Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44. ,,Liczysz na wieczór z gwiazdą?"

Znudzona leżałam na hotelowym łóżku i przeglądałam jakieś głupie filmiki na Instagramie, wymachując nogami. Od dwudziestu minut byłam gotowa do wyjścia na koncert, natomiast mój kochany mąż zabarykadował się w łazience i robił niestworzone rzeczy, zaczynając od wydawania dziwnych dźwięków i prowadzenia monologów motywacyjnych do lustra. 

- Kastiel! Wychodź już! Spóźnimy się! - nie wierzę, że tym razem to ja muszę go popędzać.

- To mój rytuał przedkoncertowy! Jeśli pominę jakiś krok nic z tego nie będzie! - wykrzyczał zza drzwi. Pokręciłam głową i wróciłam do skrolowania kolejnych klipów. Algorytm mnie nie zawiódł, bo już po chwili wyświetliły się pierwsze edity z moim mężem w roli głównej z poprzednich koncertów, wywiadów i innych wydarzeń. Z zaciekawieniem zaczęłam oglądać wszystkie po kolei i być może był to błąd, bo miałam ogromną ochotę wyważyć, dzielące nas, drzwi i rzucić się na niego. Na jednym z klipów sugestywnie poruszał biodrami w rytm muzyki, na kolejnym jego silne dłonie sprawnie przesuwały się po strunach gitary, następnie po prostu stał i śpiewał do mikrofonu, ale miał na sobie jedynie skórzaną kamizelkę, która doskonale prezentowała jego tatuaż kruka na klatce, który tak uwielbiałam. Na ostatnim klęczał na scenie i z głową odchyloną do tyłu, po czym gwałtownie wypluł wodę z ust tworząc ,,fontannę", a światło padające na niego z tyłu, dawało temu obrazkowi pewnego elementu boskości.

Byłam tak wpatrzona w telefon, że nie zauważyłam, gdy mężczyzna wyszedł z łazienki i stanął nade mną.

- No ładnie. Czy to już podchodzi pod soft porno? - wypuściłam urządzenie z rąk i podniosłam się na łokciach i przybrałam niewinną minę.

- Nie wiem o czym mówisz. - powiedziałam obojętnie.

- Ta anielska twarz nic ci nie da, dziewczynko. Co tam oglądałaś? - podniósł brew i obserwował moje tortury z rozbawieniem.

- Jak robisz z siebie dziwkę na scenie przed tymi wszystkimi ludźmi. - odparłam sarkastycznie, na co on głośno się roześmiał.

- Robię to tylko dlatego, bo wiem, że później to obejrzysz. Potraktuj to jak grę wstępną. - mrugnął do mnie i uśmiechnął się niemal złowieszczo. - Zadziałało?

- Być może ... - odparłam niepewnie, tylko się domyślając jakie są jego intencje.

- Chciałbym tutaj zostać i robić z siebie dziwkę tylko dla ciebie, ale mam koncert do zagrania. Chodź, kochanie. - podał mi dłoń i pomógł mi podnieść się z łóżka. Oczywiście nie mógł nie wykorzystać okazji i gdy tylko stanęłam na nogi, jego dłoń dość mocno uderzyła w mój tyłek.

- Kastiel! Pogrzało cię?! Co robisz?!

- To za nazwanie mnie dziwką. - odparł śmiejąc się ze mnie, podczas gdy masowałam piekące miejsce. - Wygląda pani olśniewająco, pani Veilmont. - zlustrował mnie od stóp do głów z aprobatą czego, mówiąc nieskromnie, się spodziewałam. Miałam na sobie krótką, czarną, jeansową spódniczkę sięgającą połowy ud i o wysokim stanie. Góra mojego outfitu składała się z dość luźnego T-shirtu z najnowszego merchu Crowstorm'u, którego dół wcisnęłam w spódniczkę. Talię podkreśliłam skórzanym paskiem oraz dobrałam wysokie kozaki, sięgające za kolano, również skórzane. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a makijaż był tylko trochę ostrzejszy niż zazwyczaj, ale końcowy efekt bardzo mi się spodobał.

- Dziękuję. - posłałam mu słodki uśmiech. - Czy wyglądam na dziewczynę rockmana? - obróciłam się wolno wokół własnej osi żeby zaprezentować mu rezultat moich starań. Na koniec położyłam dłonie na talii i zapozowałam jak modelka. A przynajmniej tak to miało wyglądać w mojej głowie. 

- Wyglądasz jak prawdziwa fanka. Liczysz na wieczór z gwiazdą? - nonszalancko uniósł brew i zaczął bawić się kosmykiem moich włosów.

- Gdybym chciała spędzić wieczór z gwiazdą to bym się przeszła do planetarium. - prychnęłam, a Kastiel tylko cicho się zaśmiał i założył niesforne pasmo blond włosów za moje ucho. - A co z twoim strojem? - zauważyłam, że ma na sobie swoje standardowe ubranie składające się z czarnych jeansów i koszulki w tym samym kolorze. Oczywiście nie miałam nic przeciwko, bo i w takim wydaniu wyglądał diabelnie seksownie, ale zwykle jego stroje sceniczne były bardziej awangardowe i odważne.

- Przebiorę się dopiero na miejscu. Nie chcę psuć niespodzianki. - puścił mi oczko, po czym złapał mnie za rękę i poprowadził w kierunku wyjścia.

***

- Naprawdę ludzie to robią? Jest tego więcej? - dopytywał o twórczość swoich fanów w Internecie, podczas gdy szliśmy korytarzem hotelu.

- Yhm. - przytaknęłam twierdząco. - Są na przykład opowiadania fanfiction z tobą w roli głównej.

- Aha. I co ja niby tam robię? - naprawdę zafascynował się tym tematem.

- Zwykle są to jakieś historię, które tworzą twoja fanki. Nie wiem ... przypadkowo spotykacie się po koncercie i zakochujecie się w sobie na zabój. - podałam przykład.

- Brzmi nieźle. - błysnął swoimi białymi zębami, a ja wywróciłam oczami. Mężczyzna nacisnął guzik przywołujący windę, która błyskawicznie przyjechała na nasze piętro. Weszliśmy do klaustrofobicznej klitki, a Kastiel wybrał parter na panelu z cyferkami. - Coś jeszcze?

- Cóż ... powstają też opowiadania, gdzie uprawiasz seks z mężczyznami. - przejrzałam się w lustrze i poprawiłam włosy.

- Co?! Żartujesz? - wyszczerzył oczy i lekko rozwarł usta. Wyglądał komicznie, więc postanowiłam pociągnąć tą grę dalej.

- Nie. Mogę nawet dać ci spoiler, że to nie zawsze ty jesteś tym dominującym. - uśmiechnęłam się chytrze, patrząc na jego zszokowaną twarz.

- W sumie ... raz na wozie, raz pod wozem. - wzruszył ramionami. - Niech zgadnę. Z Gabinem?

 - Boże , Kastiel ... - widząc moją reakcję wybuchnął śmiechem. Po chwili zastanowienia, postanowiłam, że nie pozwolę mu wygrać i zamknę te jego niewyparzone usta. - Co powiesz na to, że w jednym z scenariuszy byłeś księdzem? 

- Księdzem? - podniósł brew. - Takim w sutannie?

- Nie do końca, ale jednak księdzem.

- Hmm, może wypędzanie demonów to moje powołanie? Jak widać, nie bez przyczyny tak bardzo lubię przywiązywać cię do łóżka i patrzeć, jak krzyczysz. - stwierdził z całą pewnością siebie, a mnie zatkało.

- Nie krępuję cię to? - zapytałam szczerze zaciekawiona jego nastawieniem. Mam wrażenie, że jego ego jeszcze bardziej urosło, a myślałam, że większe już być nie może.

- Jak widać każde uniwersum potrzebuje swojego Kastiela. Jestem zbyt zajebisty i unikatowy, żeby istnieć tylko w jednym wymiarze. Ale nie martw się. Rzeczywistość z tobą, jest moją ulubioną. - pocałował moje czoło.

- Nie zostaje mi nic innego, jak się tobą podzielić. - spojrzałam na niego od dołu.

- Nie musisz się z nikim dzielić. Wiesz, że jestem tylko twój. - zanurzył swoje spojrzenie we mnie, a na jego twarzy zarysowało się coś mrocznego, ale równocześnie fascynującego. - Istnieje jakiś fanfik, w którym przelatuję moją hot żonę w windzie? - przejechał kciukiem po moim policzku.

- Chyba musimy napisać własny. - spojrzałam na niego wymownie, a on od razu załapał aluzję. Przyparł mnie do ściany windy i posłał ostatni chamski uśmieszek zanim musnął moje wargi. Zaczął powoli i finezyjnie, ale już po sekundzie dał mi do zrozumienia, że nie będzie to grzeczny pocałunek, gdy poczułam jak wsuwa mi język do ust i prosi, czy może raczej rozkazuje, żebym się mu poddała, co też uczyniłam bez większego sprzeciwu. Jego dłoń, która przed chwilą otulała mój policzek była teraz na moim gardle. Poczułam przyjemne napięcie w dole brzucha. Było w tym coś niesamowicie ... ekscytującego, że kontrolował mój przepływ powietrza, a ja była zdana na jego łaskę i niełaskę. Miałam wrażenie, że w pomieszczeniu jest teraz kilkaset stopni, a Kastiel odbierał mi możliwość logicznego myślenia, gdy jego usta nieustannie napierały na moje. Wydałam z siebie przeciągliwy pomruk, gdy poczułam jak jego dłoń sunie po moim udzie i znajduję się niebezpiecznie blisko mojej, przesiąkniętej już, bielizny.

- Grzeczne dziewczynki nie robią się mokre dla swoich mężów w miejscach publicznych. - bezwstydnie przekroczył granicę i bawił się paskiem moich skąpych majtek. - Czy odblokowałem jakąś twoją nową, mroczną stronę? - włożył dłoń pod moje kolano i podciągnął udo w górę.

- Kastiel ... proszę. - wyjęczałam do jego ucha kiedy zaatakował moją szyję i delikatnie podgryzał wrażliwą skórę. 

- Lubię kiedy prosisz. - wymruczał, a jego tęczówki były teraz całkowicie czarne z pożądania. 

Wszystko szło w dobry kierunku, gdyby nie głośny dźwięk *ding*, który się rozległ. Odskoczyliśmy od siebie, jak oparzeni. Musiałam przytrzymać się ściany żeby nie upaść. Moje kolana trzęsły się jak galaretka. Szybko opuściłam również spódniczkę, która jakimś cudem zawędrowała prawie do bioder. Winda zatrzymała się na piątym piętrze i gdy drzwi się otworzyły dołączyła do nas para uroczych staruszków.

- Dobry wieczór, państwu. - powiedzieli niemal synchronicznie z silnym, niemieckim akcentem. Razem z Kastielem niezręcznie odpowiedzieliśmy jakąś klasyczną formułkę i uprzejmie kiwnęliśmy głowami. 

- Wszystko dobrze, fräulein? - odezwała się kobieta i podejrzliwie spojrzała na Kastiela, a następnie na mnie. Zauważyłam, jak mocniej chwyta za pasek torebki. Albo myśli, że mój mąż jest złodziejem, albo zaraz zostanie sprany torebką przez niemiecką babcię.

- Tak, tak ... - wydukałam i przysunęłam się w stronę mojego faceta, żeby nie pozostawić jej żadnych złudzeń i ewentualnie osłonić go własnym ciałem przed atakiem z wykorzystaniem elementu galanterii. On tylko objął mnie w talii i powstrzymywał śmiech.

- Wyglądasz na ... rozpaloną, kochanie. Dobrze się czujesz? Cała dygoczesz. - A więc, to tak. Zamierza odgrywać teraz komedię. Pociągnął żart dalej i położył rękę na moim czole.

- Kastiel ... - skorciłam go.

- To pewnie te angielskie powietrze. Nie ma się co dziwić, ta wilgotność powietrza jest męcząca. Mój reumatyzm odezwał się od razu po wyjściu z samolotu. U nas w Gundelfingen an der Donau panuję całkiem inny klimat. Prawda Hans? - nie miałam pojęcia, czy wypowiada nazwę geograficzną, czy może rzuca zaklęcie.

- Ja. - odchrząknął starszy pan z imponującym wąsem. 

- Powinnaś zażyć coś na odporność. Jesteś młoda, szybko wyzdrowiejesz. - Babcia posłała mi ostatni serdeczny uśmiech i odwróciła się do nas plecami, natomiast mój mąż nadal doskonale się bawił. Przytulił się do moich pleców i zaczął napierać na mój tyłek swoimi biodrami. Skierował twarz na niego i ułożyłam usta w bezgłośnym ,,przestań" i posłałam mordercze spojrzenie.

Po tej niezręcznej sytuacji kurtuazyjnie pożegnaliśmy się z parą staruszków i weszliśmy do lobby hotelowego trzymając się za ręce. Ochrona już wcześniej poinformowała nas, że przed hotelem zgromadził się tłum fanów i ze względów bezpieczeństwa lepiej będzie wyjść tylnym przejściem, żeby nie wzbudzać sensacji.

- Czy ty naprawdę byłaś gotowa oddać mi się w windzie? - wyszeptał mi do ucha kiedy siedzieliśmy już na tylnych siedzeniach czarnego suva. Całe szczęście, że dwaj ochroniarze, siedzący z przodu, byli zajęci pilnowaniem trasy i raczej nie zwracali na nas uwagi.

- Nie. Oczywiście, że nie. - starałam się brzmieć pewnie, ale jego salwa kpiącego śmiechu dostatecznie upewniła mnie w tym, że jestem słabą aktorką. 

- Jeśli tak tego pragniesz, dziewczynko mogę tę windę zarezerwować tylko dla nas, nawet mimo tego, że będziemy cały czas jeździć w górę i dół. Sprzedam im historyjkę, że uwielbiam architekturę wind, w końcu każda gwiazda ma swoje dziwactwo. Co prawda w recepcji pewnie nabiorą podejrzeń, ale czuję, że będzie warto. - najwyraźniej dręczenie mnie to jego największe hobby, zaraz po seksie bez opamiętania.

- Czy możemy po prostu o tym zapomnieć? - westchnęłam i wywróciłam oczami.

- Nie ma mowy! Będę o tym opowiadał naszym wnukom. - pocałował moją dłoń, a jego usta uformowały się w chamski uśmieszek.

Po czterdziestu minutach jazdy byliśmy już na stadionie Wembley, gdzie dzisiejszego wieczoru miało zgromadzić się prawie dziewięćdziesiąt tysięcy osób. Dziewięćdziesiąt tysięcy osób, które  chcą zobaczyć mojego męża i liczą, że zapewni im noc ich życia. Ta myśl chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Im bliżej było koncertu, tym Kastiel mniej się odzywał. Zgadywałam, że właśnie wchodzi w ten swój tajemniczy stan nirwany, tylko po to, żeby zaraz uwolnić tę, schowaną w jego wnętrzu, bestię sceniczną.

- Kas? Wszystko w porządku? - ścisnęłam jego dłoń, a on jedynie przytaknął i uniósł kącik ust w pocieszającym uśmiechu.

Zza kulisami dział się prawdziwy armagedon, dlatego też usiadłam na jakiejś dużej skrzyni i obserwowałam wszystko z boku. Wszyscy tylko biegali wokół zespołu, krzyczeli i krzątali się po garderobie, ale o dziwo w tym szaleństwie była jakaś metoda, bo działali jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy z członków zespołu był w swoim świecie. Lea zdawały się w ogóle niczym nie przejmować. Była już w swoim stroju scenicznym i uderzała pałeczkami w blat toaletki, gdy makijażystka nakładała jej ostatnią warstwę pudru. Gabin leżał na kanapie ze słuchawkami w uszach i w opasce na oczach. To pewnie jego sposób na wyciszenie się. Zack wykłócał się o coś z dźwiękowcem, energicznie wymachując rękoma, ale gdy w końcu doszli do porozumienia, usiadł obok swojej dziewczyny i położył rękę na jej udzie. Kastiel gdzieś znikł w tym wszystkim, ale nie na długo. Mój gwiazdor pojawił tuż za mną. Mimo że zasłonił mi oczy swoimi dłońmi od razu rozpoznałam, że to on. 

- Kto tu wpuścił tą groupie? - wyszeptał. - Jeśli szukasz wrażeń po koncercie, to spotkaj się ze mną w barze hotelowym. Pokażę ci jak bawią się gwiazdy rocka.

- Obawiam się, że to niemożliwe. Jestem mężatką. - zachichotałam i przygryzłam wargę.

- Fuck ... warto było spróbować. - zaśmiał się i odsłonił moje oczy. - I co myślisz?

Zaprezentował mi swój strój składający się z skórzanych spodni i kamizelki z tego samego materiału. Kolorem dominującym była czerń z drobnymi elementami czerwieni oraz gdzie niegdzie srebra. Włosy zostawił luźno rozpuszczone. Co jakiś czas zaczesywał je do tyłu i sam ten gest wywoływał u mnie gęsią skórkę. Jego palce przyozdobione były licznymi sygnetami i nie zabrakło również ślubnej obrączki.

- To jeszcze nie wszystko. Poczekaj na gwóźdź programu. - tajemniczość na jego twarzy była niepokojąca. Gdy się odwrócił, prezentując tylną część stroju, zamarłam i zasłoniłam usta dłonią, żeby ukryć oszołomienie. Na pośladkach miał kolejno litery K i V wyszywane czerwoną nicią. 

Kastiel Veilmont ....

Podpisał swój tyłek ...nie wierzę. Tylko jego ego może być tak duże, żeby wpaść na taki pomysł.

- Nie podoba ci się, kochanie? - widząc moją reakcję dziko się zaśmiał.

- Jestem po prostu ... w szoku. Ale muszę przyznać, że wyglądasz wspaniale. - zeskoczyłam z skrzyni i dałam mu szybkiego buziaka w policzek.

- Zostało dziesięć minut do wyjścia! - krzyknął ktoś z obsługi i jak na pryśnięcie palcami, wszyscy zaczęli uwijać się dwa razy szybciej. Gabin, Lea i Zack byli już gotowi do podbicia londyńskiej sceny, więc patrzyli na nas z lekkim poirytowaniem, widząc jak ich lider raczej się nie śpieszy. Postanowiła zainterweniować, bo znając Zacka, zaraz puszczą mu hamulce i będzie w stanie wytargać stąd czerwonowłosego.

- Chyba musimy iść. Jesteś gotowy? - położyłam dłonie na jego nagim torsie, przejeżdżając palcami po ciepłej skórze i równocześnie wpatrując się w jego piękne, metaliczne oczy. Nie wiem jak to robi, ale na jego twarzy nie było widać ani cienia stresu, czy zdenerwowania. Nawet ja czułam kłujące mrowienie w końcówkach palców, a to nie ja miałam wyjść zaraz do prawie setki tysięcy fanów.

- Z tobą i dla ciebie zawsze. - mrugnął do mnie, po czym wziął moją dłoń i zaczęliśmy się kierować w stronę narastającego hałasu, który z każdym przebytym przez nas krokiem, zaczął formować się w jedno słowo.

,,Crowstorm!"

Od samego dźwięku miałam ciarki, a betonowe ściany podziemnego korytarza, którym przechodziliśmy, wręcz drgały. Instynktownie przybliżyłam się do ukochanego, na tyle, że nasze ramiona się stykały.

- Zostaniesz z Jim'em na backstage'u. Wyznaczyłem kogoś z ochrony, żeby cię pilnował. Zobaczymy się po koncercie, ok? - mocniej ścisnął moją dłoń.

- Dobrze, tato. - parsknęłam, starając się zamaskować swój lęk.

- Te teksty zostaw na później, jak już będziemy sami. - potargał moje włosy, po czym wziął mnie w ramiona i mocno przytulił. To wystarczyło, żebym poczuła jak przyjemne ciepło ogarnia całe moje ciało, a każdy naprężony mięsień relaksuje się, pod wpływem jego dotyku. - Wiesz, że nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie ty? Dziękuję, Bree. - wyszeptał.

- Nie przesadzaj. Scena od zawsze była twoim przeznaczeniem. Ze mną, czy beze mnie. Jesteś tutaj ze względu na swoją ciężką pracę. I oczywiście geniusz muzyczny. - odpowiedziałam lekkim tonem, ale wtuliłam się mocniej w jego szyję i próbowałam ukryć wzruszenie.

- Z tym geniuszem się zgodzę. Ale cała reszta to twoja zasługa, dziewczynko. I ... - chwycił moje ramiona i spojrzał na mnie czułe. - ... gdy ta trasa się skończy, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać. O czymś ważnym dla mnie. Dla nas. I jeszcze ... zabiorę cię w jedno miejsce. Jeśli oczywiście będziesz chciała.

- Okej, wcale nie wzbudziłeś teraz moich podejrzeń. - zażartowałam, chociaż wewnętrznie umierałam z ciekawości, o co może chodzić. W głębi serca miała jakieś przeczucie, ale nie chciałam robić sobie złudnych nadziei. Podczas gdy rozmawialiśmy i wymienialiśmy głębokie spojrzenia, ryk wśród nas narastał, a tłum zdecydowanie się niecierpliwił.

- Muszę iść, dziewczynko. Pocałuj mnie. Na szczęście. - wystawił usta w tak zwanego dziubka, przez co nie mogłam się nie zaśmiać. Spełniłam jego prośbę i na krótką chwilę, stanowczo zbyt krótką, nasza usta się połączyły.

- Idź i zarób na nasze rachunki. - ostatni raz pogłaskałam go po ramieniu.

- Się robi, szefowo. - posłał mi pełen nonszalancji uśmiech po czym zwrócił się do swojego managera, który wolnym krokiem zmierzał ku nam. - Jim! Jeśli spadnie jej choć włos z głowy, to osobiście cię wykastruję! - pogroził mężczyźnie palcem.

- Możesz być spokojny, Veilmont. A teraz idź już, bo robisz się irytujący. - przyjacielsko poklepał go po plecach i dał znać żeby ruszał na scenę.

- Kas! Chodź tu natychmiast! - krzyknęła, konkretnie już wkurzona, Lea.

- Matko, wszyscy mnie tylko poganiacie. A przypominam tylko, że to ja jestem tutaj kurą znoszącą złote jaja!

- Możesz być nawet pierdolonym pingwinem! Na scenę, Kas! - zagroziła mu fioletowowłosa. Mężczyzna tylko prychnął, ale posłusznie dołączył do zespołu. Nie mogłam powstrzymać chichotu widząc, jak szedł kręcą pupą, a litery inicjału na jego tyłku, całkiem ponętnie się prezentowały. Technik podał mu gitarę, a on sprawnie zarzucił ją na ramię i zagrał parę chwytów.

- Odrzucił deal z Apple'em. - wyrzucił nagle Jim, bez żadnego kontekstu.

- Co? - zapytałam szczerze zdziwiona.

- Nie mówił ci? - pokręciłam głową. -  Kastiel miał wystąpić w krótkim spocie reklamowym Apple Music i odrzucił ofertę. Ofertę, która opiewała na milion dolarów. - wytłumaczył mi zwięźle.

- I zrobił to bo ...?

- Bo chcieli tylko jego. Bez zespołu. Nie zgodził się. - patrzył teraz na czwórkę swoich podopiecznych, którzy dogadywali ostatnie szczegóły przed występem. Wyglądał trochę, jakby patrzył na swoje dzieci z tym lekkim uśmiechem zarysowanym na ustach.

- Nie dziwię mu się. Też bym zrezygnowała. Crowstorm tworzy czwórka osób, a wyróżnianie tylko jednej jest niesprawiedliwe. Jesteś na niego zły? - spojrzałam na niego pytająco.

- Zły? Nie. Dumny. - uśmiechnął się ciepło, ale po chwili konsternacji dodał. - Wiesz, przepraszam, że na początku traktowałem cię tak ... przedmiotowo. Myślałem, że to będzie krótka historia, jakich wiele w show-biznesie. Że rozstaniecie się po miesiącu randkowania, a ja zostanę później z medialnym skandalem, bo okaże się, że któreś z was zdradziło, albo co gorsza jesteś w ciąży. - powiedział nim pomyślał.

- ... - skrzyżowałam ręce na piersi i spojrzałam w podłogę.

- Przepraszam, Bree. Nie chciałem cię urazić. - szybko zrozumiał swój błąd i dotknął mojego ramienia w przepraszającym geście.

- Nic się nie stało. - zachowałam pokerową twarz.

- W każdym razie cieszę się, że tu jesteś. Że wspierasz Kastiela, jak i cały zespół. 
To dla nich ważne. 

- Zawsze do usług. - wymusiłam uśmiech. Nie obraził mnie, ale myśl o wydarzeniach sprzed dwóch lat nadal mnie boli. 

- Bree! Jim! Idziecie?! - rozległ się głos Gabina. Czwórka przyjaciół ustawiła się w kręgu i czekała na nas. Lea ruchem ręki zachęcała żebyśmy dołączyli.

- No dalej! Ile mamy czekać?! Bez was tego nie zrobimy! - pośpieszał nas Zack.

- Tak! To masowa orgia! Im nas więcej tym lepiej! - dodał mój głupi mąż, na co wszyscy spojrzeli na niego z niesmakiem.

Żeby zakończyć ten festiwal żenady, razem z Jimem stanęliśmy w kręgu. Miałam tylko nadzieję, że nie oddaje właśnie duszy szatanowi albo nie podpisuję paktu z illuminati, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo. Każdy członek zespół kolejno podawał dłonie na ,,stos" i dodawał coś od siebie.

- Niech natchnie nas duch rock'n'rolla. - zaczął Gabin.

- Nie schrzańcie niczego. Kastiel, ty zwłaszcza! Jak zobaczę, że znowu kopiesz mi w perkusję, to powieszę cię na kablach! - Lea posłała mu groźne spojrzenie.

- Dajcie z siebie wszystko! Ma ich wywalić z butów! - krzyknął Zack.

- Pokażcie im, kto jest najlepszą kapelą rockową wszechczasów. - dodał z dumą Jim.

- Bree? - wszyscy oczekiwali, na moje słowa, a ja miałam pustkę w głowie.

- Musicie być jak szalona rzeka? Jak tajfun, który obali mury ...? - wydukałam jedyne, co mi przyszło na myśl.

- Czy ty cytujesz piosenkę z Mulan? - zaśmiał się basista.

- Tak? Pasuję do sytuacji. - wzruszyłam ramionami, lekko się rumieniąc.

- ... A równocześnie tak tajemniczy jak księżyc, co wygląda tu zza chmur. - dokończył Kastiel śpiewnym głosem.

- Też oglądałeś Mulan? - zakpił Zack.

- Zmusiła mnie. Poza tym to bardzo wartościowa bajka. Może gdybyś ją obejrzał nie byłbyś takim chujem - warknął wokalista. 

- Ale ci zaraz ... - wysyczał brunet.

- Błogosławienie ci, którzy nie mają kija w dupie. Amen! - dodał nieco teatralnym tonem Kastiel, na co Zack tylko westchnął i pokręcił głową. To pewne. Ta dwójka albo się kiedyś zagryzie, albo wylądują razem w łóżku.

- Dobra, koniec z sentymentami. Ruszcie dupy! - zainterweniowała perkusistka.

- Chwała wielkiemu Crowstormowi! - blondyn rozpoczął wiwat.

- Chwała! - wykrzyknęli wszyscy i odrzucili dłonie w górę. 

Kastiel ostatni raz poprosił o całusa ,,na szczęście" i ze szerokim uśmiechem wszedł na scenę.

Razem z Jimem zostaliśmy z tyłu i nie zostało nam nic innego, jak cieszyć się koncertem naszych gwiazd.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro