Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

36. ,,Na wieki Twój"


POV Brianna

- Gdzie jest bukiet?! Alexy! Gdzie jesteś?! Miałeś zająć się kwiatami! - Rozalia odkąd tylko wstała z łóżka zaczęła wydawać rozkazy i rozstawiać wszystkich po kątach, łącznie ze mną.

- Dlaczego nie jesteś jeszcze ubrana? Fotograf czeka!

- Nie możesz popędzać panny młodej. - Priya stanęła w mojej obronie i puściła zalotne oczko w moim kierunku.

- Wyjęłaś mi to z ust. - z wdzięcznością skierowałam słowa do Priyi i spokojnie dopijałam swojego szampana. Po moim wczorajszym napadzie ataku paniki nie zostało śladu. Obudziłam się dzisiaj w bardzo dobrym humorze i ze spokojną głową.

-  Za dwie godziny wychodzisz za mąż, a jedyne co robisz to siedzisz i sączysz szampana. Alexy pewnie zabawia się z Morganem w pokoju obok. Priya i Chani oglądają memy z kotami ... Czy tylko ja się tutaj przejmuję?! - Roza załamała ręcę.

- Wyluzuj. Alexy przybywa na ratunek! - do pokoju wpadł niebieskowłosy z dużym uśmiechem na twarzy. Podszedł do Rozali i wesoło potrząsł jej ramionami. - I przynoszę specjalną przesyłkę od pana młodego dla jego przyszłej żony. - wyciągnął z kieszeni małe papierowe zawiniątko i z przebiegną miną mi je wręczył. Natychmiast odstawiłam kieliszek i spojrzałam na tajemniczą przesyłkę. Na kopercie widniał napis ,,Moja dziewczynka" napisany pismem Kastiela. Widząc to nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, jaki mimowolnie wkradł się na moje usta. Niedbale otworzyłam kopertę żeby, jak najszybciej dostać się do jej zawartości. Cały czas się szczerząc zaczęłam pośpiesznie czytać.


,,Moja mała dziewczynko,

dzisiaj jest ten dzień. Dzień, w którym nasze losy zostaną splecione ze sobą na zawsze. Mimo iż widziałem Cię zaledwie wczoraj nie mogę wymazać Twej postaci ze swojej pamięci. Gdziekolwiek nie spojrzę, przez okno czy w lustro, zdaje mi się widzieć Twą pełną wdzięku twarz i gołębie oczy śmiejące się do mnie. Jedyne o czym myślę to to, że będziemy już zawsze razem, szczęśliwi i nierozłączni. Będziemy jednością. Nierozerwalną całością odbitą na kartach historii tego świata. Inni będą tylko tłem dla naszej wieczności. Tłem nieuniknionym i na swój sposób pięknym, ale tylko tłem. Nic się dla mnie nie liczy, tylko by dawać Ci szczęście i być Ci wiernym. 

Próbuję przelać na papier to, co od pierwszej chwili, gdy Cię ujrzałem, zrodziło się w mym sercu i myślach, nadając tym samym sens memu życiu. Pisząc te słowa wszystkie me zmysły i umysł są przy Tobie, a ciało jest jakby bezsilne. Jeśli mam dzielić miłość to tylko z Tobą.

Pamiętaj, że myślę o Tobie i kocham Cię w każdym moim słowie, geście i myśli, zawsze do końca świata, a nawet jak świat przeminie.

Na wieki Twój

Kastiel"


Pojedyncza łza skapnęła z mojego policzka prosto na zmięty papier. 

- Co takiego napisał, że doprowadził cię do płaczu? - zapytała zmartwiona Roza.

- Coś ... pięknego. - uśmiechnęłam się przez łzy i drążącymi dłońmi odłożyłam list na stolik.

- Postaraj się nie zrujnować makijażu. - białowłosa zaśmiała się i delikatnie otarła moje policzki chusteczką.

- To już chyba najwyższy czas żeby się przebrać. - spojrzałam w kierunku sukni wiszącej na wieszaku.

- W końcu zaczęłaś mówić z sensem. - klasnęła w dłonie i zabrała się do pracy.


W pokoju zrobiło się strasznie tłoczno. Wszyscy obecni chcieli mieć swój wkład w mój ślubny wygląd, dlatego też dziewczyny pomagały mi wbić się w suknię, a Alexy asystował mi w zakładaniu biżuterii. Gdy byłam już ubrana, a Roza upewniła się, że wszystko leży na mnie idealnie, podeszłam do lustra. Spojrzałam na swoje odbicie i wpatrywałam się w nie z lekkim szokiem. Suknia była przepiękna. Dokładnie taka o jakiej marzyłam. Leo naprawdę zadbał o każdy detal. Koronkowy gorset z delikatnymi kwiatowymi aplikacjami idealnie przylegał do mojej figury. Tiulowe ramiączka subtelnie opadały na moje ramiona. Sięgająca do ziemi spódnica sukni majestatycznie układała się przy każdym moim ruchu i nadawała całości lekkości i powabu. Było idealnie. Chwilę stałam przed lustrem, sunąc dłońmi po materiale, śledząc każdy detal tego dzieła sztuki, bo nie można było inaczej tego opisać.

- Brakuję już tylko tego. - powiedziała moja mama podchodząc do mnie i wpinając w moje, luźno zebrane do tyłu, włosy długi, biały welon, którego koniec był ozdobiony takim samym kwiatowym wzorem, jak gorset sukni. Mama objęła mnie od tyłu i razem wpatrywałyśmy się w moje odbicie. - Wyglądasz pięknie kochanie. - przyznała ze wzruszeniem.

- Kastiel padnie z wrażenia! - wykrzyknęła z entuzjazmem Priya, na co wszyscy się zaśmiali.

- Jest ktoś jeszcze, kto bardzo chce cię zobaczyć. - mrugnęła do mnie porozumiewawczo mama, a ja natychmiast zrozumiałam o kogo jej chodzi. Ostatni raz spojrzałam na siebie i wprowadziłam ostatnie poprawki. Chwyciłam bukiet i wyszłam z pokoju uważając na ciągnący się za mną welon. Gdy schodziłam po schodach zauważyłam go stojącego na dole i kontemplującego obraz wiszący na ścianie. Był tym tak pochłonięty, że nie zauważył mnie.

- Tato!

- Och! Co, ja ... - w tym momencie obrócił się i spojrzał na mnie zaskoczony, zasłaniając usta ręką jakby powstrzymał się od krzyku.

- Wszystko dobrze? - z troską położyłam rękę na jego ramieniu.

- Tak ... ja ... wyglądasz przepięknie. - gdy otrząsnął się z pierwszego szoku szczelnie zamknął mnie w swoich ramionach i nic nie mówiąc przytulał mnie mocno przez dobre kilka minut. 

- Tato! Zaraz mnie udusisz. - zaśmiałam się cicho.

- Och tak, przepraszam. - puścił mnie i jeszcze raz spojrzał na mnie swoim ciepłym, ojcowskim wzrokiem. - Moja mała córeczka zaraz zostanie żoną ...

- Nie martw się, tato. Wychodzę za naprawdę dobrego człowieka.

- Wiem o tym. - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło. - Jesteś gotowa?

- Jak jeszcze nigdy. - powiedziałam z pewnością i złapałam go pod ramię.


POV Kastiel

- Masz obrączki?

- Kastiel, pytasz mnie już o to dziesiąty raz. I odpowiedź po raz dziesiąty brzmi tak samo. Tak, mam obrączki. - Lysander wyciągnął niewielkie pudełko i otworzył je ukazując dwa złote krążki, które spoczywały między aksamitnym materiałem i spokojnie czekały na swój moment.

- Wybacz, ale biorąc pod uwagę twoją sklerozę, wolę mieć pewność, że gdy nadejdzie odpowiedna chwila, będę miał co wsunąć na palec Bree.

- Spokojnie. Rozalia napisała mi listę rzeczy, o których powinienem  pamiętać.

- Myślisz, że przeczytała już list? - uśmiechnąłem się do siebie, wyobrażając sobie  jej reakcję,  gdy przeczytała poemat o moich uczuciach do niej i o nadziei z jaką wiązałem naszą wspólną przyszłość. 

- Pewnie tak. Nie wiedziałem, że z ciebie taki romantyk. - parsknął.

- Zamknij się. - zbyłem go krótko.

- Kto by się spodziewał ... Kastiel Veilmont się żeni. A miałeś nigdy się nie zakochać. - zakpił Lys zapinając mankiety mojej koszuli, srebrnymi spinkami w kształcie gitary, które swoją drogą, dostałem tydzień temu od mojej narzeczonej.

- Zazdrościsz? Nie martw się, na ciebie też nadejdzie kolej. - powiedziałem zaczepnie.

- Cieszę się twoim szczęściem, Kas. Zasługujesz na to. - uśmiechnął się życzliwie i szczerze.

- Dzięki, ja ... - stałem jak wryty przez jego wylewność.

- Nie musisz nic mówić. Wiem, że słowa to nie jest twoja mocna strona. 

Nie zastanawiając się nad tym zbyt długo zamknąłem go w braterskim uścisku. Trochę zaskoczony tym gestem, również mnie objął i poklepał po plecach.

- Dziękuję ci, Lys. Za wszystko. Gdyby nie ty, nie byłoby mnie tu, gdzie teraz jestem. Dziękuję ... - chociaż ciężko było mi to przyznać moje oczy zrobiły się mokre.

- I ja też cię dziękuję. Byłeś zawsze kiedy cię potrzebowałem. 

- Kocham cię, Lys. Jak brata. Żeby nie było. - przyjaciel słysząc moje słowa zaśmiał się. - A teraz puść mnie, bo rozryczę się wcześniej niż planowałem. 

- Och racja. Zarezerwujmy te łzy na później, kiedy zobaczysz Briannę w drodze do ołtarza.

- Nie będę płakać ... chyba. - na samą myśl, że już za chwilę Bree zostanie moją żoną miałem ochotę paść na kolana i rozryczeć się jak dziecko. Moje największe marzenie zaraz się spełni. Ona jest moim marzeniem. - Wiesz co? Weź na wszelki wypadek chusteczki.

- Już o to zadbałem. - mrugnął do mnie.

Gdy założyłem marynarkę, a Lysander przypiął pojedynczą białą różę do butonierki, spojrzałem na siebie w lustrze i stwierdziłem, że wyglądam naprawdę dobrze. Cały strój utrzymany w ciemnej kolorystyce pasował do moich włosów i osobowości. Wyglądałem poważnie, ale nie sztywno. Wyglądałem jak ktoś, kto jest godny poślubienia najcudowniejszej istoty na tej ziemi - mojej Bree. Będę jej mężem, a ona moją żoną. Będziemy jednością. Na wieki. Na zawsze. 

- Gotowy na najważniejsze show w twoim życiu? - zapytał białowłosy, wspierająco kładąc rękę na moim ramieniu.

- Jak jeszcze nigdy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro