Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. ,,Kochać i być kochanym"

Parę dni później wszystko wróciło do normy. Po kilkudniowej chorobie Kastiel, mógł wrócić do pracy. Trochę żałowałam tego powrotu do rzeczywistości, bo spędziliśmy całkiem miły czas, kiedy się nim ,,opiekowałam". Przegadaliśmy wiele godzin o nieistotnych rzeczach i o tych ważniejszych. To była całkiem miła odmiana, po naszych spotkaniach, które kończyły się w łóżku. Tym razem tak nie było. Podzieliłam się z nim nawet moimi obawami dotyczącymi mojej przyszłości. Byłam już na magisterce, a dalej nie byłam pewna swojej przyszłości i tym kim chcę zostać. Kastiel dał mi kilka sensownych porad, a na koniec pocieszył mnie słowami ,,Nie martw się. W razie czego pociągniesz do emerytury w Crowstormie." Z całą pewnością wiedział jak poprawić mój humor.

Właśnie byłam w trakcie drukowania dokumentów kiedy do biura wszedł mój ulubiony czerwonowłosy gitarzysta. Przywitałam go z uśmiechem, co on również odwzajemnił.

- Jak się czujesz? - zapytałam.

- Całkiem dobrze. Miło jest wrócić do żywych. Ale z taką pielęgniarką ... - zatrzymał się i zmierzył mnie wzrokiem, przez co poczułam się jakby rozbierał mnie wzrokiem. - ... to nie mogło się nie udać.

- Przestań to robić! - lekko uderzyłam go teczką, którą akurat trzymałam w ręce.

- Co takiego robię? - zapytał rozbawiony.

- Zawstydzasz mnie! - powiedziałam oskarżycielskim tonem.

- Po tym wszystkim, co razem zrobiliśmy jeszcze coś cię zawstydza? - podniósł brew w ten nonszalancki sposób. Pomachałam głową na znak potwierdzającej odpowiedzi, a on tylko się roześmiał. - Jesteś urocza. Pamiętam, jak spotkaliśmy się pierwszy raz na szkolnym korytarzu. Miałem wrażenie,że jeśli będę z tobą gadał jeszcze przez pięć minut dostaniesz palpitacji serca.

- Wcale tak nie było! - ponownie użyłam mojej broni, czyli teczki. - Poza tym do dzisiaj żałuję, że trafiłam wtedy na ciebie, a nie na kogoś bardziej ... miłego. - zakpiłam.

- Miłego mówisz? Na przykład kogo?

- Czy ja wiem ... - udawałam przez moment, że się zastanawiam, ale wiedziałam, co odpowiedzieć, żeby go zirytować. - Lysandra.

- Pff... - zawsze był zazdrosny o swojego przyjaciela. Ubzdurał sobie, że mu się podobałam, przez to, że spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Lysander, tak samo jak ja, był romantykiem, dlatego moje gadanie o powieściach klasycznych , nie nudziło go tak jak Kastiela, przez co był idealnym partnerem do rozmów. 

- Gdybyś trafiła wtedy na niego siedziałbyś teraz z nim na jego farmie królików. - prychnął obojętnie, a ja już wiedziałam, że moja przynęta zadziałała.

- Myślę, że to mogłoby mi się spodobać. - widziałam, że się irytuje, więc postanowiłam się trochę podroczyć.

- Jak chcesz to mogę cię do niego zawieść. - warknął.

- Jeżeli masz czas w sobotę to okej. - powiedziałam z udawanym entuzjazmem.

- ... - widząc jego minę nie mogłam się nie zaśmiać. - A więc to tak ... bawisz się mną. - skrzyżował ręce i spojrzał na mnie rozbawiony.

- Ja? Nigdy bym nie śmiała panie gwiazdo rocka. - starałam się ze wszystkich sił powstrzymać śmiech. Kastiel zaczął się do mnie niebezpiecznie zbliżać, a ja położyłam dłonie na jego torsie, dalej się śmiejąc.

- Grasz w niebezpieczną grę dziewczynko. - położył dłonie na moich biodrach, a jego usta zaczęły sięgać do moich. Ochoczo przechyliłam głowę w bok czekając na pocałunek. Jednak w kulminacyjnym momencie, kiedy jego wargi lekko musnęły moje, drukarka wydała z siebie dźwięk przypominający długi pisk, przez co oboje podskoczyliśmy.

- O nie! To znowu się stało. - powiedziałam wkurzona złośliwością rzeczy martwych. Dlaczego akurat w takim momencie się zepsuła?!

- Co jest?

- Już od kilku dni robi mi na złość!

- Drukarka? Robi ci na złość? - zapytał i patrzył na mnie jakbym była opętana.

- Tak! Psuje się w najmniej odpowiednich momentach. Prosiłam informatyka żeby to sprawdził, ale stwierdził, że wszystko działa jak powinno, chociaż więcej uwagi poświęcił przyglądaniu się mojemu dekoltowi niż samej awarii. - pochyliłam się nad nieszczęsną maszyną próbując zlokalizować problem. Wciskałam przypadkowe kombinacje przycisków, ale nic nie skutkowało.

- Wcale mu się nie dziwię. - popatrzył na mnie z uznaniem. - Ehhh ... nie ma mnie kilka dni i wszystko się wali. Jak zwykle jestem niezastąpiony. - powiedział nonszalancko, po czym stanął za mną i zaczął majstrować coś przy urządzeniu. Nie wiem dlaczego, ale jego bliskość sprawiała, że obudziło się we mnie dziki pragnienie, żeby lepiej go poczuć. Powoli, jakby przypadkowo, przysunęłam swoje pośladki do jego bioder. Na chwilę się zatrzymał, a ja obróciłam twarz w jego stronę i niewinnie na niego spojrzałam. On tylko lekko się uśmiechnął i kontynuował naprawianie drukarki. Nieco poirytowana jego obojętnością na ten gest delikatnie otarłam się o jego krocze, żeby zwrócić jego uwagę. Chyba mi się to udało, gdyż jego ręka znalazła się na moim biodrze i delikatnie je głaskała. Ucieszona jego małą aprobatą, wykonałam jeszcze raz ruch biodrami.

- Do czego zmierzasz dziewczynko? - szepnął mi do ucha, a następnie je musnął. Ten prosty gest wywołał u mnie przyjemne dreszcze. Odgarnął pasma moich włosów i dosłownie wpił się w moją szyję, prawie zmuszając mnie do krzyku. Hamowało mnie jedynie to, że nie byliśmy w budynku sami. Jednak Kastiel nie odpuszczał i miałam wrażenie, że dopiero się rozkręca, co wymusiło u mnie potrzebę cichego pojękiwania. Kiedy poczułam jego rękę na udzie, które posuwała się pewnym ruchem w górę, odzyskałam świadomość, co właśnie wyprawiamy.

- Kastiel! Ktoś może nas zobaczyć. - nerwowo spojrzałam w stronę drzwi.

- Pieprzyć to. - powiedział krótko, nie przerywając pocałunków wzdłuż mojej szyi, co doprowadzało mnie do ekstazy.

- Kass, ale ... - nie pozwolił mi dokończyć zdania, bo jego ręka znalazła się w moich majtkach, przez co z mojego gardła wyrwał się przytłumiony krzyk. Zasłoniłam dłonią usta zszokowana, że pozwoliłam sobie na to.

- Nikogo tutaj nie ma. Możesz krzyczeć. - całkowicie pozbawił mnie bielizny, która zsunęła się wzdłuż moich nóg. - To nawet wskazane wiesz? Kręci mnie to ... - jego niski, cudowny ton głosu przyprawiał mnie o dreszcze.

- Ale widziałam na korytarzu ... - znowu nie dokończyłam gdyż poczułam w sobie jego palce, którymi cholernie dobrze się posługiwał. Lata gry na gitarze najwidoczniej nie poszły na marne.

- Jim wyjechałam na spotkanie, a reszta jest w studiu. Nikt nam nie przeszkodzi. - jego druga ręka wylądowała na mojej piersi i pomimo, że od jego dotyku dzielił mnie materiał mojej sukienki i stanika to doskonale czułam każdy jego ruch.

- O boże ... ! - westchnęłam.

- Wystarczy Kastiel, ale cieszę się, że mnie doceniasz. - zaszydził, ale słyszałam go jakby przez mgłę. Byłam już tak blisko, żeby ...

- Niech mnie pan przepuści! - słysząc ten znajomy głos, dobiegający z korytarza, natychmiast od siebie odskoczyliśmy. W ekspresowym tempie starałam się doprowadzić do porządku, jednak chyba z marnym skutkiem. Jak mam ukryć to, że przed chwilą prawie doszłam?! Mój oddech był przyspieszony i płytki, a policzki rozgrzane do czerwoności. Nadal czułam przyjemne pulsowanie między nogami. Kastiel tylko nerwowo przeczesał swoje włosy przeklinając pod nosem.

- Przykro mi, ale wstęp jest możliwy jedynie dla osób upoważnionych. - usłyszałam głos jednego z ochroniarzy.

- Jestem jego matką! - w tym momencie, niczym huragan, do pokoju wparowała Valeria Veilmont; moja niedoszła teściowa. - Kassi! - rzuciła się w ramiona syna, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Może to nawet lepiej. - Tak bardzo za tobą tęskniłam. - mocno przytuliła czerwonowłosego, czego on nie odwzajemnił.

- Co ty tu robisz? - powiedział oschle. No tak...jego relacje z rodzicami były dosyć luźne. Z tego, co mi wiadomo, przez swoją profesję, rzadko bywali w domu, zostawiając tym samym Kastiela samego sobie. Mimo, że nigdy tego nie przyznał wiedziałam, że ma o to żal. Jednak wiedziałam jedno; Valeria bardzo kochała swojego syna. Można było to dostrzec w sposobie w jakim na niego patrzyła.

- Gdy rozmawialiśmy przez telefon powiedziałeś, że jesteś chory. Wzięłam urlop, żeby cię odwiedzić i się tobą zająć, ale widzę, że już wszystko w porządku. - z troską pogłaskała jego policzek, a on zjeżył się jak kot przed niechcianymi pieszczotami. - Przepraszam, że przyjechałam tak późno, ale sam wiesz ... praca, praca i jeszcze raz praca.

- Tak ... - patrzył na matkę wzrokiem pełnym obojętności i lekkim poirytowaniem.

- Ale to nieważne. Zostaję tutaj na kilka dni! - z entuzjazmem klasnęła w dłonie. - Będziemy mogli nadrobić stracony czas.

- Super ... tylko o tym marzyłem. - zlustrowałam wzrokiem jej sylwetkę. Nic się w niej nie zmieniło. Mój wzrok padł na jej szpilki i ... pod jej stopami leżały moje majtki, które jeszcze pięć minut temu Kastiel ze mnie ściągnął! Zakryłam usta dłonią żeby nie krzyknąć. Tym razem z przerażenia. Zaczęłam telepatycznie i wzrokowo porozumiewać się z Kastielem żeby coś zrobił! On tylko patrzył na mnie pytająco, ale kiedy ruchem głowy wskazałam mu na bieliznę leżącą na podłodze zrobił przerażoną minę.

- Właściwie mam dla ciebie niespodziankę... - zaczął mówić niepewnym głosem, złapał matkę za ramiona i obrócił w moim kierunku. - Brianna tutaj jest. - Valeria na mój widok otworzyła szeroko usta po czym szeroko się uśmiechnęła i z otwartymi ramionami zaczęła się do mnie zbliżać.

- Brianna kochanie! - zamknęła mnie w swoimi mocnym, matczynym uścisku, a ja go odwzajemniłam.

- Dzień dobry pani Veilmont. - zza jej ramienia obserwowałam, co dzieje się z moimi majtkami. Kastiel dyskretnie je podniósł i schował do kieszeni swoich dżinsów. Spojrzałam na niego zdezorientowana, a on tylko się uśmiechnął i wzruszył ramionami.

- Jaka pani? Dla ciebie zawsze będę Valerią. Należysz do rodziny. - powiedziała z czułością, po czym chwyciła moje dłonie i bacznie mi się przyjrzała. - Och, jak ty wypiękniałaś! Zawsze byłaś ładną dziewczyną, ale teraz ... - popatrzyła na mnie z aprobatą. - Nic dziwnego, że mój syn stracił dla ciebie głowę.

- Mamo! - Kastiel wykrzyknął gniewnie, a ona tylko machnęła na to ręką.

- Mówiłam mu, że wasze rozstanie to był OGROMNY błąd. - podkreśliła przedostatnie słowo. - Przecież jesteście dla siebie stworzeni. Był taki załamany, po waszym zerwaniu...

- Mamo ...

- ... zresztą nie tylko on. Ja i Louis również. To marzenie każdej matki, żeby mieć taką synową. - najwidoczniej nic sobie nie robiła z niezadowolenia syna. - Tak się cieszę, że znowu jesteście razem.

- My nie ... - starałam się jej wytłumaczyć zaistniałą sytuację, że jesteśmy ,,tylko przyjaciółmi", ale nic z tego sobie nie robiła.

- Wiedziałam, że prędzej, czy później do siebie wrócicie ... - kontynuowała swoją przemowę, ale przerwało jej głośne huknięcie pięścią w biurko.

- Do cholery jasnej! Nie jesteśmy razem... - warknął wściekle Kastiel, a jego matka spojrzała na niego zdezorientowana. - Przyjaźnimy się i pracujemy razem.

Ach ... - Valeria wydawała się być zdruzgotana tą informacją. Zwykle trajkotała, jak szalona, jednak teraz patrzyła to na mnie, to na Kastiel smutnym wzrokiem. - No cóż ... wielka szkoda. - uśmiechnęła się do mnie z żalem wypisanym na twarzy i miałam wrażenie, że w kącikach jej oczu pojawiły się zalążki łez. - Co u ciebie kochana?

Co mogłam jej odpowiedzieć? ,,Mimo, że twój syn jest moim ,,przyjacielem" i  równocześnie szefem, to pięć minut temu prawie doprowadził mnie do orgazmu, gdyby nie twoja niezapowiedziana wizyta, a poza tym regularnie ze sobą sypiamy"? Postawiłam jednak na standardową odpowiedź, na temat tego, co studiuję i innego tego typu banały.

- Cieszę się, że wszystko się układa po twojej myśli. Twoi rodzice na pewno są z ciebie bardzo dumni. - przez jej słowa wyobraziłam sobie minę mojego ojca, gdyby się dowiedział co wyprawiam z Kastielem .... wolałam, jak najszybciej wyrzucić te żenujące myśli z mojego umysłu i serdecznie uśmiechnęłam się do Valerii, udając, że wcale nie palę się ze wstydu. - Mam świetny pomysł! Zjedźmy dzisiaj kolację we trójkę! - wykrzyknęła z entuzjazmem.

- Nie wiem czy to dobry pomy ... - zaczął Kastiel, jednak nie dane mu było dokończyć.

- Brianna mam nadzieję, że masz czas? - spojrzała na mnie wyczekując mojego potwierdzenia, natomiast mój wzrok padł na Kastiela, który za plecami matki energicznie kręcił głową, sugerując żebym odpowiedziała ,,nie".

- Właściwie to mam. - powiedziałam wesoło, a Kastiel głośno westchnął, na znak swojego niezadowolenia.

- Synku nie marudź. Zajmiesz się rezerwacją stolika, dobrze? - nawet nie czekała na jego odpowiedź i zwróciła się do mnie. - Nie przejmuj się jego humorkami. Mimo tej marudnej postawy to całkiem dobry chłopiec. - zaśmiałam się z nazwania tego postawnego, wysokiego, umięśnionego faceta ,,chłopcem".

- Dobrze o tym wiem. - powiedziałam równocześnie uśmiechając się do Kastiela. Jego mina była jak chmura gradowa, ale widząc mój uśmiech, kąciki jego ust również delikatnie podniosły się w górę. Valeria jeszcze raz powiedziała, jak bardzo się cieszy, że mnie widzi i mocno mnie przytuliła. Wyszeptała mi do ucha ,, Nie martw się, porozmawiam z nim" i dyskretnie puściła mi oczko. Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło, ale gdy tylko wypuściła mnie z uścisku oznajmiła synowi, że zabiera go na kawę. Zapytała, czy chce im towarzyszyć, jednak odmówiłam, bo musiałam dokończyć pracę. Pożegnała się ze mną, a Kastiel powiedział, żeby zaczekała na niego w samochodzie, a on zaraz do niej dołączy. Kiedy wyszła zza drzwi odetchnął z ulgą.

- Nie wierzę, że ta kobieta może być moją matką. - pokiwał głową z niedowierzaniem.

- Przesadzasz. Uważam, że jest całkiem urocza.

- Urocza? Chyba wkurzająca ...

- Więc jednak macie coś wspólnego. - zaśmiałam się.

- Bardzo zabawne. Ale mniejsza z tym. Coś chyba zgubiłaś Kopciuszku. - wyciągnął z kieszeni moje czarne, koronkowe majtki i wesoło pomachał mi nimi przed oczami. Wyrwałam mu je z ręki, wydymając policzki z poirytowania. - Jeśli chcesz możemy dokończyć, to co zaczęliśmy. - powiedział i musnął moje usta.

- Z perspektywą, że twoja mama na ciebie czeka na dole? Nie dziękuję.

- Pośpieszę się ... - kontynuował, ale lekko odepchnęłam go od siebie.

- Idź już. - powiedziałam stanowczo, a on tylko się zaśmiał i wyszedł zostawiając mnie samą z bielizną w ręku.


O 18:00 byłam już gotowa do wyjścia i czekałam na Kastiel i jego mamę. Miałam na sobie błękitną, dopasowaną sukienkę przed kolano, szpilki w kolorze cielistym i płaszcz w odcieniu brudnego beżu. Do tego lekki makijaż i włosy luźno zebrane z tyłu. To połączenie wydawało mi się idealne na kolację ze swoim ex i niedoszłą teściową. Zdając sobie sprawę z ekscentryczności tej sytuacji przez chwilę zastanawiałam się, dlaczego się na to zgodziłam, jednak teraz już nie było wyjścia. W końcu usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości o treści ,,Czekam na parkingu". Ubrałam płaszcz i ruszyłam do wyjścia.

Kastiel naprawdę się postarał. Załatwił stolik w jednej z najbardziej ekskluzywnych restauracji w mieście. Byłam onieśmielona wystrojem, atmosferą oraz innymi gośćmi. Wszystko było takie ... wyrafinowane. Jednak te uczucie sztywności i chłodu szybko minęło kiedy Valeria zaczęła opowiadać różne historie z dzieciństwa Kastiela.

- Pewnego dnia zadzwoniła do mnie oburzona wychowawczyni, żebym natychmiast przyjechała do przedszkola mówiąc ,,Nie uwierzy pani, co zrobił syn". Byłam tak spanikowana, że po drodze tam, dostałam mandat za przekroczenie prędkości. Wpadłam tam, jak burza pytając, co się stało, a przedszkolanka na to, że Kastiel razem z grupą innych dzieci zamknął się w łazience i ,,sprawdzali różnice między sobą". - wyobrażając sobie tą scenę nie mogłam się nie zaśmiać. Spojrzałam rozbawiona na Kastiela, a on tylko westchnął z poirytowania.

- Może przestałabyś mnie upokarzać? - warknął w kierunku matki.

- Och Kasi, miałeś wtedy tylko pięć lat. Każde dziecko w pewnym momencie interesuje się swoim ciałem.

- Ty po prostu wcześniej zacząłeś. - dodałam sarkastycznie.

- Wiecie co? Może wyjdę, a wy dalej będziecie mogły mnie obgadywać i się ze mnie śmiać. - powiedział obrażony, krzyżując ręce na piersi, a ja i jego mama wybuchnęłyśmy śmiechem.


*Tego samego wieczoru*

Odwiozłem Bree do akademika i razem z ukochaną rodzicielką udaliśmy się do mojego mieszkania. Ile bym dał żeby tę noc spędzić z Brianną, ale moja matka uparła się, że nie będzie spać w hotelu, bo woli spędzić czas ze mną, dlatego kolejne trzy dni zamieszka u mnie. Nie kryłem swojego rozczarowania, jednak ona w ogóle tym się nie przejmowała, jak zwykle.

- Brianna to taka czarująca dziewczyna. Inteligentna, zabawna, troskliwa ... - matka wyliczała w nieskończoność wszystkie zalety mojej byłej dziewczyny.

- Tak ... - doskonale wiedziałem do czego zmierza.

- Idealna dla ciebie. - wypaliła w końcu.

- Nie uważasz, że to nie twój interes? - powiedziałem poirytowany jej wścibskością.

- Oczywiście, że mój. Jesteś moim synem. Synem, który prędzej czy później będzie potrzebował kobiecej ręki w swoim życiu.

- Dobrze mi samemu. Mogę robić co chcę, nie muszę się z niczego tłumaczyć, nikt nie zabroni mi wyjść na piwo z kumplami, nikt się nie czepia o skarpety, które leżą na podłodze. Lubię swoje życie takie jakie jest. - czy aby na pewno? Sam codziennie zadawałem sobie to pytanie i im dalej brnąłem w znajomość z Bree, tym mniej byłem tego pewny.

- Teraz tak mówisz. Masz 21 lat. Jesteś młody, zdolny, przystojny i w sile wieku. Wydaje ci się, że możesz wszystko i masz cały świat u stóp. Ale za parę lat obudzisz się, przejrzysz na oczy i zobaczysz, że wracasz do pustego domu, w którym nikt na ciebie nie czeka. Nie będziesz miał z kim podzielić się dobrymi wieściami, ale też tymi złymi. I wiesz co? - zrobiła dramatyczną pauzę i spojrzała na mnie karcąco. - Będziesz się obwiniał, że pozwoliłeś jej odejść.

- Skąd możesz wiedzieć czego chcę od życia? Ledwo mnie znasz. Widzimy się zaledwie kilka razy w roku. A teraz przyjeżdżasz i próbujesz wmawiać mi, że znasz mnie lepiej niż ja sam. - byłem już naprawdę wkurzony.

- Kassi przecież wiesz, że nigdy nie ingerowałam w twoje decyzje i jestem z ciebie bardzo dumna, ale jako twoja matka chcę twojego szczęścia.

- Jestem szczęśliwy. Mam zespół, pieniądze, dach nad głową, czego można chcieć więcej? - no właśnie. Mimo tego wszystkiego, dalej czułem, że czegoś brakuje w moim życiu. A może raczej kogoś ...

- Nie oszukujmy się. Twój charakter jest dosyć ... - zatrzymała się jakby szukała odpowiedniego słowa.

- No dalej, chętnie posłucham, co masz mi do powiedzenia.

- ...trudny.

- Nie odkryłaś Ameryki. - powiedziałam kpiąco i sięgnąłem po piwo z lodówki, żeby ją wkurzyć. Nienawidziła, gdy piłem, dlatego spojrzała na mnie z rozczarowaniem.

- A przy tej dziewczynie jesteś inny.

- Inny? Co próbujesz przez to powiedzieć?

- Nie będę kłamać. Nigdy nie lubiłam Debry. Byłam dla niej miła żeby sprawić ci przyjemność, ale od razu wiedziałam, że to się nie uda. Ale gdy przedstawiłeś nam Briannę .... - przez chwilę się rozmarzyła. - Byłeś przy niej taki szczęśliwy. Szanowała cię, twoje poglądy i gusta, ale równocześnie potrafiła ci przemówić do rozsądku, nie mydląc ci oczu kłamstwami. Na pierwszy rzut oka było widać, że za tobą szaleję, a ty byłeś w nią wpatrzony, jak w obrazek. Nigdy nie widziałam cię takiego, a ten związek miał na ciebie taki dobry wpływ. Skończyłeś szkołę z bardzo dobrym wynikiem i postanowiłeś zacząć studia, co było dosyć zaskakujące, biorąc pod uwagę twoją niechęć do systemu edukacji. Wspierała cię kiedy zakładałeś zespół i nie byłbyś teraz tym kim jesteś bez niej.

To prawda. Gdyby nie Bree i jej wiara we mnie, chyba nigdy bym się nie odważył na poważnie podejść do kariery muzycznej. Pamiętam mój pierwszy poważny koncert, kiedy stresowałem się jak prawiczek przed pierwszym razem. Gdy wyszedłem na scenę setka ludzi na mnie patrzyła, a  ja zapomniałem jak się nazywam, a co dopiero miałem pamiętać teksty piosenek i wszystkie melodie. Wtedy pośród tego oceanu obcych twarzy zobaczyłem moją Bree, która szeroko się uśmiechała i pokazała, że trzyma kciuki. W jej oczach dostrzegłem ten błysk, który mówił więcej niż tysiąc słów.  Wtedy w mojej głowie wszystko się rozjaśniło. Dałem z siebie wszystko, a widząc reakcję ludzi mogłem tylko stwierdzić, że jest bardzo dobrze. Po koncercie w głowie szumiało mi od endorfin i adrenaliny. Całym sobą czułem, że to jest to, co chcę robić w życiu. To było wspaniałe uczucie. Było tylko lepiej kiedy Bree podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję, piszcząc ,,Byłeś niesamowity! Jestem z ciebie taka dumna", omal mnie nie dusząc. Śmiałem się, jak opętany ze szczęścia. Właśnie zaczynałem karierą, która zapowiadała się całkiem nieźle, a w ramionach trzymałem moją największa inspirację, radość, oparcie i ... miłość mojego życia. Spojrzałem w jej piękne, orzechowe tęczówki i wiedziałem, że mam wszystko.

- Halo Kassi! Słuchasz mnie? - matka machała ręką przed moją twarzą, a ja wróciłem do żywych z otchłani mojego umysłu.

- Co? - dalej byłem trochę zamroczony wspomnieniami.

- Powinniście spróbować jeszcze raz. - wypaliła, a ja spojrzałem na nią spod byka.

- To interes mój i Bree! Poza tym nie zmuszę jej do związku ze mną. Musiałaby za dużo poświęcić. - trasy koncertowe, fani, dziennikarze ... nie chciałem jej tego fundować. Powinna ułożyć sobie życie z jakimś ustatkowanym facetem na nudnym etacie, który dałby jej wystarczająco dużo uwagi na jaką zasługiwała. Jednak myśl, że mogłaby być z kimś innym powodowało u mnie chęć wymordowania wszystkich facetów na ziemi, tak żebym został dla niej jedyną opcją.

- Myślę, że nie musiałbyś jej przekonywać. Widziałam jak na ciebie patrzy. Tak samo jak parę lat temu ... - uśmiechnęła się ciepło. - ... i możesz wierzyć lub nie, ale ona dalej cię kocha.

- ...! - omal nie zakrztusiłem się pitym właśnie piwem.

- Co więcej ... - podeszła do mnie i pogłaskała mój policzek, dokładnie tak samo jak wtedy, gdy byłem dzieckiem. - Ty kochasz ją.

- Co?! Nie! Chyba żartujesz. - nerwowo wstałem i poszedłem do kuchni, żeby uniknąć tej żenującej rozmowy z moją matką, jednak ona nie dawała za wygraną i podążyła za mną.

- Czyli mam rację! - wykrzyknęła z satysfakcją.

- Nie! - nie dopuszczałem do siebie tej myśli, że to co mówi moja matka może być prawdą.

- Kassi to nic złego być zakochanym. O to chodzi w życiu. Żeby kochać i być kochanym. - przytuliła mnie, a ja wyrwałem się z jej uścisku i zacząłem nerwowo ładować brudne naczynia do zmywarki, żeby tylko dała mi spokój.

- Nie jestem zakochany. - powiedziałem choć w mojej głowie brzmiało to bardziej przekonująco.

- Jesteś moim synem. Znam cię. - nic nie odpowiadałem, ale po chwili w mojej głowie zrodził się plan, jak zamknąć jej niewyparzoną buzię.

- Chcesz wiedzieć prawdę na temat mnie i Brianny? - powiedziałem uśmiechając się podstępnie.

- Słucham. - oparła się o blat kuchenny i z zaciekawieniem czekała, co mam jej do powiedzenia.

- Oprócz tego, że się ,,przyjaźnimy"... - zrobiłem w powietrzu znak cudzysłowu, aby podkreślić ostatnie słowo. - ...to ze sobą sypiamy. Często. Chociaż to, że ze sobą sypiamy, to za mało powiedziane ... pieprzymy się. - uwielbiałem stawiać matkę w zakłopotaniu i niecierpliwie czekałem na jej reakcję, jednak jej mina nic nie zdradzała. - Nawet ostatnio zdarzyło się na blacie, przy którym teraz stoisz. - moja rodzicielka tylko wzruszyła ramionami i szeroko się uśmiechnęła.

- To ludzka rzecz. Myślisz, że początki związku z twoim tatą spędzaliśmy na piknikach i wycieczkach rowerowych. Też się ,,pieprzyliśmy", jak to nazwałeś. Poza tym miło będzie za jakiś czas zostać babcią. - wyraz jej twarzy wyrażał czystą satysfakcję, a ja wypuściłem z rąk szklankę, którą akurat trzymałem, a ona rozbiła się z hukiem. Spojrzałem na matkę z zniesmaczeniem myśląc, o tym, że kiedykolwiek mógłbym zostać ojcem.

- W twoich marzeniach. - poziom mojego zażenowania właśnie sięgną zenitu.

- Myślisz, że ja kiedykolwiek planowałam być matką? Jesteś niespodzianką. A mimo to dałeś nam dużo radości.

- Chyba chciałaś powiedzieć ,,wpadką". Ehhh... po co ja w ogóle z tobą gadam. Idę spać. Jestem zmęczony. - czując, że jestem na straconej pozycji postanowiłem się wycofać z tej niezręcznej konfrontacji.

- Dobrze synku. - potargała moje włosy i pocałowała w policzek. - Wiedz, że mama bardzo cię kocha. - powiedziała słodkim głosem, niczym do małego dziecka, a ja tylko wywróciłem oczami. - Przemyśl to co ci powiedziałam.


Kiedy leżałem już w łóżku nie mogłem przestać myśleć o wcześniejszej rozmowie, a słowa mojej matki huczały mi w głowie.

,,Ona dalej cię kocha"

,,Ty kochasz ją"

,,Kochać i być kochanym"

Podświadomie wiedziałem, że jeżeli miałbym dzielić z kimś życie to tylko z Bree. Ale czy chciałem pakować się w związek? Nie potrafię tego stwierdzić. Nienawidzę tego uczucia bezradności. Zwykle wiedziałem czego chcę, a wszystko wydawało się białe lub czarne. Teraz miałem mętlik w głowie. Wydawało mi się, że życie singla będzie dla mnie najlepsze. Więc dlaczego teraz, gdy leże tutaj sam, myślę tylko o niej i o tym, jak za nią tęsknię. Zastanawiam się, co teraz robi i czy też myśli o mnie. Po każdej naszej wspólnie spędzonej nocy obiecywałem sobie, że to był ostatni raz, że więcej sobie nie pozwolę na chwilę słabości. Jednak wystarczył jej jeden uśmiech żeby całkowicie mnie rozbroić, powalić na kolana i błagać o więcej. 

Jestem idiotą ... 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro