22. ,,Staram się Ciebie nie kochać ..."
POV Rozalia
- Hmm ... ciągle się waham między srebrzystą nocą, a koronkową bielą. - rozłożyłam przed dwójką moich najlepszych przyjaciół wzorniki farb.
- Roza te kolory wyglądają identycznie!
- Skup się Alexy! Tu chodzi o kolor pokoju mojego dziecka. Musi być idealnie. Bardziej zwracam się w stronę koronkowej bieli, zważając na to, że chcę wprowadzić do wnętrza trochę srebrnych dodatków. A ty co myślisz Brianna?
- ... - blondynka pomimo, że siedziała z nami przy jednym stoliku, w jednej z kawiarni, była całkowicie nieobecna duchem. Już od dobrej pół godziny siedziała i kontemplowała wzorek na kawie, jaki barman stworzył za pomocą mleka.
- Ziemia do Brianny! - pomachał jej przed nosem niebieskowłosy, a ona w końcu wróciła do żywych.
- Tak ... - powiedziała cicho.
- Nie takie było pytanie ... - powiedziałam już lekko poirytowana jej obojętnością na otaczający ją świat. - Pytałam o kolor farb do pokoju mojego dziecka, a twojego chrześniaka! - razem z Leo ustaliliśmy, że rodzicami chrzestnymi naszego maleństwa zostaną Brianna i Lysander. Tak bardzo nie mogłam się już doczekać!
- Och ... cokolwiek wybierzesz na pewno będzie świetne. Masz bardzo dobry gust. - na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, ale natychmiast wróciła do poprzedniego stanu apatii.
Wzięłam folder, w którym zbierałam inspirację do pokoju naszego maluszka i z trzaskiem uderzyłam nim o stół, co spowodowało wylanie się cieczy z jej filiżanki, w którą tak uparcie się wpatrywała. Spojrzała na mnie zszokowana. Nareszcie udało mi się zwrócić jej uwagę.
- Brianna ... - zaczęłam stanowczo. - Po kilku godzinach namawiania cię w końcu zgodziłaś się wyjść ze swojej jaskini - twojego pokoju w akademiku, z którego nie wychodziłaś od miesiąca. Spójrz na siebie ... wyglądasz jak wrak człowieka. Gdzie ta radosna, uśmiechnięta Brianna? Chcieliśmy sprawić ci przyjemność tym spotkaniem, a ty traktujesz nas jak powietrze. Rozumiem, że jesteś smutna z powodu... - Alexy energicznie pokręcił głową na znak żebym nie drążyła tematu. - ... Kastiela, ale chyba nie będziesz się dołować z powodu jakiegoś faceta i ignorować przyjaciół, którzy stają na głowie, żeby poprawić ci humor?! - może mój ton był zbyt surowy, ale musiałam nią wstrząsnąć. Głaskanie po główce i powtarzanie jak mantry ,,wszystko będzie dobrze" nie skutkowało. Potrzebowała silniejszego bodźca.
- Roza, daj jej spokój ... - Alexy patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Nie ma mowy! Dosyć tego dołowania się. Tego kwiatu jest pół światu. Nie on, to będzie następny. Nie traktuj go jakby był ostatnim facetem na ziemi! Jesteś młoda, piękna, inteligentna, zabawna i mogę cię zapewnić, że wkrótce poznasz kogoś, przy kim zapomnisz o tym idiocie i będziesz się z tego śmiała. - po chwili ciszy podniosła na mnie wzrok, który był przepełniony bólem i smutkiem.
- Nic nie rozumiesz ... - wyszeptała.
- To mi wytłumacz, o co chodzi. Od kilku tygodni próbujemy od ciebie wyciągnąć, co się stało między tobą, a Kastielem, a ty ... - Brianna gwałtownie wstała, potrącając stolik i złapała się za brzuch, a jej całe ciało wstrząsnęło się, jakby w odruchu wymiotnym. Nim zdążyliśmy zareagować pobiegła w kierunku toalety.
- Ehhhh ... biedna, to pewnie przez stres. Źle to znosi, a ty zamiast ją pocieszyć robisz jej wyrzuty. - westchnął Alexy i spojrzał z nostalgią, na miejsce, które jeszcze przed chwilą zajmowała blondynka.
- Musi się otrząsnąć. Nie będzie do końca życia leżała w swoim łóżku, w rozciągniętej bluzie i płakała w poduszkę za tym idiotą.
- A jednak tak jest i nie zapowiada się na to, że szybko jej przejdzie. Rozmawiałem z Chani i ona również potwierdziła, że sytuacja jest nieciekawa ... Brianna nie je, nie wychodzi z pokoju, jest bierna na wszystko i wszystkich ... zupełnie jak zombie.
- Tak ... Lysander wygadał się przy Leo, że próbował zaprosić ją na randkę ...
- O i jak to się skończyło? - Alexy z zaciekawieniem przysunął się w moją stronę i czekał wyczekująco na moją relację.
- Jak możesz się spodziewać nie za dobrze. Nim zdążył wypowiedzieć zdanie ,,Może pójdziemy na kolację?", rozpłakała się jak dziecko i wyrzuciła, go z pokoju.
- Uuu to musiało zaboleć ...
- Biorąc pod uwagę, że podobała mu się od liceum? Tak zabolało. Wrócił na farmę jeszcze tego samego dnia.
- Musimy coś wymyślić żeby poprawić jej humor.
- Zakupy? - podałam pierwszą propozycję jaka przyszła mi na myśl.
- W obecnej sytuacji? Myślę, że to kiepski pomysł ... - Alexy oparł się łokciami o blat stoliku i westchnął zrezygnowany. - A może wszystkich zebrać i pójść na imprezę?
- Dla ciebie impreza jest lekarstwem na wszystko. - odpowiedziałam z wyrzutem, ale po chwili przyszło mi na myśl, że spotkanie z przyjaciółmi może wpłynąć zbawiennie na ból po rozstaniu. - Wiesz co? Może to nie takie głupie ...
- Wiem, że jestem geniuszem. - wyszczerzył się niebieskowłosy.
- Problem w tym, że nie mam teraz czasu, żeby to zorganizować ... ciąża, remont domu ..
- Spokojnie. Zostaw wszystko na mojej głowie. - z entuzjazmem klasnął w dłonie. Bez wątpienia jest w swoim żywiole.
- Tylko dopilnuj, żeby nie było tam Kastiela! Musimy zaleczyć jej rany, a nie je rozdrapywać.
- Tak jest, szefowo! Znam nawet świetne miejsce, gdzie żaden ex nam nie przeszkodzi.
POV Brianna
Kilka dni później.
- Alexy, nie jestem pewna, czy chcę tam iść. Wrócę do akademika, a wy bawcie się dobrze beze mnie. - próbowałam się uwolnić z uścisku jego dłoni na moim nadgarstku, jednak był silniejszy. Poza tym i tak nie miałam możliwości ucieczki. Z każdej strony otaczali mnie Priya, Chani i Morgan. Reszta miała czekać na nas w środku.
- Nie ma mowy! Operacja ,,zapomnij o swoim durnym ex" się rozpoczęła i nie możesz zrezygnować!
- Ehhh ... - pozwoliłam mu się zaciągnąć do klubu, który powstał na miejscu jakiejś starej fabryki. Nie powiem, wnętrze zrobiło na mnie duże wrażenie. Styl industrialny zdecydowanie był w moim guście. Gdyby jeszcze nie ta głośna muzyka, światła reflektorów i tłum ludzi, którzy sprawiali, że nie mogłam się dostatecznie skupić na podziwianiu ceglanych ścian, pozostałości starych maszyn i licznych metalowych konstrukcji. Może gdyby nie ta cała sytuacja z .... NIM, to mogłabym się dzisiaj całkiem dobrze bawić, ale na chwilę obecną nie było to możliwe. Nie miałam ochoty tu dzisiaj przychodzić, jednak pod wpływem maślanych oczów Alexyego i Chani zgodziłam się, czego teraz cholernie żałowałam. Przeciskaliśmy się przez zatłoczony parkiet, co wcale nie było takie proste. Nie zliczę ile razy zostałam popchnięta, czy pociągnięta. W końcu udało nam się wydostać z tłumu szalejących ludzi i dostać się do Rozalii i Leo, którzy zajęli dla nas stolik.
- Hej piękna! Witaj wśród żywych. - przyjaciółka powitała mnie cmoknięciem w policzek.
- Cześć ... - powiedziałam cicho. Pobieżnie powitałam się też z jej chłopakiem, wyciągając w jego kierunku dłoń.
- O nie! Nie chcę dzisiaj widzieć tej zdołowanej miny! Dzisiaj się bawimy! - rzuciła mi surowe spojrzenie. - Co prawda ja, ze względu na swój stan ... - dyskretnie pogłaskała się po brzuchu, co natychmiast wyłapałam. - ... muszę się oszczędzać, ale wy bawcie się do woli!
- Zamówiłem już pierwszą partię drinków! - Leo wskazał na leżącą na stoliku tacę z różnobarwnymi napojami wysokoprocentowymi, a ja spojrzałam na nie z pewną obawą.
- Brianna, coś nie tak? - zapytała Priya z troską dotykając mojego ramienia.
- Nie ja ... dzisiaj odpuszczam sobie alkohol. - przełknęłam nerwowo ślinę.
- No co ty! Taka zawodniczka jak ty? Z nami się nie napijesz?! - zawołał Alexy, a Morgan szturchnął go łokciem.
- ... Jestem na lekach. - podałam pierwszą wymówkę, jaka przyszła mi na myśl, a Chani spojrzała na mnie porozumiewawczo i uśmiechnęła się jakby chciała dodać mi otuchy.
Parę godzin później wieczór się rozkręcił i nawet przyłapałam się na tym, że parę razy się zaśmiałam, co nie zdarzyło się odkąd ... Nie, nie będę teraz o tym myśleć. Jutro znowu będę mogła zamknąć się sama ze sobą w czterech ścianach, ale dzisiaj nie chcę zawieść przyjaciół. Widzę, jak wszyscy się starają, abym czuła się dobrze. Nikt nawet nie napomknął o NIM. Pewnie Roza przed spotkaniem wytyczyła każdemu konkretne instrukcję, jakich tematów nie powinni poruszać w mojej obecności. Ta myśl mnie rozbawiła. Kontynuowaliśmy rozmowy na przeróżne tematy, a ja powoli sączyłam sok przez słomkę ciesząc się tą odmianą, po ostatnim miesiącu ciągłego płaczu i użalania się nad sobą. Ku niepocieszeniu kilkudziesięciu ludzi na parkiecie DJ przestał grać i w klubie nastała cisza, przerywana jedynie dźwiękami niezadowolenia, głośnymi gwizdami i okrzykami w stylu ,,GRAAAJJJ!". Dobrą chwilę musiał uspokajać rozjuszony tłum.
- Dzisiejszego wieczoru mamy dla was niespodziankę! - zaczął mówić przez mikrofon, co trochę uspokoiło imprezowiczów. - Co powiecie na ... - zrobił dramatyczną przerwę. - CROWSTORM! - tłum dosłownie oszalał, głośno wiwatując i krzycząc, a ja zamarłam. Przyjaciele spojrzeli na mnie z przerażeniem, ale też z współczuciem. Atmosfera stała się bardzo niezręczna.
- Wychodzimy! - powiedziała stanowczo Roza. Wszyscy zaczęli się zbierać, ale ich powstrzymałam.
- Nie, jest okej. Zostańmy. - nie chciałam innym psuć wieczoru, chociaż najchętniej zapadłabym się pod ziemię i sprawiła, że wszyscy zapomnieliby o moim istnieniu.
- Jesteś pewna? - zapytał zatroskany Alexy, a ja pokiwałam głową i wymusiłam fałszywy uśmiech na swoich ustach.
Zapadła ciemność, a oświetlona była tylko scena. Można było dostrzec już cztery sylwetki muzyków, którzy stali tyłem do publiczności. Jeden z nich wyróżniał się na tle innych. Wysoki, dobrze zbudowany, o czerwonych włosach ... patrzyłam na niego z nostalgią i poczułam się dokładnie tak samo, jak kilka miesięcy wcześniej, gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, po moim powrocie. Tak samo jak wtedy czułam ... bezsilność, poczucie porażki, samotność, tęsknotę ... Mimowolnie w moich oczach pojawiły się zalążki łez. Poczułam na swojej dłoni dotyk Alexyego. Podniosłam wzrok, a on patrzył na mnie z politowaniem i wyglądał jakby zaraz chciał mi złożyć kondolencje. Można było usłyszeć pierwsze dźwięki muzyki. Wszędzie poznałabym te precyzyjne, czyste, dźwięczne tony gitary elektrycznej. Mogłabym wiele mu zarzucić, ale jeśli chodzi o muzykę robił to cholernie dobrze, a w dźwiękach jakie wydawał można było bez problemu wyczuć ile pasji w to wkłada. Zaśpiewał pierwsze słowa piosenki.
"Wołasz mnie
A ja upadam do twych stóp
Jak ktoś mógłby prosić o więcej?
I czas spędzony osobno
Jak sztylety w mym sercu
Jak ktoś mógłby prosić o więcej?
Jeśli jest pigułka,
Która pomoże mi zapomnieć
Bóg wie, że jeszcze jej nie znalazłem
Chociaż bardzo bym chciał
Boże, staram się...
Ponieważ starając się Ciebie nie kochać
Tylko bardziej się pogrążam
Staranie się by Cię nie potrzebować
Rozrywa mnie na strzępy
Nie widząc iskierki nadziei nadal leżę tu na podłodze i wciąż próbuję
Sam nie wiem po co
Ponieważ to, że staram się Ciebie nie kochać
Tylko sprawia, że kocham Cię jeszcze bardziej..."
Od razu zorientowałam się, że to ta sama piosenka, którą kilka tygodni temu znalazłam w jego notesie. Wtedy miała zaledwie jedną zwrotkę i refren. Najwyraźniej ją dokończył ... wtedy myślałam, że piszę ją dla mnie. Ale byłam głupia ...
"I ten rodzaj bólu
Tylko czas może uleczyć
Dlatego coraz trudniej jest mi pozwolić Ci odejść
Nie mogę nic zrobić Bez myślenia o Tobie
Dlatego coraz trudniej jest mi pozwolić Ci odejść"
- Kłamca .... - wyszeptałam wściekle do siebie, ale najwyraźniej wszyscy to usłyszeli, bo spojrzeli na mnie nerwowo i oczekując, że pewnie rzucę w Kastiela szklanką, czy czymkolwiek ze złości.
- Brianna, jeśli chcesz naprawdę możemy się przenieść, gdzieś indziej. To nie jest jedyny klub w mieście. - zaproponował ostrożnie Morgan.
- Nie. Chętnie posłucham tych kłamstw. - ponownie skupiłam swoją uwagę na słowach piosenki.
"Więc siedzę tu podzielony
Mówiąc sam do siebie,
Czy chodzi o coś, co zrobiłem?
Czy był ktoś inny?
Kiedy głos zza pleców,
Który walczył ze łzami,
Usiadł tuż obok mnie
I wyszeptał mi do ucha
Więc bardzo chciałbym Ci powiedzieć
Że próby by Cię nie kochać
Nic nie dały
Staranie się by Cię nie potrzebować
Rozrywało mnie na strzępy,
Teraz widzę iskierkę nadziei,
O którą walczymy
I jeśli będziemy nadal próbować
Możemy być czymś więcej
Ponieważ to, że staram się Ciebie nie kochać
Tylko sprawia, że kocham cię jeszcze bardziej..."
- Pff ... - sarkastycznie się zaśmiałam i upiłam duży łyk soku, żałując, że nie ma w nim czegoś mocniejszego. - Pójdę do toalety. - Wstałam ze swojego miejsca, a razem ze mną automatycznie wszystkie dziewczyny. - Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się życzliwie i udałam się w poszukiwaniu ustronnego miejsca.
Teraz gdy byłam sama mogłam w pełni skupić się na tym jak bardzo nienawidzę ....
- Kastiel był świetny!
- Taaak i jest mega przystojny! - piszczały jakieś dziewczyny, które stały przed lustrem w damskiej toalecie. Gdyby tylko wiedziały jakim dupkiem jest ich ideał. Rozczulały się nad nim bez przerwy, a ja z trudem starała się opanować mdłości. Gdy w końcu przestały się nad nim rozpływać i wyszły z pomieszczenia mogłam sama zostać ze swoimi myślami, oparłam się dłońmi o krawędź umywalki i z zniesmaczeniem spojrzałam na swoje odbicie. Sama dałam się nabrać i uwierzyłam, że jest ideałem. Ale byłam głupia ... Dałam się podejść, jak dziecko. Jak zwykle wygrał i ma wszystko, a ja zostałam z niczym. No może nie do końca ...
Przez chwilę wpatrywałam się w lustro myśląc o tym wszystkim, co się stało przez ostatnie kilka miesięcy. Wróciłam do miasta, odzyskałam przyjaciół, poznałam Chani, zdążyłam się uwikłać w szemrane interesy Nataniela, a co najważniejsze, po tylu latach, spotkałam Kastiela i uświadomiłam sobie, że nigdy nie przestałam go kochać, po czym bezpowrotnie go straciłam. Nawet teraz, pomimo tego co mi zrobił, nie potrafię ze stuprocentowym przekonaniem powiedzieć ,,Już go nie kocham". Złamał mi serce po raz drugi, a ja jak naiwna gimnazjalistka nadal coś do niego czuję. Czy to kiedykolwiek się skończy? Czy kiedyś będę mogła się obudzić bez myśli, jak cholernie mi go brakuję? Mimowolnie dotknęłam swojego brzucha i wiedziałam, że to nigdy się nie stanie. Kastiel Veilmont będzie mnie prześladował do końca moich dni.
Po tej chwili kontemplacji postanowiłam wziąć się w garść i wrócić do znajomych. Znając Rozalię pewnie myśli, że zaginęłam w tłumie i zaczęła poszukiwania z listem gończym w dłoni. Szybko poprawiłam makijaż i zarzuciłam włosy do tyłu. Wychodząc z łazienki z impetem wpadłam na faceta przechodzącego obok. Straciłam równowagę i złapałam się jego kurtki, żeby uchronić się przed upadkiem.
- Och przepraszam! - spojrzałam na skórzaną ramoneskę, która wydawała się dziwnie znajoma.
- Nie przepraszaj. To moja wina. - powiedział skruszony. Wszędzie poznam ten głos ... Moje ciało zaczęło się niekontrolowanie trząść i natychmiast puściłam skórzany materiał i nie patrząc mu w twarz, chciałam się jak najszybciej oddalić. - Bree, zaczekaj!
Nie, nie, nie ... nie chcę ... nie mogę z nim rozmawiać. Przyspieszyłam kroku.
- Brianna, do cholery! Porozmawiaj ze mną. - gwałtownie mnie pociągnął, przez co wykonałam obrót o 180 stopni i zderzyłam się z jego klatką piersiową. Przez chwilę walczyłam z nim, starając uwolnić się od jego uścisku, jednak nie miałam z nim szans. Przewyższał mnie o głowę i miał o wiele więcej siły. - Przestań wierzgać! Chcę tylko pogadać.
- Pogadać? O czym? O tym jakim dupkiem jesteś?! - przestałam się wiercić i skrzyżowałam ręce na piersiach, chyba w geście obronnym.
- To już wiem. - przez moment na jego ustach zagościł lekki uśmiech, ale natychmiast spoważniał. - Co się z tobą dzieje? Dzwoniłem i pisałem do ciebie, a ty nie dawałaś znaku życia. Martwiłem się .... - przez chwilę wydawało mi się, że to co mówi jest prawdą, ale nagle przypomniałam sobie, jak mnie potraktował tamtego poranka.
- Ochh, martwiłeś się o mnie. Jesteś taki uroczy. Prawdziwy przyjaciel z ciebie. Zaraz się rozpłaczę ze wzruszenia. - użyłam najbardziej sarkastycznego tonu, na jaki mogłam się zdobyć.
- Bree ... masz prawo być zła, ale ....
- Zła? Zła?! Jestem na ciebie wściekła Kastiel! Nie chcę cię znać! - gwałtownie próbowałam się wyrwać, ale bez większego trudu mnie powstrzymał.
- Ja ... przepraszam ...
- Wiesz, co możesz zrobić z tym marnym przeprasza? Wsadzić je sobie w ... - nie pozwolił mi dokończyć.
- Bree, to naprawdę nie tak. Nic z tego, co wtedy powiedziałem nie było prawdą. Zrobiłem to, bo ...
- Nie obchodzi mnie to Kastiel. Słowa zostały wypowiedziane. Zrozumiałam, że w twoich oczach jestem tylko bezwartościową dziwką, która rozkłada nogi przy pierwszej lepszej okazji. Dosadnie mnie w tym upewniłeś! - parę osób, które przechodziły obok nas spoglądały na nas z zaciekawieniem.
- Wcale tak nie myślę! Czy możesz przez chwilę mnie posłuchać? Próbuję ci wytłumaczyć ... - moje nerwy właśnie osiągnęły apogeum. Nie wytrzymałam tego i zanim to przemyślałam, wymierzyłam uderzenie z otwartej dłoni w jego prawy policzek. Kastiel spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a ja oszołomiona tym, co właśnie zrobiłam odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec. Dopiero, gdy upewniłam się, że nie ma go w zasięgu pola mojego widzenia, zatrzymałam się i oparłam o ścianę. Wzięłam kilka głębokich oddechów żeby uspokoić bicie serca? Czy ja właśnie uderzyłam Kastiela? Boże ... Nie dało mi to tyle satysfakcji, na ile liczyłam. Myślałam, że poczuję się lepiej, ale tak nie było. Czułam się jeszcze gorzej. Może jestem zaślepiona swoją głupią, naiwną miłością, ale w jego oczach widziałam prawdziwy smutek i żal. Może mogłam zostać i wysłuchać co ma mi do powiedzenia? Nie. Zrobiłam to, co było trzeba. Zasłużył na to ... Tak, na pewno tak jest. Więc, dlaczego mam teraz wyrzuty sumienia? Złapałam za dłoń, która nadal piekła od impetu uderzenia.
- Brianna, co ty tutaj robisz? - podskoczyłam myśląc, że to znowu czerwonowłosy jegomość, ale z ulgą odkryłam, że to tylko Nataniel. - Wszystko dobrze? Wyglądasz jakbyś wróciła ze spotkania z szatanem czy coś.
- Można tak powiedzieć.
- To ... co u ciebie? Dawno cię nie widziałem.
- Szczerze? Wszystko sypie się jak domek z kart. - wykrzywiłam usta w nieszczerym uśmiechu.
- Rzeczywiście nie wyglądasz zbyt dobrze.
- Dzięki ... dziewczyny lubią to słyszeć. - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Nie chodzi o to ... jesteś piękna, jak zwykle. - przez chwilę wpatrywał się w moje oczy z rozmarzeniem. - Po prostu wyglądasz na przygnębioną. Czyżby to miało związek z moim ulubionym rockmenem? - zapytał szczerząc się, jakby porażka Kastiela sprawiała mu przyjemność.
- Może ... ale wolałabym o tym nie rozmawiać. Lepiej opowiedz mi, jak rozwinęła się sytuacją z ... twoją pracą. - zniżyłam głos do szeptu.
- Nie chcę niczego zapeszać, ale wszystko idzie w dobrym kierunku. Nawiązałem parę kontaktów. Myślę, że za parę tygodni będę mógł zacząć nowe, normalne życie. - na jego twarzy dostrzegłam wyraz ulgi.
- To naprawdę świetnie. - posłałam mu życzliwy uśmiech.
- Dziękuję ci. Gdyby nie ty ... - podrapał się po głowie, a na jego policzkach pojawiły się purpurowe plamy. Wygląda uroczo, gdy się wstydzi. Zupełnie jakby na chwilę wrócił Nataniel z dawnych lat; skromny, opanowany, wstydliwy, rozważny przewodniczący szkoły.
- Daj spokój. Nic nie zrobiłam.
- Zmotywowałaś mnie do zmiany. Nie wiem jak ci się odwdzięczyć.
- Hmmm, mam parę pomysłów. - próbowałam zażartować i się zaśmiać, ale wydarzenie sprzed chwili dalej tłamsiło wszystkie moje myśli.
- Więc, skoro w końcu pozbyłaś się tego idioty ze swojego życia to ... - nim skończył położyłam palec na jego ustach. Wiedziałam do czego zmierzał i nie chciałam go ranić odmową i odrzuceniem.
- Nie rób tego, proszę. Nie chcę cię stracić jako przyjaciela.
- Ehhh, nie ma to jak utknąć w friendzonie. Ale gdybyś zmieniła zdanie ... - pokręciłam głową. - Będę czekał.
- Jesteś uroczy. - zaczepliwie pogłaskałam jego policzek i pożegnałam się z nim.
Minęło już dobre pół godziny odkąd wyszłam do toalety. Naprawdę powinnam wrócić do stolika. W innym przypadku zaraz zaczną mnie szukać, a Rozalia na pewno szykuję już przemowę, jaka jestem nieodpowiedzialna, że tak długo mnie nie było. Jeszcze raz spojrzałam na swoją dłoń, która jeszcze pięć minut temu spoczęła na policzku Kastiela ... przed oczami nadal miałam obraz jak chwyta się za policzek i patrzy na mnie z zszokowaną miną. Nie spodziewałam się, że będę się z tym czuła, aż tak źle. Może to głupie ... żałuję swojego ex, który całkowicie na to zasłużył. Byłam już parę metrów od stolika, widziałam roześmiane twarze przyjaciół, gdy usłyszałam, że mój telefon wibruję w torebce. Bez zastanowienia sięgnęłam po niego. To była wiadomość od Nata. Uśmiechnęłam się na myśl, że to pewnie jakaś głupia wiadomość z jakimś słabym tekstem na podryw, ale ku mojemu zdziwieniu treść wiadomości brzmiała ,,Brianna, pomóż mi, szybko." Zdezorientowana spojrzałam wokół siebie, wypatrując Nata w tłumie ludzi, jednak nie dostrzegłam jego blond czupryny. Bez wahania odpisałam ,,Co się stało? Gdzie jesteś?". W co on znowu się wpakował? Nie musiałam długo czekać na odpowiedź; ,,Na tyłach klubu są opuszczone pomieszczenia. Pośpiesz się.". Nerwowo spojrzałam w kierunku przyjaciół, zastanawiając się czy nie powinnam ich uprzedzić, ale stwierdziłam, ze tylko by mnie spowolnili niepotrzebnymi pytaniami, a z wiadomości Nata wynika, że zależy mu na czasie.
Po kilku minutach w końcu natrafiłam na miejsce, które faktycznie wyglądało jakby nikt tu nie zaglądał od dłuższego czasu; masa pajęczyn, liczne zacieki na ścianach i zapach stęchlizny unoszący się w powietrzu ... to wszystko wywoływało ciarki i chęć natychmiastowej ucieczki. Przez chwilę wahałam się, czy nie zawrócić, ale usłyszałam parę męskich głosów, gdzieś z oddali.
- Nat?! - zawołałam niepewnie, jednak nie dostałam żadnej odpowiedzi. Powtórzyłam wołanie i tym razem usłyszałam kroki. Było ciemno i nie byłam w stanie zlokalizować, kto podąża w moją stronę.
- Witam piękną nieznajomą. - z cienia wyszła postać wysokiego, umięśnionego mężczyzny, o kruczoczarnych włosach. - A może jednak znajomą. Cieszę się, że w końcu mogę cię poznać Brianno. - wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu. - Tak wiele o tobie słyszałem. Plotki nie kłamią ... - zmierzył nie wzrokiem. - ... jesteś niesamowita.
Gdy na jego twarz padła struga światła zauważyłam blizny na jego twarzy, które jednak nie odbierały mu urody. Nigdy wcześniej, go nie widziałam i chyba wolałabym gdyby tak pozostało. Wyglądał, jak postać przystojnego, charyzmatycznego seryjnego zabójcy z filmów kryminalnych.
- Kim jesteś? - zrobiłam parę kroków w tył, ale stojący za mną stary mebel uniemożliwił mi zachowanie bezpiecznej odległości od nieznajomego.
- Ach tak, gdzie moje maniery ... - zbliżył się, wziął moją dłoń i złożył na niej teatralny pocałunek. Nie był agresywny, ale nie czułam się w jego towarzystwie bezpiecznie. - ... Orlando Valachi, dla przyjaciół Olly. Niezmiernie mi miło, moja pani. - w ekspresowym tempie wyślizgnęłam swoją dłoń z jego uścisku, na co on tylko się zaśmiał. - Och spokojnie kochanie. Nic ci nie grozi z mojej strony. Proszę tylko o współpracę.
- Współpracę?
- Tak, widzisz ... - założył mi za ucho pasmo włosów, które opadało mi na twarz. - ... twój Nataniel zrobił się ostatnio bardzo ... zbuntowany. Jest jak ta mała, biedna owieczka, która próbuję odłączyć się od swojego stada. Nie wie jakie są konsekwencje takiej ucieczki. Zapewniam cię, że są bardzo nieciekawe, a przecież nie chcemy skazać owieczki na rzeź. - poczułam jego oddech na swojej szyi. - Mam głęboką nadzieję, że pomożesz mi mu to wytłumaczyć i razem skierujemy go na właściwy tor.
- ... - zanim cokolwiek powiedziałam wzięłam głęboki wdech. - Ja ... uważam, że Nataniel podjął właściwą decyzję.
- Tak, rozumiem. - zaśmiał się. - Wolałabyś żeby twój facet miał stabilną pracę w korporacji, z ustalonymi godzinami, urlopami, ale nie uważasz, że to byłoby nudne? Gdzie ryzyko, adrenalina i życie na krawędzi? Z pewnością Nat straciłby swój pazur. A przecież kobiety to uwielbiają ... niegrzecznych chłopców. Mylę się? - przejechał kciukiem po moim policzku.
- Nat nie jest moim facetem. Tylko się przyjaźnimy. - moje słowa doprowadziły go do śmiechu, jednak zaraz jego mina przybrała surowy wyraz.
- Nie kłam. Wiemy jak cenna dla niego jesteś. I jeśli nie będziesz chciała współpracować, wykorzystamy to na naszą korzyść. Uwierz mi, że z niechęcią będę ranić tak piękną osóbkę jak ty.
- Nie możesz ... - spojrzałam za siebie szukając drogi ucieczki.
- Nie? Założymy się? - w jednej chwili mocno chwycił mnie w tali i znalazł się za mną. Jego palce wbijały się w moje żebra. Miałam wrażenie, że bez trudności byłby w stanie je zmiażdżyć. - Pójdziesz teraz ze mną. Porozmawiamy z twoim ukochanym i przekonamy go, że próba ucieczki od naszej organizacji to najgorszy błąd jego życia.
- Nie, proszę ...
- Spokojnie maleńka. Nic ci się nie stanie. Nawet nie wiesz jakie masz szczęście. Jesteś cholernie seksowna, a ja nie miałem kobiety od tygodnia. Nie krzywdzi się czegoś, co można potem wykorzystać prawda? - uderzył mnie w pośladek, a ja krzyknęłam. - Zapewniam cię, że tej nocy będziesz krzyczeć jeszcze głośniej. Kto wie ... jeśli się sprawdzisz może zostaniesz ze mną na dłużej. - już miałam rzucić w niego wiązanką przekleństw kiedy zatkał mi usta swoją dłonią, po czym zaczął mnie prowadzić w tylko sobie znanym kierunku ...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro