67. Urodzinowa niespodzianka
12 sierpnia 2023 roku
POV Brianna
Promienie porannego słońca delikatnie przenikały przez zasłony. Przez chwilę leżałam z zamkniętymi oczami, przysłuchując się świergotowi ptaków, których śpiew dostawał się do sypialni przez otwarte okna. Słyszałam również miarowy oddech mojego męża, który przytulał mnie od tyłu, a także ciche pochrapywanie Lottie. Leniwie otworzyłam oczy i musiałam chwilę odczekać zanim kompletnie oprzytomniałam. Uwolniłam się z objęć Kastiela i delikatnie podniosła się z materaca, żeby go nie obudzić. Zajrzałam do kołyski córki, żeby upewnić się, że wszystko w porządku, ale nadal smacznie spała. Wykorzystałam okazję, że miałam jeszcze chwilę spokoju i wymknęłam się do łazienki, aby przygotować się na ten dzień.
Dzisiaj były urodziny Kastiela i choć nie miałam żadnych konkretnych planów, to i tak chciałam sprawić, aby czuł się wyjątkowo.
Macierzyństwo nauczyło mnie, że każda minuta jest na wagę złota, więc zdobyłam umiejętność szykowania się w dosłownie pięć minut. Szybko się ogarnęłam, po czym na palcach przemknęłam do garderoby, aby wybrać jakiś strój. Miałam ochotę, żeby wystroić się bardziej niż zwykle. Znalazłam idealną, letnią, zwiewną sukienkę w kolorze błękitnym. Ubranie jej było wyzwaniem, ponieważ ostatnim razem miałam ją na sobie jeszcze przed ciążą. Jednak weszłam w nią bez problemu, co uznałam za mały sukces. Wróciłam do sypialni i delikatnie podniosłam córeczkę z jej kołyski. To nie zrobiło na niej wrażenia. Zareagowała jedynie cichym mruknięciem. Uspokoiłam ją delikatnym pocałunkiem w główkę i szybko opuściłam pokój, unikając ewentualnego płaczu.
Pomyślałam, że najlepszym prezentem jaki mogę dać mężowi, będzie luksus nieprzerwanego snu do woli. Ostatnio to towar deficytowy w naszym życiu. I choć Charlotte była naprawdę grzecznym i spokojny dzieckiem, to zdarzyły się bezsenne noce, podczas których mieliśmy ochotę płakać razem z nią.
Przeniosłam córkę do jej pokoju, położyłam ją w łóżeczku i liczyłam, że zdrzemnie się jeszcze przez chwilę. W międzyczasie miałam chwilę na przejrzenie różnych przepisów w Internecie. Mimo ogromu różnych propozycji, które wyglądały naprawdę smakowicie, wybrałam coś, czemu, ze swoimi marnymi zdolnościami, mogłam sprostać. Zdecydowałam się na klasyczne naleśniki.
Usłyszałam jak Lottie zaczyna wydawać dźwięki, sugerujące, że jest już w pełni obudzona. Podeszłam do jej łóżeczka i pochyliłam się nieco, szeroko uśmiechając się do córki.
- Dzień dobry. Wyspałaś się, królewno? - wpatrywałam się w nią, jakbym czekała na odpowiedź. I dostałam ją w postaci radosnych pisków. - Chodź do mamy.
Podniosłam ją, po czym solidnie ją wyprzytulałam i wycałowałam. Zaczęłam naszą standardową, poranną rutynę: karmienie, odbijanie, szybka poranna toaleta, zmiana pieluszki, wybór ubranka. Postanowiłam zrobić Kastielowi miłą niespodziankę i ubrałam Szarlotkę w białe body z napisem "I love my daddy". W międzyczasie ze sto razy zdążyłam jej powiedzieć, jak mocno ją kocham. Starannie przeczesałam jej bujne, czarne włoski i byłyśmy gotowe, aby w pełni rozpocząć ten dzień.
- Ale jesteś piękna! Wiedziałam, co robię, kiedy wybierałam twojego tatusia. Odziedziczyłaś po nim wszystko, co najlepsze - ucałowałam każdy z jej policzków, otrzymując w zamian jej uroczy uśmiech. - Musisz być dzisiaj grzeczna, bo tatuś ma urodziny. Nie możemy dzisiaj go denerwować. Ja nie będę go drażnić, a ty nie marudź, okej? - pisnęła coś w swoim niemowlęcym języku. - Pomożesz mamie przygotować śniadanie?
Jej radosne krzyki uznałam za zgodę. Wzięłam ją na ręce i razem ruszyłyśmy do kuchni. Położyłam Lottie na jej bujanym leżaczku, tak aby mogła cały czas mnie obserwować. Założyłam fartuch, włączyłam swoją ulubioną playlistę, odpaliłam stronę z przepisem i wzięłam się za gotowanie. Nie mogłam niczego schrzanić postępując zgodnie z instrukcją. Mimo, że pierwsza partia wyszła trochę spalona, kolejne naleśniki były bez zarzutu. W międzyczasie tańczyłam i śpiewałam w rytm piosenek, zabawiając Lottie, która była największą fanką moich kuchennych koncertów. Sama kurczyła i prostowała nóżki w takt muzyki, jakby próbowała tańczyć.
W ogóle nie pomyślałam o torcie, więc musiałam improwizować. Wpadłam na pomysł, że Kas równie dobrze może zdmuchnąć świeczki na naleśnikach. Powbijałam je w ciasto, po czym wszystko udekorowałam świeżymi truskawkami i bitą śmietaną. Końcowy efekt prezentował się całkiem nieźle.
Ponownie podniosłam Szarlotkę i udałam się do pralni, aby wyciągnąć stamtąd, wcześniej schowany, prezent. Była to ręcznie malowana, skórzana kurtka z motywem kruków, róż i czaszek, czyli wszystko, co każdy rockman kocha. Do tego dokupiłam parę winylowych płyt, których jeszcze nie miał w swojej kolekcji. Wszystko starannie zapakowałam do prezentowej torby i schowałam w kuchni.
Zaczęła się jedna z moich ulubionych piosenek i nie mogłam przegapić tej okazji. Wykorzystując atencje mojej jednoosobowej widowni, zrobiłam show życia. Nie szczędziłam sobie obrotów, piruetów i wymachiwania włosami. Nadeszła kulminacyjna część utworu, w której gitarzysta przeszedł do solówki. Ponownie się odwróciłam, chcąc wykonać kolejny ruch, jednak spostrzegłam, że Kastiel schodzi po schodach. Gdy zauważył mój występ, sam zaczął udawać, że gra na gitarze. I nie było to byle co. Wkroczył w tę rolę z całym zaangażowaniem. Nie wytrzymałam i wybuchnęłam śmiechem, kontynuując swój taniec. W końcu wszedł do salonu i padł na kolana, kończąc swoją emocjonalną solówkę na niewidzialnym instrumencie. Potem podniósł mnie i zaczął się obracać wokół własnej osi. Nie mogłam przestać się śmiać. Kiedy piosenka się skończyła postawił mnie na podłodze.
- Czuję się nielegalnie, że mogę podziwiać jak tańczysz za darmo - wyszczerzył zęby w głupim uśmieszku.
- Zawsze możesz we mnie rzucić jakimś banknotem. Najlepiej studolarowym - odpowiedziałam z lekkim, prowokującym tonem, na co Kastiel się roześmiał.
- Czym zasłużyłem na takie widoki z rana? - zapytał, obejmując moją talię.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, kochanie - założyłam dłonie za jego kark i przyciągnęłam go do swoich ust. Całowałam go powoli i czule, delektując się smakiem jego warg. Jego dłonie kreśliły szlak między biodrami, a dołem pleców, żeby zaraz znaleźć się na moich pośladkach. Pociągnął mnie w zdecydowanym geście jeszcze bliżej swojego ciała. Tak blisko, że aż poczułam, jak coś, w okolicach jego rozporka, desperacko próbuje wydostać się na wolność. Przyznam, że trochę mnie to zaniepokoiło. Nie robiliśmy tego od ... cóż, dawna. I nie wydaję mi się, że jestem na to gotowa.
Całe szczęście z pomocą przyszła mi Lottie, która nie była zadowolona tym brakiem uwagi ze strony rodziców. Zaczęła się wiercić, a chwilę później załkała, dając znać o swojej obecności.
- Co się dzieje, księżniczko? - Kastiel zareagował natychmiast i podbiegł do jej bujaczka. - Co to za smutna minka? Moja córeczka nie może być smutna - podniósł ją w swoje ramiona i czule przytulał, gładząc jej włoski.
Wykorzystałam okazję, że był zajęty uspokajaniem Szarlotki i przemknęłam do kuchni, żeby odpalić świeczki i wyciągnąć prezent.
- Dopiero teraz zauważyłem jakie stylowe ciuszki wybrałaś dla ... - zatrzymała się w połowie zdania, gdy spostrzegł niespodziankę jaką dla niego przygotowałam. - O wow ... To dla mnie?
Kiwnęłam głową i przejęłam od niego Lottie. Czym byłyby urodziny bez odśpiewania "sto lat"? Śpiewałam, równocześnie kołysząc córkę na biodrze. Być może nie było do końca czysto, ale wszyscy dobrze się bawili.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki! - zachęciłam go z entuzjazmem.
Uśmiechnął się uroczo, po czym zamknął oczy i dmuchnął w naleśnikowy tort, gasząc wszystkie świeczki. Oczywiście razem z Lottie nagrodziłyśmy go owacjami. Wręczyłam mu prezent, który od razu otworzył. Jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia, widząc zawartość.
- Skąd to wytrzasnęłaś? Jest świetna! - uważnie przyglądał się malunkowi na kurtce.
- Tak myślałam, że ci się spodoba. Możesz ją wykorzystać podczas jakiegoś koncertu - delikatnie zasugerowałam.
- Na pewno, to zrobię!
Gdy wyciągnął winyle, tak się podekscytował, że od razu pobiegł do gramofonu i włączył jedną z nich. Mógł mieć dwadzieścia sześć lat, ale to wewnętrzne dziecko nadal w nim było.
- Dziękuję Bree. Wszystko jest niesamowite - wyraził wdzięczność czułym pocałunkiem. - Łącznie z naleśnikami. Jestem pod wrażeniem, że ich nie spaliłaś - dodał z nutą sarkazmu, ale nie wiedział, że to ja jadłam spaloną partię, więc jedynie nieśmiało się uśmiechnęłam.
- Nie masz za co dziękować. Cieszę się, że jesteś zadowolony z prezentów. Wszystkiego najlepszego, skarbie.
Po śniadaniu wstawiłam naczynia do zmywarki i obserwowałam, jak Kastiel bawi się z naszą córka. To zabawne, kiedy przypomnę sobie, jak na początku obchodził się z Szarlotką jak z porcelanową lalką, natomiast teraz tańczył z nią i wygłupiał się, trzymając ją tylko w jednej ręce.
- Mam pytanie za milion dolarów - odezwałam się, wkraczając do salonu. - Jak chciałbyś spędzić resztę swoich urodzin?
- Hmm ... Może pójdziemy na plażę? Dawno tego nie robiliśmy - zasugerował, a jego pomysł od razu przypadł mi do gustu.
- To prawda. Mamy plaże pod nosem, a tak rzadko z niej nie korzystamy. Pójdę nas spakować - chciałam jak najszybciej się tym zająć, więc energicznym krokiem ruszyłam w stronę schodów na piętro, jednak coś mnie powstrzymało.
- Nie tak szybko - złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Dziękuję za ten urodzinowy poranek - wyszeptał mi do ucha, delikatnie muskając moją szyję.
- Cieszę się, że Ci się podobało - odpowiedziałam, uśmiechając się do niego. - Ale to dopiero początek - uwolniłam się z jego objęć i zabrałam za pakowanie.
Gdy jest się rodzicem trzy miesięcznego malucha, takie wyjścia stają się bardziej skomplikowane, jednak po godzinie byliśmy w pełnej gotowości, aby wyruszyć w drogę. Trasa nie była długa, musieliśmy jedynie przejść przez ogród i zejść schodkami w dół, tak więc już po chwili byliśmy na plaży. Rozłożyliśmy koc i ustawiliśmy parasol, starając się zapewnić Lottie odpowiednią ochronę przed słońcem. Byliśmy gotowi spędzić relaksujące popołudnie nad brzegiem morza. Kastiel od razu rozebrał się do spodenek i spojrzał na mnie podejrzliwie, kiedy usiadłam na kocu, nadal pozostając w swojej zwiewnej sukience.
- Nie masz zamiaru rozebrać się do stroju kąpielowego? - zapytał.
- Ja ... - szukałam jakiejś rozsądnej wymówki. - Nie chcę się spalić.
Jednak to była tylko część prawdy. Kiedy patrzyłam na Kastiela, który emanował pewnością siebie i był chodzącym symbolem seksu i piękna, odczuwałam, że moje ciało wciąż było dalekie od tego, jakbym chciała, aby wyglądało. Nie czułam, że zasługuję na to, aby osoba tak atrakcyjna jak Kastiel, mogła i chciała na mnie spojrzeć. Pomimo całego wsparcia, które otrzymywałam od męża i innych bliskich osób, wciąż walczyłam z kompleksami po ciąży. I choć z każdym tygodniem zrzucałam kolejne kilogramy, to nie potrafiłam całkowicie zaakceptować swojego wyglądu.
- Rozumiem - Kastiel kiwnął głową, wydając się zrozumieć moje obawy. - Wiesz, nie ma tu żadnej presji, żebyś robiła coś, czego nie chcesz - powiedział delikatnie, usiłując uspokoić moje myśli.
Spojrzałam na niego, wdzięczna za jego zrozumienie. Uśmiechnął się i pocałował mnie.
- Dobra, idę do wody - oznajmił, spoglądając na spokojne fale. - Myślisz, że mogę zabrać ze sobą Lottie?
- Co? Jest jeszcze za mała. Ona ... - włączył się we mnie tryb matki.
- Przecież nie mam zamiaru jej tam wrzucić - zaśmiał się. - Chciałem tylko zamoczyć jej stopy, żeby ją trochę ochłodzić.
- Ach ... Dobrze. Tylko uważaj. I nie oddalaj się za bardzo.
- Tak jest, mamo!
Starannie wysmarowałam Szarlotkę kremem z filtrem i ubrałam jej biały kapelusz, w którym prezentowała się nad wyraz uroczo. Była gotowa, żeby w ramionach taty udać się na swoją pierwszą, morską kąpiel.
Siedząc na kocu, obserwowałam uważnie, jak Kastiel z miłością zajmuje się naszą córką. Zapewniał jej coraz to nowe atrakcje. Pokazywał jej przepływające rybki, unoszące się muszelki i kolorowe kamyki na brzegu. Mimo że Lottie nie rozumiała jeszcze wielu rzeczy, wydawało się, że słucha swojego tatusia z zachwytem, a w jej oczkach iskrzy się ciekawość.
Po paru godzinach na plaży, mała zaczęła trochę nam marudzić, więc postanowiliśmy wrócić i resztę dnia spędzić w domowym zaciszu. Rozpakowywałam plażową torbę w kuchni, a Kastiel usiadł przy stole, trzymając Lottie na kolanach.
- Nie chcesz jechać do miasta? Mógłbyś spotkać się z Leą, Zackiem i Gabinem - zasugerowałam, wierząc, że to dobry plan na spędzenie urodzin.
Kastiel spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.
- Po co? - zapytał, a ja widziałam, że nadal w pełni skupiał się na naszej córce.
- Nie wiem ... Na przykład napić się piwa? Rozpętać jakąś burdę w barze? Zrobić coś nielegalnego? Wylądować na kominiarce? Wszystkie te fajne rzeczy, które kiedyś robiłeś - rzuciłam z uśmiechem. Moje słowa nie zostały bez echa. Kastiel głośno się roześmiał, kręcąc głową.
- Och, rozumiem, co masz na myśli - odpowiedział z wesołością. - Te szalone czasy były fajne, ale teraz mam inne priorytety. Na razie chcę być tutaj z wami i korzystać z tych chwil, kiedy Lottie jest jeszcze mała. Za niedługo dorośnie i wyjedzie na studia ...
- Kas! Ona ma trzy miesiące. Mamy jeszcze co najmniej osiemnaście lat, nim zdecyduje się na wyprowadzkę - zakpiłam z jego dramatyzmu.
- Wiesz, o co mi chodzi! Czas biegnie nieubłaganie. Nie chcę przegapić ani chwili - mówił spokojnie, wpatrując się w naszą córkę.
- To prawda, że mamy teraz swoją rodzinę i to jest wspaniałe. Ale czasami można sobie pozwolić na małą przerwę - dorzuciłam, przyglądając się im obojgu z uśmiechem. - W razie czego, bez problemu możesz spędzić czas z zespołem, a ja zostanę z Lottie w domu. Wiesz, że sobie poradzimy.
- Oczywiście, że wiem. Jesteś najlepszą mamą na świecie - powiedziała to z takim przekonaniem, że aż zrobiło mi się miło, że jest to dla niego tak oczywiste. -
Ale możesz być spokojna. Gdy wrócę do roboty, to będę widywał gęby tej parszywej trójki niemal codziennie. Wtedy będzie czas na piwo, muzykę i wszystko inne. Na razie chcę się cieszyć tym, co mamy teraz. Prawda Lottie? Świetnie się razem bawimy - jakby na potwierdzenie słów tatusia, dziewczynka się uśmiechnęła, a z jej buźki poleciała stróżka śliny, przez co oboje się zaśmialiśmy.
Nadszedł wieczór, a wraz z nim moment, w którym szykowaliśmy Szarlotkę do snu. Po tych trzech miesiącach doświadczenia, działaliśmy już jak dobrze naoliwiona maszyna. Kastiel zawsze zajmował się rytuałem kąpieli dla małej, przewijaniem i ubieraniem. Następnie przynosił ją do mnie, abym mogła ją nakarmić. Lottie zazwyczaj wtedy zasypiała, jednak dzisiaj miała o wiele więcej energii. Kastiel podjął się tego wyzwania, jakim było uśpienie jej. Ja natomiast skorzystałam z chwili spokoju i zeszłam na dół, żeby zrelaksować się przy książce.
- Misja zakończona powodzeniem. Lottie śpi - oznajmił pół godziny później, schodząc po schodach.
Tajemniczy uśmieszek zarysował się na jego ustach, kiedy wszedł do salonu. Postawił elektryczną nianią na stoliku kawowym, żebyśmy mogli kontrolować Lottie. Następnie spojrzał na mnie wymownie.
- Czy zasada ,,robimy dzisiaj co tylko zechcę, bo są moje urodziny" nadal jest aktualna? - zapytał chytrze.
Przełknęłam ślinę ze stresu, nie do końca wiedząc, co dokładnie ma na myśli. Ten typ uśmiechu zwykle oznaczał, że szykowało się coś nieoczekiwanego.
- Oczywiście - odpowiedziałam ostrożnie, próbując rozwikłać zagadkę, która tkwiła w jego słowach. Obawiałam się, że zażąda właśnie TEGO. W ostateczności mogłam go prosić, żeby zrobić to przy zgaszonym świetle, zamknąć oczy, zacisnąć zęby i modlić się, aby szybko doszedł i nie zwracał na mnie zbytniej uwagi.
Jednak to Kastiel. Po nim nigdy nie można się niczego spodziewać. Wolnym, niemal nonszalanckim krokiem podszedł do gramofonu i włączył muzykę. Ja jedynie w ciszy go obserwowałam, mentalnie szykując się na najgorsze. Następnie skierował się ku mnie i podał mi rękę. Przyjęłam jego gest i trochę niezdarnie podniosłam się z kanapy.
- W takim razie, proszę o jeszcze jeden specjalny, urodzinowy taniec - oznajmił, unosząc mnie nieco w górę i skręcając w tańcu, tak jakbyśmy byli na parkiecie.
Jego życzenie mnie rozczuliło. Mógł rzucić jakimś chamskim tekstem, typu "rozbierz się i wypnij tyłek", ale tego nie zrobił. Po prostu poprosił mnie do tańca. Kastiel był tym tajemniczym mężczyzną, którego nigdy do końca nie potrafiłam zgłębić, a jednocześnie czułam, że znam go lepiej niż ktokolwiek inny. Kołysaliśmy się w rytm muzyki, po środku salonu, a miękki dywan służył nam za parkiet. Jego ramiona były zdecydowanie moim ulubionym miejsce na świecie, więc delektowałem się tą chwilą bliskości i intymności.
Mimo zmęczenia nie chcieliśmy jeszcze kończyć tego wieczoru. Jutro znowu będziemy mamą i tatą, a teraz przez krótką chwilę chcieliśmy być po prostu Brianną i Kastielem. Wyszliśmy na taras i ułożyliśmy się w hamaku. Czy może raczej próbowaliśmy, bo pierwsze próby skończyły się fiaskiem, a my pękaliśmy ze śmiechu za każdym razem, gdy lądowaliśmy na trawie. Gdy w końcu udało się poskromić to kołyszące ustrojstwo, leżeliśmy wtuleni w siebie, obserwując migoczące gwiazdy na nocnym niebie.
- Jak się czujesz jako 26-latek? - wyszeptałam to pytanie, nie chcą psuć magi chwili.
Kastiel pomyślał przez chwilę, układając ręce za głową.
- Poza tym, że zaczynam już dostrzegać pierwsze siwe włosy? - rzucił z przymrużeniem oka, po czym zaczął mówić już bardziej serio - Czuję się naprawdę spełniony i szczęśliwy. Moje życie ma teraz sens, o jakim wcześniej nawet nie śniłem. Mam cudowną córkę, pracę, którą kocham i która daje mi ogromną satysfakcję. Czuję, że osiągnąłem coś, o czym zawsze marzyłem. Jestem ... z siebie dumny.
Spojrzałam na jego twarz na, której malował się spokój i zadowolenie.
- I masz do tego pełne prawo - odparłam ciepło, doceniając to, co osiągnął oraz to, jakim wspaniałym człowiekiem się stał.
- Ale wiesz, co jest moim najlepszym prezentem, nie tylko w te urodziny, ale także w całym życiu? Bez którego wszystko by straciło sens? - zadał pytanie, spoglądając na mnie z miłością.
- Hmm ... - zrobiłam krótką pauzę, z udawaną powagą udając, że muszę się nad tym zastanowić. W rzeczywistości wiedziałam, co chce powiedzieć, ale nie mogłam się powstrzymać przed zagryzieniem lekko wargi i patrzeniem na niego z fałszywym zastanowieniem.
- No dalej, Bree, nie trzymaj mnie w napięciu! Podaj odpowiedź, kogo najbardziej kocham i kto w liceum tak zawrócił mi w głowie, że moje życie już nigdy nie było takie samo - zawołał lekko rozbawiony, delikatnie mną potrząsając.
- Amber? - rzuciłam niewinnie i wzruszyłam lekko ramionami. Ale widząc jego zniesmaczoną minę, nie potrafiłam zachować tej maski i wybuchnęłam śmiechem.
- Osz ty! Co za gówniara! Już ja cię nauczę szacunku do starszych, młoda damo!
Jego dłoń sięgnęła w okolice mojego brzucha. Nim zdążyłam się zorientować, co planuje, on bezlitośnie zaczął mnie łaskotać.
- Kastiel! - zaczęłam krzyczeć, równocześnie dusząc się ze śmiechu - Proszę, nie! Przestań!
Zaczęłam się miotać we wszystkie strony, przez co hamak niebezpiecznie się zakołysał, a obydwoje z hukiem spadliśmy na trawę, wrzeszcząc i śmiejąc się razem. Turlaliśmy się po ziemi, a kujące źdźbła wchodziły w nasze włosy i ubrania. Nie miało to jednak znaczenia, bo każdy nasz ruch wzbudzał kolejne salwy śmiechu.
Gdy wreszcie opadliśmy z energii, Kastiel leżał na plecach na trawie, a ja położyłam się obok niego, opierając głowę o jego tors.
- No więc, zdradzisz mi, kto jest twoim najlepszym prezentem? - uniosłam się na łokciu spoglądając na jego przystojną twarz, oświetloną nocną łuną.
Spojrzał na mnie z ciepłym uśmiechem, a jego palce zaczęły delikatnie przeplatać się z moimi
- Myślę, że doskonale wiesz.
Przytulił mnie mocniej, a ja oparłam się na jego ramieniu, podziwiając razem z nim gwiazdy na nocnym niebie. Ta wspólna chwila z dala od codzienności i obowiązków, zdawała się być najlepszym prezentem, jaki mogliśmy sobie nawzajem podarować.
- Wszystkiego najlepszego, Kassi - szepnęłam.
- Dziękuję, dziewczynko.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro