Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

53. ,,Ostatni dzień w Paryżu" [+18]


- Kastiel ... - wymruczałam zaspana i próbowałam odwrócić się na bok, ale przytrzymywał moją kostkę i uniemożliwił mi wykonanie jakiekolwiek ruchu.

Nie byłam zadowolona z faktu, że coś lub raczej ktoś wybudza mnie z przyjemnego snu. Co prawda lubiłam się budzić w tej atmosferze - ciepłe, jesienne powietrze wpadające przez otwarte okna, promienie słoneczne muskające moje policzki, w tle odgłosy budzącego się do życia Paryża, a przede wszystkim myśl, że Kastiel jest obok. Ale nie pogardziłabym dodatkową godziną drzemki. W końcu to ostatni dzień naszych krótkich wakacji. Tym bardziej nie rozumiałam, dlaczego mój mąż postanowił wyrwać mnie z kojących objęć Morfeusza. W dodatku robił to w całkiem oryginalny i ciekawy sposób, więc może po prostu się poddam ...

Przesuwał swoimi gorącymi i zdolnymi ustami po moim ciele. Fakt, że byłam całkowicie naga ułatwiał mu zadanie. Zaczął od ucałowania kostek i zaczął kreślić swój szlak, wzdłuż moich nóg. Trochę mnie łaskotał, więc cicho zaśmiałam się pod nosem. Nadal byłam zbyt zaspana, żeby otworzyć oczy, więc zaufałam mu i pozwoliłam aby kontynuował. Zatrzymał się przy moim udach. Delikatnie muskał moją skórę ustami i gładził ją dłońmi. Rozkoszowałam się jego pieszczotami do momentu, w którym złapał za moje biodra i zaczął mnie ciągnąć w dół łóżka.

- Kastiel?! - spanikowana chwyciłam się pościeli i próbowałam go powstrzymać, ale nie miałam z nim żadnych szans. Nieznacznie uniosłam się na łokciach i spojrzałam na jego rozbawioną twarz, która znajdowała się teraz tuż nad moją kobiecością. - Co robisz?

- Chciałem żebyś ostatniego dnia w Paryżu, obudziła się jęcząc moje imię.

- Aha...? - mój mózg nadal próbował połączyć ze sobą kropki, ale widok mojego seksownego męża, klęczącego między moimi nogami, kompletnie mi w tym nie pomagał.

- Wszystko jest dobrze, kochanie. Pozwól mi się tobą zająć. 

Powiedział tylko tyle i ponownie zaczął obsypywać moje uda subtelnymi pocałunkami. Jego usta wędrowały coraz wyżej i znajdywały się coraz bliżej miejsca, w którym aktualnie najbardziej go potrzebowałam. Ale to Kastiel, a z nim nic nie może być zbyt łatwe. Parę razy jego język zbliżał się do mojej łechtaczki i już myślałam, że dostanę tego czego chcę, tylko po to, żeby zaraz się rozczarować, gdy jedyne co otrzymałam to muśnięcie jego ciepłego oddechu, a on znowu przesuwał ustami gdzieś indziej. Dobrze wiedział, jak sprawić abym zaczęła go prosić o więcej.

- Kas ... potrzebuję cię. - połechtałam jego ego z nadzieją, że przestanie się mną bawić i sprawi mi przyjemność.

- Moja dziewczynka nie może się doczekać? - zakpił chamsko przez, co pchnęłam jego ramię stopą. Zaczął przesuwać swoim palcem przy moim wilgotnym wejściu, a ja niespokojnie poruszyłam biodrami, żeby poczuć jakąkolwiek ulgę. 

- Kastiel, proszę ... - wyjęczałam, czując jak węzeł w dolnej partii mojego brzucha zaczyna się coraz bardziej zaciskać i błagać o uwolnienie. 

- Skoro tak ładnie prosisz. 

Wykonał pierwszy ruch językiem i to wystarczyło, aby wysłać mnie do nieba. Nie wiem, czy bardziej podobało mi się uczucie jego ust na mojej kobiecość, czy może sam jego widok między moimi udami. Odchyliłam głowę i opadłam na materac. W międzyczasie złapałam też za jego gęste, czerwone włosy, aby poprowadzić go w miejsca, gdzie najbardziej go teraz chciałam, a on bez wahania mi się poddawał i sprawił mi tym nieziemską przyjemność. Wystarczyła chwila, żebym zaczęła widzieć przed oczami gwiazdy oraz naprzemiennie wołać jego imię i błagać, żeby nie przestawał. Gdy doszłam zapewne wiedziała o tym cała kamienica. Z trudem odepchnęłam głowę mężczyzny.

- Kas, wystarczy. - wyskamlałam błagalnym tonem, gdy miałam już dość i stałam się zbyt wrażliwa na dalsze pieszczoty.

- Uwielbiam patrzeć, gdy dochodzisz. - powiedział niskim głosem i przetarł swoje wilgotne usta wierzchem dłoni. Spojrzałam w dół, prosto w jego twarz i zapomniałam o tym, że jeszcze sekundę temu prosiłam, aby przestał. Jego usta nadal się błyszczały, a źrenice oczu były maksymalnie rozszerzone jak po zażyciu jakiegoś opium. Oddychał szybko i płytko. Mogę się założyć, że jest teraz twardy do granic możliwości. Pomyślałam, że jako dobra żona nie mogę go zostawić w takim stanie.

- Chodź do mnie. - nie musiałam nawet go zachęcać. Znów przebiegł pocałunkami wzdłuż mojego ciała. Na dłużej zatrzymał się przy moim brzuchu. Zawisł nad nim i słodko się uśmiechnął. Nic nie powiedział, ale dobrze odgadywałam jego myśli. 

Kontynuował subtelne pocałunki poprzez mój biust, obojczyki i szyję. Rozczulał mnie tym jak delikatny starał się być. W końcu znalazł się przy moich ustach. Złączył nasze wargi w długim, czułym pocałunku, który chętnie oddałam. Czułam swój smak na jego ustach, co odbiło się echem w moim kroczu i nieznacznie uniosłam biodra, aby otrzeć się o jeansowy materiał jego spodni. Przy okazji odkrywał, że nie myliłam się. On również tego chciał i miał na mnie ochotę.

Gdy zakończył nasz gorący pocałunek i oderwał się ode mnie, przez moment wpatrywał się w moje oczy, a jego twarz przyozdabiał cudowny, figlarny uśmiech, na który mogłabym patrzeć godzinami. Jego prawa ręka gładziła moje włosy oraz policzek, a ja wtulałam się w jego ciepłą dłoń.

- Dzień dobry, kochanie. - powiedział to tak jakbym obudziła się dopiero teraz, podczas gdy nie spałam od jakiś dziesięciu minut. - Przepraszam za tą pobudkę, ale twój goły tyłek wyglądał zbyt kusząco, żeby tego nie wykorzystać.

- Rzeczywiście ten dzień zaczyna się dobrze. - odparłam rozbawiona. -  Ale właściwie jest coś, co mogłoby uczynić ten poranek jeszcze piękniejszym.

- Co takiego?

- Na przykład mógłbyś być nagi. - przygryzłam wargę, oczekując na jego reakcję. 

- To już twoja działka, co ze mną zrobisz. - rzucił mi wyzwanie, które ochoczo przyjęłam.

- Wiesz co? Nie wierzę, że to mówię, ale masz rację. Wystarczająco długo byłam ci uległa. Teraz moja kolej.

Przewróciłam go na plecy i mimo, że spokojnie mógłby mi na to nie pozwolić, poddał się bez protestu. Wygodnie usiadłam na jego biodrach i na dobry początek wykonałam parę ruchów w przód i tył, żeby poczuć jak bardzo mnie pragnie i nie zawiodłam się. Nie mogłam powstrzymać triumfalnego uśmieszku, jaki wkradł się na moje usta.

- Zamoczysz mi spodnie. - dodał z nutą kpiny.

- Lepiej uważaj, bo zaraz sam się zmoczysz. - nie pozostałam mu dłużna, a że nigdy nie przeczyłam, że potrafię być złośliwa i wredna, mocniej naparłam na jego kroczę, co wyrwało z jego gardła krótki jęk przyjemności. Zadowolona z tego aktu prowokacji, zapytałam przesłodzonym głosem. - Już nie jesteśmy tacy mądrzy, panie Veilmont?

- Zamknij się i nie przestawaj. - lubiłam doprowadzać go do takiego stanu desperacji. Wręcz błagał o atencję. Objął moją talię swoimi silnymi dłońmi i sam uniósł swoje biodra, aby się o mnie otrzeć. 

Byłam zbyt zniecierpliwiona, żeby dalej prowadzić tą grę. Chciałam jak najszybciej zobaczyć te boskie ciało w całej okazałości, pozbawione jakichkolwiek ubrań. Pośpiesznie zaczęłam podwijać jego T-shirt, żeby móc podziwiać idealnie wyrzeźbione mięśnie brzucha. Ułatwił mi zadanie i usiadł na chwilę, żebym mogła całkowicie ściągnąć skrawek materiału z jego ciała. Następnie z zawrotną szybkością pozbyłam się jego spodni i bokserek. Przed moimi oczami ukazał się dumnie stojący klucz do mojej rozkoszy. Seksownie oblizałam usta, na co Kastiel się zaśmiał.

- Prawie się boję, gdy masz taką minę. Wyglądasz jakbyś chciała mnie pożreć.  

- Bo chcę. - poczułam nieopisaną potrzebę, żeby znowu go pocałować. 

Ponownie wczołgałam się na niego i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Dotyk naszych nagich ciał i smak jego warg wystarczył, żeby wstrząsnęły mną przyjemne dreszcze. Nie chciałam już dłużej czekać. Sunęłam dłonią wzdłuż jego torsu i brzucha, czując jak jego mięśnie się napinają i odpowiadają na każdą pieszczotę. Gwałtownie złapał mnie za rękę i zmusił, abym spojrzała mu w oczy.

- Bree? Nie, że mam coś przeciwko. Wprost przeciwnie. Mam na ciebie kurewsko dużą ochotę. Ale myślisz, że możemy? Nie chcę zrobić wam krzywdy. - jego troska o mnie i o dziecko była ujmująca, ale w tym konkretnym momencie miałam inne potrzeby.

- Chyba nie chcesz mnie zamknąć w prawie rocznym celibacie bez seksu?

- Nie, oczywiście, że nie. Po prostu bądź ostrożna i się nie przemęczaj. Gdyby coś cię zabolało to od razu przestaniemy.

- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - nachyliłam się i ucałowałam jego czoło, żeby go uspokoić. - Poza tym nie jestem dziewicą. - dodałam rozbawiona.

- No co ty nie powiesz? - rozluźnił się i posłał mi łobuzerski uśmiech.

Uwolnił moją dłoń, a ja delikatnie objęłam jego penisa palcami i zrobiłam mu małą zapowiedź tego, co za chwilę się stanie. Przesuwałam ręką wzdłuż całej jego długości, a gdy jego usta wydały dźwięk satysfakcjonującego pomruku, stwierdziłam, że nie będę go dłużej torturować. Ja również nie mogłam się tego doczekać. Lekko podniosłam się na kolanach i umiejscowiłam swoje mokre wejście nad jego członkiem. Wolno opadłam w dół, a kiedy się łączyliśmy, cały czas wpatrywaliśmy się w siebie intensywnie, obydwoje odurzeni tym uczuciem. Dałam sobie chwilę, żeby przywyknąć do jego rozmiaru. Ale nie marnowałam czasu. Obsypywałam jego skórę krótkimi pocałunkami oraz wtulałam się w jego szyję, a on reagował na każdy mój najmniejszy ruch cichymi westchnięciami. 

- Jesteś naprawdę słodki. - wyszeptałam mu do ucha z małym uśmieszkiem na ustach.

- Nie mów, że jestem słodki, kiedy mój penis rozpycha cię od środka. - na złość ruszył biodrami i wbił się głębiej we mnie. Na tyle delikatnie, żeby nie sprawić mi bólu, ale wystarczająco, żeby wysłać przyjemny impuls do mojego ciała i wyrwać stłumiony jęk z mojego gardła.

Gdy poczułam, że moje mięśnie trochę się rozluźniły zaczęłam lekko podskakiwać w rytmicznym ruchu, a mówiąc mnie kwieciście - po prostu go ujeżdżać. Już na początku naszego związku zdradził mi tajemnice, że woli, gdy robię to pod odpowiednim kątem, pochylona nieco do przodu, oparta o jego ramiona. Zapamiętałam tę radę i stosowałam ją za każdym razem. Teraz również nie było inaczej, a widząc jego zaczerwienione policzki i to jak ze sobą walczył, żeby nie wydawać z siebie zbyt głośnych dźwięków, było dowodem na to, że ten trik nadal działa. Dla mnie również było to diabelnie dobre odczucie, gdyż uderzał w moje najczulsze punkty. Dodatkowo Kastiel pomagał mi od dołu, zgrał się z moim tempem i sam wysuwał mi swoje biodra na przeciw, co tylko potęgowało doznania. Już po paru minutach miałam wrażenie, że zaczynam odlatywać, a moje palce mimowolnie zaczęły mocniej zaciskać się na jego skórze. Za wszelką cenę chciałam to powstrzymać. Moim punktem honoru było sprawienie, żeby doszedł jako pierwszy. Wykorzystałam ostatnią sztuczkę, którą miałam w zanadrzu. Nazywam ją ,,połechtaj jego ego, żeby wycisnąć z niego wszystko (dosłownie i w przenośni)". Nachyliłam się do jego ucha, nie przestając ruszać biodrami. Trudno było coś powiedzieć w tej pozycji, a moja zamglona świadomość, również nie pomagała, ale udało mi się wydukać parę słów.

- Wiesz, że jesteś najlepszy? Jesteś cholernie seksowny i jestem mokra na sam twój widok. Uwielbiam kiedy jesteś we mnie i pieprzysz mnie w ten sposób. Tylko ty sprawiasz, że czuję się tak dobrze. - ostatnie słowa wyjęczałam, gdy poczułam, że mój orgazm zbliża się jak ogromna fala tsunami, która zalewa każdy milimetr mojego ciała, a ja nie jestem w stanie nic zrobić, żeby przed tym uciec. 

- Aktualnie to ty pieprzysz mnie i jesteś w tym kurewsko dobra. Zaraz dojdę ... Poczekaj na mnie, Bree ... Wytrzymaj jeszcze chwilę ...- wydyszał, pewnie chwycił moje biodra i zaczął nadawać mi szybszego tempa. Chyba wyczuwał, że zbliżam się do końca.

Nie wytrzymałam tej presji, a cudowne odurzenie zalało mnie całą. Na szczęście, gdy Kastiel wysapał ostatnie ,,kurwa", poczułam jak jego penis wystrzela do mojego wnętrza ciepłe nasienie, a ciało przechodzą dreszcze. Pogratulowałam sobie, że mój cel został prawie osiągnięty. Zaliczyłam tylko mały falstart. Opadłam na jego klatkę, próbując złapać oddech. On przytulił mnie kurczowo i zaczął gładzić moje plecy oraz włosy.

- Wszystko w porządku? Jak się czujesz? - odkąd dowiedział się, że jestem w ciąży zadawał mi to pytanie chociaż raz na godzinę. 

- Całkiem dobrze, chociaż czuję się jak po przebiegnięciu maratonu. - Kastiel zaśmiał się pod nosem z moich słów i ucałował czubek mojej głowy.

- Jesteś niesamowita, dziewczynko. Kocham cię najmocniej na świecie. 

- A ja ciebie tak samo tylko jeszcze razy trzy tysiące.

***

Po szybkim ogarnięciu się w łazience, ubrałam bieliznę, narzuciłam na siebie puszysty szlafrok i wsunęłam stopy w wygodne kapcie. Strój idealny na zjedzenie ostatniego śniadania w Paryżu. Zdecydowanie nie byłam jeszcze gotowa na rozpoczęcie tego dnia i musiałam napić się kawy, aby się rozbudzić. To nie tak, że Kastiel mi nie wystarczał, ale potrzebowałam porządnej dawki kofeiny. Gdy weszłam do kuchni mężczyzna krzątał się po pomieszczeniu i nakrywał do stołu. Nie w jadalni, a na balkonie. 

- Dzisiaj śniadanie na świeżym powietrzu? - zapytałam, kradnąc kawałek jabłka z talerza.

- Tak. To prawie jak piknik przy wieży Eiffla. - przechodząc ucałował pośpiesznie mój policzek.

 - To prawda. Jest tutaj przepięknie ... - stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w cudowny widok jaki rozpościerał się przede mną. Byliśmy już tutaj siedem dni, a ja dalej nie mogę uwierzyć, że to nie sen.

Podniosłam dwa kubki wypełnione kawą, którą wcześniej przygotował Kastiel i przeniosłam je z wyspy kuchennej na balkonowy stolik. Gdy zobaczyłam ilość jedzenia jaką przygotował, zatkało mnie. - Oszalałeś? Nigdy tego nie zjemy. Chyba, że planujesz zaprosić sąsiadów.

- Może trochę przesadziłem, ale to nasz ostatni dzień tutaj. Poza tym teraz masz pełne prawo jeść za dwoje. - posłał mi słodki uśmiech, tak jak za każdym razem, gdy wspominał coś o dziecku. Nie znałam takiego Kastiela i dopiero się go uczyłam, ale już pokochałam tę wersję jego.

- To tylko mit. Chyba, że chcesz, żebym się roztyła. - usiadłam przy stole i przeskanowałam wzrokiem każdy talerz, na których były pysznie wyglądające wypieki, a także sery, owoce i warzywa. Nie wspominając o tym, że stół nakryty był śnieżnobiałym obrusem, a w wazonie stały świeże kwiaty. Naprawdę się postarał.

- Wiesz, że nie mam nic przeciwko, żebyś nabrała więcej kilogramów. - postawił przede mną słoik z kremem czekoladowym i sam zajął miejsce obok. - Smacznego, kochanie.

- Dziękuję za wszystko. I nie mówię tylko o tym śniadaniu. Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. - złapałam jego dłoń i nachyliłam się, żeby złożyć krótkiego buziaka na jego ustach.

- To nic wielkiego. Ja tylko czynię swoją małżeńską powinność i spełniam marzenia mojej żony. - romantycznie ucałował wierzch mojej dłoni.

- Skąd wiedziałeś, że chcę zwiedzić Paryż? - zapytałam, smarując croissanta Nutellą.

- Pierwszy raz wspomniałaś o tym 14 lutego 2015 roku. - odpowiedział, jakby fakt, że zapamiętał tak mały szczegół sprzed siedmiu lat nic nie znaczył, tymczasem ja lekko rozwarłam usta i patrzyłam na niego z szokiem wypisanym na twarzy. 

- Pamiętałeś o tym?

- Oczywiście, że tak. Pamiętam wszystko, o czym mówisz, dziewczynko. - był tak pewny siebie, że aż poczułam ochotę, żeby trochę go zgasić.

- Jak nazywał się mój pierwszy chomik? - zapytałam z przebiegłą miną.

- Ten, który popełnił samobójstwo rzucając się z szafy? - uniósł brew w tej swojej kpiącej manierze, przez co miałam ochotę rzucić w niego łyżką.

- On przeżył! Po prostu coś mu się pomieszało i później skręcał tylko w prawym kierunku.

- Byłaś okropną właścicielką chomików. Ale wracając do jego imienia ... hmm ... Pan Migotek?

- Ha! Wcale, że nie. Nazywał się Pan Chomiś.

- Wow, oryginalnie. To tak jakby nazwać psa ,,Piesek". - dogryzł mi.

- Nie oceniaj mnie. Miałam wtedy siedem lat i to był szczyt mojej kreatywności. - odparłam urażona, na co Kastiel się zaśmiał. Lubiłam widzieć go w tak radosnym humorze. - Ale wracając do spełniania życzeń ... w ramach podziękowania za ten wyjazd, chciałabym spełnić jedno z twoich marzeń. 

- Właśnie to robisz. - delikatnie przyłożył swoją dłoń do mojego brzucha i delikatnie go pogłaskał, a moje serce zalało dotąd nieznane ciepło. 

- Naprawdę się cieszysz? No wiesz ... że zostaniemy rodzicami? - zapytałam, jakby to nadal miał być tylko sen. Dla mnie myśl, że za osiem miesięcy zostanę mamą była nadal abstrakcyjna i chyba uwierzę w to dopiero, gdy zobaczę zdjęcia USG. 

- Czy się cieszę? Gdybym mógł wykrzyczałbym to całemu światu. Przyznam, że już od jakiegoś czasu myślałem o dziecku. 

- Nigdy mi o tym nie wspominałeś. - podniosłam na niego wzrok, siorbiąc moją kawę z mlekiem.

- Nie chciałem wywierać na tobie presji. Poza tym nie byłem pewien, czy to odpowiedni czas na powiększanie rodziny. Czekałem aż sama to zaproponujesz. Ale jak widać oboje nie musieliśmy wychodzić ze strefy komfortu i los zadecydował za nas. I absolutnie niczego nie żałuję. - uśmiechnął się i położył rękę na moim udzie, a ja wiedziałam, że mówił prawdę. 

- Myślisz, że tym razem będzie wszystko dobrze? Dziecko będzie zdrowe i będę w stanie donosić je do końca ciąży? - oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam się w punkt przed sobą. Oficjalnie wiedziałam o tej ciąży od dwóch dni, ale w mojej głowie już zaczęły pojawiać się czarne scenariusze, które starałam się ignorować, ale strach o to małe życie był czasem paraliżujący.

- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak było. - czule ucałował moją skroń i objął mnie ramieniem, przez co od razu poczułam się lepiej, ale coś nie dawało mi spokoju.

- Pozostaje jeszcze jedna kwestia. - wydusiłam z siebie, po krótkiej chwili milczenia.

- Co takiego?

- Co będzie z twoją karierą? Nie chcę żebyś z czegokolwiek rezygnował, ale nie chcę też zostać samotną matką. Jak to pogodzimy? Myślisz, że będziemy jeździć w trasy razem z tobą? Czy może raczej będę musiała zostać z dzieckiem sama w domu? - musiałam upić kolejnego łyka kawy, aby trochę ochłonąć. 

 - Nie miałem jeszcze czasu, żeby to dokładnie przemyśleć. Będę musiał powiedzieć o tym Lei, Zackowi i Gabinowi, a wtedy jako zespół poszukamy jakiś opcji i rozwiązań. Nie muszę chodzić do studia, żeby tworzyć muzykę. Równie dobrze mogę to robić w domu z dzieckiem na rękach. To samo jeśli chodzi o zarządzanie całym studiem i firmą. 

- Więc chodzi jedynie o problem z koncertami ... - odgadłam jego myśli nim zdążył coś powiedzieć.

- Tak. Nie będzie dużego problemu z koncertami krajowymi. Nawet jeśli będą musiał zagrać po drugiej stronie kraju, to będę w stanie wrócić następnego ranka do domu. Poważniej robi się przy trasach koncertowych. Może, gdy maluch podrośnie, będziemy mogli zabrać go ze sobą? Będzie miał przy sobie mamę, tatę i całe stado wujków i cioć. Czego chcieć więcej? 

- Tak, może masz rację ... ale dzieci potrzebują stabilizacji i bezpiecznego środowiska. Myślisz, że hotele, samoloty i autokary to zapewniają? - trochę mnie uspokoił lecz nie mogłam nic poradzić na niepokój jaki odczuwałam.

- Dopóki nasza fasolka trochę nie podrośnie nie ma mowy o żadnych trasach koncertowych. Ja też chcę przy was być, Bree. Chcę widzieć na własne oczy, jak ten bobas uczy się chodzić i mówić. Chcę żebyście obydwoje wiedzieli, że zawsze możecie na mnie liczyć. Chcę też codziennie widzieć jaką cudowną mamą będziesz dla naszego dziecka. - wpatrywał się we mnie z miłością, jakby nie widział świata poza mną.

- Przestań tak mówić. Wiesz jak łatwo jest mnie teraz doprowadzić do płaczu? - odparłam wzruszona jego słowami i wytarłam malutką łzę, która zaczęła tworzyć się w kąciku mojego oka. Mimo tylu niewiadomych, jedno było pewne. Wybrałam wspaniałego ojca dla swojego dziecka. 

- Przepraszam, kochanie. - przytulił mnie do siebie, jakby chciał mnie pocieszyć. - Chcę tylko powiedzieć, że nie musimy się teraz tym martwić. Mamy jeszcze mnóstwo czasu, żeby o tym pomyśleć. Ale możesz być pewna, że nie zostawię was. Nigdy. Jesteście dla mnie najważniejsi.

- Ale obiecujesz też, że nie zrezygnujesz z kariery? Nie chciałabym tego. Wiem jak muzyka cię uszczęśliwia.

- Zrezygnować i zmarnować taki talent oraz wygląd? Błagam cię ... za kogo ty mnie masz? Bycie dilfem to najlepszy okres życia mężczyzny. Mam tego nie wykorzystać? - spojrzał na mnie z góry z tym swoim głupkowatym uśmieszkiem, przez co nie mogłam się nie zaśmiać.

- Czy to daję mi prawo do nazywania cię daddym w łóżku ...?

- Bój się boga kobieto ... - wzdrygnął się, a ja zachichotałam. - A tak całkiem poważnie, żeby zakończyć naszą rozmowę o połączeniu rodziny i kariery ...dbaj o siebie i nasze maleństwo, a ja zajmę się całą resztą, ok? Proponuję żebyś zaczęła od zjedzenia porządnego śniadania, bo czeka nas długi dzień.

- Tak jest ... daddy. - dodałam żartobliwie, biorąc gryza jabłka maczanego w Nutelli, na co on tylko westchnął i zrezygnowany pokręcił głową.

Nie kłamał. Po krótkiej chwili lenistwa postanowiliśmy wybrać się na ostatni spacer po centrum Paryża. Byłam trochę smutna, że musimy opuścić to miejsce, ale Kastiel obiecał, że na pewno tu jeszcze wrócimy. Uśmiechnęłam się na myśl, że kiedy po raz kolejny odwiedzimy to miejsce, będziemy już we trójkę. Gdy tylko wyobraziłam sobie Kastiela prowadzącego naszego małego brzdąca za rękę przez paryskie uliczki i opowiadającego historie z jego dzieciństwa, szczerze się wzruszyłam i nie mogłam się już tego doczekać. Widząc moje zaszklone oczy zapytał, czy wszystko jest w porządku, ale tylko kiwnęłam głową z uśmiechem na ustach i mocniej chwyciłam za jego dłoń.

Gdy trafiliśmy na ulicę handlową dałam się trochę ponieść i kupiłam całe mnóstwo różnych pamiątek dla rodziny i przyjaciół, ale także kilka ubrań od francuskich projektantów. Było to zupełnie nielogiczne, gdyż w większość tych ubrań już za jakiś czas się nie zmieszczę, ale mogą przeleżeć w szafie do następnego sezonu. Kastiel cierpliwie chodził za mną i bez protestu nosił wszystkie torby z zakupami. Zjedliśmy obfity obiad na mieście, a później udaliśmy się do punktu widokowego przy Wieży Eiffla, żeby zrobić ostatnie pamiątkowe zdjęcia. Nie było to może najlepszym pomysłem, bo zaczepiła go tam grupa fanów, ale nawet to nie popsuł mu humoru. Chętnie pozował do zdjęć, rozmawiał z fanami i rozdał mnóstwo autografów. Zdziwiłam się, gdy kilka dziewczyn podeszło również do mnie. Były bardzo miłe, więc dałam się łatwo wciągnąć w dyskusję. Na koniec zapytały nawet o zdjęcie ze mną, a ja pomyślałam, że i tak nie mam nic do stracenia, więc uśmiechnęłam się najładniej jak potrafiłam i zapozowałam do zdjęcia.

Po powrocie do wynajmowanego apartamentu zabraliśmy się za pakowanie. Szybko okazało się, że nie możliwości, abym zmieściła wszystkie swoje rzeczy w mojej walizce, więc musiałam upchać trochę gratów w walizce Kastiela. Trudno było rozstać się z tym miejsce, tym bardziej biorąc pod uwagę ile pięknych wspomnień tutaj powstało. Ale nadszedł czas, żeby wrócić do domu.


*Dwa tygodnie później*

Siedzieliśmy w samochodzie na parkingu prywatnej klinki medycznej, gdzie miałam zaplanowane spotkanie ze swoją zaufaną ginekolog. Chcieliśmy utrzymać tą ciążę w tajemnicy przed światem, a zwłaszcza mediami, jak najdłużej tylko mogliśmy, więc poprosiliśmy personel o zachowanie dyskrecji. Stanęli na wysokości zadania i pozwolili, abyśmy przyjeżdżali na wizyty w godzinach wieczornych, praktycznie na samo zamknięcie, kiedy po korytarzach nie kręcili się już inni pacjenci. Przed sobą na kolanach trzymałam teczkę wypełnioną moją dokumentacją medyczną, wynikami najświeższych badań oraz całą listę pytań, które chciałam dzisiaj zadać doktorce. Byłam już w szóstym tygodniu ciąży i w końcu mogliśmy wykonać pierwsze USG.

- Stresuję się. - powiedziałam cicho zaciskając palce na krawędzi teczki.

- Wszystko będzie dobrze. Najgorsze masz za sobą.

- Masz na myśli pobieranie krwi?

- Tak. Omal nie zemdlałaś, gdy pielęgniarka powiedziała, że musi się wkuć drugi raz, bo za pierwszym źle trafiła. Myślałem, że zmiażdżysz mi dłoń. 

- Ugh, nie wspominaj mi o tym. - na samą myśl zrobiło mi się słabo. To strasznie ironiczne, że boję się igieł, a poślubiłam kogoś kto ma wytatuowaną prawie połowę powierzchni ciała. - W porównaniu do tego, to USG będzie przyjemnością.

- To jest nastawienie, którego się trzymajmy. Gotowa, żeby zobaczyć nasze maleństwo? - jego entuzjazm był zaraźliwy, więc przytaknęłam i razem ruszyliśmy w kierunku kliniki.

Tak jak przypuszczaliśmy w środku praktycznie nikogo nie było. Recepcjonistka od razu nas rozpoznała i powitała ze szerokim, katalogowym uśmiechem, za który pewnie jej płacą. Już miałam się przedstawić i wytłumaczyć jej, dlaczego tutaj jesteśmy, ale świetnie wiedziała kim jesteśmy i jaki jest cel naszej wizyty, więc bez zbędnego gadania, zaprowadziła nas do gabinetu doktor Miller. Cała klinika przypominała raczej luksusowy hotel, niż obiekt medyczny. Korytarze były całkiem przytulne, utrzymane w kremowych barwach i oświetlone kinkietami. W poczekalniach rozstawione były wygodne sofy i fotele, a czas można było zabić czytając najnowszy numer Vogue'a lub innych czasopism, które dekorowały każdy mały stolik. Nawet zapach nie był typowo szpitalny. Pachniało tu świeżością i czystością, ale nie miało to nic wspólnego z nieprzyjemnym odorem typowego miejskiego szpitala. 

Doktor Miller stała już w drzwiach swojego gabinetu i również powitała nas serdecznym uśmiechem, który był łudząco podobny, do tego, którym uraczyła nas recepcjonistka. Czy one to trenują?

- Dobry wieczór, pani Veilmont. Zgodnie z obietnicą nie ma tutaj nikogo niepożądanego. Personel również podpisał specjalną klauzulę poufności, więc nie muszą się państwo niczego obawiać. Wasz mały sekret jest tutaj bezpieczny. - powiedziała to dość cicho, tak żeby ta informacja dosięgnęła tylko naszych uszów.

- Dzień dobry, pani doktor. Bardzo to cenimy i jesteśmy wdzięczni za dyskrecję. - kurtuazyjnie kiwnęłam głową, aby jej podziękować.

- Rozumiem, że pan jest przyszłym tatą? - zwróciła się do Kastiela.

- Tak, to ja. - odparł z niemałą dumą. - Kastiel Veilmont. - delikatnie się skłonił w geście powitania.

- Cynthia Miller. - odpowiedziała z uśmiechem. - Zaczniemy od rutynowych badań, więc poproszę, aby pozostał pan w poczekalni, a gdy będziemy wykonywać ultrasonografię, zaproszę pana do środka. Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko? - zapytała chyba tylko z grzeczności. Raczej nie miał nic do gadania w tej kwestii.

- Tak, oczywiście, zaczekam. Uwielbiam czytać ulotki. - kobietka radośnie zaśmiała się z jego żartu. - Wszystko dobrze, Bree? Dasz sobie radę? - zapytał ostatni raz i położył dłoń na dole moich pleców, na co odpowiedziałam tylko kiwnięciem głowy. 

- W takim razie zapraszam. Obiecuję, że nie stanie się pani żadna krzywda. - lekarka zaprosiła mnie gestem dłoni do gabinetu, a ja posłusznie weszłam do środka, biorąc ostatni pełen wdech.

Zaczęłyśmy od całego wywiadu na temat mojego samopoczucia. Podzieliłam się z nią ze wszystkimi symptomami, jakie odczuwałam przez ostatnie dwa tygodnie, a ona zapewniła mnie, że to zupełnie normalne. Sprawdziła również wyniki moich badań i odetchnęłam z ulgą, gdy stwierdziła, że wszystko jest w normie, a wręcz są książkowe. Sprawnie przeszłyśmy do dalszej części badań, która nie była zbyt przyjemna. Na szczęście kobieta cały czas mnie wspierała i tłumaczyła, co właśnie robi, aby mnie uspokoić. Tutaj również nie miała żadnych zastrzeżeń. W końcu mogłyśmy przejść do ostatniej części wizyty, czyli USG. 

Doktorka poprosiła mnie abym położyła się na kozetce, a ona zgodnie z obietnicą wyszła na chwilę z gabinetu i zaprosiła Kastiela, aby mógł mi towarzyszyć. Nie próbował nawet ukrywać, jak bardzo podekscytowany jest. Aura radości, aż od niego biła. Energicznie przysunął taboret na kółkach i zajął miejsce obok mnie. Doktor Miller przygotowywała jeszcze sprzęt, więc mieliśmy moment na rozmowę.

- Jak tam? Badania wyszły okej?

- Tak, na szczęście wszystko jest w normie. A ty? Nie nudziłeś się za bardzo?

- Można powiedzieć, że wiem już wszystko o karmieniu piersią. - wyciągnął zza kurtki ulotkę o karmieniu niemowląt, przez co nie mogłam powstrzymać cichego chichotu. 

- Jesteś niemożliwy. Dlaczego mnie to nie dziwi, że wybrałeś akurat ten temat? 

- Szkoda tylko, że dali tak mało zdjęć.

- Kastiel! - trzepnęłam go w ramię, a gdy zza parawanu wychyliła się czarnowłosa głowa doktor Miller, miałam tylko nadzieję, że nie usłyszała słów mojego męża. Jej twarz nie wyrażała zupełnie nic, ale być może tylko próbowała zachować profesjonalizm.

- Jest pani gotowa? - posłała pytanie w moim kierunku i naciągnęła jednorazowe rękawiczki na dłonie.

- Tak, już nie mogę się doczekać. - odparłam z uśmiechem.

Złapałam Kastiela za rękę, bo musiałam gdzieś zogniskować swoje emocje, ale raczej nie miał nic przeciwko. Widziałam po jego zadowolonej twarzy, że sam nie może się doczekać. Czułam jak cały czas pieści kciukiem moją dłoń, jakby próbował dodać mi otuchy.

- Dobrze, znajdźmy tą małą fasolkę. - kobieta uśmiechnęła się i uruchomiła maszynę. Na ekranie wyświetlił się czarno-biały obraz, a na nim mały, okrągły pęcherzyk.

Kastiel nachylił się, aby lepiej widzieć i zupełnie nieświadomie mocniej uścisnął moją dłoń.

- Ta mała kropką, którą tu widzicie ... - wskazała miejsce na monitorze. - ... to zarodek. Ma teraz około pięciu milimetrów długości. - Kastiel w uroczy sposób spojrzał na swoje palce i próbował zobrazować sobie wielkość dziecka. - W tym miejscu kształtują się kończyny, które wyraźnie zobaczymy dopiero na następnym badaniu. Możecie również zauważyć pulsujące miejsce. To jego serce.

- To niesamowite ... - wyszeptał Kastiel i patrzył w ekran zafascynowany.

- Tak, to prawda. Już teraz ma swój własny układ krwionośny, który pompuje krew z imponującą szybkością. Jednak dla bezpieczeństwa maluszka zaczekamy z usłyszeniem bicia jego serca do jedenastego tygodnia ciąży. Teraz mogłoby to mu zagrozić.

- Czy z dzieckiem jest wszystko dobrze? - zapytałam z nadzieją.

- Wszystko wygląda świetnie. - posłała mi pocieszający uśmiech.

Doktor Miller opowiedziała nam jeszcze o wielu innych szczegółach, a gdy zakończyła badanie, wydrukowała cały plik zdjęć z dzisiejszego USG. Kastiel pomógł mi się ogarnąć, a następnie obydwoje usiedliśmy przed lekarskim biurkiem i oczekiwaliśmy na dalsze instrukcje.

- Na podstawie dzisiejszych badań obliczyłam, że do zapłodnienia doszło w granicy 12 sierpnia. - spojrzeliśmy na siebie z Kastielem. To był dzień jego urodzin. Nagle wszystko połączyło się w całość. Byłam wtedy strasznie zabiegana z powodu organizacji jego imprezy niespodzianki i musiałam zapomnieć o antykoncepcji. - Czy to ... nie zgadza się z państwa założeniem? - zapytała zdziwiona naszą reakcją.

- Nie, nie ... wszystko jest w porządku. - przytaknęliśmy oboje.

- Dobrze ... w takim razie rozwiązania możemy się spodziewać około 19 maja przyszłego roku. Oczywiście wszystko może się przesunąć, ale będziemy monitorować sytuację na bieżąco. Czy mają państwo jakieś pytania?

- Właściwie to całe mnóstwo ... - zaczęłam bombardować ją pytaniami o praktycznie wszystko. O dietę, leki, co mogę, a czego nie. Odpowiadała z pełnym profesjonalizmem i serdecznością, co mnie uspokoiło.

- Też mam jedno pytanie. - wtrącił się mój mąż.

- Proszę bardzo, śmiało. Rola ojca jest również ważna podczas ciąży. - zachęciła go.

- Czy podczas trwania ciąży możemy prowadzić aktywne życie seksualne? - zapytał z pełną powagą. Cóż, te pytanie również było na mojej liście, tylko wstydziłam się je zadać. Co być może było głupie z mojej strony, bo wszyscy w tym pomieszczeniu wiedzą o tym, że nie jestem dziewicą. W duchu podziękowałam Kastielowi, że nie zabrakło mu odwagi na poruszenie tego tematu.

- Jeśli pańska żona będzie się czuła komfortowo w tej sytuacji, to jak najbardziej. To nawet wskazane. Ma to pozytywny wpływ na poziom hormonów, a także ułatwia poród. Oczywiście należy zachować ostrożność.

- To ciekawe ... - dyskretnie chwyciłam za jego udo i ścisnęłam, żeby przestał drążyć temat.

- Jeśli nie mają państwo więcej pytań, zapisałam dla pani receptę. A dla pana mam rekomendacje, aby dbać o żonę i przejąć na siebie część domowych obowiązków. Powinna teraz dużo wypoczywać.

- Oczywiście, że tak będzie. - mężczyzna skinął.

Podziękowaliśmy serdecznie i opuściliśmy gabinet. Gdy w końcu wsiedliśmy do samochodu odetchnęłam. Ta wizyta dobrze mi zrobiła. Byłam o wiele spokojniejsza wiedząc, że z maluchem jest wszystko dobrze i dobrze się rozwija. Nie chcę myśleć o tym, że może się to zmienić. Położyłam dłoń płasko na brzuchu i wyszeptałam.

- Miło było cię zobaczyć.

- Hmm ... mówiłaś coś?

Kastiel siedział na miejscu kierowcy i nadal zawzięcie analizował zdjęcia USG, jakby próbował dostrzec te nóżki, rączki i serce, o których mówiła ginekolog.

- Widzisz tam coś ciekawego? - zapytałam, żeby zagaić rozmowę.

- Nie potrafię w to uwierzyć ... - zaśmiał się pod nosem. - To nasze dziecko. - wskazał na zdjęcie z szerokim uśmiechem.

- Trudno sobie wyobrazić, że ta mała fasolka za niedługo zmieni się w małego człowieczka.

- Wcale nie tak trudno. Już jest podobne do mnie. - dodał z chytrym uśmieszkiem na ustach.

- Niby, z której strony? - sceptycznie uniosłam brew i starałam się dostrzec podobieństwo.

- Mamy takie same nosy. Sama zobacz. - wskazał na małą kropkę, która przypominała zupełnie nic.

- Ach, no rzeczywiście. - pociągnęłam jego głupkowatą grę dalej. - To chyba te geny Veilmontów

- Teraz się śmiejesz, a zobaczysz, że wyjdzie z ciebie moja kopia. - parsknął i dał mi szybkiego buziaka w usta. - Naprawdę się cieszę, że to robimy.

- Robimy co?

- Zakładamy rodzinę. Jestem niesamowicie szczęśliwy z tego powodu i wdzięczny tobie ... - głos mu się załamał i na chwile odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, tak żebym nie mogła dostrzec jego twarzy. 

- Kochanie, wszystko okej? - dotknęłam jego ramienia i zapytałam zmartwiona.

- Tak. Próbuje powiedzieć, że bardzo cię kocham. Bardzo WAS kocham. - poprawił się. - Po prostu staram się nie rozryczeć na twoich oczach. Ale będę tatą rozumiesz? To jest ... nie potrafię nawet tego określić słowami, ale jestem cholernie szczęśliwy.

- Oj Kassi ... - widząc go tak wrażliwego, mi również zachciało się płakać. Ciążowe hormony mi tego nie ułatwiały. Podniosłam się lekko z siedzenia i wyciągnęłam ramiona, żeby go przytulić. Chętnie przyjął mnie w swoich objęciach i na chwilę tak pozostaliśmy, trzymając się siebie nawzajem, do momentu w którym mój żołądek nie wydał przeciągłego dźwięku, który wskazywał na to, że nie jadłam nic od obiadu. - A teraz powiedz ... możemy pojechać na burgera? Jestem strasznie głodna ...

- Właśnie słyszę. - zaśmiał się i wypuścił mnie z objęć. - Ale czy doktor Miller nie powiedziała przed chwilą, że powinnaś unikać tłustych rzeczy?

- Jeden burger nie zaszkodzi. A poza tym, to nie ja chcę tego burgera, tylko twoje dziecko! - odpowiedziałam oburzona.

- Dobrze, już dobrze. Poddaję się. Jedziemy nakarmić małego Veilmonta. - uśmiechnął się i odpalił silnik, a ja nie mogłam się doczekać porcji soczystego mięsa i frytek.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro