Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

45. ,,Chcę wiedzieć"

- Pani Veilmont, proszę się tak nie wychylać! Ze względów bezpieczeństwa, muszę prosić, aby pozostała pani na miejscu! - po raz setny skorcił mnie dwumetrowy, przypominający olbrzyma, ochroniarz, który tego wieczoru pełnił wartę u mojego boku i cholernie mnie irytował.

- Przecież nic stąd nie widzę! - krzyknęłam, żeby przebić się przez głośne dźwięki muzyki. Ponownie odsłoniłam kawałek welurowej, czarnej kotary żeby podejrzeć, co dzieję się na scenie. Jednak zdążyłam tylko dostrzec Leą rytmicznie i z całą werwą walącą w perkusję oraz Gabina  całkowicie skupionego na swojej gitarze basowej.

- Powtarzam! Proszę o zachowanie ostrożności! - ochroniarz zasłonił przed moim nosem kawałek materiału, po czym dotknął mojego ramienia w celu odciągnięcia mnie na bok. Poczułam, jak krew się we mnie gotuję. 

- Jeszcze raz mnie dotkniesz, a przysięgam, że poniesiesz konsekwencje. - wysyczałam gniewnie, mimo że wiedziałam, że tylko wykonuje swoją pracę. Chociaż moim zdaniem, robił to zbyt nadgorliwie.

- Jeśli nie respektuję pani zasad, po koncercie, może je pani przedyskutować z górą. - odpowiedział beznamiętnie i szorstko.

- Chętnie to zrobię! Z kim mam rozmawiać? - obrzuciłam go szyderskim spojrzeniem.

- Z pani mężem. On wydaje polecenia. ,,Nie pozwól żeby cokolwiek się jej stało". To jego słowa. - w jego wypowiedzi można było wyczuć sarkazm, co potwierdzał jego cyniczny wyraz twarzy, ale widząc moją wkurzoną minę zmienił ton wypowiedzi na bardziej przyjazny i dodał. - Z całym szacunkiem, pani Veilmont, ale wykonuję tylko zleconą mi robotę. Dostałem rozkaz, więc się go trzymam. 

- Jim? - błagalnie spojrzałam w kierunku mojego towarzysza. On natychmiast zrozumiał moją niemą prośbę, odchrząknął i uniósł podbródek w swojej charakterystycznej manierze, gotowy do przemowy. 

- Steve, odpuść. Zapominasz, że pani Veilmont, również jest twoją szefową. Dlatego, proszę żebyś bez wahania spełnił jej wszystkie prośby.

- Ale szef ... - wielkolud próbował się wtrącić, ale przeszkodziłam mu.

- Jestem szefową szefa. - wtrąciłam z lekką kpiną.

- Hmm ... - zawahał się chwilę. - Dobrze, ale proszę trzymać się mnie i jeśli dam znak wracamy się na backstage. Bezzwłocznie. - Podkreślił ostatnie słowo i spojrzał na mnie spod byka.

- Obiecuję, że będę grzeczna. - uśmiechnęłam się nad wyraz uprzejmie i zatrzepotałam rzęsami.

W końcu po tej krótkiej batalii, przekroczyliśmy magiczną barierę w postaci kurtyny, która miała uchronić mnie przed stadem rozwścieczonych fanów, którzy swoją drogą w ogóle nie zwrócili na mnie uwagi. Podeszliśmy do barierek, skąd był idealny widok na scenę, znajdującą się pośrodku murawy stadionu, tak by widownia miała dobry widok z każdej strony. Zespół grał właśnie ich flagową piosenkę, co skutkowało rozgorączkowanym tłumem, a raczej całym morzem ludzi, którzy wykrzykiwali słowa utworu, równocześnie tańcząc na każdym skrawku wolnej przestrzeni, jaki był w ich zasięgu oraz dziko wymachując rękoma. Prawie setka tysięcy osób, bawiących się razem, robiła prawdziwe wrażenie. Dodatkowo każdy na wejściu dostał świecące bransoletki, które teraz tworzyły iluminację świetlną. Zastanawiałam się, jak imponująco musi to wyglądać z perspektywy Kastiela. Jeśli o mojej gwieździe mowa, to zdecydowanie był teraz w swoim żywiole. Zrzucił gitarę i pozwolił Zackowi w pełni przejąć pałeczkę pierwszego gitarzysty, natomiast on sam z ponadludzką energią biegał z jednego końca sceny na drugą, tak by każdy miał okazję go zobaczyć. Skakał, śpiewał, a nawet tańczył. Co prawda to ostatnie ograniczało się do rytmicznego ruszania biodrami, ale i tak prezentował się wspaniale. Przez moment zastanawiałam się tylko skąd on bierze na to siłę, ale przypomniałam sobie, że odpowiednio zmotywowany może kochać się ze mną całą noc, więc takie show raczej nie jest dla niego aż tak dużym wysiłkiem.

Patrzyłam na niego jak zahipnotyzowana i najwyraźniej nie tylko na mnie tak działał. Byłam przekonana, że w pewnym momencie zauważyłam lecący na scenę stanik, który wylądował pod stopami mojego męża, co on, z dyplomatyczną gracją, zignorował i jedynie krótko się zaśmiał. 

Podawał dłoń ludziom zebranym pod sceną z szerokim uśmiechem. W przerwach między piosenkami czytał banery fanów, odpowiadał na niektóre pytania i z charyzmą przytaczał śmieszne anegdotki i opowiadał żarty, a ludzie reagowali na każde słowo, jakie wypłynęło z jego ust i traktowali go niemal jak Boga. 

Trudno uwierzyć, że to ten sam Kastiel Veilmont, który budził postrach całego liceum, a chęć nawiązania z nim bliższego kontaktu i przekroczenia jego strefy komfortu była niemal próbą samobójczą. Już samym, swoim ikonicznym, morderczym wzrokiem był w stanie skutecznie odstraszyć niechcianego intruza. Natomiast teraz jest wulkanem energii i empatycznym liderem grupy. Widziałam go już wiele razy na scenie, ale za każdym razem przyłapuję się na tym, że szczerze się jak głupia. Jestem taka dumna z drogi jaką przeszedł i jakim człowiekiem się stał.

Właśnie któryś z plakatów zwrócił jego uwagę. Zatrzymał się i schylił, żeby przeczytać tekst.

- Jak się nazywasz? - zwrócił się do dziewczyny z tłumu.

- Alice! - odkrzyknęła

- Mogę przeczytać, to co napisałaś dla wszystkich? - bez wahania się zgodziła. - ,,Jestem tutaj z chłopakiem. Pomóż mi go przekonać, żeby się oświadczył". Ok, spróbuję! Sam od roku jestem mężem, więc mam doświadczenie. - rozejrzał się wokół tłumu i komicznie rozłożył ręce, co skutkowało salwą śmiechu ze strony fanów. - Dobra, jak masz na imię? - wskazał na towarzysza dziewczyny.

- Lucas! - odkrzyknął dosyć nieśmiało.

- Alice to Lucas, Lucas to Alice. - przedstawił ich sobie jakby widzieli się po raz pierwszy, co również rozśmieszyło tłum. - Ile ze sobą jesteście? - zapytał.

- Osiem lat! - Alice wykrzyknęła z werwą, na co Kastiel dramatycznie złapał się za głowę i zaczął chodzić w kółko w akompaniamencie śmiechu kilkudziesięciotysięcznego tłumu.

- Osiem lat? OSIEM LAT?! Lucas, chyba ci nie pomogę. - w końcu kucnął i podparł dłonią podbródek, starając się przybrać poważną minę, ale widziałam, że prawie skręcało go ze śmiechu. - Widzisz to? - uniósł dłoń i wskazał na obrączkę z białego złota. - Sam wpadłem w tą pułapkę po zaledwie siedmiu latach znajomości. - kręcił głową z niedowierzaniem.- Ale postaram się! - wstał, wytarł nieistniejący pot na jego czole, po czym teatralnie westchnął do mikrofonu. - Od czego by tu ... Podoba mi się twoja koszulka, Lucas. Lekka profanacja, ale lubię kontrowersję, więc to wciąż fajna koszulka. - operator kamery zrobił zbliżenie na chłopaka, więc wszyscy zebrani, mogli dokładnie ujrzeć na dużym scenicznym ekranie, nadruk z wizerunkiem Kastiela, jako Jezusa w pozie z uniesioną dłonią i aureolą nad głową.

- To ja mu ją zrobiłam! - partnerka Lucasa wykrzyknęła z entuzjazmem.

- A widzisz! Trzeba mieć jaja, żeby w takim czymś wyjść. Kto normalny założyłby coś takiego?! Lucas ubrał tą koszulkę, bo cię bezgranicznie kocha. Prawda, Lucas?! Kochasz Alice?!- Kastiel udawanie groźnie rzucił pytanie w stronę mężczyzny, a ten z nieśmiałym uśmiechem pokiwał głową. - Alice, czy ty kochasz Lucasa? - dziewczyna z zapałem również potwierdziła. - Awwww! No i po sprawie! Lucas stworzyłem ci idealne okoliczności! Nie spieprz tego. Na następnym koncercie chcę widzieć ją z pierścionkiem na palcu! - pogroził mu palcem, ale na końcu uśmiechnął się ciepło w stronę pary. 

Zack podszedł do lidera i wyszeptał mu coś na ucho.

- Ok, nie przeciągając pora na kolejną piosenkę. Bardzo ważną piosenkę, którą napisałem parę lat temu, gdy myślałem, że miłość była wyłącznie prawdziwa tylko w bajkach i przeznaczona dla wszystkich, tylko nie dla mnie. Do czasu, aż zobaczyłem jej twarz i wtedy zrozumiałem, że jestem zakochany. Więc tą piosenkę chciałem zadedykować mojej największej fance, która jest ze mną od początku i zgadza się na moje wszystkie chore pomysły. Bree, gdziekolwiek teraz jesteś ... - rozejrzał się szybko pośród morza obcych twarzy, ale nie miał prawa mnie zobaczyć. Stałam w zaciemnionym miejscu, zasłonięta przez fanów stojących pod sceną. - Kocham cię i dziękuję!

Tłum zaczął krzyczeć z podekscytowania, a ja poczułam jak moje policzki wręcz płoną. Tylko on mógł wyznać mi miłość przy takiej hordzie osób i zrobić to tak, jakby była to najbardziej naturalna rzecz na świecie. Sprawnie narzucił na ramię skórzany pasek gitary i zagrał parę początkowych chwytów spokojnej melodii, którą tak dobrze znałam. 

,,Tak blisko, bez względu na odległość 

Nie można dać więcej od siebie 

Zawsze ufajmy w to, kim jesteśmy 

I nic innego się nie liczy [...]

Szukam zaufania i odnajduję je w Tobie

 Każdy dzień to dla nas coś nowego 

Otwieram umysł na nowe perspektywy 

I nic innego się nie liczy"

(Metallica - Nothing else matters)


Kastiel zawsze mówił, że to nie jest najlepsza piosenka jaką napisał, ale nie zgadzałam się z tym. Dla mnie była najbardziej wyjątkowa. Była to pierwsza piosenka, którą napisał dla mnie. Był to ten sam utwór. Te same słowa. Ta sama melodia, choć teraz ubogacona przez kilku innych muzyków. To samo uczucie, choć pogłębione przez wydarzenia z przeszłości,  przez które wspólnie przeszliśmy, ale które paradoksalnie nas do siebie zbliżyły, jak nigdy. I ten sam chłopak. Szkolny bad boy, który jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności został moim mężem. Wydawało się to wręcz surrealistyczne. Z sentymentem patrzyłam na czerwonowłosą postać, która teraz stała przy statywie mikrofonu, a jego palce zręcznie przesuwały się po gryfie gitary. Mimowolnie z moich oczu popłynęły łzy dumy i szczęścia. 

Koncert skończył się stanowczo za szybko. Mogłabym godzinami stać i patrzeć, jak mój ukochany śpiewa, ale zegarek nieubłagalnie pokazywał północ. Widowisko powinno skończyć się już pół godziny temu, ale publika ciągle prosiła o bis, a zespołowi najwidoczniej również było trudno pożegnać się ze sceną. Razem z Jimem wyszliśmy przed końcówką koncertu, żeby uniknąć zamieszania i czekaliśmy w strategicznym miejscu za kulisami, gdzie zaraz miały pojawić się nasze gwiazdy rocka. Pierwszy wszedł Gabin, którego bezzwłocznie wyściskałam i złożyłam szczere gratulację. Następnie Zack i Lea, którym również nie szczędziłam czułości. Zwłaszcza Lei, która stała się moją dobrą przyjaciółką i wspólnikiem w zbrodni, jeśli chodzi o prześladowanie Kastiela. Kotara uchyliła się ostatni raz i energicznym krokiem wszedł mój mąż. Jego asystentka podała mu ręcznik, a on szybko otarł twarz z potu. Beznamiętnie rzucił kawałek materiału na podłogę. No tak, jest teraz w trybie ,,Jestem gwiazdą i mogę wszystko". Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Ale to później.

 Nie myśląc długo rzuciłam się do biegu, żeby po sekundzie uwiesić się na jego szyi.

- Łooo! Też za tobą tęskniłem, dziewczynko! - impet mojego uderzenia sprawił, że cofną się w krok, ale nie stracił równowagi. Podniósł mnie, jakbym ważyła tyle, co piórko i asekuracyjnie położył dłonie na moich pośladkach. Lub po prostu miał na to ochotę. Nie przeszkadzało mi to.

- Byłeś cudowny! Jestem taka dumna, Kassi! Nie wierzę, że zaśpiewałeś moją piosenkę! Przez ciebie się popłakałam! - wylewałam swój słowotok prosto do jego ucha, podczas gdy łzy nadal kłębiły się w kącikach moich oczu. - Jesteś niesamowity! To znaczy wszyscy jesteście, ale w tym przypadku nie mogę być subiektywna. Jesteś najlepszy! - W końcu uniosłam głowę znad jego ramienia i spojrzałam mu w oczy, w których również malowało się wzruszenie.

- Cieszę się, że ci się podobało. - jego uśmiech wyrażał czystą i szczerą radość. 

- Podobało? Kastiel, to był najlepszy koncert jaki daliście! Jeśli nie dostaniecie nagrody w kategorii artystów roku, to osobiście skopię tyłki wszystkim głosującym i sędziom, a potem oskarżę ich o korupcję! - powiedziałam z pełnym przekonaniem.

- Jak dobrze, że mam żonę, która gotowa jest walczyć o mnie, jak lwica. - zaśmiał się krótko, ale po chwili jego wzrok znów złagodniał. - Kocham cię, Bree. Najmocniej na świecie.

- A ja kocham cię tak samo, tylko jeszcze razy trzy tysiące. - ucałowałam czubek jego nosa, oparłam czoło o jego i przez tą krótką chwilę byliśmy tylko sami, mimo wszechobecnego wrzasku, jaki panował po koncercie, stłumionego głosu setki tysięcy osób oraz całego zaplecza technicznego pałętającego się wokół nas.

- Gołąbki, nie chcę wam psuć tej chwili, ale chcę oficjalnie przekazać, że pobiliśmy dzisiaj nasz rekord. Razem z nami bawiło się dzisiaj dziewięćdziesiąt pięć tysięcy fanów! - Jim energicznie klasnął w dłonie z szerokim bananem na twarzy.

- Oh yeah! - wykrzyknęła z ekscytacją fioletowo włosa perkusistka. - Wiedziałam, że nam się uda! Dobra robota, chłopcy! - rzuciła się na szyję swojego chłopaka, a ten okręcił się, wokół własnej osi, trzymając ją w ramionach. 

- Powinniśmy to uczcić! - zasugerował Gabin, który jako jedyny nie miał do kogo się przytulić.

- Dobry pomysł, Gab! Kompania! Wracamy do hotelu! - zdecydował Kastiel, po czym postawił mnie na ziemię. - To jak, dziewczynko? Masz ochotę zabawić się z gwiazdami?

- Oczywiście, że tak. Co będziemy robić? Będziemy jechać limuzyną i pokazywać gołe tyłki przez szybę? Zniszczymy pokój hotelowy? - rzuciłam sarkastycznie, a w odpowiedzi dostałam tylko rzucone z ukosa cyniczne spojrzenie mojego męża z przebiegłym uśmieszkiem.

- To bardziej w stylu Ozziego Osbourne'a. U nas tylko kulturalne picie w hotelowym barze. - odparł ze śmiechem Zack.

- Szkoda. - odparłam z udawanym rozczarowaniem.

- Chodź. Obiecuję, że cię nie rozczarujemy. - wokalista ucałował czubek mojej głowy i z resztą zespołu udaliśmy się do wyjścia. Kastiel nałożył na siebie koszulkę z długim rękawem oraz ramoneskę, ale nadal pozostał w swoich skórzanych spodniach z inicjałami, przez co nie potrafiłam ukryć rozbawienia.

- Z czego się śmiejesz? Tak się buduje swój brand. Na święta dostaniesz takie same. - wzruszył ramionami i dziarskim krokiem szedł przede mną, kręcąc tyłkiem.

Oczywiście trasa do limuzyny była nie lada wyzwaniem, ale w asyście ochroniarzy udało nam się dostać do pojazdu bez większych problemów. 

- Suń się Veilmont! Ja siedzę obok Bree. - stanowczym głodem rozkazała mu Lea.

- Chyba cię pogrzało! - warknął oburzony.

- Ty będziesz miał ją całą noc. Daj mi ją chociaż na ten jeden wieczór! Poza tym Bree aktualnie jest jedyną osobą, która tutaj dobrze pachnie. - dodała, komicznie wachlując się pod nosem. Faktycznie po każdym koncercie w ich garderobie, jak i w każdym zamkniętym pomieszczeniu, pachniało trochę jak po zajęciach wychowania fizycznego. Ale nie ma się co dziwić. Za każdym razem dają świetne show, które wymaga sporo energii.

- To moja żona, więc siedzi obok mnie! - na znak swoich słów objął mnie ramieniem w geście obronnym.

- Nie jestem kawałkiem pizzy, żebyś mną dysponował. - zrzuciłam z siebie jego rękę i zmierzyłam go wzrokiem. - Chodź Lea! - poklepałam miejsce obok siebie, a dziewczyna bez wahania usiadła obok, natomiast Kastiel był zmuszony się wycofać i zająć miejsce obok Gabina. Zack rozłożył się wygodnie po drugiej stronie, zaraz obok Jima.

- Proszę, polej damom szampana, Monsieur. - wysunęła w jego kierunku pusty kieliszek z zawadiackim uśmiechem.

- Nie dość, że kradniesz moją kobietę, to jeszcze robisz ze mnie kelnera. - westchnął, ale posłusznie napełnił nasze kieliszki złocistą cieczą. Rozlał również szampana dla pozostałych trzech mężczyzn i dla siebie samego.

- Za co pijemy? - zawahał się blondyn.

- Za Crowstorm? - zaproponowałam.

- Za Crowstorm! - podchwycił Kastiel i wszyscy zbliżyliśmy kieliszki, żeby symbolicznie stuknąć się szkłem.

- Za Crowstorm, kurwa! - Zack podniósł kieliszek i wypił zawartość jedynym chlustem, ale natychmiast się skrzywił, przez co wybuchnęliśmy śmiechem.


Jakiś czas później ...

- Pomyślcie tylko o tym, że możemy stworzyć trzy piosenki, które razem będą tworzyć trylogię. Każda będzie nawiązywać do poprzedniej. Cała historia. Uniwersum, czy chuj wie co. Do każdej nakręcimy teledysk, które wypuścimy w przeciągu trzech tygodni. Mówię wam, fani oszaleją! - dyskutował zawzięcie Kastiel, a reszta z zainteresowaniem słuchała. No może oprócz mnie i Lei.

- Każda z piosenek, będzie tworzyć zagadkę, a ostateczną prawdę odkryją dopiero w ostatnim teledysku. - mamrotał Zack, który był już w twórczym transie.

- To może być marketingowe złote jajo ... - dumał Jim.

- Panowie, uważam, że to za ... zaye ... zajebisty pomysł! - Gabin na chwilę uniósł głowę, żeby zaraz znowu przybić gwoździa do stołu. Biedny, ma słabą tolerancję na alkohol.

- Tak wiem! Jestem geniuszem. Mam już nawet pomysł na ...

W tym momencie Lea, głośno się zaśmiała, na to co przed chwilą wyszeptałam jej do ucha. Kastiel spojrzał na nas srogo, ale za dobrze się bawiłyśmy, żeby się tym przejmować

- Żartujesz?! Nie wierzę! - złapała się za brzuch i trzęsła w histerycznym śmiechu.

- Nie, poważnie! Osobiście widziałam, jak zamykali się w studiu nagraniowym. - starałam się być dyskretna i powstrzymać śmiech przykładając serwetkę do ust, nastrój Lei szybko mi się udzielił i już po chwili śmiałam się razem z nią trzymając ją za udo. Nie pomagała mi również ilość alkoholu, którą w siebie wlałam.

- Mrh, mrh. - odchrząknął lider zespołu posłał nam pełen dezaprobaty wzrok. Zack najwidoczniej również nie był zachwycony zachowaniem ukochanej, bo skrzyżował ręce na piersi i przybrał minę podobną do tej Kastiela. - Czy ja wam przeszkadzam? Gadamy tutaj o poważnych sprawach. 

- Jesteście nudni! Mieliśmy się bawić i opijać sukces, a wy zaraz wyciągniecie tutaj wykresy, tabelki i prezentacje w PowerPoincie!  - postawiła swój pusty kieliszek na stole z trzaskiem. 

- Lepiej bawiłam się przy odcedzaniu makaronu. - poparłam przyjaciółkę i chwyciłam za butelkę wina, żeby uzupełnić nasze kieliszki.

- Tobie już chyba wystarczy. - Kas bez uprzedzenia wyciągnął z moich rąk naczynie.

- Nigdy nie stawaj między kobietą, a jej winem! - wręcz wyszarpałam butelkę i posłałam mu mordercze spojrzenie. 

- Święte słowa, siostro. Może powinniśmy pójść do pokoju. Razem. - wymruczała tajemniczo i zrobiła to tak seksowanie, że byłam pewna, że moje policzki się zaczerwieniły i to nie z powodu alkoholu.

- Czemu nie. - powiedziałam po chwili i posłałam jej słodki uśmiech.

- NIE! - nasi mężczyźni krzyknęli razem z przerażeniem wypisanym na twarzach. Razem z Leą spojrzałyśmy na nich w milczeniu, łącznie z paroma gośćmi hotelowymi, a zaraz później znowu skręcało nas ze śmiechu.

- Popatrz. Jednak coś ich jeszcze obchodzimy. Są zazdrośni! - Lea nonszalancko oparła się o krzesło i upiła łyk trunku, patrząc na naszym facetów z triumfem. Ci udawali nieugiętych, ale wewnątrz się gotowali.

- Pomyśl, co by się stało, gdybyśmy się pocałowały. - spojrzałam na nią przebiegło i oblizałam usta.

- Nie musisz mnie namawiać. - Lea pochyliła się w moim kierunku, jakby faktycznie chciała to zrobić, a ja spanikowałam. Może byłam lekko pijana, ale nie na tyle, żeby całować się z kimś i to w obecności mojego męża. Nawet jeśli była to nasza przyjaciółka.

- STOP! Chyba jesteście nienormalne! Wystarczy tych wygłupów. - Kastiel jednym szybkim ruchem podniósł mnie z krzesła i posadził sobie na kolanach. Opadłam w jego ramiona nawet z nim nie walcząc i poddając mu się całkowicie. Założyłam dłonie za jego szyję. 

- Lea, przeginasz. - powiedział ostrzegawczym tonem Zack i stanowczym gestem objął dziewczynę.

- Bree, zostałyśmy spacyfikowane! -  wydęła usta w niezadowolonym grymasie, ale ostatecznie się poddała i oparła głowę na ramieniu swojego chłopaka. Tylko Jim i Gabin mieli odwagę się zaśmiać.

- Nie zapominaj do kogo należysz, dziewczynko. - Kastiel wymruczał groźnie, a  żeby dosadnie podkreślić swoje słowa ścisnął moje udo, a następnie perwersyjnie położył dłoń na mój tyłek, jakby wokół nas właśnie nie przebywali członkowie jego zespołu oraz obce osoby, którzy byli zmuszeni oglądać ten spektakl zazdrości i zaborczości pana Veilmont'a. Ale przecież to Kastiel. On musi zaznaczyć swoje terytorium. A najlepiej wykrzyczeć to całemu światu.

- Nie jestem twoją własnością, Kas. - powiedziałam pewnie i stawiłam czoła jego przeszywającemu spojrzeniu.

- Nie? A to ciekawe. Zanim zaczniesz głosić takie teorie upewnij się najpierw, że nie ma w tobie mojej spermy, kochanie. Jestem pewny, że jeszcze parę godzin temu spływała po twoich udach. - kąciki jego ust uniosły się w chamskim, nonszalanckim uśmiechu, a jego palce masowały dół moich pleców.

- Zamknij się. - wycedziłam przez zęby i pchnęłam jego tors. Miałam ochotę wypić miksturę zmniejszającą i schować się pod dywan, widząc rozbawione twarze naszych współtowarzyszy.

- Robi się ciekawie. Chcę poznać więcej szczegółów. - zakpiła Lea i patrzyła na nas z zainteresowaniem.

- Lea, uspokój się, bo zaniosę cię do pokoju. - Zack mocniej ścisnął ramię swojej kobiety.

- Obiecujesz mi coś, czy grozisz? - perkusistka oparła się łokciem o stół i w wyzywający sposób przesunęła dłonią po torsie swojego chłopaka. 

- Czy możemy wrócić do rozmowy? - zaproponował zawstydzony Jim. - Nim dziewczyny postanowiły pokazać nam swoje homoseksualne zapędy, mówiłeś, że masz pomysł, Kas.

- Tak, mam już zarys piosenki, która nadawałaby się na pierwszą część. Nad resztą muszę popracować. -  mężczyzna w dalszym ciągu przesuwał dłońmi po moim ciele. To masował moje biodro, to uciskał udo. Chyba nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, bo był pochłonięty dyskusją, ale przez jego gesty czułam się coraz bardziej senna. Byłam na nogach od samego rana i przyznam, że jestem trochę wykończona. Równie dobrze mogłabym się teraz oprzeć o jego ramię, zasnąć i liczyć na to, że zaniesie mnie do łóżka.

- Więc, jaki będzie temat tych piosenek? - zapytał zaintrygowany Zack.

- Hmm, do końca jeszcze nie wiem. Niespełniona miłość?

- Ha! Masz w tym doświadczenie, Kas! - odpalił się nagle Gabin, który najwyraźniej powstał z martwych. Zaraz potem głośno czknął. Ten nagły zwrot akcji trochę mnie ocucił.

- O co ci chodzi? - mój mąż podniósł brew z konsternacją i lekko przechylił głowę. 

- No wiesz, o co mi chodzi! A może raczej o kogo. - blondyn puścił mu najmniej dyskretne oczko, jakie widziałam.

- Za cholerę nie wiem, Gab. Może idź się położyć. Jesteś już zrobiony. - zauważyłam, że Kastiel nerwowo przełknął ślinę i zaczesał włosy do tyłu, wypuszczając powietrze. To jego nerwowy tik. Powoli zaczęłam łączyć ze sobą fakty.

- Gabin, o kim mówisz? - zapytałam z nadzieją, że serum prawdy zadziała.

- Bree, nie drąż tematu. Widzisz, że jest pijany jak szpadel. - czerwonowłosy kopnął przyjaciela pod stołem i za moim ramieniem zaczął energicznie kręcić głową z paniką wypisaną na twarzy.

- Nie. Chcę wiedzieć. - uparłam się.

- Dziewczyna, którą spotkaliśmy w barze. Debby, czy jak jej tam. - zadziałało.

- Debra? - dociekałam.

- Bree, przestań, proszę. - Kastiel wyskamlał błagalnym tonem.

- Tak, Debra! Kawał suki, ale całkiem ładna. - Gabin ponownie przybił gwoździa, a ja spojrzałam na męża wzrokiem pełnym wyrzutu. Natychmiast podniosłam się z jego kolan i mimo, że próbował mnie powstrzymać, wygrałam tę walkę i jak burza ruszyłam w stronę wyjścia. 

- Bree! - zawołał za mną, ale już mnie to nie obchodziło. 

- No to masz przejebane, Kas ... - Lea bawiła się słomką swojego drinka.

- Kurwa ... - przeklną krótko i wybiegł za mną.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro