Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. ,,Skarbie, bluźnisz imię miłości"

Ta piosenka...czy ona była o mnie? Przez cały czas jej trwania nie spuścił ze mnie wzroku. Dobrze się bawił. Ja też się nie wycofałam, chociaż z wielkim trudem przychodziło mi utrzymywanie pozornej pewności siebie. Ta piosenka była oskarżeniem. Oskarżeniem, że ,,bluźnię imię miłości". Jak mógł to zrobić? Powstrzymywałam się, żeby nie wybuchnąć płaczem. Wszystkie myśli i wspomnienia kotłowały się w mojej głowie, powodując, że zaczęło mi się robić słabo. Gdy tylko Kastiel skończył śpiewać i podziękował fanom, ja odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku wyjścia. Nie miałam już ochoty wracać do stolika i tłumaczyć się, gdzie byłam. W tej chwili priorytetem było to żeby jak najszybciej się stąd wydostać, żeby uciec jak najdalej od Kastiela. Czułam jak po policzku spływa mi łza. Najpierw jedna, potem druga...Nie teraz Brianna, nie rób scen. Przecież powinno cię to obchodzić tyle co zeszłoroczny śnieg. Ale jednak bolało...Czułam się jakby ktoś wbił mi sztylet prosto w serce. A nikt nie potrafił tego zrobić tak dobrze jak Kastiel. Droga do wyjścia zdawała się nie mieć końca. Miałam, więc wystarczająco dużo czasu aby w głowię odtworzyć retrospekcję naszej ostatniej rozmowy.


- Mam już dość tego śmiesznego ,,związku" na odległość! - nigdy nie widziałam Kastiela tak wkurzonego.

- I uważasz, że to moja wina?! - z każdym jego słowem, moja złość wzrastała i tylko czekałam, aż powie o słowo za dużo, żeby wybuchnąć.

- Brianna nie bądź dzieciakiem. To, że twoi rodzice się wyprowadzili, nie znaczy, że ty też musiałaś. Przecież zaproponowałem ci żebyś zamieszkała ze mną.

- Dla ciebie wszystko jest proste. Co by sobie pomyśleli moi rodzice? - to był najgłupszy argument jaki mogłam podać, ale aktualnie poziom mojego zdenerwowanie nie pozwalał na racjonalne myślenie.

- Ty tak na poważnie? - zaśmiał się chamsko - Spędzasz u mnie weekendy i myślisz, że twoi rodzice nie domyślają się, że ze sobą sypiamy? Że po nocach rozwiązujemy razem krzyżówki i gramy w szachy? Proszę cię...

- Przestań mnie traktować jak idiotkę. - nasza kłótnia trwała już kilka tygodni. Nawzajem oskarżaliśmy się, kto jest winny, chociaż, w głębi duszy, oboje wiedzieliśmy, że nie ma winnego. To odległość nas zabijała.

- Zaczynam serio mieć tego dość - westchnął.

- To może skoro nasze punkty widzenia tak bardzo się od siebie różnią to...

- Nie, nie mów tego. - niemal zabijał mnie wzrokiem, a jego gniew tylko potęgował moją chęć wbicia mu szpilki. - Ostrzegam cię, że będziesz tego żałować.

- To może powinniśmy się rozstać. - powiedziałam z kamienną twarzą. Kastiel przez chwilę patrzył na mnie nic nie mówiąc. A potem jakby nigdy nic wyszedł. Bez żadnego słowa, bez pożegnania.

Następnego wieczora zadzwonił. Był pijany, co mu się nie zdarzało.

- Dziewczynko chciałem ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszą rzeczą jaka mi się przytrafiła w życiu... - uśmiechnęłam się na myśl, że zaraz się pogodzimy i wszystko wróci do normy, ale Kastiel mówił dalej. - ...ale równocześnie najgorszą.

- Że co proszę?! - całkowicie wybił mnie z tropu.

- Próbujesz sprzedać wszystkim swój anielski uśmiech. - to co mówił nie miało sensu. Miałam wrażenia jakby spontanicznie wymyślał słowa piosenki. - Obiecałaś mi niebo, po czym zepchnęłaś do piekła. Skarbie, bluźnisz imię miłości.

- Wiesz co? Pogadamy jak będziesz w stanie normalnie się wysławiać. Cześć. - rozłączyłam się nie dając mu czasu na odpowiedź. Jego odpowiedzi nie usłyszałam już nigdy.


Otarłam łzy z policzka. Nie pozwolę sobie na płacz. Przynajmniej nie teraz, gdy jest tu tyle świadków. Nagle poczułam dość silne szarpnięcie za nadgarstek, które zmusiło mnie do gwałtownego odwrócenie się o 180 stopni. Znalazłam się twarzą w twarz z ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro