21. ,,Mówisz o miłości? Tylko się pieprzyliśmy"
Obudziły mnie promienie słońca, padające prosto na moją twarz, zza okna. Ziewnęłam i z trudem otworzyłam oczy, przeciągając się przy tym i szukając dłonią ciała Kastiela. Jednak miejsce obok mnie było puste. Pewnie wstał i przygotowywał dla nas śniadanie, jak to zwykle miało miejsce. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Mogłabym się do tego przyzwyczaić - ja, on, mieszkanie ze sobą, wspólne posiłki i chwile tylko we dwoje. Ehhh... a to wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Już od tak dawna o tym myślę, a samym myśleniem nic nie zdziałam. Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Wykonałam rutynową poranną toaletę, a stojąc przed lustrem zaczęłam w głowie układać różne scenariusze, jaka będzie reakcja Kastiela, kiedy przyprę go do muru i wyznam, że ....no właśnie ... że go kocham. Posłałam uśmiech do swojego odbicia w lustrze. Kocham go! Jak kiedykolwiek mogłam w to zwątpić i oszukiwać się, że jest inaczej. Kiedy się rozstaliśmy nie chciałam nikogo innego w swoim życiu. Nie wyobrażałam sobie, że jakiś inny mężczyzna mógłby mnie dotykać, całować przytulać .... ta rola była zarezerwowana tylko dla Kastiela. Z całą pewnością jest ,,tym jedynym". Nie chcę już dłużej tego ukrywać. Potrzebuję go. Jest dla mnie jak powietrze - bez niego nie istnieje. Tylko on potrafi sprawić, że czuję się bezpieczna, kochana, potrzebna ... Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Po prostu ... kocham go. Zdaję sobie sprawę, że ten związek nie będzie należał do najłatwiejszych, zważając na specyfikę jego pracy. Koncerty, trasy, nagrania, natarczywi fani, dziennikarze ... , ale czuję się gotowa na to poświęcenie. Z całą pewnością Kastiel jest tego warty, a każda chwila spędzona z nim będzie mi to wynagradzać.
Wyszłam z łazienki, poprzednio owijając się w ręcznik. Czuję, że po tym, co mu wyznam, ubrania nie będą mi potrzebne. Już ja o to zadbam. Boże, Brianna skup się. Najpierw wyznanie, a potem pieczętowanie oficjalnego związku. Muszę obmyślić plan działania. Co powinnam zrobić? Jak się zachować? Co powiedzieć? A może powinnam zrobić to spontanicznie i po prostu wyznać mu, co czuję bez większych komplikacji. Ehhh... po prostu zdam się na instynkt i będę improwizować.
Wychodząc z sypialni, o dziwo, nie poczułam zapachu ani smażonych jajek, ani rogalików, jak to zwykle miało miejsce. W zamian za to uderzył mnie zapach dymu papierosowego. Zdziwiłam się, ponieważ z tego, co mi wiadomo Kastiel rzucił palenie kilka lat temu, ze względu na swój głos, o który teraz bardzo dbał. Trochę zdziwiona, weszłam do kuchni, ale nie zastałam go tam. Przez moje ciało przeszły dreszcze, spowodowane chłodem bijącym od otwartych drzwi prowadzących na taras. Bez zastanowienia zajrzałam tam i znalazłam swoją czerwonowłosą zgubę. Siedział tam, na jednym z foteli i patrzył na panoramę miasta, paląc fajkę, a w drugiej ręce trzymając szklankę z bursztynową cieczą, co prawdopodobnie było whiskey. Wyglądał jakby nie przespał całej nocy - był nienaturalnie blady, miał wory pod oczami, włosy w nieładzie, a jego spojrzenie było zamglone.
- Więc to tak gwiazdy rocka rozpoczynają swój dzień? Papierosy i whiskey? - zapytałam, krzyżując ręcę na piersi. Na dźwięk mojego głosu, aż podskoczył i spojrzał na mnie zlękniony. - Kass? Wszystko ok? - zmartwiona jego dziwną reakcją, podeszłam do niego i przykucnęłam obok jego kolan.
- Taaa.... jest wręcz zajebiście.... - pobieżnie na mnie spojrzał, ale natychmiast uciekł wzrokiem i wziął łyka alkoholu.
- Hmmm ... coś się stało? - próbowałam go wybadać, ale jedyne, co mogłam stwierdzić, to to, że pachniał jak gorzelnia.
- Tak kurwa. Ty się stałaś! - odwarknął i spojrzał na mnie, wręcz z nienawiścią. - Na cholerę tutaj wracałaś? Nikt za tobą nie tęsknił!
- Kastiel ... - osłupiona tymi słowami wstałam i odeszłam od niego na parę kroków.
- Co Kastiel?! Tylko Kastiel i Kastiel. Weź się sama sobą zajmij. Ja mam już dość!. - kolejny łyk whiskey, doprawiony papierosem.
- O czym ty .... - byłam zbyt osłupiała żeby sklecić jakiekolwiek zdanie. To ten sam Kastiel, który wczoraj utulał mnie do snu?
- O czym mówię?! O tym, że mam ciebie serdecznie dość!
- Nie rozumiem ... co takiego zrobiłam?
- Pfff .... - paskudnie się zaśmiał. - Nigdy nie byłaś zbyt domyślna ... kiedyś uważałem to za całkiem urocze, ale teraz mnie to wkurwia.
- .... - tylko się w niego wpatrywałam z zdziwieniem wypisanym na twarzy.
- Wracasz tu po dwóch latach i myślisz, że wszystko będzie po staremu. Że będę się tobą opiekował, że poświęcę dla ciebie wszystko ... to już nie te czasy kochanie. Prawdę mówiąc ... mam cię gdzieś. - zaśmiał się cynicznie.
- ....
- Wiesz ... w pewnym sensie jesteś nawet gorsza od samej Debry. - pomachał szklanką, a ciecz znajdująca się w niej zawirowała.
- C...co?!
- Z nią to nigdy nie było nic na poważnie. Była dobra w łóżku, ale nic poza tym. Może jej zdrada mnie zabolała, ale pozbierałem się po tym, bez większego szwanku. A z tobą ... z tobą było inaczej. Można to nazwać nawet miłością. A mimo to, postanowiłaś mnie zostawić i wyjechać na pierdolony, drugi koniec kraju, nie zważając, na to jak ja się czuję.
- Kastiel ... to nie tak ... ja nie chciałam ....
- Nie szukaj wymówek! Wtedy zrobiłbym dla ciebie wszystko Bree ... wystarczyło by trochę twojej chęci i zaangażowania z twojej strony. A ty postanowiłaś wyjebać mnie, jak śmiecia!
- Kass, ja nigdy .... rozumiem, że możesz być zły ...
- Zły? Jestem wkurwiony.
- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? Jestem w mieście od paru miesięcy. Mogłeś mi to wykrzyczeć przy pierwszym spotkaniu. - pierwszy raz od paru minut udało mi się złożyć dłuższą wypowiedzieć.
- Może chciałem się zemścić? Sprawić, że znowu się we mnie zakochasz, po czym wyrzucę cię, jak niechcianą zabawkę, dokładnie tak jak ty mnie. - spojrzał na mnie z pogardą.
- Nie wierzę ci. Nie jesteś taki. - w moich oczach zbierały się już mokre krople.
- A jednak, skarbie. Moja naiwna dziewczynka, znowu dała się podejść. Jesteś słodka Bree, ale głupia.
- ...
- Nie martw się, nadrabiasz to w łóżku. Co swoją drogą też zawdzięczasz mnie, bo wszystkiego cię nauczyłem. - odparł arogancko i zaciągnął się fajką.
- Uważasz, że moją jedyną zaletą jest umiejętność rozkładanie nóg?
- Swoją drogą nie było trudne przekonanie cię, żebyś to zrobiła. - na jego ustach pojawił się ten chamski uśmieszek, który powodował u mnie nieodpartą chęć uderzenia go w twarz.
- Kastiel, ja ... nie rozumiem.... jeszcze wczoraj wydawało mi się, że ...coś do mnie czujesz ...może nawet mnie kochasz ... - Kastiel wybuchnął fałszywym śmiechem.
- Mówisz o miłości? Tylko się pieprzyliśmy. Nie miało to nic wspólnego z miłością.
- Kłamiesz ...
- Kochanie, ja nigdy nie kłamię. Jesteś dobra w te gierki, ale nic poza tym. Nie dopisuj do mojego zachowania jakiś uczuć tylko dlatego, że mi przy tobie staje.
- Jesteś pieprzonym dupkiem, Kass ....
- I tak mi się odwięczasz za wszystko, co dla ciebie zrobiłem? Jestem na każde twoje pierdolone skinienie palcem. ,,Kastiel, odbierz mnie z imprezy w środku nocy", ,,Kastiel, obroń mnie przed ludźmi Nata" - przedrzeźniał mnie - .... jak idiota robię dla ciebie wszystko i co dostaję? ,,Jesteś dupkiem". Ładne podziękowanie ...
- Nienawidzę cię ...
- Więc z łaski swojej, zabierz swoje rzeczy i wyjdź z mojego mieszkania.
- ...
POV Kastiel.
Patrzyłem, jak miłość mojego życia, walczy z łzami, kiedy mówiłem jej te wszystkie fałszywe słowa. Tak bardzo chciałem paść przed nią na kolana i błagać o wybaczenie. Wytłumaczyć jej, że robię to dla jej dobra. Że nic z tego, co powiedziałem nie było prawdą ... Nie rozpłakała się. Była na to zbyt dumna. Ale z całą pewnością, gdy stąd wyjdzie pęknie i rozpadnie się. Chciałem ją do siebie mocno przytulić, czule pocałować, szepcząc jej do ucha, jak bardzo ją kocham i ile dla mnie znaczy....,,przepraszam Bree" powtarzałem w myślach jak mantrę, wyrzucając z ust te wszystkie obelgi w kierunku najpiękniejszej, najcudowniejszej istoty na świecie, która stała przede mną z smutkiem wymalowanym na twarzy. Popijałem whiskey, jak dziki. Tylko ona dodawała mi odwagi, żeby wymyślać te kłamstwa i wbijać sztylety w serce mojej bezbronnej dziewczynki.
- Jesteś pieprzonym dupkiem, Kass .... - wycedziła przez zęby, zaciskając pięści, a ja poczułem jakbym dostał od niej w twarz. Mimo to ciągnąłem grę dalej.
- Nienawidzę cię ... - powiedziała całkowicie poważnie, patrząc na mnie z nienawiścią. Jeśli serce może pęknąć, to chyba właśnie to stało się z moim. Miałem wrażenie, że mój puls gwałtownie zwolnił, a temperatura mojego ciała gwałtownie się zmniejszyła. ,,Nienawidzę cię" ... jej słowa huczały w mojej głowie. Muszę to przerwać ... ,,Bree, kocham cię... nie zostawiaj mnie ... drugi raz tego nie przeżyję." ... krzyczałem w środku, ale na zewnątrz, dalej kryłem się pod maską obojętności.
- Więc z łaski swojej, zabierz swoje rzeczy i wyjdź z mojego mieszkania. - powiedziałem obojętnie, chociaż w środku czułem, jak powoli umieram, centymetr po centymetrze. Kiedy stąd wyjdzie już więcej jej nie zobaczę, nie poczuje jej ciepła, nie będę mógł patrzeć, jak zasypia w moich ramionach, albo, gdy się śmieje z moich słabych żartów. Już nigdy nie poczuję smaku jej ust i nie zaznam dotyku jej delikatnych dłoni. Nigdy nie będzie dane mi usłyszeć, jak wesoło nuci intro ,,Gry o tron", kiedy serial się zaczyna albo patrzeć na nią, jak niezdarnie radzi sobie w kuchni i równocześnie się z niej podśmiewać. Ta myśl mnie dobijała. Jedno było pewne ... kiedy Brianna wyjdzie, za próg tego mieszkania, całe moje życie straci sens, a ja już nigdy nie będę w stanie pokochać kogoś innego. Nie chcę kochać kogoś innego. Ona jest tą jedyną. Wiedziałem o tym już wtedy, gdy zobaczyłem ją na szkolnym korytarzu kilka lat temu. Po historii z Debrą obiecałem sobie, że to nigdy więcej się nie powtórzy, nie zakocham się. A jednak wystarczył jeden uśmiech tej blondwłosej dziewczyny, żeby całkowicie mnie rozbroić, przekroczyć wszystkie granice jakie postawiłem i wkraść się do mojego serca, bez większego trudu. Mimo wszystko patrzyłem na nią teraz chłodnym wzrokiem, a ona trzęsła się ze smutku, a może raczej ze złości.
Nie miałem innego wyjścia. Musiałem sprawić żeby mnie znienawidziła. To jedyny sposób, aby odpuściła i wybiła sobie mnie z głowy. Nie możemy razem być. Nie jestem w stanie jej uszczęśliwić i dać jej tego, co potrzebuje. Zasługuje na kogoś, kto poświęci jej cały swój czas i uwagę. Ja nie jestem w stanie jej tego zagwarantować. Potrzebuje kogoś ustatkowanego, jak ... no właśnie ... Lysander. Mimowolnie przypomniała mi się wczorajsza rozmowa z ,,przyjacielem"...
- Brianna! Możesz mi pomóc w kuchni?! - dobiegł nas głos Rozalii.
- Już idę! - odkrzyknęła Brianna. - Chłopcy muszę was zostawić. - posłała nam ten swój cudowny, ciepły uśmiech, który zawsze sprawiał, że roztapiałem się od środka.
- Jaka szkoda. - na moje słowa tylko wywróciła oczami i zostawiła mnie samego z Lysem. Obydwaj odprowadziliśmy ją wzrokiem do drzwi balkonowych, patrząc na oczywistą, tylną część jej ciała. Z całą pewnością jeszcze z nią nie skończyłem na dzisiaj. Uśmiechnąłem się, sam do siebie z satysfakcją na myśl o dzisiejszej nocy i planując, co z nią dzisiaj zrobię. Mojej uwadze nie ubiegło, to że, Lysander również patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem.
- Ładny widok co? - zapytałem sarkastycznie.
- Tak ... ładna okolica. - odpowiedział bez zastanowienia.
- Mhm .... pamiętaj, że byłem tutaj pierwszy. - zacisnąłem pięści, mając nadzieję, że zrozumie aluzję, ale on całkowicie zignorował moje słowa, ciągle wpatrując się w MOJĄ Bree.
- Nic się nie zmieniła ... - mówił rozmarzonym tonem, a ja czułem jak powoli puszczają mi hamulce.
- Jesteś kurewsko bezczelny. - w końcu wypaliłem.
- C ...co? - spojrzał na mnie zdziwiony, jakby nie wiedział, o co chodzi.
- Robisz maślane oczy do Bree! - ledwo opanowałem swoje nerwy, żeby mu nie przywalić.
- Och ... z tego, co wiem nie jesteście razem, więc myślałem, że ...
- Źle myślałeś! Jest moją byłą. A byłych dziewczyn najlepszych kumpli się nie rusza. Nie znasz zasad kodeksu, czy co?
- Myślałem, że ...
- Ehhh nieważne. Od zawsze wiedziałem, że ci się podoba. Problem w tym, że stałem ci na drodze. - poczułem nieodpartą chęć na papierosa, mimo że, nie paliłem od lat.
- Kastiel ja ... to prawda. - opuścił wzrok, jak zbity szczeniak.
- Trzeba było o tym pomyśleć, zanim zaczęła być ze mną. Może bylibyście teraz szczęśliwą rodzinką .... dom na farmie, pies, stado dzieciaków .... - zaśmiałem się cynicznie, chociaż w środku się gotowałem.
- Faktycznie to mogłoby się udać. - odpowiedział śmiertelnie poważnie.
- Co?! - wykrzyknąłem trochę zbyt głośno niż planowałem.
- Ja ... chciałbym zaprosić Briannę na randkę. - nerwowo przełknął ślinę mówiąc to. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. - dodał z niepewnością.
- ... - stałem wryty i patrzyłem na niego z kipiącą złością, mając nadzieję, że mój wzrok go zabije, a ja będę mógł udawać, że nigdy nie usłyszałem tego, co przed chwilą powiedział Lysander.
- Kastiel powiedz coś ... - wpatrywał się we mnie wyczekując odpowiedzi.
- Ty pieprzony ...
- Wiedziałem! Nawet, gdy nie jest już twoja nie pozwalasz jej odejść. Przecież Kastiel zawsze dostaje to czego chcę, nie zważając na uczucia innych! - chyba pierwszy raz w życiu widziałam jak się wścieka. - Tak, Brianna podoba mi się od zawsze. Ale przecież nie mogłem nic zrobić, bo była twoją dziewczyną. A teraz, gdy mam szansę, to masz z tym jakiś problem, zasłaniając się jakimś durnym ,,kodeksem"! Nie jest już twoja, a mimo to, traktujesz ją jak swoją własność!
- Hej, uspokój się kowboju. Po pierwsze nie mów do mnie takim tonem. Po drugie zaproś ją, a zobaczymy, co ci odpowie. - skrzyżowałem ręce na klatce i rzuciłem mu wyzwanie.
- Żebyś wiedział, że to zrobię. - jego wzrok był tak samo nieustępliwy, jak mój.
- Pfff ... - prychnąłem i jak najszybciej się stamtąd zawinąłem. Pierdolony zdrajca. Tyle lat się przyjaźniliśmy, a on ma chęć na moją dziewczynę ... to znaczy, byłą dziewczynę, ale to nieistotne! Brianna w życiu nie zgodzi się na randkę z nim. Jestem prawie pewien, że nadal mnie kocha. Aby upewnić się, czy moje przypuszczenia są prawdziwe, spojrzałem na nią, co ona natychmiast wyłapała i uśmiechnęła się do mnie. Nie był to zwykły uśmiech, jakim obdarowywała przyjaciół. Ten uśmiech był zarezerwowany tylko dla mnie.
Leżąc dzisiejszej nocy obok niej zdałem sobie sprawę, że tylko ją ranię. Dalej jej złudne nadzieje na związek, mimo że wiem, o tym, że jestem dla niej niewłaściwą osobą. Zasługuje na kogoś pokroju Lysandra - opanowanego, spokojnego, romantycznego typa, który ją uszczęśliwi i da jej wszystko czego potrzebuje. Życie ze mną byłoby dla niej tylko wiecznym czekaniem, aż wrócę z trasy, użeraniem się z dziennikarzami i znoszeniem natarczywych fanów. Nie mogłem jej tego zrobić.
,,Wybacz mi Bree, ale musisz mnie znienawidzić i wyrzucić mnie z swojego serca. Zawsze będę cię kochał i za tobą tęsknił".
POV Brianna
- Więc z łaski swojej, zabierz swoje rzeczy i wyjdź z mojego mieszkania.
- ...
- Nie słyszałaś, co powiedziałem? - odparł po dłuższej chwili, a ja trwałam w jakimś dziwnym stanie zawieszenia, czy może raczej w próżni, gdzie panowała tylko ciemność i chłód. - Polecam zacząć od ubrania się. Wyglądasz, jak dziwka w tym ręczniku. Było miło, ale się skończyło, kochanie. - kolejny raz zaciągnął się papierosem
- .... - moje myśli tak się kotłowały, że miałam wrażenie, że zaraz stracę świadomość i zemdleję.
- Kurwa, mówię do ciebie! - krzyknął, przez co aż podskoczyłam. Nic nie mówiąc wyszłam z tarasu i udałam się do sypialni, w której wczorajszej nocy zostawiłam swoje ubrania. Przez chwilę zastanawiałam się czy to wszystko, co właśnie się stało nie jest tylko koszmarem, a ja zaraz się obudzę i Kastiel będzie obok, wtulony we mnie. Aby się upewnić uszczypnęłam się w nadgarstek, ale to nie poskutkowało. Dalej byłam tutaj ... sama ... niekochana .... w sypialni Kastiela ... bez niego. Ta myśl sprawiła, że poczułam jak po moim policzku cieknie strużka słonej cieczy. Pośpiesznie ją otarłam. ,,Nie teraz Brianna! Wytrzymaj jeszcze trochę" krzyczałam do siebie w myślach. Muszę stąd wyjść. Teraz. Natychmiast. Nie dam mu tej satysfakcji z moich łez. Jeszcze pół godziny temu byłam pewna, że jest miłością mojego życia ... kolejna kropla spłynęła po policzku. Nienawidzę go. Tak bardzo go nienawidzę. To wszystko, co robił było tylko grą?! Te wszystkie głębokie spojrzenia, uściski, pocałunki były dla niego tylko zabawą. A ja głupia się temu poddałam, ufając mu bezgranicznie i pozwalając żeby mnie w sobie ponownie rozkochał i sprawił, że zapomniałam o całym świecie. Nigdy więcej nie wpuszczę żadnego faceta do swojego życia. Zakłamany, pieprzony sukinsyn! Powinnam uderzyć go w twarz, tak żeby ten cholerny uśmieszek zszedł z jego ust. Na przemian wpadałam w stan bezgranicznego smutku, żeby zaraz poczuć napływ nieopisanej złości. Założyłam wczorajsze ubrania i pośpiesznym krokiem udałam się do wyjścia z jego mieszkania, czy może raczej z jego życia ....
Nadal siedział na tarasie i patrzył smutnym wzrokiem przed siebie. Nie wyglądał najlepiej. Butelka alkoholu, stojąca na stoliku, przed chwilą była jeszcze w połowie pełna, jednak teraz była już pusta. Nie obchodziło mnie to już. Jak dla mnie mógłby przestać istnieć. Świat wiele by na tym zyskał - jednego idioty mniej. Spojrzałam na niego ostatni raz, wzrokiem pełnym pogardy, ale też smutku i cierpienia. Kochałam go ... co by się nie stało, zawsze będę go kochać....
Gdy wyszłam za drzwi jego apartamentu i zamknęłam za sobą drzwi, czułam jak się rozpadam ... kawałek po kawałku. Poczułam się tak słaba, że oparłam się plecami o ścianę i bezwładnie po niej zjechałam. Schowałam twarz w dłoniach i dałam upust swoim łzą. Nie miałam siły, aby je dłużej hamować. Nagle usłyszałam potężny huk, serię głośnych uderzeń czegoś o podłogę i dźwięk rozbijającego się szkła. Następnie gwałtowne kroki w kierunku drzwi. Szarpnął klamkę, ale nie otworzył ich. Chwila ciszy i znowu łomot, jakby w nie przywalił z pięści, czy może kopnął. Nie wiem ... jedyne, co mogłam zrobić to stamtąd uciec ... uciec od niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro