Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. ,,Coś więcej niż przeznaczenie"


POV Brianna

Nie byłam pewna, czy powinnam wracać do miasta. Nie czułam się do końca ,,wyleczona". Fizycznie wszystko wróciło do normy, ale moja forma psychiczna pozostawiała wiele do życzenia. Byłam pewna, że będę potrafiła go znienawidzić, zapomnieć o nim i na zawsze wyrzucić go ze swojego serca, ale ostatniej nocy poczułam coś dziwnego. Coś, co mówiło mi, że muszę tutaj wrócić i go zobaczyć. Tęskniłam za nim.

Obydwoje byliśmy winni. Popełniliśmy tysiące błędów. Byliśmy uparci, nieodpowiedzialni, nieświadomi naszych uczuć ... mogłabym wymieniać w nieskończoność, ale to nie ma sensu. Byłam gotowa zostawić przeszłości za sobą i skupić się na przyszłości. Przypomniały mi się słowa mojej mamy.


Siedziałam na parapecie w swoim pokoju i wpatrywałam się w krajobraz za oknem. Znałam już każdy detal, każde drzewo, każdy dom w sąsiedztwie, a jednak to nie stanowiło przeszkody, żeby siedzieć tutaj godzinami, patrzeć i myśleć, myśleć i patrzeć ... Przez ostatnie tygodnie myślałam aż za nadto, ale co innego mogłam robić? To wszystko co się stało ... związek z Kastielem, który nie był związkiem, nieoczekiwana ciąża, strzelanina, utrata dziecka, które zdążyłam pokochać, bo było dzieckiem Kastiela ... to zbyt dużo, jak dla mnie. Sama się dziwiłam, że jeszcze tutaj jestem i dalej prowadzę tą marną egzystencję, która nie przynosi nic innego niż ból i cierpienie.

Kastiel ... okupował każdą, nawet najmniejszą, moją myśl. Powinnam go nienawidzić, ale nie potrafiłam. Powiedział, że mnie kocha. Po tych wszystkich latach powiedział, że mnie kocha. Bez sarkazmu i uszczypliwości. Mówił to szczerze, a ja dobrze o tym wiedziałam. Mimo wszystko nie potrafiłam się z tego cieszyć. Usłyszałam pukanie do drzwi.

- Kochanie, upiekłam twoje ulubione ciasteczka! - mama weszła do pokoju z tacą, cudownie pachnących, ciastek czekoladowych.

- Nie musiałaś. - posłała jej serdeczny uśmiech. Robiła wszystko, żeby podnieść mnie na duchu, a ja czułam się jak niewdzięczna córka, siedząc tutaj i użalając się nad sobą, ale nie potrafiłam wyjść z tego stanu apatii i bierności na wszystko i wszystkich.

- Nie musiałam, ale jesteś moją ukochaną córeczką! - położyła ciastka na stoliku nocnym, usiadła obok mnie i zamknęła moją dłoń w swojej. - Może miałabyś ochotę pójść na spacer?

- Nie ... posiedzę tutaj.

- Wiesz, że jeżeli spędzisz tutaj kolejne tygodnie to oszalejesz?

- Co innego miałabym robić?

- Hmmm, zastanówmy się. Może w końcu odbierzesz telefon od Kastiela? Boję się pomyśleć, przez co ten chłopak teraz przechodzi. - no tak, cokolwiek by się nie stało, Kastiel zawsze był dla niej uosobieniem idealnego kandydata na zięcia. W przeciwieństwie do mojego ojca, zawsze go lubiła. Tacie musiało to zająć trochę czasu, żeby przekonać się do czerwonowłosego rockmana.

- Naprawdę? Po tym wszystkim co zrobił, jeszcze bierzesz jego stronę? - powiedziałam z wyrzutem.

- Oczywiście, że jestem po twojej stronie i dlatego uważam, że powinnaś się z nim spotkać. - pogładziła mnie po włosach.

- Po co miałabym to robić? - zapytałam unosząc brew.

- Bo kochasz go, a on ciebie. - uśmiechnęła się szeroko. - Wiem, że sprawy nie potoczyły się tak jakbyście tego chcieli, ale może ta sytuacja czegoś was nauczy. Musiałabyś go widzieć, wtedy w szpitalu. - ze smutkiem pokręciła głową. - Wyglądał na kompletnie załamanego. 

- Nie obchodzi mnie to. Jak dla mnie, mógłby przestać istnieć. - wyrzuciłam z brakiem przekonania.

- Naprawdę? Hmm ... Zadam ci tylko jedno pytanie, które odpowie na wszystkie twoje wątpliwości.

- Okej ...

- Wyobraź sobie siebie za parę lat. Poznałaś jakiegoś przystojnego inżyniera z piękną willą i fortuną. - zaśmiała się. - Pozornie wszystko jest idealnie, ale pewnego dnia spacerujecie ulicami miasta i spotykacie Kastiela. On również jest z kimś innym, z piękną modelką, a jednak patrzy na ciebie tęsknym wzrokiem. Jak byś się wtedy poczuła?

- ... - spuściłam wzrok. Nie chciałam sobie tego wyobrażać.

- Tak przypuszczałam. - objęła mnie swoim firmowym, matczynym uściskiem i pogłaskała po głowie. - Trochę się pogubiliście, ale odnajdziecie się i będziecie szczęśliwi. 

- Dlaczego akurat on, mamo? Powinnam go nienawidzić, gardzić nim, a ja ...

- "Prawdziwie kochasz wtedy, kiedy nie wiesz, dlaczego."


 Więc teraz jestem tutaj, wśród tłumu krzyczącego jego imię, zaledwie kilkanaście metrów od niego. Jest z nim źle. Dokładnie tak jak ze mną. Z zewnątrz wydaję się, że wszystko jest okej, ale w środku cierpi. Ludzie, którzy go nie znają mogli by pomyśleć, że co najwyżej jest zmęczony, ale w jego oczach widziałam prawdziwy smutek. Tak bardzo chciałam go przytulić i zobaczyć jego uśmiech. Prosiłam w myślach, żeby na mnie spojrzał, a on jakby to usłyszał i skierował swój wzrok na mnie. Na chwilę zamarł, jakby zobaczył ducha. Przestał grać i śpiewać, a fani i członkowie zespołu patrzyli na niego zdezorientowani. On nadal uparcie na mnie patrzył, pobladły z przerażenia. Musiałam jakoś uratować sytuację. Podniosłam dłoń i pomachałam mu, po czym się uśmiechnęłam. Otrząsł się, niepewnie odwzajemnił uśmiech, a na jego twarzy zarysował się wyraz ulgi. Zespół dokończył piosenkę, a Kastiel przez cały czas nie odklejał ode mnie wzroku, jakby bał się, że zaraz zniknę.

Gdy zabrzmiały ostatnie nuty utworu, tłum oszalał prosząc o bis. 

- Dziękujemy! - Kastiel zbliżył usta do mikrofonu.

- Grajcie! Jeszcze! - krzyczeli fani, dziko przy tym wymachując rękoma. Członkowie zespołu popatrzyli na siebie porozumiewawczo i przytaknęli.

- Okej, zagramy dla was ostatnią piosenkę! Chciałbym ją zadedykować dla mojej pierwszej i największej fanki. - uśmiechnął się do mnie sugestywnie, przez co kąciki moich ust podniosły się samoistnie ku górze.


,,Ten Romeo krwawi, 

lecz Ty nie widzisz jego krwi. 

 Pada odkąd mnie zostawiłaś. 

Teraz tonę w powodzi. 

Widzisz, zawsze byłem wojownikiem, 

ale bez Ciebie się poddaję.


Teraz nie mogę śpiewać o miłości,

 w ten sposób, w który się powinno, 

najwyraźniej nie jestem już w tym dobry. 

Ale kochanie, to tylko ja


Teraz twoje zdjęcia, które zostawiłaś 

to tylko wspomnienia z innego życia. 

Niektóre nas rozśmieszały, niektóre wzruszały, 

I jedno, które zmusiło cię do pożegnania. 

Co bym oddał, żeby móc przeczesać palcami 

Twoje włosy, żeby dotknąć Twych ust, żeby Cię objąć. 

Kiedy się modlisz, postaraj się zrozumieć: 

Popełniłem błędy, jestem tylko człowiekiem."


Słysząc poszczególne słowa tej piosenki, drżałam niekontrolowanie. Wyrażał przez nią wszystkie swoje emocje. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że on też cierpiał, też przeszedł przez piekło, a ja egoistycznie myślałam tylko o swoich uczuciach. Nigdy nie zapytałam go, jak on się czuł po mojej wyprowadzce na drugi koniec kraju, czy ciężko jest mu prowadzić związek na odległość. To ja z nim zerwałam i wyrzuciłam ze swojego życia. Po powrocie do miasta zgodziłam się na układ ,,friends with benefits", nie zdradzając mu prawdziwych uczuć i mając nadzieję, że sam się tego domyśli. Potem nie powiedziałam mu o dziecku, a widząc go TAMTEGO wieczoru w klubie zignorowałam jego chęć rozmowy i dałam mu w twarz, jak rozhisteryzowana nastolatka. To wszystko nie wydarzyłoby się, gdybym tylko spróbowała postawić się na jego miejscu i zrozumieć jego punkt widzenia. Byłaś taka głupia Brianna ...


"Gdybyś kazała mi płakać dla Ciebie - mógłbym. 

Gdybyś chciała, bym umarł dla Ciebie - zrobiłbym to.

 Spójrz mi w twarz: nie ma takiej ceny, której bym nie zapłacił, 

żeby powiedzieć ci te słowa.


Tak, będę cię kochał, skarbie - zawsze. 

I będę przy tobie na zawsze i jeden dzień dłużej - zawsze. 

Będę tu, dopóki gwiazdy nie przestaną świecić. 

Dopóki niebiosa się nie rozstąpią i słowa nie przestaną się rymować. 

I wiem, że umierając, pomyślę o Tobie. 

I będę cię kochał - zawsze."

Wypowiadając te słowa patrzył mi prosto w oczy, wręcz mnie przeszywając, jakby próbował mnie przekonać, że to prawda, ale zupełnie niepotrzebnie. Wiedziałam, że to było szczere. Kastiel odłożył gitarę i zeskoczył ze sceny. Podążał w moim kierunku, w ogóle nie przejmując się tym, że jest atakowany przez stado fanek, proszących go o zdjęcie, autograf, czy cokolwiek innego. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Ja również zaczęła iść w jego stronę, przeciskając się przez tłum ludzi, będąc przy okazji popychaną i zwyzywaną. To nie było teraz ważne. Liczyło się tylko to, żeby po tym wszystkim, co się stało, znowu być razem. Gdy znaleźliśmy się w odległości metra od siebie, Kastiel zatrzymał się w miejscu i patrzył na mnie niepewnym wzrokiem. Wyglądał jakby nie wiedział, na co może sobie pozwolić. 

- Bree ...

- Kass ... 

Po tym wszystkim, co się wydarzyło, po tych wszystkich kłótniach i przeciwnościach losu, pożegnaniach i powrotach, stoję tutaj przed nim - mężczyzną, którego kocham. Jeśli to nie jest przeznaczenie, to już nie wiem co. Niewiele myśląc rzuciłam się w jego ramiona, uwieszając się na jego karku i wtulając się w niego. On nie pozostał mi dłużny. Ścisnął mnie mocno, omal nie pozbawiając mnie tchu, ale nie przeszkadzało mi to. Chciałam czuć go przy sobie i mieć pewność, że to nie sen.

- Tak bardzo za tobą tęskniłem. - wyszeptał tuż przy moim uchu.

- Ja za tobą też.

- Proszę, nie zostawiaj mnie już nigdy więcej. - powiedział łamiącym się głosem. Spojrzałam na niego ze wzruszeniem. Jego oczy były zeszklone, a on za wszelką cenę walczył z łzami. Mój biedny Kassi. Pod tym grubym płaszczem mrocznego, bezczelnego aroganta kryję się mały, wrażliwy chłopiec, który potrzebuję czuć się kochany, którego trzeba przytulić i czule potargać po włosach.

- Nie zostawię. - delikatnie położyłam dłoń na jego policzku i zapieczętowałam tą przysięgę pocałunkiem. Całowaliśmy się już setki razy, ale mimo to czułam się jakbyśmy to robili po raz pierwszy. Było inaczej niż zwykle, może dlatego, że nie byliśmy już tymi zauroczonymi w sobie nastolatkami, których jedynym problemem było czy na randkę pójść do kina, czy do parku. Byliśmy dwójką dorosłych ludzi z bagażem doświadczeń, nie tylko tych pozytywnych, ale też takich, których najchętniej wyparłabym ze swojej pamięci, gdybym tylko mogła.

Rozkoszowałam się słodkim smakiem jego ust, kompletnie nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Dopiero blask fleszy wyrwał mnie z tej magicznej chwili. Oderwałam się od Kastiela i rozejrzałam się dookoła. Byliśmy uwieczniani na zdjęciach i filmikach przez kilkadziesiąt telefonów komórkowych, a ludzie je trzymający obserwowali całe zajście z ekscytacją. W końcu niecodziennie ich idol całuję się z przypadkową dziewczyną z tłumu. Spojrzałam spanikowana na Kastiela i wtuliłam się w niego mocniej, żeby schować się przed ciekawskimi oczami. On pogładził moje plecy i wyszeptał:

- Chodźmy stąd. - bez zbędnego gadania złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Tłum jednak nie dawał za wygraną, ewidentnie rządni dalszych sensacji. Ruszyło za nami kilkadziesiąt osób z wycelowanymi w nas aparatami. 

- Kastiel ... dlaczego oni za nami idą? - mocniej ścisnęłam jego dłoń.

- Nie martw się, w końcu im się znudzi. - mimo jego słów przeszliśmy już spory kawał drogi, a mimo to nie pozbyliśmy się dosyć licznej grupki jego fanów, pytających co chwilę o zdjęcie bądź autograf. - Okej ... chyba są zdesperowani. - westchnął z poirytowania. - Na mój znak, biegnij.

- ...Co? - nim zdążyłam się zorientować, o co mu chodzi, mocniej pociągnął moją rękę i zaczął biec. Nie zostało mi nic innego niż próbować dotrzymać mu tępa, co nie było wcale łatwe. Skręciliśmy kilka razy w przypadkowe uliczki. Wybuchłam śmiechem, kiedy Kastiel potknął się o stertę worków wypełnionych śmieciami, prawie w nie wpadając. Kiedy ponownie wbiegliśmy w kolejny zaułek, czerwonowłosy złapał mnie w tali i przycisnął do ceglanej ściany budynku. Położył palec na moich ustach, dając znak żebym milczała. Nie wiedziałam, o co chodzi, ale zaraz usłyszałam liczne kroki i krzyki.

- Gdzie on jest?!

- Nie wiem, sprawdźmy w parku!

Głosy zaczęły powoli się oddalać i słabnąć, a Kastiel odsunął się ode mnie, jednak nie na długo. Poczułam nieodpartą chęć żeby znowu poczuć jego usta na moich. Przyciągnęła go siebie, pociągając za jego kurtkę i złączyłam nasze usta w pocałunku, tym razem bardziej łapczywie, przygryzając jego dolną wargę. Z entuzjazmem zaciskał dłonie na moich biodrach. 

- Chodźmy do domu. - wyszeptał w przerwie między pocałunkami. Złapał mnie za dłoń i ruszyliśmy w kierunku jego mieszkania.


Siedziałam na kanapie i obserwowałam, jak krzątał się w kuchni. Ciągle byłam pod wrażeniem z jaką łatwością potrafił zmieniać swoją osobowość. Jeszcze godzinę temu był gwiazdą rocka, liderem zespołu, obiektem pożądania wszystkich dziewczyn, a teraz? Teraz był Kastielem, który zaparza dla mnie herbatę, co chwilę czule na mnie spoglądając i słodko się uśmiechając. 

- Jesteś głodna? Co prawda w lodówce nie uświadczysz nic oprócz piwa, ale mogę coś zamówić.

- Nie, dziękuję. Herbata wystarczy. - posłałam mu życzliwy uśmiech, a on dołączył do mnie na kanapie, stawiając na stoliku przed nami, dwa kubki z parującym naparem. Usiadł w bezpiecznej odległości ode mnie, oparł się łokciem o oparcie kanapy i wpatrywał się w punkt za mną. - Coś nie tak? - odkąd przekroczyliśmy próg jego mieszkania, zachowywał między nami dystans. Zupełnie nie wiedziałam z jakiego powodu. Jeszcze kilkanaście minut temu całowaliśmy się, jakby miało nie być jutra, a teraz sprawiał wrażenie spiętego.

- Nie, wszystko okej. Po prostu ostatnim razem, gdy tutaj byliśmy razem ... - na jego twarz wkradł się cień smutku.

- Chciałeś mnie wyrzucić ze swojego życia i wepchnąć w ramiona Lysandra. - dokończyłam, lekko prześmiewczym tonem.

- Tak ... tak bardzo mi wstyd Bree za moje zachowanie ... i ogólnie za wszystko. - podniósł kubek z herbatą, jakby próbował skupić uwagę na czymś innym. - To nigdy nie powinno się wydarzyć.

- Trzeba przyznać, że słaba z ciebie swatka. - zażartowałam mając nadzieję, że to polepszy mu humor.

- Całe szczęście. Gdy pomyśle sobie, że miałabyś być z Lysem ... mimo wszystko, to mój przyjaciel i szkoda by było gdybym był zmuszony się go pozbyć. - lekko się uśmiechnął.

- Przepraszam, że nie odbierałam twoich telefonów przez ostatni miesiąc ... - wypaliłam nagle.

- Przyznam, że jestem dosyć zaskoczony, że przyjechałaś. Oczywiście nie zrozum mnie źle. Nawet nie wiesz jaki szczęśliwy jestem, że tu jesteś, ale myślałem, że mnie ... nienawidzisz. - spuścił głowę i westchnął.

- Nawet gdybym starała się cię znienawidzić nie mogłabym bym. - delikatnie dotknęłam jego dłoni. On bez namysłu za nią złapał i pocałował jej wierzch. - Ostatnie miesiące były dla mnie ... trudne. Chociaż nie ... to zbyt mało powiedziane. To był koszmar na jawie. Gdy myślałam, że cię mam, ty mnie odepchnąłeś, mówiąc, że to rewanż za przeszłość. Wtedy umarła połowa mojego serca. - mówiłam, jak w transie, a Kastiel tylko mnie słuchał z bólem wypisanym na twarzy. - Krótko po tym dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie potrafię opisać, co wtedy czułam. Prawdopodobnie mieszankę szoku, strachu, niepewności, ale też odrobinę radości. To było twoje dziecko, które mimo wszystko powstało z miłości ... przynajmniej z mojej strony.

- Uwierz, że z mojej również. - wtrącił.

- Wtedy tego nie wiedziałam. W głowie ciągle huczały mi twoje słowa ,,Mówisz o miłości? Tylko się pieprzyliśmy. Nie miało to nic wspólnego z miłością.", dlatego tak zwlekałam z powiedzeniem ci o tym. Bałam się twojej reakcji. - czerwonowłosy pokręcił głową z zażenowania. - Ale, mimo to byłam przekonana, że gdy pewnego dnia zobaczysz to dziecko, dostrzeżesz w nim swoje odbicie i pokochasz je tak samo, jak ja. - zrobiłam chwilę przerwy, żeby się uspokoić. Kastiel widząc moją reakcję przysunął się bliżej i objął mnie ramieniem. To wystarczyło, żebym zebrała się na odwagę i kontynuowała rozmowę. - Przejdźmy do tamtego wieczoru w klubie ...

- Nie musimy o tym rozmawiać, jeśli nie chcesz. - czule pogłaskał moje ramię.

- Muszę to z siebie wyrzucić. Inaczej będzie mnie to prześladować  przez całe życie. 

- Dobrze, słucham. - pieścił kciukiem moje ramie dodając mi otuchy.

- Może zacznę od tego, że przepraszam, że dałam ci wtedy w twarz ... 

- Nie przejmuj się tym. W pełni na to zasłużyłem. Powinnaś przywalić mi jeszcze mocniej. - uśmiechnął się pocieszająco.

- Nie powinnam tego robić. Po prostu byłam na ciebie wściekła. Chciałeś ze mną porozmawiać, a ja zachowałam się jak wariatka. Targało mną wtedy tyle emocji. Jednocześnie cię kochałam i nienawidziłam. Brzydziłam się tobą, ale równocześnie nosiłam w sobie twoje dziecko ... nie potrafię tego racjonalnie wytłumaczyć .... przepraszam.

- Nic się nie stało. - pocałował moją skroń.

- W każdym razie po naszej ,,rozmowie" dostałam SMS-a od Nata ... sam wiesz jak sprawy się potoczyły. To wszystko stało się tak szybko i  ... - wspomnienia były zbyt silne i bolesne. Nie potrafiłam już tego kontrolować. Wybuchnąłem głośnym szlochem, chowając twarz w dłoniach. Łzy spływały po moich policzkach, niekontrolowanym strumieniem.

-  Ej, dziewczynko. Nie płacz. - zamknął mnie w swoim silnym, męskim, ale jednocześnie błogim uścisku.

- Do dzisiaj w głowie huczy mi dźwięk wystrzału ... po nocach śnią mi się ich twarze ... .

- Jestem tutaj. Nic ci przy mnie nie grozi. Nie pozwolę żeby ktoś kiedykolwiek ponownie cię skrzywdził, rozumiesz? - zmusił mnie żebym na niego spojrzała. Jego szare oczy, najczęściej mroczne i nieprzeniknione, teraz były pełne współczucia i miłości. Pocałował mnie, a dotyk jego ust odebrał wszystkie złe wspomnienia. Uspokoiłam się i wtuliłam się w jego tors. On delikatnie przeczesywał moje włosy palcami. Po dłuższej chwili, gdy rytm mojego serca się uspokoił, a łzy przestały spływać, wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy.

- Kiedy mnie postrzelił ...  - nerwowo przełknęłam ślinę. - ... myślałam, że umrę, a w głowie miałam tylko to, żeby cię znaleźć i ostatni raz spojrzeć w te oczy, których nie powstydziłby się sam diabeł. - moje kąciki lekko podniosły się w górę. - Kiedy trzymałeś mnie w ramionach, ja byłam już gdzieś daleko. Nie kontaktowałam, co się dzieję. Już nic mnie nie bolało, nic nie czułam, a ostatnie co zobaczyłam to twoja twarz. 

- Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem, że cię stracę Bree. - złożył pocałunek na moim czole i mocniej mnie przytulił, jakby bał się, że zaraz stąd zniknę.

- Potem okazało się, że poroniłam ... wtedy umarła też ta druga połowa mojego serca. Można pomyśleć, że był to tylko zlepek komórek, wielkości limonki, ale to było moje dziecko ... nasze. Kochałam je, czułam, że tutaj jest. Gdy o nim myślałam, wyobrażałam sobie, że będzie podobne do ciebie ... - mimowolnie dotknęłam swojego brzucha. - A gdy się obudziłam, już go nie było. Czułam się pusta ... Nie czułam smutku, żalu, czy złości. Nie czułam zupełnie nic... 

- Bree, tak mi przykro. - pogłaskał mój policzek.

- Codziennie przychodziłeś do szpitala i godzinami przy mnie siedziałeś, przepraszałeś, mówiłeś, że mnie kochasz, a ja ... słowa do mnie docierały, ale nie potrafiłam ich przetworzyć. Stało się zbyt wiele, żebym mogła wtedy rzucić ci się na szyję i zapomnieć.

- Rozumiem.

- Musiałam stąd wyjechać. Nie chodziło o ciebie. Nie chciałam uciec od ciebie. Po prostu wszystko mi przypominało, o tym co się stało. Musiałam zmienić otoczenie i przeżyć tą żałobę w samotności, poukładać to sobie w głowie. Przepraszam, jeśli poczułeś się odtrącony ... - pocałowałam go w policzek.

- To nie ty powinnaś przepraszać. Wszystko, co się wydarzyło było tylko i wyłącznie moją winą. Gdybym wtedy nie powiedział ci, że chodziło tylko o seks ...

- Kastiel, nie ma sensu zastanawiać się, co by było gdyby. Ostatecznie siedzimy teraz tutaj razem  i nie wiem jak ty, ale ja nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - spojrzałam na niego pełna nadziei.

- Żartujesz sobie? Szaleję za tobą od pięciu lat, a ty masz jakiekolwiek wątpliwości? Cokolwiek by się nie stało i tak do siebie wracamy. To coś więcej niż przeznaczenie. - oparł swoje czoło o moje. - Kocham cię, dziewczynko.

- Ja ciebie też, rudzielcu. - szybko cmoknęłam go w usta.

- Ehhh ... tym razem ci odpuszczę tego ,,rudzielca", ale następnym razem mogę nie być taki miły. - powiedział poważnym tonem, ale zaraz się uśmiechnął i mnie pocałował. - Chcę żebyśmy zaczęli z czystą kartą. Żeby nie było żadnych nieścisłości i niedomówień.

- To znaczy?

- Daję ci jedyną i niepowtarzalną szansę, żebyś mogła mi wygarnąć wszystko, co cię we mnie wkurzało przez ostatnie lata. Tym razem chcę zrobić wszystko, jak należy. Chcę żebyś była ze mną szczęśliwa, dlatego muszę wiedzieć, co cię raniło, irytowało i denerwowało.

- Oho, to czeka nas długa noc. - zaśmiałam się, a on zrobił fałszywie srogą minę, jednak też nie powstrzymał się od śmiechu.


Spędziliśmy kolejne godziny na wymienianiu się sugestiami, co powinniśmy zmienić w naszej relacji. Wylaliśmy wszystkie swoje żale i nie było w tym żadnej urazy. Oboje zaakceptowaliśmy swoje wady. Ja wyznałam Kastielowi, że zawsze irytowało mnie jego uciekanie od problemów. Gdy tylko zaczynaliśmy się sprzeczać on wychodził i trzaskał drzwiami. On stwierdził, że jestem uparta i nie potrafię przyznać się do winy.

- Co proszę? Ja jestem uparta? Spójrz na siebie. - walnęłam go poduszką leżącą na kanapie.

- I do tego ta agresja ... - udawał urażonego, ale chwilę później odwdzięczył mi się tym samym.


Potem rozmawialiśmy o jego trudności mówieniu o uczuciach.

- Powinien częściej ci mówić, co do ciebie czuję. Miałaś prawo czuć się niekochana. - westchnął.

- To wcale nie tak. Wiedziałam, że mnie kochasz. Nie mówisz o swoich uczuciach poprzez słowa, tylko przez czyny. Zawsze byłeś w stosunku do mnie opiekuńczy i troskliwy. Nawet, jak byłeś cholernie na mnie wkurzony, nigdy nie pozwalałeś mi samej wracać do domu. Odbierałeś mnie z każdej imprezy u Rozalii i ze stoickim spokojem znosiłeś moje humorki.

- Zasłużyłem na medal w kategorii ,,Opieka nad pijaną dziewczyną". - wyszczerzył się w zawadiackim uśmiechu. - Kto by pomyślał, że można zwymiotować do kwiatka ...

- Ha ha ha ...


Po kilku godzinach rozmów, zamilkliśmy i po prostu przytulaliśmy się, patrząc jedno na drugie i we własnym zakresie analizując, to co zostało przed chwilą powiedziane. Nie jestem w stanie  stwierdzić kiedy poczułam się senna i zasnęłam z głową opartą o jego tors. Pamiętam tylko, że w pewnym momencie poczułam, jak ktoś mnie unosi.

- Co się dzieję? - wymamrotałam nie otwierając oczu.

- Ciii... śpij dziewczynko.


Następnego dnia obudził mnie przyjemny zapach. Leniwie otworzyłam oczy, ale to co zobaczyłam przed sobą, natychmiast mnie rozbudziło. Przede mną stała taca wypełniona goframi z różnymi dodatkami. Musiałam przetrzeć oczy, żeby upewnić się, że to nie sen. Kastiel siedział na łóżku i obserwował sytuację z rozbawieniem.

- Dzień dobry. - powitał mnie uśmiechem. - Tak przypuszczałem, że jedyna rzecz, która jest  w stanie cię wyciągnąć z łóżka to jedzenie.

- To dla mnie?

- Miałem nadzieję, że dla nas, ale skoro wsuniesz sześć gofrów na raz to śmiało. - nie potrzebowałam dalszej zachęty. Spróbowałam pierwszego gofra z Nutellą.

- Mmmm ... - wymruczałam z uznaniem biorąc kolejnego gryza. - Możesz mnie codziennie budzić takimi śniadaniami.

- Jak sobie życzysz. - puścił mi oczko.

- Gdyby moja mama widziała, że jem w łóżku, zabiłaby mnie. Jest wyczulona na tym punkcie. - wtrąciłam w trakcie jedzenie kolejnego gofra, tym razem z bitą śmietaną.

- Jak dobrze, że jesteśmy u siebie i to my ustalamy zasady.

- U siebie? - zapytałam zdziwiona.

- Tak. Dzisiaj zrobię miejsce w szafach, żebyś mogła ułożyć swoje rzeczy.

- Czekaj ... co? - z wrażenia musiałam odłożyć gofra na talerz. - Chyba przegapiłam moment, w którym zgodziłam się z tobą zamieszkać. - Kastiel widząc moją reakcję głośno się roześmiał.

- Wiesz, że nie lubię takich oficjalnych banałów, ale okej ... dla ciebie zrobię wyjątek. - wstał z łóżka i uklęknął przy mnie. Złapał moją dłoń i zanurzył we mnie swoje spojrzenie. Moje serce zaczęło bić, jak szalone. Czy on właśnie planuje ...

- Co ... ty ... ?

- Brianno Lorren, czy uczynisz mi ten zaszczyt i ... - zrobił dramatyczną pauzę i nabrał powietrza. - ... zamieszkasz ze mną?

- Tak ...? - odpowiedziałam niepewnie, dalej będąc zażenowaną tym, że jeszcze chwilę temu myślałam, że chce się oświadczyć. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął pęk kluczy i położył na mojej dłoni. Lepiej się im przyjrzałam. Był do nich przyczepiony breloczek z misiem trzymającym serce z napisem ,,I love you". To tak bardzo nie pasowało do Kastiela, że nie mogłam powstrzymać chichotu.

- No co? Wczoraj zarzuciłaś mi, że nie jestem romantyczny, więc proszę ... - zaczął oburzony.

- Nie, to nie tak. Jest idealny. Dziękuję. - cmoknęłam go w usta, ale nie wydawał się przekonany, więc całowałam go tak długo, aż na jego twarzy nie pojawił się uśmiech. - Czy to znaczy, że jestem twoim misiaczkiem? - zapytałam rozbawiona.

- Patrząc, na to jak usmarowałaś się tymi goframi, możesz być co najwyżej prosiaczkiem.

- Ej!

- Już dobrze, dziewczynko. - nim zdążyłam odpyskować i rzucić w niego wiązanką obelg, cmoknął kącik moich ust, gdzie znajdowały się resztki czekolady. Próbowałam zachować groźną minę, ale nie potrafiłam długo wytrzymać presji, jakie wywierało jego czułe spojrzenie i słodki uśmiech.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro