70. Nieoczekiwane spotkanie [+18]
- Kas, pssst ... Obudź się - wymruczałam obok jego ucha, równocześnie przesuwając palcami po jego nagiej klatce, zataczając małe okręgi na jego odsłoniętych tatuażach.
- Kobieto, jest środek nocy! Daj mi spać - naciągnął kołdrę na twarz.
- Dla twojej informacji jest szósta rano - próbowałam się nie roześmiać jego przesadną reakcją.
- No przecież mówię, że środek nocy - pozostawał nieugięty.
Wywróciłam oczami, ale nie miałam zamiaru się poddawać.
- Lottie obudzi się za jakieś pół godziny. Pomyślałam, że możemy to wykorzystać - zagryzłam wargę, a moje palce sunęły teraz po mięśniach jego brzucha. Delikatnie szarpnęłam za gumkę jego piżamowych spodni i wsunęłam dłoń wewnątrz.
- Okej ... zaintrygowałaś mnie - uchylił rąbka kołdry i spojrzał na mnie zaspanym, ale przenikliwym wzrokiem.
Uśmiechnęłam się triumfalnie z racji tego, że moja prowokacja się udała. Nie zwlekając ani chwili dłużej, odrzuciłam pościel na bok, a on lekko się wzdrygnął, gdy zimne powietrze zetknęło się z jego rozgrzanym ciałem.
- Nie musisz być tak brutalna - mruknął zaczepnie.
- Wybacz, ale mam cholernie wielką ochotę na ciebie.
Podniósł wysoko jedną brew, nie spodziewając się takich słów z moich ust, gdy za oknem dopiero, co świtało.
- Stworzyłem potwora ... - powiedział z niedowierzaniem w głosie. - Ale nie narzekam - niegrzeczny uśmiech przyozdobił jego twarz i spowodował, że miałam jeszcze większą chęć, żeby zacząć ten dzień w tak ciekawy sposób.
Nie chcą tracić więcej czasu, pociągnęłam materiał spodni wzdłuż jego nóg, odkrywając jego członka, który był już w częściowej erekcji. Trzeba było tylko trochę mu pomóc. Chwyciłam za jego nasadę i parę razy przesunęłam dłonią po całej jego długości, na zachętę. Pochyliłam się nad nim i ostatni raz spojrzałam w oczy Kastiela, posyłając mu najbardziej wyuzdane spojrzenie na jakie mogłam się zdobyć. Gdy moje wargi spotkały się z jego czubkiem, wydał z siebie najbardziej niewinny i słodki jęk. Gdyby moje usta nie były teraz zajęte, to z pewnością rzuciłabym jakąś błyskotliwą zaczepką, ale skupiłam się na tym, żeby dać mu jak najwięcej przyjemności. Pieściłam językiem jego czubek, równocześnie pomagając sobie dłonią. Kastiel zacisnął palce na prześcieradle i zamglonym wzrokiem spoglądał na to, co robię. Jego usta były półotwarte i wyglądał jakby właśnie był w raju. Nie pozwolił mi się jednak długo tym nacieszyć. Chwycił moje włosy i zmusił, abym przestała.
- Wystarczy, Bree. Jeśli nie chcesz, żebym skończył, lepiej przestań - powiedział z drżącym oddechem. - Chodź tu do mnie.
Nie potrzebowałam większej zachęty. Uśmiechnęłam się zalotnie i wstałam z łóżka, aby ściągnąć bieliznę. Kastiel cały czas wodził po mnie wzrokiem, który zostawiał na mojej skórze palący ślad. Z szybkością światła wróciłam do niego i od razu zajęłam pozycję na jego biodrach.
- Chyba żartujesz? Nie chcę tego badziewia - wskazał na moją koszulę nocną, która wciąż otulała moje ciało. - Chcę cię widzieć. Ściągaj to.
Uśmiechnęłam się i podniosłam ręce, aby pomógł mi ją zdjąć, co też zrobił bez wahania. Pomyśleć, że jeszcze miesiąc temu sama myśl o byciu nago w jego obecności przyprawiała mnie o atak paniki. Teraz patrzył na mnie, dotykał mnie, otaczał mnie z każdej strony, a ja nigdy nie czułam się bardziej komfortowo.
- Tak lepiej - wyraz jego twarzy wyrażał czystą satysfakcję, gdy wodził dłońmi po moim ciele. - Jesteś taka piękna. Wiesz o tym? - pytał o to za każdym razem. I choć czasem wywracałam na to konkretne pytanie oczami, to jednak zawsze byłam mu wdzięczna.
- Oczywiście, że tak. Całe szczęście, że mam męża, który tak często mi o tym przypomina - posłałam mu wdzięczny uśmiech i z czułością złączyłam nasze usta w pocałunku.
Przez chwilę tak trwaliśmy, czerpiąc przyjemność z tego prostego, ale pięknego momentu. Cieszyłam się jego bliskością, ciepłem, zapachem. On w międzyczasie uniósł moje biodra na tyle, żebym mógł się we mnie wsunąć. Mruknęłam w jego usta, gdy powoli mnie wypełniał. Czułam jak wszystkie moje mięśnie zaciskają się ciasno wokół niego.
- Podoba ci się. Czuję to - powiedział niskim, zbliżonym do szeptu, głosem. Jego dłonie cały czas krążyły po moich plecach i pośladkach, przyprawiając mnie o przyjemne dreszcze.
Nie ostrzegając mnie, zaczął się delikatne poruszać, mocno zaciskając dłonie na mojej talii. Szybko wyznaczył tempo, do którego starałam się dostosować i rytmicznie unosiłam biodra.
Próbowałam być cicho, ze względu na dziecko, które spało w pokoju obok, ale mimowolnie z moich ust raz po raz wyrywał się jęk. Moja dłoń szybko powędrowała do ust, żeby nieco zagłuszyć te dźwięki. Kastiel widząc to, uniósł kącik ust w niemal diabolicznym grymasie i dobrze wiedziała, że ten uśmiech nie zwiastował nic dobrego. Uniósł moje biodra wyżej i zaczął wbijać się we mnie z jeszcze większą siłą i pasją.
- Kastiel! - krzyknęłam z przyjemności.
- Lubię, gdy jesteś głośno - perfidny uśmiech nie schodził z jego ust, podczas gdy kochaliśmy się bez wytchnienia, jakby gonił nas czas i miało nie być jutra.
Już po chwili odurzające ciepło rozlało się po całym moim ciele, a paręnaście sekund później Kastiel dołączył do mnie. Oboje osiągnęliśmy upragniony orgazm. Opadłam na jego tors, a on mocno objął mnie ramionami. Było zupełnie cicho. W pomieszczeniu można było usłyszeć tylko nasze oddechy. Przysłuchiwałam się w rytm bicia jego serca, który był niesamowicie kojący.
- Zasnęłaś? - zapytał, całując czubek mojej głowy.
- Chciałabym. Ale znając moje szczęście, gdy tylko zamknę oczy, to Lottie się obudzi - westchnęłam.
- A ja chciałbym ci powiedzieć, że możesz spać spokojnie, bo zajmę się naszym małym potworkiem, ale niestety muszę jechać do studia.
Wiele razy o tym rozmawialiśmy, więc przywykłam już do myśli, że Kastiel małymi krokami zaczyna wracać do swojej pracy. Odkąd urodziła się Szarlotka, nabrał nowej energii do tworzenia muzyki. I nie mówię jedynie o kołysankach napisanych specjalnej dla naszej córki. Miał notes cały zapełniony nowymi pomysłami, piosenkami i nutami, który rozrastał się z każdym dniem. Często zamykał się też w domowym studiu, żeby nagrać parę zwrotek, czy też sekwencji gitarowych. Zdawałam sobie sprawę, że muzyka znowu pochłania mojego męża. I nie mogłam być z tego powodu zła, czy niezadowolona. Muszę przyznać, że ostatnie miesiące spędzone z Lottie były dla nas niemalże magiczne. Tylko nasza trójka i szczęście zamknięte w przytulnych ścianach naszego domu. Bałam się, że ta bańka wkrótce pęknie. Nie byłam pewna, jak będę się czuć, gdy pewnego dnia Kastiel oznajmi mi, że wyrusza w trasę z zespołem. A wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie.
- Powiesz mi o czym tak intensywnie myślisz? - albo czyta w moich myślach, albo jestem bardzo słaba w ukrywaniu swoich uczuć.
- Zastanawiałam się nad tym, co będę dzisiaj robić z Lottie - nie chciałam psuć jego humoru. Nie po to zaczęliśmy ten dzień tak przyjemnie, żebym teraz zaczęła się żalić i go martwić.
- Masz niesamowite opcje. Możesz słuchać ,,Baby Sharka" w zapętleniu. Możesz oglądać tańczące owoce na ekranie telewizora ... - zaczął wymieniać, a jego ton był przepełniony sarkazmem.
- Sama nie wiem, co wybrać - odpowiedziałam w podobnym stylu, chichocząc pod nosem.
- Albo możecie pojechać ze mną - pomyślałam, że tylko żartuje, ale wyglądał całkiem poważnie. - Mówię serio. Będziecie siedzieć na kanapie w studiu i podziwiać mój geniusz.
- Tego byś chciał? Widowni? - psotnie uniosłam brew.
- Nie. Chciałbym, żeby dwie, najważniejsze kobiety mojego życia, były przy mnie - powiedział to szczerze, bez wygłupów. Cholerny Kastiel Veilmont. Nawet po tylu latach związku, nadal potrafi przyprawić mnie o szybsze bicie serca
- Och, przestań być taki słodki! Przez ciebie mam ochotę mieć z tobą kolejne dziecko - odpowiedziałam pół żartem, pół serio. Myślałam o tym. Ale zaraz przypomniałam sobie o tych bezsennych nocach z Lottie i wtedy wizja kolejnego, małego Veilmonta, beztrosko rozpływała się w otchłani mojego umysłu.
- Wiesz, że jestem całkowicie za. Jeśli chcesz możemy zacząć się starać, choćby od zaraz - uśmiechnął się szczerze i bez kpiny. Ta deklaracja trochę mną wstrząsnęła.
- Nie mówię, że jestem stanowczo na nie, ale ...dwójka małych dzieci to szaleństwo. - zaczęłam delikatnie. Nie chciałam zranić jego uczuć. Równocześnie chciałam postawić sprawę jasno. - Dajmy temu jeszcze trochę czasu. Lottie nie ma nawet roku. A ja nie jestem gotowa na kolejną ciążę.
Uśmiechnął się, trochę smutno, ale kiwnął głową ze zrozumiem.
- Pewnie. Decyzja należy do ciebie. Mamy jeszcze mnóstwo czasu - musnął mój policzek, a ja nieco się uspokoiłam, wiedząc, że zrozumiał mój punkt widzenia.
Nie nacieszyliśmy się długim porankiem w łóżku, bo Lottie obudziła się niedługo później, robiąc niezłego zamieszania. Płakała tak głośno, że nie można było tego zignorować, choćby przez minutę.
- Cholera ... - wyszeptałam pod nosem i schowałam twarz na jego ramieniu.
- 6:30. Jak w zegarku - zaśmiał się cicho.
- Muszę iść - zaczęłam podnosić się z łóżka, co wcale nie było łatwe. Nogi nadal odmawiały mi posłuszeństwa po naszych wcześniejszych ... aktywnościach.
Kastiel powstrzymał mnie, dotykając mojego biodra.
- Ja się tym zajmę, kochanie. Ty zostań w łóżku - energicznie wstał z łóżka, zapewniając mi całkiem ciekawe widoki.
Gdy tylko zabrakło ciepła jego ciała, natychmiast naciągnęłam na siebie kołdrę, aż pod brodę. Kastiel w międzyczasie zbierał z podłogi swoją piżamę. Nasunął na siebie jedwabną, granatową koszulę z naszywką "Tata" na piersi, którą sprezentowały mu nasze przyjaciółki podczas pamiętnego baby shower. Gdy pierwszy raz ją zobaczył, zarzekał się, że jej nie założy. Teraz chodził w niej z pełną dumą. Uśmiechnęłam się ciepło na myśl, że on naprawdę kochał być tatą.
Lottie nadal domagała się uwagi, a jej płacz narastał z każdą minutą. Zdecydowanie odziedziczyła skłonność do dramatyzowania po mnie.
- Nie płacz, słonko! Tatuś już idzie! - zawołał, zapiąwszy ostatnie guziki koszuli.
Ostatni raz obdarzył mnie swoim flirciarskim uśmiechem i mrugnął okiem, po czym udał się do Lottie. Ja w tym czasie miałam chwilę, żeby poleniuchować w łóżku.
Ostatecznie zebrałam się do porządku dopiero pół godziny później. Zeszłam na dół do salonu, gdzie na kanapie siedział już Kastiel. Na stoliku leżała pusta butelka po mleku, więc założyłam, że zdążył już nakarmić małą. Położył Lottie na swoich udach i zawzięcie z nią dyskutował. Było to tak słodkie, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Opowiesz mi, co ci się dzisiaj śniło, księżniczko?
- Da-da-da-da - zaczęła wesoło gaworzyć.
- Poważnie?! Były tam też smoki? - był naprawdę zaangażowany w tą ,,rozmowę".
- Da! - odpowiedziała mu piskiem.
- Ale nie bałaś się, prawda? Jesteś moją odważną dziewczynką.
- Da-da-da.
- Nawet, gdyby istniał jakiś smok, tatuś nie pozwoliłby cię skrzywdzić - pochylił się, aby ucałować jej oba policzki. - Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić, wiesz? Kocham cię najmocniej na świecie. I zadbam o to, żebyś była najszczęśliwsza.
- Obawiam się, co się stanie, kiedy za 15 lat oznajmi ci, że jest w związku - wtrąciłam się, równocześnie ujawniając swoją obecność.
- Nie będzie w żadnym związku! - spojrzał na mnie spod byka, a następnie jego przerażony wzrok wylądował na bezbronnej Lottie. - Nie zrobisz tego tatusiowi, prawda słonko?
- Da-da!
- Właśnie! Powiedz mamusi, że jest szalona - mruknął niezadowolony na myśl, że ktoś mógłby kiedyś odebrać mu jego malutką księżniczkę.
Podeszłam do kanapy, śmiejąc się. Szarlotka, gdy tylko mnie zobaczyła, ożywiła się i zaczęła wesoło wymachiwać swoimi małymi rączkami i nóżkami, a na jej słodkiej twarzy rozkwitł najpiękniejszy uśmiech, który zawsze podbijał moje serce. Bez dwóch zdań ta mała osóbka, choć nie potrafiła jeszcze mówić ani mówić, to potrafiła kochać bezwarunkowo. Wyciągnęłam do niej dłonie, a Kastiel pozwolił mi ją przejąć.
- Hej, skarbie! Dobrze spałaś? - z całych sił przytuliłam ją do siebie. Lottie, również dotknęła mojego ramienia i ułożyła głowę na moich piersiach, jak gdyby próbowała mnie przytulić. - Oooo! Ja też za tobą tęskniłam - ucałowałam czubek jej główki.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę na ubrania, które miała na sobie. Na pierwszy rzut oka można było wywnioskować, że to Kastiel był odpowiedzialny za jej ubiór. Efektem tego był nietypowy zestaw różowych leginsów z motylkami i żółtej bluzy z nadrukiem uśmiechniętych pszczółek. Jej bujne, czarne włosy także były w kompletnym nieładzie, co sugerowało, że pewnie nie zdążył ich porządnie ułożyć. Ale to nic.
- Ależ jesteś urocza! - powiedziałam z szerokim uśmiechem i ponownie obsypałam ją całusami.
Poranek minął nam w mgnieniu oka. Zjedliśmy razem śniadanie, po czym Kastiel zaczął się zbierać do pracy. Przynajmniej tysiąc razy powtórzył mi o konieczności włączenia alarmu i zamknięcia wszystkich drzwi. Ale nie miałam mu tego za złe. Wiedziałam, że każde wyjście z domu i zostawienie nas samych, wiele go kosztuje. Zapewniłam go, że wszystko będzie dobrze i razem z Lottie wyszłam na zewnątrz, żeby go pożegnać.
- Dobrze, moje drogie panie. Muszę was opuścić - ucałował najpierw Lottie, składając ojcowski pocałunek na jej czole, a później mnie. Delikatnie, ale namiętnie musnął moje usta. - Bawcie się dobrze.
- Na pewno będziemy - uspokoiłam go. - Uważaj na drodze. Może być ślisko. Nie jedź zbyt szybko.
- Spokojnie, dziewczynko. Przecież wiem. Mam do czego i do kogo wracać - uśmiechnął się, po czym zarzucił czarny futerał z gitarą na plecy i skierował się w kierunku swojego sportowego samochodu - W razie czego będę pod telefonem! - krzyknął zanim zajął miejsce za kierownicą.
Stałam na progu domu i machałam mu na pożegnanie. Starałam się też zachęcić Lottie, aby zrobiła to samo, ale była jeszcze zbyt mała, by zrozumieć, o co w tym chodzi. W końcu chwyciłam jej małą rączkę i pomachałam nią w kierunku Kastiela. Mogłam zobaczyć, jak mężczyzna śmiał się wewnątrz samochodu. Wysłał nam jeszcze całusa, po czym odjechał.
- Cieszysz się, że spędzisz babski dzień z mamusią? - powiedziałam do córeczki, kiedy wróciłyśmy do środka.
- Da-da! - zagoworzyła radośnie.
- A może powiesz ma-ma? - zakołysałam ją na biodrze.
- Dada!
- Nie, skarbie. Powiedz MA-MA - zachęciłam ją ponownie, starannie wypowiadając dwie sylaby.
- DADA!
- No tak ... jesteś córeczką tatusia. Czego ja się spodziewałam? - odparłam z uśmiechem i pocałowałam jej policzek.
Do południa spędzałyśmy na zabawie, śpiewaniu i czytaniu książeczek. Kiedy nadeszła pora drzemki obiecywałam sobie, że zajmę się sprzątaniem, ale gdy usypiałam Lottie w naszej sypialni, nieświadomie zasnęłam razem z nią i obudziłam się godzinę później z wyrzutami sumienia. Przygotowałam więc szybki lunch - dla mnie tosty z szynką i serem, a dla Lottie krem z warzyw. Przyjęła go zadziwiająco dobrze i tylko nieznaczna ilość wylądowała na moim ubraniu. Potem kolejna dawka zabawy i krótka video rozmowa z wujkiem Alexym. Lottie była zachwycona, kiedy Alexy zmieniał filtry i robił głupie miny. Obiecał, że razem z Morganem wpadną do nas w weekend z czego szczerze się ucieszyłam.
W miarę jak czas upływał, zaczęłam zauważać, że Lottie staje się coraz bardziej marudna. Zaczęło się od niezadowolonej miny, przypominającej tę, którą miał Kastiel, kiedy był w kiepskim nastroju, a zakończyło się jej donośnym płaczem. Wystraszyłam się, bo pomyślałam, że coś może ją boleć, jednak nic na to nie wskazywało. Dla pewności zmierzyłam jej temperaturę, ale wszystko było w jak najlepszym porządku. Nawet ulubiona piosenka i ukochana maskotka nie przyniosły jej ukojenia. Próby pocieszenia przez przytulanie i kołysanie również spełzły na niczym. Jednak kiedy jej wzrok padł na zdjęcie Kastiela, stojące na jednym z regałów w salonie, a płacz przybrał na sile, zrozumiałam, że być może najzwyczajniej w świecie, tęskni za swoim tatą.
Szybko wybrałam numer męża, mając nadzieję, że nie przerywam mu teraz jakiegoś przełomowego momentu w tworzeniu muzyki. Dokonałam jeszcze szybkiej analizy czy to, aby najlepszy pomysł, ale z tego, co mówił wcześniej wynikało, że nie miał nic przeciwko naszej obecności w studiu.
Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Halo, Bree? Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku, ale ... - chciałam mu wytłumaczyć mu zaistniałą sytuację, ale uprzedził mnie.
- Zaczekaj, coś słyszę ... To Lottie? Czy ona płacze? - zapytał zmartwiony.
- Tak ... trochę - dodałam, żeby go uspokoić.
- To coś poważnego? Rozchorowała się? Źle się czuje? - jego głos delikatnie drżał z obawy.
- Nie, zaczęła trochę marudzić - wytłumaczyłam zwięźle. - Zastanawiałam się, czy mogę ją zabrać na chwilę do twojego studia. Masz coś przeciwko, gdybym wpadła do was na chwilę z małą? Może to ją uspokoi.
- Pewnie, że nie. Ale jeśli chcesz, mogę wrócić do domu - zaproponował.
- Nie, nie trzeba. My również chętnie wyjdziemy na chwilę z domu. Prawda, Lottie? - zwróciłam się do córki, która cały czas smarkała w materiał mojej koszulki.
- Okej, w takim razie czekam na was.
Rozłączyłam się i spojrzałam na zapłakaną twarz córeczki.
- Chcesz zobaczyć tatusia?
- Da-da ... - odpowiedziała w swoim tajemniczym, bobasowym języku, a ja delikatnie otarłam jej łzy.
- Tak, jedziemy do dady. Nie ma powodu, by płakać, kochanie - uspokoiłam ją i uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że spotkanie z tatą przyniesie jej ukojenie.
Ubrałam Szarlotkę w najpiękniejszy czerwony płaszczyk, który idealnie wpasowywał się w jesienny klimat. Dopełnieniem były rajstopki, dziergane buciki i czapka w pasującym kolorze. Wyglądała tak uroczo, że nie mogłam się powstrzymać przed zorganizowaniem improwizowanej sesji zdjęciowej, a jej efekty natychmiast rozesłałam do obu babć.
Zainspirowana tym, postanowiłam, że dzisiaj chcę się zgrać stylowo z córką, więc sama ubrałam się w podobnych odcieniach czerwieni. Wybór padł na czarną spódniczkę, czerwoną bluzkę odsłaniającą ramiona i wysokie, czarne kozaki. Spoglądając w lustro, zrozumiałam, dlaczego Kastiel tak ochoczo używał określenia "milf" w moim przypadku.
- Wyglądamy naprawdę dobrze, nie sądzisz? - zadałam pytanie, trzymając Lottie w ramionach i wpatrując się w nasze odbicia.
- DA-DA-DA! - zaczęła entuzjastycznie powtarzać.
- Cieszę się, że się zgadzamy - uśmiechnęłam się szeroko, patrząc na szczęśliwą minę córeczki.
Zebrałam wszystkie niezbędne rzeczy i opuściłam dom, trzymając Lottie na rękach. Okazało się, że krótka przejażdżka miała kojący wpływ na nastrój mojej córki. Wydawało się, że Lottie może być fanką AC/DC, bo gdy tylko rozległa się melodia "Highway to Hell", zaczęła się uśmiechać i machać rączkami w rytm muzyki. To było dość niepokojące, ale z drugiej strony, przecież jest córką Kastiela Veilmonta.
***
Byłyśmy pod studiem czterdzieści minut później. Stwierdziłam, że nie ma potrzeby targania ze sobą wózka, więc zostawiłam go w bagażniku samochodu i wzięłam Lottie na ręce. Pierwszy raz od kilku miesięcy przekroczyłam drzwi wytwórni i wyglądało na to, że niewiele się zmieniło. Pomyślałam, że najpierw zajrzę do Niny, gdyż jej biuro mieściło się na parterze. Muszę ją zapytać, o to jak sprawuje się Kastiel, gdy nie ma mnie na posterunku.
Grzecznie zapukałam w drzwi i nacisnęłam klamkę. Weszłam z miłym uśmiechem na twarzy, ale to, co zobaczyłam, całkowicie sprało go z mojej twarzy. Nina siedziała na biurku i była już pozbawiona koszulki oraz stanika. Między jej nogami stał Gabin, również bez koszulki. Nie wiem dlaczego pisnęłam. Szybko też przycisnęłam do siebie Lottie, chowając jej niewinne spojrzenie przed tym widokiem. Dwójka przyłapana na gorącym uczynku z przerażaniem skierowała swój wzrok na mnie. Nina również pisnęła. O wiele głośniej niż ja.
- Brianna ...? - Gabin wyglądał jakby zobaczył ducha.
- Ja ... wybaczcie ... już wychodzę ... - wbiłam spojrzenie w podłogę i zaczęłam się wycofywać z pomieszczenia.
- Brianna ... daj nam wytłumaczyć! To nie ... - Nina zaczęła mówić z paniką w głosie i pośpiesznie zakładać na siebie górną część ubrania.
- To nie tak, jak myślisz. My ... - biedny Gabin nie dokończył zdania, bo zdążyłam trzasnąć już drzwiami.
Stanęłam po środku korytarza jak wryta, próbując zrozumieć, to czego właśnie byłam świadkiem. Cóż ... to była prosta kalkulacja. Ta dwójka zawsze miała się ku sobie. Nic dziwnego, że ...
- Da-da ... - gaworzenie Szarlotki sprowadziło mnie na ziemię.
- Masz rację, skarbie. Chodźmy do dady. Bez żadnych wycieczek - dodałam z zażenowaniem.
Znalazłyśmy się pod studiem nagraniowym i kolejny raz zapukałam do drzwi. Weszłam do środka z pewną obawą. Nigdy nic nie wiadomo ...
Jednak wewnątrz byli tylko Kas, Lea i Zack. Siedzieli na kanapie, pochłonięci w notatkach i zapisach nutowych. Wszyscy byli w ubraniach. Odetchnęłam z ulgą.
- Lottie! - Kas wydarł się i już pędził, żeby przytulić małą. Kiedyś cieszyłby się tak na mój widok, ale nie pozostało mi nic innego, niż to zaakceptować i cieszyć się, że moja córka ma kochającego ojca. - Chodź do tatusia, księżniczko.
Wziął ją w ramiona i mocno przytulił.
- Wyglądasz przepięknie, moja mała damo. Mamusia tak cię wystroiła?
- DA-DA-DA-DA-DA! - malutka dziewczynka wesołymi piskami wyrażała swoją radość, wpatrując się w swojego tatę, jak w największego bohatera. Po jej smutku nie było już żadnego śladu. Próbowała dosięgnąć paluszkami do jego twarzy, na co też Kastiel jej pozwolił bez słowa protestu.
- Tak, ja też za tobą tęskniłem! - odparł, śmiejąc się. W końcu jego wzrok padł na mnie. - Hej, kochanie. Też zdążyłaś się za mną stęsknić? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- Oczywiście! Każda godzina bez ciebie, to katorga dla mojej duszy - odparłam zaczepnie, dotykając jego bicepsa.
- Ej, to było dobre, Bree! - nieoczekiwanie krzyknął Zack. - Możemy tego użyć w piosence? - niecierpliwie stukał długopisem o swój notes.
- Tak, pewnie. Czemu nie? - uśmiechnęłam się do przyjaciela męża.
- Cool! Będziesz widnieć na okładce płyty jak współtwórca - z niecierpliwością zaczął przelewać moje słowa na papier.
- Może nie zapędzajmy się tak daleko? Oddaje wam wszelkie prawa autorskie - zaśmiałam się.
Ponownie spojrzałam na Kastiela, który bezczelnie lustrował mnie wzrokiem, od stóp do głów, na dłużej zatrzymując się na nogach i piersiach.
- Hm? - mruknęłam pytająco.
- Mamusia wygląda równie uroczo, co Lottie - przyznał z dumnym uśmiechem na ustach.
- Prawda? Pomyślałam, że będziemy się dzisiaj matchować. Wyglądamy jak siostry.
- Jak siostry? Nie jak mama z córką? - zapytał, podnosząc jedną brew z zaciekawieniem.
- O czym ty mówisz? Jestem za młoda, żeby być mamą. Jestem tylko seksowną nianią, którą wynajmujesz - wzruszyłam ramionami, starając się zachować powagę.
- Ach tak. Zapomniałem - odparł zaczepnie.
W międzyczasie Lea zdążyła już podejść do Lottie i zaczepiała ją zza ramienia Kastiela.
- Akuku, Charlotte? Nie przywitasz się z ciocią? - wyciągnęła ręce w kierunku dziecka, ale Lottie tylko nieśmiało się uśmiechnęła, po czym schowała twarz na piersi Kastiela.
- Przestań straszyć mi dziecko. Musi się oswoić, jest tutaj pierwszy raz - odpowiedział Kastiel z lekką pretensją, głaszcząc córeczkę po plecach.
Rozebrałam Lottie z jej płaszczyka i czapeczki, a Kastiel zaczął oprowadzać ją po studiu. Mimo, że mała nie miała pojęcia, co oznaczają "preampy" i "procesory efektów", z zaciekawieniem wsłuchiwała się w opowieści tatusia. Korzystając z okazji, że Szarlotka jest pod fachową opieką, skoczyłam do pokoju socjalnego, żeby zrobić sobie kawę. Cieszyłam się tymi minutami spokoju i powoli siorbałam ciepły napój, rozkoszując się ciszą. Nagle przez korytarz przebiegła jakaś blond postać w chaotycznym pośpiechu. Z początku mignęła tylko przed moimi oczami, ale nagle zawróciła i wbiegła do pokoju.
- Brianna? - Nina była cała zadyszana, a jej twarz przypominała kolorem włosy Kastiela. - Tak strasznie cię przepraszam! Wiem, że nie powinniśmy ... - patrzyłam na nią, kompletnie oszołomiona, a blondynka wylewała na mnie kolejny potok słów. - ... Ale to stało się tak szybko! Mieliśmy przerwę i my ... Sama widziałaś co, ale przysięgam, że to zdarzyło się ostatni raz! Błagam, nie zwalniaj mnie. Mam zawołać Gabina? On z pewnością wszystko wytłumaczy lepiej niż ja ... - już chciała biec po ukochanego, ale ją zatrzymałam.
- Nina, uspokój się. Oddychaj. Nic się nie stało.
- Ale przecież widziałaś ... - była na granicy płaczu i zrobiło mi się jej naprawdę szkoda. Mogłam tylko sobie wyobrazić jak bardzo jest zawstydzona.
- Tak widziałam i chciałabym to odzobaczyć, ale trudno. Stało się. Po prostu ... - próbowałam znaleźć odpowiednie słowa i zabrzmieć jak najbardziej dyplomatycznie. - Postarajcie się być bardziej dyskretni i zamykajcie drzwi. Albo róbcie to w jakimś bardziej ustronnym miejscu.
- Czyli ty ... nie jesteś zła? - zapytała z nadzieją.
- Nie takie rzeczy się robiło - palnęłam szybciej niż pomyślałam. Odchrząknęłam niezręcznie i poprawiłam swoją wypowiedź - To znaczy ... Rozumiem, że w związkach następują chwile, w których rozsądek nie ma prawa głosu - tak znacznie lepiej.
- Tak strasznie cię przepraszam - Nina wyglądała na skruszoną, ale w jej oczach malowała się ulga, kiedy zobaczyła, że nie zamierzam wyciągać konsekwencji.
- Nic się nie stało - posłałam jej pocieszający uśmiech. - A więc ... ty i Gabin?
- To świeża sprawa, ale tak. Ja i Gabin - dodała już lżejszym tonem, a na jej ustach zaczął pojawiać się mały uśmiech. - Tylko nie mów innym, proszę! Jeszcze nie wiedzą.
- Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. Nie zamierzam wtrącać się w wasze sprawy - zapewniłam ją, starając się być jak najbardziej wyrozumiała. - Ale muszę cię ostrzec. Z doświadczenia wiem, że trzymanie sekretów nigdy nie wychodzi na dobre. Zwłaszcza, kiedy mówimy o Kastielu. Prędzej czy później musicie mu to powiedzieć, a także reszcie zespołu. Zapewniam cię, że nie będą mieli wam tego za złe.
Nina spojrzała na mnie z lekkim niepokojem, ale potem skinęła głową.
- Porozmawiam o tym z Gabinem. Dziękuję, Bree. Za wyrozumiałość i radę. Jesteś najlepsza! - Nim zdążyłam się obejrzeć, Nina ruszyła w moim kierunku, aby mnie objąć. Szybko odłożyłam kawę na blat, żeby uniknąć katastrofy i pozwoliłam, aby mnie przytuliła. - A teraz wybacz, ale muszę zobaczyć waszą córeczkę! Nie miałam jeszcze okazji jej poznać.
- Jest z Kastielem w studiu. Tylko ostrzegam, że jest to najsłodsza istota na świecie, która wywołuje natychmiastowe baby fever - zaśmiałam się.
Nina jeszcze raz mi podziękowała i ruszyła w stronę wyjścia. Zostałam jeszcze przez chwilę w firmowej kuchni, zastanawiając się nad tym, co się właśnie wydarzyło.
Gdy wróciłam do studia, okazało się, że Lottie stała się główną atrakcją dnia. Wszyscy byli zachwyceni każdym jej gestem, bądź "słowem". Do pozostałych dołączył, również Jim, a także Gabin. Gdy mnie zobaczył, przełknął nerwowo ślinę i rzucił przepraszające spojrzenie. Dyskretnie machnęłam ręką, jakby sugerując mu, aby się nie martwił. Ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebowałam, to wysłuchiwanie jego łóżkowej spowiedzi. Tym bardziej, że sama nie należałam do świętych. Razem z Kastielem przerobiłam prawdopodobnie całą kamasutrę w jego biurze.
***
Zdecydowałam, że nie chcę wracać do domu po ciemku, więc jeśli chciałam zdążyć przez zmrokiem, powinnam się już zbierać. Poza tym Lottie, również wydawała się być coraz bardziej zmęczona tą atencją, którą otrzymywała od wujków i cioci. Pożegnałam się ze wszystkimi, a Kastiel odprowadził nas do samochodu.
- Nie masz mi za złe, że nie wracam z wami? - zapytał z pewną dozą niepewności, kiedy usadzał Lottie w samochodowym foteliku.
- Oczywiście, że nie. Powinnam cię przeprosić za to, że zabrałyśmy ci czas. Pewnie masz dużo pracy ... - dodałam ze skruchą.
Kastiel upewnił się raz jeszcze, że Lottie jest dobrze przypięta, po czym zamknął drzwi od strony pasażera i podszedł do mnie.
- Nigdy nie zabieracie mojego czasu. Cieszę się, że mnie odwiedziłyście - uśmiechnął się, po czym przyciągnął mnie do siebie. Położyłam dłonie na jego barkach, a on objął moją talię - Dzięki tobie czuję się zainspirowany. Zwłaszcza tą seksowną nianią - uśmiechnął się przebiegle i jakimś cudem jego dłonie nagle znalazły się na moich pośladkach.
Firmowy parking, to z całą pewnością nie jest najlepsze miejsce na obściskiwanie się, ale z Kastielem wszystkie okoliczności wydawały się być idealne. Pomyśleć, że jeszcze parę godzin temu prawiłam Ninie kazanie na temat dyskrecji ...
- Jak chcesz, to mogę zainspirować cię jeszcze bardziej, kiedy wrócisz do domu - sugestywnie zagryzłam wargę, chcąc pociągnąć tę grę trochę dalej.
- Trzymam cię za słowo - seksownie się zaśmiał, po czym złączył nasze usta w pocałunku. - Jedź już stąd kobieto, bo doprowadzasz mnie do stanu, w którym chcę wszystko rzucić w cholerę i być nieodpowiedzialny.
- Dobrze, już dobrze - zaśmiałam się i ostatni raz musnęłam jego usta. - Tylko nie wracaj zbyt późno. Zrobię kolację.
- Tak jest, szefowo!
Pomachał jeszcze Lottie zza szyby i po tym długim pożegnaniu w końcu mogłam ruszyć. Po drodze zahaczyłam jeszcze o supermarket, aby kupić kilka drobiazgów. Choć szczerze mówiąc, było to tylko pretekstem, bo tak naprawdę miałam olbrzymią ochotę na czekoladę.
Ponownie wygramoliłam Lottie z samochodu i posadziłam ją do wózka z nadzieją, że nie będzie marudzić. Ale będąc już w sklepie i mijając alejki z różnorakimi produktami, zdawała się być zachwycona tą mnogością kolorów i dźwięków.
- Podoba ci się? - zapytałam, uśmiechając się do córki.
Mój radar na łakocie zadziałał znakomicie, bo w ekspresowym tempie odnalazłam dział ze słodyczami. Wybrałam kilka ulubionych przekąsek, na których widok, aż ciekła ślinka. Nie byłabym też sobą, gdybym nie przejrzała dziecięcych ubranek. Wybrałam dwa urocze komplety i pokazałam je Szarlotce, która obserwowała mnie z wnętrza swojego wózka.
- Który wolisz? Różowy, czy niebieski? - zaprezentowałam obydwie opcje.
- Da-da-da... - była bardziej skupiona na swoich kciukach niż na ubraniach.
- Masz rację, weźmiemy oba. Świetny wybór - dodałam entuzjastycznie. - Zakupy z tobą, to przyjemność.
Przypomniałam sobie jeszcze, że przydałoby się uzupełnić zapas pampersów, więc ruszyłam w kierunku działu dla bobasów. Kiedy przykucnęłam obok półki, żeby wybrać odpowiedni produkt, poczułam na sobie czyjś wzrok. Odwróciłam się, spodziewając się, że zobaczę jakąś uroczą staruszkę, która podziwia Lottie. Jednakże, prawda była zupełnie inna.
- Debra? - jej imię dziwnie szorstko przeszło przez moje gardło.
Nie odpowiedziała. Jedynie wpatrywała się w Lottie dziwnym spojrzeniem, które było mieszanką bólu, strachu, nostalgii i czegoś, co trudno było mi odczytać.
- Kastiel ... - wyszeptała, łamiącym się głosem. - Wygląda jak on ...
Mój instynkt zadziałał szybciej niż się spodziewałam. Nie zastanawiając się dłużej, podniosłam się na równe nogi. Przyciągnęłam wózek bliżej siebie, tak że nie mogła dłużej spoglądać na moją córkę. Od razu pożałowałam też, że nie posłuchałam rady mojej mamy w sprawie czerwonej wstążeczki przy wózku dziecka. Jeśli czyjś złowrogi wzrok mógł rzucić klątwę, Debra pewnie zdążyła to zrobić.
- Może dlatego, że jest jej ojcem? To normalne, że jest do niego podobna - rzuciłam ironicznie.
- Media o tym pisały ... Nie chciałam wierzyć, że jest ojcem ... A jednak, to prawda - majaczyła coś pod nosem. Nie tylko zachowała się jak obłąkana, ale jej wygląd, również wskazywał, że w jej życiu dzieje się coś złego. Oczy podkrążone, włosy dziwnie poskręcane i poplątane, a ubrania w kompletnym nieładzie.
- Tak, napastowałaś mnie i mojego męża, podczas gdy byłam w ciąży. Możesz być z siebie dumna - odparłam zdecydowanym, przepełnionym cynizmem tonem.
- Ja ... nie wiedziałam - prawie mnie przekonała, że jest jej przykro. Prawie.
- Bo coś, by to zmieniło? Na pewno nie przepuściłabyś okazji, żeby jeszcze bardziej nas zranić - moje słowa przesiąknięte były nienawiścią. Gdyby wykonała teraz jeden, fałszywy krok, byłabym w stanie dosłownie jej przywalić.
- Nie. Ja ... Teraz rozumiem - nie wiedziałam, o co jej chodzi, dopóki nie dotknęła swojego brzucha, zasłoniętego obszerną koszulką. I ona ... była w widocznej ciąży.
- O ... - moja wcześniejsza wściekłość ustąpiła miejsca zaskoczeniu.
- Nie mam tyle szczęścia, co ty - uśmiechnęła się smutno. - Nie wiem, kto jest ojcem.
- Czy ty zostałaś...? - na myśl nasunęło mi się tylko jedno.
- O nie. To nie był gwałt. Jedna, niefortunna impreza z niewłaściwymi ludźmi - wytłumaczyła, jak gdyby, to nie było nic nadzwyczajnego, a ja poczułam się dziwnie nieswojo.
Dysonans między tym, że rozmawiałam właśnie z byłą dziewczyną mojego męża, która narobiła niezłego bałaganu w naszym życiu, a równocześnie stoi przede mną kobietą, która znalazła się w niefortunnej sytuacji życiowej, był ogromny. Może powinnam po prostu to zignorować, pokazać jej środkowy palec i krzyknąć, że karma zawsze wraca. Z drugiej strony nigdy nie byłam obojętna na krzywdę innych. A przede wszystkim sama byłam mamą. Być może Debra nie zasługuje na współczucie, ale to dziecko nie jest niczemu winne.
- Cóż ... przykro mi. Z tego, co wiem miasto organizuje pomoc dla samotnych matek. Pisałam kiedyś projekt na studia, na ten temat i nadal mam numer do kierowniczka, jednego z ośrodków. Może chciałabyś ...
W tym momencie spostrzegłam, jak spod jej kurtki wypada kilka podstawowych produktów spożywczych i higienicznych. Szybko zorientowałam się, że próbowała je ukraść.
- Kurwa ... - przeklęła i w pośpiechu zaczęła zbierać skradziony towar.
Rozejrzałam się nerwowo wokół, sprawdzając, czy któryś z ochroniarzy nie zauważył tego incydentu. Przez chwilę ze sobą walczyłam, ale ostatecznie wypuściłam powietrze z płuc i odłożyłam dumę na bok.
- Cholera, co ja najlepszego robię? - pochyliłam się i pomogłam jej.
Ponownie zaczęła wpakowywać rzeczy pod swoją kurtkę, ale ją powstrzymałam.
- Nie wygłupiaj się. Naprawdę chcesz, żeby ktoś cię przyłapał? Założę się, że nie masz osoby, która w razie czego, mogłabym wyciągnąć cię z aresztu - zabrzmiało to wyjątkowo gorzko i nawet Debra, która nie była znana z uczuciowości, wydała się być zraniona moimi słowami. - Przepraszam - odburknęłam zażenowana.
- Nie masz za co, nie pomyliłaś się. Ale nie mam innego wyjścia ... skończyły mi się pieniądze - przyznała ze wstydem.
Spoglądając na nią, zobaczyłam w jej oczach wyraźny ślad bezsilności, pomieszanego z odrobiną zawstydzenia. W tym momencie zdecydowałam się schować wcześniejsze uprzedzenia i skoncentrować się na tym, co teraz mogę zrobić.
- Kas mnie zabije ... - wyszeptałam bardziej do siebie, ale słysząc jego imię, podniosła na mnie wyraźnie zaintrygowany wzrok. - Wrzuć te rzeczy do mojego koszyka. Potrzebujesz czegoś jeszcze? - powiedziałam zdecydowanie, ignorując zarówno swoje wewnętrzne konflikty, jak i obecność Debra, której spojrzenie zdawało się być teraz bardziej zaniepokojone niż wcześniej.
- Ja ... Tak, kilka rzeczy - wydukała zmieszana.
- A więc, chodźmy. Nie mam całego dnia - dodałam, pchając wózek z Lottie i kierując się w stronę kolejnego działu.
Pozwoliłam jej wybrać wszystkie potrzebne artykuły, jak jedzenie, środki higieniczne i kilka podstawowych ubrań. Nie odezwałam się też ani słowem, ale ona najwyraźniej też nie czuła, że możemy swobodnie plotkować. Również milczała. I co jakiś czas spoglądała na Lottie z jakąś dziwną tęsknotą. Ostatecznie znalazłyśmy się przy kasie, gdzie zapłaciłam za całe zakupy, łącznie z tymi należącymi do Debry.
Kiedy opuściliśmy sklep, wpatrywała się we mnie z niepewnością, a ja jedynie skinęłam głową, sygnalizując, że nie musi nic mówić. Wiedziałam, że jej życie jest teraz trudne, a moje osobiste animozje muszą zostać odepchnięte na bok. Pomagałam dziecku, a nie jej. Na pożegnanie przekazałam jej numer do centrum pomocy dla samotnych matek, który wcześniej wspomniałam.
- Podwiozłabym cię do miasta, ale jadę w przeciwnym kierunku. Dasz sobie radę?
- Tak, autobusy jeżdżą tutaj bardzo często - wytłumaczyła, ale na jej języku jeszcze coś się tliło. Wyraźnie walczyła ze sobą. - Dziękuję - wymamrotała w końcu.
- To nic. Postaraj się znaleźć uczciwe wyjście z tej sytuacji. Kradzież nie jest rozwiązaniem - powiedziałam, patrząc na nią z powagą.
Nie wiem czy aby na pewno, to do niej dotarło, ale to już nie mój problem. Zaczęłam się kierować w stronę samochodu, kiedy usłyszałam wołanie.
- Brianna?
Naprawdę chciałam, aby to spotkanie już się skończyło, ale westchnęłam i niechętnie odwróciłam się do kobiety.
- Tak? - zapytałam, starając się nie pokazywać swojego zirytowania.
- Kastiel miał rację. Teraz już rozumiem, dlaczego to zawsze byłaś ty - wyglądała, jakby rzeczywistość brutalnie uderzyła ją w twarz. - I ... przepraszam. Przepraszam za wszystko, co zrobiłam tobie i Kasowi - dodała z wielkim trudem. - Przekażesz mu to?
Nie odezwałam się. Jedynie kiwnęłam głową i ruszyłam w swoją stronę, mając nadzieję, że nasze ścieżki krzyżują się po raz ostatni. Wsiadłam do samochodu z myślami, które jeszcze długo towarzyszyły mi w podróży.
***
Kiedy Kastiel wrócił do domu, Lottie bawiła się na swojej macie edukacyjnej, a ja siedziałam obok niej i zajadałam się ciastkami. To musiał być zabawny widok, bo stanął pośrodku salonu i z uśmiechem zapytał:
- Co z zasadą, że nie jemy słodyczy przy Lottie?
- Aktualnie? Nie istnieje - odpowiedziałam, sięgając po kolejne ciasteczko.
Szarlotka zaczęła raczkować w jego kierunku, więc Kastiel natychmiast wziął ją w ramiona, serdecznie się z nią witając.
- Spędziłaś fajny dzień z mamą, księżniczko? Opowiesz tatusiowi, co robiłyście?
Gdyby tylko wiedział ...
***
Po udanej sesji zabaw z Lottie, położyliśmy ją do snu, a następnie udaliśmy się do salonu, gotowi na spędzenie wspólnego wieczoru. Planowaliśmy wspólną kolację, a potem relaks na kanapie, być może przy oglądaniu jakiegoś serialu.
- Jesteś jakaś nieswoja - zauważył, kiedy siedzieliśmy przy stole. - Coś się stało?
- I tak i nie ... - niechętnie dziobałam widelcem w makaronie.
- A gdybyś mogła bardziej konkretnie?
I tak miałam zamiar mu o tym powiedzieć, więc raz kozie śmierć.
- Byłam z Lottie na zakupach. Zapowiadało się całkowicie normalnie, ale spotkałam Debrę.
- Że co?! - Kastiel spojrzał na mnie z niedowierzaniem i niepokojeniem jednocześnie.
- Tak, Debrę. W supermarkecie. Wyglądała okropnie, a jej zachowanie było jeszcze dziwniejsze.
- Czy ona, kurwa, kiedyś odpuści? Jeszcze tego brakuje, żeby śledziła was w sklepie ... - ochota na spaghetti jemu chyba, również przeszła, bo rzucił sztucami o talerz i położył pięści na stole. - Mam nadzieję, że zadzwoniłaś na policję.
- Nie. Dlaczego miałabym to zrobić? Nic nam nie zrobiła. Po prostu pojawiła się nagle, a potem... - westchnęłam ciężko, próbując zebrać myśli. - Stała i patrzyła na Lottie. Zaczęła mówić, że wygląda jak ty.
- Cholera, Bree ... ona ma sądowy zakaz zbliżania się do nas. Wystarczył jeden telefon na policję. Dlaczego tego nie zrobiłaś? - Kastiel wyraźnie trzymał się z dala od szukania usprawiedliwień dla byłej dziewczyny.
- Bo jest w ciąży! - nie wytrzymałam. - Chcesz zamknąć ciężarną za kratkami?
- Co? - zapytał zaskoczony.
- Tak, jest w ciąży. W dodatku nie wie, kto jest ojcem i ...
Kastiel spojrzał na mnie z mieszanką zaskoczenia i irytacji.
- To nie ma znaczenia, Bree. To, że jest w ciąży, nie zmienia tego, co zrobiła w przeszłości.
- Potrzebowała pomocy. Przyłapałam ją na kradzieży rozumiesz? I nie były to drogie rzeczy, tylko cholerne banany, kilka bułek i pasta do zębów. Pomyśl jak w złej sytuacji musi być, skoro nie stać jej na tak podstawowe zakupy. Nie miałam serca zostawić jej samej w takiej sytuacji.
- Dałaś jej hajs? - zapytał, a w jego głosie iskrzyła złość.
- Nie. Zapłaciłam za jej zakupy.
- Po tym wszystkim, co zrobiła, zasponsorowałaś jej zakupy? Za nasze pieniądze? - Kastiel wyglądał na zaniepokojonego i zdenerwowanego zarazem.
- To było tylko 200 dolarów. Wydaje mi się, że czasami warto wykazać się współczuciem ... - przerwał mi gwałtownym ruchem ręki.
- To nie nasz problem. Ona jest dorosła. Musi ponieść konsekwencje swoich wyborów. - pozostawał nieugięty.
- Ale nie mogłam... - zaczęłam, ale jego bezwzględne spojrzenie kazało mi się zamknąć.
- Brianna ... - oho, użył pełnego imienia. Jest źle - ... nasze bezpieczeństwo, a przede wszystkim bezpieczeństwo Lottie, jest teraz najważniejsze. Nie możemy pozwolić, aby Debra naruszała nasze granice. To, co zrobiłaś, było nieodpowiedzialne, głupie i ryzykowne. Jeśli podałaś jej palec, możesz być pewna, że za jakiś czas zażąda całej ręki. Możemy tylko obstawiać, kiedy zapuka do naszych drzwi - potarł palcami o swoje czoło, wyraźnie zestresowany.
- Ale, to dziecko ...
- Bez ale. Debra ma swoje życie i swoje wybory. My mamy nasze. Rozumiem, że masz ogromne serce, które jest gotowe wszystko wybaczyć, ale musimy myśleć o naszej rodzinie. Nie możemy pozwolić, abyśmy znów stali się łatwym celem dla Debry. Szkoda mi dzieciaka, bo będzie miało kompletnie spierdolone życie z taką matką, ale nie mieszajmy się w to.
Wiedziałam, że Kastiel ma rację, ale jednocześnie nie potrafiłam oderwać myśli od Debra i jej nienarodzonego dziecka. Musiałam się pogodzić z tym, że nie zbawię całego świata. Spojrzałam na męża, który nadal był zdenerwowany moim wyznaniem. Bez słowa wpatrywał się w talerz. Delikatnie położyłam swoją dłoń na jego dłoni.
- Kas? Przepraszam ... - powiedziałam cicho, starając się złagodzić napięcie w powietrzu.
- Zawsze pchasz się tam, gdzie nie trzeba. Nie chcę kolejny raz przez to przechodzić ...- odparł zraniony, a ja doskonale wiedziałam, którą sytuację przywołuje teraz w myślach.
Wstałam ze swojego miejsca i usiadłam na jego kolanach, żeby być bliżej niego. On tylko wywrócił oczami.
- I nie będziesz. To była tylko drobnostka. Pierdoła. Pomogłam jej, bo wiem jak czuje się kobieta w ciąży. Nic poza tym. Nie dałam jej do zrozumienia, że może na mnie polegać. Poza tym nie wiem, czy to coś dla ciebie zmieni, ale przeprosiła mnie.
Kastiel sceptycznie uniósł brew, ale kontynuowałam.
- Przeprosiła i powiedziała coś w stylu ,,Już rozumiem, dlaczego to zawsze byłaś ty". Nie wiem, o co jej chodziło - wzruszyłam ramionami.
- Za to ja wiem doskonale - odezwał się, a jego spojrzenie nieco zmiękło. Jego dłonie, które dotychczas bezładnie spoczywały wzdłuż jego ciała, teraz mnie objęły. Wiedziałam, że się złamał. Nigdy nie potrafił długo się gniewać. - Ehhh, Bree, czasami masz serce większe niż to, co potrafię zrozumieć. Ale proszę, bądź ostrożna. Nie chcę, żebyś ponownie ucierpiała przez czyjeś okrucieństwo - rzekł z głębi serca. W jego oczach wciąż tkwiła nutka zmartwienia, ale jednocześnie pojawił się w nich promyk zrozumienia.
- Obiecuję, że będę ostrożna. To tylko jednorazowa sytuacja - zapewniłam, czując, jak jego dłonie ściskają mnie, jakby chciał chronić mnie przed całym światem.
Kastiel skinął głową z aprobatą i pocałował mnie delikatnie w czoło.
- A teraz, moja droga, zadzwonisz do Priyi, naszej kochanej prawniczki i opowiesz jej, ze szczegółami, jak zignorowałaś sądowy nakaz i naraziłaś się na niebezpieczeństwo. Potem wysłuchasz tego, jak poczciwa Priya opierdala cię z góry na dół. A ja nie powiem ani słowa na twoją obronę, tylko będę siedział obok i przysłuchiwał się temu z satysfakcją. Może nawet dodam swoje trzy grosze.
- To chyba nie jest konieczne ...
- Oczywiście, że jest. Opowiesz wszystko z detalami.
- Nie możemy o tym po prostu zapomnieć? - spojrzałam na niego niewinnym wzrokiem, po czym zaczęłam składać pocałunki wzdłuż jego szyi.
- Doskonale wiem, co robisz - starał się zachować powagę, ale na jego ustach można było dostrzec zalążek uśmiechu - I nie. Nie możemy zapomnieć.
- Ale Kas ... Wiesz, jaka jest Priya, gdy się wkurzy - wyskamlałam, a sama wizja mroziła mi krew w żyłach.
- Wiem. I dlatego, to będzie tak zabawne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro