełnił ciszę nocy, rozchodząc się po okolicy.

- Nie śmiej się ze mnie!

- Przepraszam, ale ... skoro Lottie nazwaliśmy Szarlotką po twojej ulubionej zachciance ciążowej, to analogicznie, to dziecko zostanie naszym małym Korniszonkiem?

- Kas, jesteś okropny! - odparłam z wyrzutem, choć kąciki moich ust drżały od powstrzymywanego śmiechu.

- Może i jestem - odpowiedział łagodnie, jego głos przepełniony był miłością i czułością - ale chyba właśnie za to mnie kochasz, prawda?

- Tak sobie wmawiaj - parsknęłam, chociaż na marne było udawać, że jest inaczej.

Kocham go. Na zabój. Do szaleństwa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro