Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

46. ,,Okłamałeś mnie!"


- Bree, zaczekaj! 

Cholerne buty na wysokim obcasie! Gdyby nie one mogłabym po prostu pobiec do pokoju, manifestacyjnie trzasnąć drzwiami i zniknąć przed całym światem. A przynajmniej przed NIM. 

- Brianna, stój! Daj mi to wytłumaczyć. Odpowiedź jest prostsza niż myślisz.

- Och, niech zgadnę! - zatrzymałam się na chwilę i gwałtownie obróciłam w jego kierunku z chęcią mordu, wypisaną na twarzy. - To nie tak jak myślę? Spotkaliście się przypadkiem? Zrobiłeś ze mnie idiotkę, Kastiel! Wiesz, że Debra do mnie przyszła?!

- Jak to?

- Kilka dni po waszym spotkaniu. Opowiadała mi o waszym związku, o tym jak to się nie kochaliście i jaki wasz związek był cudowny. Rzuciła tekstem, że zawsze będę dla ciebie ,,tą drugą"! - w kąciku moich oczu zbierały się łzy. Nie wiedziałam, czy złości, czy rozpaczy. A może jedno i drugie. - Powiedziała też, że postawiłeś jej drinka, ale wtedy w to nie uwierzyłam. Jak widać byłam głupia!

- Uspokój się, proszę. To, że postawiłem jej drinka, to za dużo powiedziane. Po prostu dałem jej hajs, żeby się odpierdoliła. - westchnął. -  Czemu mi o tym nie powiedziałaś, Bree? Zrobiłbym z tym porządek, a ona nigdy więcej nie postawiłaby stopy w promieniu stu metrów od ciebie i pożałowałaby dnia, w którym z tobą zadarła. - chciał mnie dotknąć, ale odsunęłam się na krok. - Przecież wiesz, że nic z tego, co powiedziała, nie jest prawdą. Opowiadałem ci o tym wiele razy.

- Mam to gdzieś! Okłamałeś mnie! - wrzasnęłam nie bacząc na to, że był środek nocy i pewnie większość gości hotelowych już spała.

- Czy możesz przestać zachowywać się jak rozkapryszony bachor i porozmawiać ze mną, jak przystało na dorosłego człowieka? - nabrał ten swój typowy karcący ton, czym wkurzył mnie jeszcze bardziej. Ruszyłam przede siebie jak burza.

- Przestań traktować mnie, jak wariatkę! Spotkałeś się z nią, twoją byłą i niby jakiej reakcji ode mnie oczekujesz?!

- Uspokój się. - złapał mnie za nadgarstek i zmusił żebym spojrzała na niego. - Nie spotkałem się z nią. Wpadłem na nią. To trafniejsze określenie. I za cholerę tego żałuję. Musisz to zrozumieć, Bree. Proszę.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? - zapytałam z wyrzutem.

- Bo nie pytałaś? - jego słowa ociekały cynizmem, ale moja mina, niczym jak u złej królowej z bajki o Śnieżce, najwyraźniej zadziałała, bo natychmiast spuścił z tonu i spojrzał na mnie łagodniej. - Nie wiem. Po prostu ... tamtego wieczoru, gdy wróciłem do domu, miałaś taki dobry humor i jedyne czego chciałem, to żebyśmy miło spędzili razem czas, bo ostatnio nie mamy go za wiele. Nie chciałem tego zepsuć, bo wiem, jak potrafisz się zamartwiać takimi drobnostkami i analizować wszystko, nawet gdy sytuacja tego nie wymaga. Poza tym rozmawiałem z nią ... chociaż nie, to ona pieprzyła głupoty przez dziesięć minut, po czym kazałem jej spierdalać. To spotkanie było dla mnie tak mało istotne, że stwierdziłem, że bez sensu byłoby cię dodatkowo martwić.

- Wolałabym się o tym dowiedzieć, Kastiel. Od ciebie! Nie od pijanego Gabina! - powiedziałam z wyrzutem.

- I co by ci dała ta wiedza? Czułabyś się wtedy lepiej? Zamiast zjeść razem kolację i spędzić przyjemny wieczór, robiłabyś to samo, co teraz. Dramę o nic. Wybacz, że chciałem dobrze i trzymać cię z dala od tego gówna. Myślałem, że dobrzy mężowie, tak robią. Przepraszam, że się myliłem. - uniósł ręce w ironicznym geście obronnym.

- Ty dalej tego nie widzisz.

- Niby czego? - bezradnie rozłożył ręce.

- Okłamałeś mnie.

- Przecież wiesz, że niby bym cię nie okłamał. Ja tylko ... dokonałem selekcji informacji.

Jego słowa mnie rozśmieszyły. Ale w negatywnym sensie. Parsknęłam krótkim, nieszczerym śmiechem.

- Selekcji informacji, mówisz? Co jeszcze podlega tej selekcji, Kas?! Trzymasz broń w naszym domu? Zadajesz się z mafią? Jesteś poszukiwany listem gończym w Wenezueli? - trzepotałam językiem nie myśląc za wiele o tym, co mówię. Byłam po prostu wściekła. I chciałam dać upust swojej złości. - Obracasz swoje fanki za kulisami?! Albo asystentkę?! A może ta historia z Debrą nie skończyła się tylko na drinku?!

Po tym ostatnim zasłoniłam usta dłonią, kiedy zdałam sobie sprawę, co powiedziałam.

- Nie wierzę ... - pokiwał głową z niedowierzaniem i spojrzał na mnie przeszywająco. Jego stalowe oczy kipiały złością. - Czy ty właśnie oskarżasz mnie o zdradę?

- Nie ... Po prostu uważam, że zatajanie prawdy to też w pewnym sensie kłamstwo. - spuściłam z tonu widząc jego zdenerwowanie.

- Ale żeby zaraz wyjeżdżać z takimi tekstami? Za kogo ty mnie masz, Bree?! Gdyby w głowie mi było obracanie innych bab, to bym się z tobą nie żenił! - tym razem to on podniósł głos i nerwowo przeczesał włosy palcami. - Skąd ci to w ogóle przyszło na myśl?!

- ... - objęłam się dłońmi i wbiłam wzrok w podłogę. Poczułam się naprawdę paskudnie.

- Zawsze jestem z tobą szczery! Nigdy nie dałem ci podstaw żebyś pomyślała, że cię zdradzam! Po każdym pieprzonym koncercie, wywiadzie, czy innym cholerstwie, wracam prosto do domu. Do ciebie. I ani mi się śni, żeby obejrzeć się za jakąś inną kobietą! Wiesz czemu? Bo cię kurwa kocham i nie widzę świata poza tobą! Ale nie, ty wolisz tworzyć jakieś chore, bezpodstawne teorie spiskowe!

- Co nie zmienia faktu, że mogłeś mi o tym powiedzieć! I nie krzycz na mnie, kiedy to ty zawiniłeś! - na moment odzyskałam pewność siebie i stanęłam w własnej obronie.

- To ty wyjechałaś ze zdradą!

- A ty mnie okłamałeś!

- Nie będę się przed tobą kajał!

- Jak chcesz. Wrócę już do pokoju. Jestem zmęczona. - odburknęłam i ruszyłam w stronę pokoju. Nie widziałam sensu, żeby stać na hotelowym korytarzu i kłócić się w samym środku nocy.

- Tak, zrób to, co wychodzi ci najlepiej. Ucieknij. Jak wrócę to będziesz w pokoju, czy może już w drodze do domu twoich rodziców? - najwyraźniej było to pytanie retoryczne, bo tylko prychnął i szybkim krokiem ruszył w przeciwnym kierunku, nie mówiąc nic więcej i nie czekając na moją odpowiedź. Nie miałam nawet odwagi, żeby zapytać dokąd idzie, dlatego też udałam się prosto do pokoju.

Gdy zamknęłam za sobą drzwi do apartamentu, po prostu chwilę stałam opierając się plecami o drewnianą powierzchnię, nie bardzo wiedząc, co mam teraz ze sobą zrobić. Ostatnim razem, gdy Kastiel uniósł na mnie głos i potraktował w ten sposób, oficjalnie nie byliśmy ze sobą, a on chciał pozbyć się mnie ze swojego życia, mówiąc, że chodziło mu tylko o seks. Wtedy też byłam w ciąży z jego dzieckiem, ale nie miałam o tym pojęcia. W moim umyśle natychmiast pojawiły się obrazy tych wspomnień, które zawsze kończyły się tak samo - dźwiękiem wystrzału z pistoletu i było to tak realne, że aż piszczało mi w uszach. Choć wiedziałam, że dzieje się to tylko w mojej głowie, nagle poczułam się strasznie przytłoczona. Blizna na ramieniu, która była niemiłą pamiątką tamtych tragicznych wydarzeń, niemiłosiernie mnie piekła i wręcz paliła skórę. Miałam wrażenie, że w pokoju jest strasznie gorąco i nie ma tutaj wystarczającej ilości tlenu, a ja mam problem, żeby wziąć pełen wdech, więc oddychałam szybko i płytko. Moje ciało bezwładnie osunęło się na podłogę, a z oczu mimowolnie popłynęły pierwsze, pojedyncze łzy, które zaraz zmieniły się w strużkę płynącą po moich policzkach. Moim pierwszym instynktem było to, żeby zadzwonić do Kastiela i błagać go, żeby przyszedł i mnie uspokoił. Ale zaraz przypomniałam sobie jego wściekłą twarz i zrozumiałam, że jestem zdana tylko na siebie. 

Okej Bree, weź się w garść. To tylko twoja wyobraźnia. To siedzi tylko i wyłącznie w twoich myślach. Już dawno masz to za sobą. Jest dobrze. Wdech i wydech. Spokojnie. 

Powtarzałam, jak mantrę to, co zwykle mówił Kastiel w takich okolicznościach. Powoli policzyłam do dziesięciu, tak jak radziła moja terapeutka i starałam się panować nad oddechem. Nie wiem, czy minęła godzina, czy może dziesięć minut, kiedy w końcu mogłam podnieść się z podłogi. Choć byłam nadal roztrzęsiona, to zmusiłam się żeby pójść do łazienki. A może raczej to mój żołądek wydał ten rozkaz, gdy poczułam, że zbliża się coś nieprzyjemnego. Podbiegłam do toalety i zwymiotowałam. Raz, a potem kolejny. Tego wieczora nie wypiłam dużo. Jedynie parę kieliszków lekkiego, różowego wina. Ale jak widać, to wystarczyło, żeby dosłownie, powalić mnie na kolana. Zawisłam nad porcelanowym tronem, czekając na kolejną falę mdłości, która na całe szczęście nie nadeszła.

Gdy podeszłam do lustra, przeraziłam się. Był to prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Przyłożyłam chłodne dłonie do policzków i próbowałam mentalnie się pozbierać, ale z marnym efektem. W pierwszej kolejności umyłam dokładnie zęby, żeby pozbyć się tego okropnego posmaku w ustach. Następnie zrobiłam podstawowy demakijaż. Nie miała czasu i ochoty, żeby bawić się teraz w moją rutynową, kilkunastu etapową pielęgnację.

Niedbale zrzuciłam z siebie ciuchy, w ogóle nie przejmując się tym, że leżą na podłodze i weszłam pod prysznic. Ustawiłam temperaturę na najwyższą i pozwoliłam, aby gorąca woda lała się po moich plecach, mając nadzieję, że zmyję ona chociaż w małym stopniu ciężar dzisiejszych wydarzeń i pogrążyłam się w myślach. 

Przesadziłam. Dałam się ponieść emocją. Przecież dobrze wiem o tym, że Kastiel brzydzi się zdradą, ponieważ sam jej doświadczył i wie, jaki to ból. A ja podważyłam jego wierność i wykrzyczałam mu to w twarz. Ale chyba mam trochę racji, prawda? Okłamał mnie, mimo że obiecał, że między nami nie będzie żadnych tajemnic. Tymczasem on spotkał się ze swoją byłą i mi o tym nie powiedział, po czym próbuje mi wmówić, że to dla mojego dobra. Głupek. Tak, mam prawo być zła. 

Gdy otworzyłam walizkę w celu wyjęcia piżamy, z zażenowaniem przypomniałam sobie, że jedyne co wzięłam, to dosyć skąpe koszulki nocne. No tak. Myślałam, że nasze noce będą wyglądały trochę inaczej. Westchnęłam po czym wzięłam pierwszy lepszy t-shirt i po prostu majtki. To będzie musiało wystarczyć. Położyłam się do łóżka i nakryłam chłodną pościelą. Próbowałam się czymś zająć, więc odpisałam na wiadomości Chani oraz mamy. Roza dodała nowe zdjęcie Thi w brokatowej sukience i z olbrzymią kokardą na czole. Uśmiechnęłam się i niezwłocznie kliknęłam w serduszko. Próbowałam skupić swoją uwagę na postach i głupich filmikach, ale nawet w social mediach wszędzie wyświetlał się wizerunek mojego męża i informacje z dzisiejszego, a w zasadzie wczorajszego, koncertu, a widok jego roześmianej twarzy, tylko powiększył moje poczucie winy. Na co mi to było. Rzuciłam telefon, gdzieś na łóżko i postanowiłam, że spróbuję zasnąć. Nie mogę już o tym teraz myśleć. Jeśli choć przez chwilę jeszcze będę się nad tym zastanawiać to zwariuję. Pomyślę o tym jutro.

Najwidoczniej zmęczenie wygrało z ciężarem na moim sercu, bo po chwili zamknęłam oczy i zasnęłam. Cały czas miałam jakieś dziwne, abstrakcyjne sny i przebudzałam się, sprawdzając, czy Kastiel już wrócił, lecz za każdym razem spotykałam się z rozczarowaniem, a jego strona łóżka pozostawała pusta. 

Dźwięk otwieranych drzwi usłyszałam dopiero, gdy za oknem zaczęło już lekko świtać. Nie można była tego nazwać dniem, ale obstawiałam, że jest około czwartej. Słysząc głośny łomot, trochę się przestraszyłam i szybko usiadłam na łóżku. Kastiel stał oparty o ścianę, jakby za wszelką cenę walczył z grawitacją.

- Kastiel? Wszystko w porządku? - zapytałam zmartwiona, bo nawet z tej odległości można było poczuć silną woń alkoholu. A dzieliło nas jakieś pięć metrów.

- W jak najlepszym. - wybełkotał po czym zrobił krok do przodu, tylko po to, żeby zaraz zrobić dwa w tył. - Kurwa ...

Zauważyłam, że jego koszulka jest rozerwana na strzępy.

- Gdzie ty byłeś? I co stało się z twoim ubraniem? - zapytałam mrużąc oczy, gdy zapalił światło.

- Oho! Żonka zrobi mi teraz przesłuchanie?! - znowu się zatoczył, gdy próbował iść do przodu.

- Żadne przesłuchanie. Ale chyba mam prawo wiedzieć, gdzie byłeś? O ile instytucja małżeństwa cokolwiek dla ciebie jeszcze znaczy.

- Piliśmy z chłopakami. W pewnym momencie Zack powiedział, że mu ciepło, więc złapałem go za fraki i rozprułem tą szmatę, którą miał na sobie. Wkurwił się, więc złapał mnie i zrobił to samo. Został tylko Gabin, ale z nim zrobiliśmy to samo. Ale był fun, mówię ci! Żałuj, że nie zostałaś.

- Mhm ... wierzę ci na słowo. - pozostałam sceptyczna, co do jego definicji dobrej zabawy.

- Wymyśliłem nawet fraszkę. Chcesz usłyszeć? - czknął głośno. Miałam tylko nadzieję, że nie zwymiotuje. - To leci tak ... - odchrząknął majestatycznie i uniósł palec w górę niczym wirtuoz. - ... Gabin, Gabin ty chuju.

Znów zaczął się śmiać, po czym potknął się i wylądował na stoliku.

- Kurwa ... - wysapał, masując biodro. 

- Pomóc ci?

- Nie. Dam sobie radę. C- cze - czemu nie śpisz? Jest środek nocy. - sklecenie zdania wymagało od niego dużo koncentracji.

- Martwiłam się o ciebie. - przyznałam szczerze.

- Szczerze mówiąc, moja droga, nic mnie to nie obchodzi. Dałaś dzisiaj popis, nie ma co. - zaczął powoli kierować się w moim kierunku. Gdy przytrzymywał się ściany, chodzenie nawet sprawnie mu wychodziło.

- Jak się czujesz? - starałam się zmienić temat. Nie dam się ponownie wciągnąć w jego słowne przepychanki. Tym bardziej kiedy jest w takim stanie.

- Nigdy nie czułem się lepiej. No może poza momentami kiedy jestem w tobie. - zaczął się histerycznie śmiać, jakby opowiedział żart stulecia.

Podchodził coraz bliżej łóżka, aż w końcu padł przed nim na kolana. Spojrzał mi w twarz z dziwnym uśmiechem.

- Bree, Bree, Bree ... moja piękna Bree. Tej nocy jedyne czego chciałem, to się z tobą kochać, a ty musiałaś wszystko spieprzyć. - na chwilę położył głowę na moich udach i złożył na mojej nagiej skórze kilka krótkich pocałunków. - Wiesz, kiedyś dużo osób powiedziało mi, że nie zasługuję na ciebie. Twój ojciec, moja matka, twoja psiapsiółeczka Roza i ten debil Alexy. Ten skurwsyn Nataniel, a nawet Lysander. Oczywiście byli źli, bo wtedy zerwaliśmy, ale i tak wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? - Pokręciłam głową przecząco. - Że ja też tak kurwa uważam! - znowu się zaśmiał.

- Kastiel, gadasz głupoty. Połóż się do łóżka, proszę. Porozmawiamy rano. - próbowałam go podnieść, ale trudno unieść osiemdziesięciokilogramowego faceta, który w dodatku w ogóle nie chciał współpracować i wolał zostać na klęczkach.

- Powinienem być sam. To jest moje pierdolone przeznaczenie. Ale za mocno cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć. I staram się, Bree. Tak kurewsko bardzo się staram żebyś była szczęśliwa. Żeby niczego ci nie zabrakło. Żebyś nie żałowała tego małżeństwa. Chcę tylko cię chronić i widzieć uśmiech na twojej twarzy. - posmutniał i ponownie schował twarz na moich udach.

- Niczego nie żałuję i jestem szczęśliwa. To normalne, że ludzie się kłócą, a to nie jest nasza pierwsza i ostatnia sprzeczka. - położyłam dłoń na jego włosach i przeczesałam je parę razy, mając nadzieję, że to choć trochę go uspokoi.

- To dlaczego pierdoliłaś coś o zdradzie? Myślisz, że kiedykolwiek mógłbym ci to zrobić? A właściwie to nam to zrobić? - zapytał z wyrzutem i podniósł na mnie wzrok przepełniony złością.

- Byłam zdenerwowana ... - odparła, zawstydzona swoim wcześniejszym wybuchem.

- Zauważyłem, gdy zaczęłaś na mnie wrzeszczeć na środku hotelowego holu. - stwierdził kpiąco. Nie lubię, gdy jest w takim humorze. 

- Najwyraźniej miałam powód. Nie byłeś ze mną szczery. 

- A ta znowu o tym. Daj żyć kobieto! Nie mam żadnych bab na boku! - z wielkim trudem podniósł się na nogi, przytrzymując się ramy łóżka.

- Wiem o tym, ale mam prawo być rozczarowana twoją postawą, Kas. - miałam nadzieję, że chłód mojego tonu go jakoś uderzy, ale jego zdolność percepcji była najwidoczniej ograniczona, bo nie wyglądał jakby się tym jakkolwiek przejął.

Delikatnie położył dłoń na moim policzku. Sunął kciukiem przez mój podróbek, żuchwę, żeby zaraz znaleźć się na ustach. Rozchylił moje wargi dziwnie się przy tym szczerząc. 

- Wiesz co? Powinnaś wziąć mojego kutasa do ust. Wtedy przynajmniej nie pierdolisz farmazonów i jesteś użyteczna.

Natychmiast strzepnęłam jego dłoń z dala od mojej twarzy i gwałtownie wstałam. Popchnęłam go na łóżko, a on bezwładnie na nie opad.

- Oho. Jednak będziemy się kochać? Lubię, gdy jesteś taka stanowcza. - w jego oczach tańczył teraz ogniki ekscytacji, ale natychmiast je zgasiłam.

- Nie. Pójdziesz teraz spać. I nigdy więcej, tak do mnie nie mów! - złapałam go za nogę i dość agresywnie ściągnęłam jego jednego buta i rzuciłam go na podłogę obok łóżka. - Możesz być na mnie zły, ale nie masz prawa mnie poniżać. - to samo zrobiłam z drugim.

Przeturlał się na łóżku i ciężko opadł na poduszkę.

- To zabawne, bo ty możesz mnie poniżać i wtedy wszystko jest ok. Posądzasz mnie o jakąś pierdoloną zdradę. Może faktycznie powinien to zrobić, skoro już jestem oskarżony? Co to będzie za różnica?

- Kastiel, czy mógłbyś już przestać? Poniosły mnie emocje i przyznaję, że zrobiłam źle. Możemy o tym porozmawiać rano, gdy będziesz w lepszym stanie. - przykryłam go kołdrą. Co prawda miał na sobie jeszcze ubranie, ale nie miałam teraz siły i cierpliwości, żeby się z nim szarpać.

- Do rana ma cię tu nie być. - wymruczał pod nosem, a ja zamarłam.

- C-co? 

-To co słyszałaś.

- Miałam z tobą zostać do końca trasy.

- Plany się zmieniły. Wracaj do domu. Nie chcę cię tu. - ziewnął przeciągle i już po chwili spał.

Przez moment stałam i wpatrywałam się w jego postać i próbowałam zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. 

Czy on znowu chce się mnie pozbyć? Czy to jakieś cholerne deja-vu? 

Skoro tak chce, to spełnię jego prośbę. Nie będę żerować na jego łasce i niełasce. W pośpiechu zaczęłam się pakować, nie zważając na to, że robię przy tym sporo hałasu, ale ten idiota, ani drgnął i nadal spał jak nieboszczyk. Rzucałam ubraniami, jak szalona. Ostatecznie z trudem domknęłam walizkę. Założyłam wygodniejsze ubrania, skoro znów miałam spędzić kilka kolejnych godzin w samolocie. Złapałam za torebkę, uprzednio upewniając się, czy mam telefon, portfel oraz dokumenty. Jak burza ruszyłam w kierunku drzwi, ale gdy chwyciłam za klamkę zwątpiłam. To miał być cudowny tydzień, który mieliśmy spędzić razem, tymczasem zamieniło się to w jeden wielki koszmar. 

Gdy wyjdę z tego pokoju, co to będzie oznaczało? Czy to  ... koniec naszego małżeństwa? 

Nie ... po prostu muszę zostawić go samego z swoimi myślami. A ja wrócę do domu i przemyślę wszystko w samotności. Zrobiłam też mentalną notkę, żeby po powrocie, koniecznie umówić się z moją terapeutka. Moja reakcja w tej sytuacji nie była dobra, a napad paniki nie przydarzył mi się już od kilku miesięcy. Nie mogę pozwolić, żeby to znowu mnie wciągnęło w to mroczne miejsce, w którym tkwiłam tak długo. 

Tak, to dobry plan. Ostatni raz spojrzałam na mojego chyba - jeszcze - męża i smutno westchnęłam, po czym otworzyłam drzwi. Dłonią ususzyłam ostatnią łzę, jaka spłynęła po moim policzku i wyszłam. 

POV Kastiel

Otworzyłem oczy i natychmiast tego pożałowałem. Światło słoneczne uderzało prosto w moje oczy, pogłębiając tylko migrenę. 

- Ja pierdole ... - wystękałem, gdy próbowałem obrócić się na bok i osłonić się przed morderczymi promieniami, wypalającymi moje oczy i duszę. - Bree ...? - posłałem pytanie w eter, nie uzyskując żadnej odpowiedzi.

Mimo, że mój mózg był zamglony i istniała w nim teraz potężna czarna dziura, która wyssała wspomnienia z wczorajszej nocy, byłem na tyle świadomy, żeby zauważyć nieobecność mojej żony. To niemożliwe. Bree nigdy nie wstaje pierwsza. Nie ma takiej rzeczy, która jest w stanie wyciągnąć ją z łóżka. Chyba, że zrobi się to siłą lub sprytem. Z trudem uniosłem się na łokciach i rozejrzałem po pokoju, tylko po to żeby odkryć, że nie ma tutaj żadnych oznak życia. Było cicho. Za cicho. Tak cicho, że wyraźnie słyszałem swój oddech. Nawet, gdyby Bree była teraz w łazience, wiedziałbym o tym. Głównie dlatego, że gdy moja żona zamknie się w łazience, to tak jakby zebrała się tam cała orkiestra symfoniczna. Dźwięk suszarki, rzeczy cały czas spadające na podłogę, a w tle zwykle, znienawidzony przez mnie, Harry Styles, czy inna Taylor Swift. Z dwojga złego wolę blondi.

- Bree?! Kochanie?! - sam nie wiem, czego się spodziewałem. Ewidentnie jej tutaj nie było.

Wstałem, na tyle szybko, na ile pozwały mi moje siły i zacząłem po kolei przeglądać wszystkie pomieszczenia, garderoby i szafy w pokoju. Nigdzie nie było jej rzeczy.

- Kurwa, kurwa .... KURWA!

Przyznam, że lekko spanikowałem, a moje ciało ogarnęło niezrozumiałe przerażenie. Nie ma opcji, że sama gdzieś wyszła. A nawet gdyby wyszła tylko na chwilę, przecież jej rzeczy nadal by tutaj były. Jedyna możliwa opcja jest taka, że spakowała się i wyjechała. Dokąd? Do naszego domu? Do rodziców? Co prawda trochę się wczoraj posprzeczaliśmy i poszedłem zachlać swoje smutki z chłopakami, ale przecież wróciłem grzecznie do pokoju i położyłem się spać. Nie wiedziałam nawet, czy była tutaj wczorajszej nocy. Próbowałem sobie przypomnieć, co się wydarzyło i co skłoniło ją do tak nagłego wyjazdu, ale głowa jeszcze bardziej mnie napieprzała. Może coś powiedziałem, albo nadal chodziło o Debrę ... Może odpowiedź kryła się w tym, że gdy spojrzałem na lustro i w swoje odbicie, dostrzegłem, że moje ciuchy są porwane na strzępy.

Ja pierdole. Co się stało? Co mam robić?

Moim pierwszym i najbardziej sensownym pomysłem było to, żeby po prostu zadzwonić do blondynki i zapytać gdzie, do chuja pana, się podziała. Ale mojego telefonu nie było nigdzie w zasięgu wzroku, a ja nie mogłem tracić czasu na szukanie go. Może jeszcze jest szansa, że ją złapię i w końcu zrozumiem o co tu chodzi. Już miałem chwycić za klamkę, kiedy przypomniało mi się, że przecież wyglądam jak menel, po całonocnym turnieju freak fightów z innymi bezdomnymi. Szybko przebrałem się w coś normalnego i pobiegłem w kierunku pokoju Lei i Zacka. Może oni będą w stanie mnie olśnić, co takiego wydarzyło się dzisiejszej nocy i co zmusiło Bree do tak nagłego wyjazdu.

- Lea! Otwórz! To ja! - waliłem po drzwiach, jak opętany, ale to nieważne. Jeśli w przeciągu pięciu minut nie dowiem się, gdzie jest Bree, to zwariuję.

Fioletowowłosa w końcu raczyła otworzyć, przeciągle ziewając.

- Kastiel? Co ty tutaj robisz o dziewiątej rano? - oparła się o futrynę, otulając się szlafrokiem.

- Cześć. Piosenkę ci napisałem. - poleciałem sarkazmem, w odpowiedzi na jej głupie pytanie. - Gdzie jest Bree?

- Skąd mam to wiedzieć? To twoja żona. Nie siedzi w mojej szafie, jeśli o to pytasz. - dodała z przytykiem, chyba nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji.

- Daj spokój. Pytam całkiem serio. Bree zniknęła, a razem z nią wszystkie jej rzeczy. Widziałaś ją może? Rozmawiałaś z nią? 

- Jak to zniknęła? - wyraźnie się zaniepokoiła.

- Lea, nie mam czasu na opowieści. Po prostu powiedz, kiedy ostatnim razem ją widziałaś. - zdesperowany chwyciłem za jej ramiona i lekko potrząsnąłem. 

- W hotelowym barze. Potem okazało się, że zjebałeś z tą swoją byłą i Bree uciekła. Zostałam chwilę z chłopakami i sama wróciłam do pokoju.

- A Zack? Może on coś widział? Daj mi z nim pogadać. - bez pytania wszedłem do ich pokoju, ale dziewczyna mnie zatrzymała.

- Zack rzyga w łazience. - wytłumaczyła z niesmakiem. - Dlaczego do niej nie zadzwonisz?

- Bo zgubiłem telefon, geniuszu? Czekaj ... - olśniło mnie. - Daj mi swój.

Nie czekając na pozwolenie, rzuciłem się na telefon leżący na stoliku. 

- Wpisz mi swój kod!

- Ależ proszę bardzo. Przekrocz wszystkie moje prywatne granice, bez powiedzenia ani jednego ,,proszę". Jesteś powodem dlaczego mamy środkowe palce, Veilmont. - pokazała mi wspomniany gest, ale odblokowała swój telefon i podała mi go.

- Dzięki, Lea. - rzuciłem szybko, po czym bezzwłocznie otworzyłem listę kontaktów i przescrollowałem do nazw z literą B, ale nie znalazłem numeru mojej żony. - Gdzie masz Bree?

- Ehhh ... daj mi to. - wyrwała urządzenie z moich rąk i sama zaczęła szukać. - Masz.

Spojrzałem na ekran.

,,Najlepsza suczka w mieście"

Spojrzałem na nią spod byka. Nie podoba mi się to, że ewidentnie klei się do mojej żony i nawet tego nie ukrywa.

- No co? Lepiej dzwoń, a nie się lampisz.

Wybrałem numer ,,najlepszej suczki w mieście" i czekałem na sygnał, który nigdy nie nastąpił. Od razu pojawił się komunikat, że użytkownik jest niedostępny. Spróbowałem jeszcze raz i kolejny, ale każda próba kończyła się fiaskiem.

- Kurwa. Chyba ma wyłączony telefon. - głośno westchnąłem i opadłem na łóżko.

- Albo ... ma włączony tryb samolotowy. - zasugerowała Lea podpierając brodę dłonią.

- Co? Myślisz, że pojechała na lotnisko? Pokłóciliśmy się wczoraj, nie będę kłamał. Ale chyba nie aż tak, żeby tak po prostu, bez żadnych wyjaśnień, ode mnie uciekła?

-  Kas ... sądząc po stanie Zacka, mogę stwierdzić, że ty też wczoraj nieźle dałeś sobie w szyję. Może powiedziałeś coś, czego teraz nie pamiętasz?

- Wiem tylko, że posądziła mnie, że niby ją zdradzam, co było strasznie głupie z jej strony. Przecież dobrze o ty wie, że kocham tylko ją ... Trochę mnie wtedy poniosło, ale chyba nie było tak źle ... W każdym razie, reszty nie pamiętam.

- Oj Kastiel, Kastiel ... coś ty narobił?

- Sam chciałbym wiedzieć. - na moment schowałem twarz w dłoniach i próbowałem zebrać myśli. Moja panika rosła z sekundy na sekundę. Coś mogło jej się stać. Ktoś mógł ją skrzywdzić. A ona była kompletnie sama. W obcym mieście i obcym kraju. Mój mózg pisał same czarne scenariusze, aż w końcu wpadłem na jedyny logiczny plan. - Czekaj ... może gość w lobby widział, jak wychodziła? Może coś wie?

- Warto od tego zacząć. - zgodziła się ze mną.

Gwałtownie wstałem i już miałem ruszać w ustalonym kierunku, kiedy Lea przytrzymała moje ramię.

- Zaczekaj, pójdę z tobą. I tak mam dość słuchania maratonu rzygania Zacka. Daj mi się tylko przebrać.

Zaczekałam na nią na korytarzu przed pokojem, a gdy wyszła w pełnej gotowości, ruszyliśmy windą na parter. Spokojna, relaksująca melodyjka z windzie mocno kontrastowała z moim stanem emocjonalnym, który był aktualnie w rozsypce. Jak mogłem do tego dopuścić, że moja żona ucieka ode mnie w środku nocy, nie mówiąc nawet dokąd zmierza? Znowu wszystko spierdoliłem. 

Gdy winda głośnym *ding*, oznajmiła, że jesteśmy na właściwym piętrze, wybiegłem z niej jak poparzony i ruszyłem do mężczyzny, który stał za długą ladą. Szybko wyminąłem innych gości hotelowych i gdy znalazłem się przed nim, głośno walnąłem pięściami w kamienny blat, a biedak aż podskoczył i złapał się za pierś.

- Och ... W czym mogę ....?

- Gdzie moja żona?!

- Słucham? Przepraszam, ale chyba nie ...

- Posłuchaj mnie uważnie. Dzisiejszej nocy moja żona wyszła z pokoju, razem z walizką i już do niego nie wróciła. Zapytam tylko raz. Gdzie ona jest?! - może byłem zbyt agresywny, ale nie miałem czasu na głupie rozmowy.

- Kastiel ... Nie widzisz, że zaraz dostanie zawału przez ciebie? - dziewczyna szepnęła i odciągnęła mnie na bok, asekuracyjnie trzymając mnie za ramię, co chyba oznaczało, żebym teraz się przymknął. Uśmiechnęła się szeroko w kierunku pracownika. - Dzień dobry, panu. Czy mógłby pan nam pomóc? Dzisiejszej nocy moja przyjaciółka wyszła z hotelu i nie dała nam znać dokąd. Bardzo się martwimy. Czy nie widział pan jej?

- Jak wygląda? - dopytał mężczyzna i Lea już miała odpowiedzieć na jego pytanie, ale wtrąciłem się.

- Blondynka, długie włosy, jasnobrązowe oczy, gdzieś tego wzrostu ... - pokazałem wysokość do mojego ramienia. - ... ładna, a nawet bardzo ładna. Nie mam pojęcia w co była ubrana, ale z całą pewnością miała czerwone paznokcie.

Dobrze pamiętałem ten detal, gdyż jeszcze niecałą dobę temu, sunęła nimi po mojej klatce, żeby później wbić je w moje ramiona, gdy wchodziłem w nią, ostro i gwałtownie, a ona dochodziła jęcząc moje imię. Nadal czułem jej smak na ustach. Mimo, że stało się to kilkanaście godzin temu, miałem wrażenie, że minęły wieki, odkąd ostatni raz ją widziałem.

- Ach tak! Widziałem tę kobietę. - przytaknął energicznie.

- Kiedy?! - spojrzałem na niego błagalnym wzrokiem.

- Około pięciu godzin temu. Dobrze ją pamiętam, bo prosiła mnie o zamówienie taksówki. - mężczyzna poprawił okulary na nosie.

- Dokąd?

- Na lotnisko. Pytała również, czy orientuję się z jaką częstotliwością samoloty latają do Nowego Jorku i czy uda jej się dzisiaj załapać na lot. Niestety nie znałem odpowiedzi na to pytanie.

- Wraca do domu. - powiedziałem bardziej sam do siebie z lekką ulga. Gdyby miała uciekać do rodziców, poleciałaby do Chicago.

- Czy mówiła coś jeszcze? - zapytała moja towarzyszka.

- Nie ... mogę powiedzieć państwu jedynie to, że wydawała się być strasznie smutna. 

Jego słowa były jak sztylet wbity w moje serce. Moim jedynym pieprzonym zadaniem jest, to żeby moja żona była szczęśliwa. Obiecałem sobie, że Bree już nigdy nie będzie przeze mnie płakać. Znowu spierdoliłem sprawę.

- Dziękujemy za informację. - perkusistka posłała mu serdeczny uśmiech i odciągnęła na bok.

- No to gratulacje! Twoja żona uciekła. Ale przynajmniej wiemy, że Brianna wraca do domu. - podparła dłonie na biodrach i rzuciła mi oskarżycielskie spojrzenie.

- Muszę jechać na lotnisko. Może jeszcze tam będzie. - oznajmiłem i byłem gotowy do drogi. Jednak Lea natychmiast ugasiła mój zapał.

- Chyba sobie kpisz?! Nigdzie nie jedziesz! Wieczorem ruszamy do Edynburga na kolejny koncert!

- Lea, ty chyba nie rozumiesz, że właśnie tracę żonę! Myślisz, że coś mnie obchodzi jakiś koncert?!

- I co powiemy fanom? Sorki, ale Kastiel, nasz pieprzony lider, wokalista i pierwszy gitarzysta, nie pojawi się na koncercie, bo jest niedojebem mózgowym i musi zapierdalać na drugi koniec świata, żeby ratować swoje małżeństwo?!

- Może być. Nie wiem, wymyślicie coś. - wzruszyłem ramionami. Byłem gotowy wyjść na ulicę, złapać pierwszą lepszą taksówkę i gnać na lotnisko.

- Kastiel, myśl logicznie! Wiem, że w twoim przypadku to trudne, ale zastanów się. Ma wyłączony telefon, co oznacza, że już jest w samolocie i leci do domu. Zadzwonisz do niej za kilka godzin. Jeśli jest wkurwiona na ciebie i nie odbierze, to ja zadzwonię i zapytam, czy u niej wszystko w porządku. Nie możemy zawieść fanów. Tysiące ludzi kupiło bilet na jutrzejszy koncert. Nie możesz tak po prostu ich wystawić i wzruszyć ramionami. Liczą na ciebie. Ja, Zack i Gabin, również.

Jej przemowa trochę rozjaśniła mój umysł. I chociaż trudno to przyznać to ...

- Chyba masz rację.

- Oczywiście, że mam. Poza tym, Bree będzie wdzięczna, że jej facet zachowa pracę i nadal będzie mogła pławić się w luksusie, jaki gwarantuje jej status żony gwiazdy rocka. A teraz przestań robić taką minę, bo wyglądasz żałośnie. - zaczepliwie uszczypnęła mnie w policzek, ale nie byłem w nastroju na jakiekolwiek żarty. - Chodź, pójdziemy na śniadanie. Może Zack i Gabin do nas dołączą. - złapała mnie pod ramię i wręcz zaciągnęła do hotelowej restauracji.

- Nie chcę widzieć tego konfidenta, Gabina. To wszystko jego wina.

- Już tak nie warcz, wilczku. Sam zjebałeś. To nauczka, że kobiet nie można okłamywać.

- Ehhh ... dzięki, że jesteś po mojej stronie. 

- Trzymam się z Bree. Solidarność jajników, sam rozumiesz. - wystawiła język w komicznym geście.

Wybraliśmy jakieś dyskretne miejsce, przy ścianie, żeby nie rzucać się w oczy. Nie bardzo miałem ochotę jeść, więc skoczyło się na filiżance kawy, która była stanowczo zbyt mała, jak na moje aktualne potrzeby.

- Przepraszam? Pan Veilmont? - podszedł do nas facet, który wczoraj obsługiwał bar.

- Tak, to chyba ja. - beznamiętnie podniosłem na niego wzrok.

- To chyba pana własność. Znalazłem go wczoraj pod stolikiem. - w ręce trzymał telefon, który był definitywnie mój. 

- Dzięki. - zabrałem urządzenie i od razu sprawdziłem, czy nie ma wiadomości od Bree. Spodziewałem się czegoś w stylu ,,Rozwodzę się z tobą, ty gnoju", lecz nic podobnego nie znalazłem, co było chyba dobrym znakiem. Telefon miał ostatnie procenty baterii, więc postanowiłem szybko wystukać wiadomość do żony, nim całkowicie padnie.

,,Bree, kochanie, nie mam pojęcia, co wczoraj się wydarzyło, ale błagam porozmawiaj ze mną. Wiem, że wracasz do domu. Chcę tylko mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Odezwij się, gdy tylko będziesz mogła. Kocham Cię, tęsknię i przepraszam."

- To zabawne widzieć cię z tak żałosną miną. Muszę poprosić Bree, żeby koniecznie częściej robiła ci takie jazdy. - podśmiewała się ze mnie, co skwitowałem jedynie chłodnym spojrzeniem.

- Lea, to nie jest śmieszne. Moje małżeństwo może wisieć na włosku, a ja nawet nie wiem, co właściwie zrobiłem. I znam Bree. Potrafi być bardzo ... impulsywna, kiedy daje się ponieść emocjom. Może być tak, że wrócę do domu, a ona rzuci we mnie papierami rozwodowymi. - przez moje ciało przeszły nieprzyjemne ciarki, na samą myśl, że kiedykolwiek mógłbym ją stracić.

- Dramatyzujesz. Ona szaleje za tobą, chociaż nie mam pojęcia dlaczego. Jestem z tobą od jakiś dwudziestu minut, a już jestem wyczerpana emocjonalnie. 

- Twoje wsparcie jest bezcenne. - ton mojego głosu przesiąknięty był sarkazmem, ale perkusistka w ogóle się tym nie przejęła i jak gdyby nigdy nic, zaczęła beztrosko pałaszować swojego tosta z awokado i jajkiem.

A ja? Cóż ... popijałem swoją kawę i miałem tylko nadzieję, że nadal mam żonę ...






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro