Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. ,,Ostatnia deska ratunku" [+18]

Minął tydzień od ,,incydentu" z Kastielem. Od tego czasu go nie widziałam. Przed pójściem do pracy obawiałam się, że może być trochę niezręcznie. Dlatego też przed wejściem tam wzięłam głęboki wdech i jak najszybciej przemknęłam do mojego biura, po drodze spotykając jedynie Leę i Zacka, pośpiesznie się z nimi witając. Odetchnęłam z ulgą, że nie trafiłam na mojego ulubionego, czerwonowłosego gitarzystę. Usiadłam za biurkiem i wzięłam się do pracy. Nie musiałam długo czekać, aż usłyszałam pukanie do drzwi i zobaczyłam w nich Kastiela.

- Cześć. - przywitał mnie i zamknął za sobą drzwi.

- Hej. - nie oderwałam wzroku od monitora. - Jeśli chodzi o zestawienie kosztów, to dałam je już Jimowi.

- Prawdę mówiąc gówno mnie to obchodzi. - powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco. - Od niedzieli nie odbierasz moich telefonów, ani nie odpisujesz na wiadomości.

- Miałam dużo spraw na głowie. - odpowiedziałam obojętnie. Faktycznie od czasu tamtego poranka próbował się ze mną skontaktować, a ja każdą jego próbę udaremniałam.

- Brianna ... - użył mojego pełnego imienia, czyli jest wkurzony. - ... nie możesz być na mnie zła. To co się stało było naszą wspólną decyzją. Do niczego cię nie zmusiłem, więc nie traktuj mnie jakbym był winny. - wywróciłam oczami w geście poirytowania. - I nie rób min bo będę musiał cię ukarać. - zadziornie się uśmiechnął. To niesamowite z jaką łatwością potrafił przechodzić od stanu wściekłości do rozbawienia.

- Oho, chcesz się bawić w Christiana Greya. - stwierdziłam podnosząc sugestywnie brew.

- W pewnym stopniu jestem do niego podobny. Zawsze uważałem się za socjopatę.

- Hmm ... lekceważenie norm społecznych, nie liczenie się z uczuciami innych, liczne manipulacje i brak poczucia winy ... wszystko się zgadza.

- Idealnie mnie podsumowałaś. - zaśmiał się. - To jak będzie? Przestaniesz traktować mnie jak powietrze i zaczniemy się zachowywać jak dwoje dorosłych ludzi? - przypomniało mi się, co powiedziała mi Chani, ale pomimo tego dalej czułam się zraniona i nie chciałam tak łatwo mu tego darować.

- A to w ogóle możliwe żeby cię ignorować? Jesteś na plakatach w całym mieście i na social mediach, a jakby tego było mało muszę cię znosić w rzeczywistości. - parsknęłam sarkastycznie.

- Brianna ... - westchnął i chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk mojego dzwoniącego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. To Alexy.

- Może kiedy indziej dokończymy tą rozmowę. - powiedziałam stanowczo i gestem ręki pokazałam żeby już sobie poszedł. On tylko pokiwał głową z rezygnacją i wyszedł nic nie dodając.


- Halo?

- Cześć moja ulubiona przyjaciółko. Nie widzieliśmy się już ze sto lat.

- Dokładnie to tydzień temu. - zakpiłam.

- Tak za tobą tęsknię, że czuje jakby minęły wieki.

- No dobra, czego chcesz? - z jego miłego tonu wywnioskowałam, że chce mnie prosić o przysługę.

- Pamiętasz o tym chłopaku, o którym wam opowiadałem? - powiedział rozmarzonym tonem.

- Morgan, jeśli dobrze pamiętam?

- Tak dokładnie!

- Co z nim? - zaintrygował mnie. Z tego co opowiadał Alexy, Morgan to jego pierwsza szansa na poważny związek, dlatego kibicowałam mu z całego serca.

- Dzisiaj, za miastem, jest impreza, na którą mamy iść.

- Ooo zaczyna robić się ciekawie.

- Tak tylko ... znamy się krótko i trochę się obawiam zostania z nim sam na sam. Wiesz, może być trochę niezręcznie i potrzebuje wsparcia.

- Do czego zmierzasz?

- Nie poszłabyś na tą imprezę z nami? - zapytał z nadzieją.

- Alexy nie wiem czy to dobry pomysł. - nie bardzo miałam ochotę na imprezowanie. 

- Briannaaaa ... proszę zgódź się. - powiedział błagalnym tonem. - Potrzebuję cię. Rozalia wychodzi dzisiaj na randkę z Leo. Więc pomyślałem, że zechcesz być dobrą przyjaciółką i mi pomóc.

- No dobrze. - usłyszałam jak cicho pisnął z radości. - Co rozumiesz przez słowo ,,wsparcie"?

- No wiesz...trochę go wybadasz, stwierdzisz czy mu się podobam, tak jak on mi, gdyby było między nami niezręcznie rzucisz jakimś tematem do rozmowy.

- Nie wiem, czy jestem odpowiednią do twojej ,,misji"- dalej nie byłam przekonana do tego pomysłu.

- Oj no weź. Będzie fajnie. - prosił.

- Eh, no okej. - westchnęłam.

- Super! Bądź gotowa na 20. Pa! - nim zdążyłam się pożegnać Alexy się rozłączył.


*19:50*

Właśnie byłam w trakcie kończenia makijażu. Na dzisiejszy wieczór wybrałam czerwoną sukienkę do połowy ud i szpilki w takim samym kolorze. Sama nie wiem czemu pomyślałam o tym, że Kastielowi by się to spodobało, ale natychmiast skarciłam się za myślenie o nim. Muszę definitywnie przestać myśleć o nim i wyobrażać sobie niewiadomo co. To skończony temat. Nie chcę mnie w swoim życiu. Przynajmniej nie jako ,,dziewczynę". Może nawet dobrze się stało, że wychodzę dzisiaj z Alexym. Chociaż na chwilę zapomnę o tym egoistycznym, aroganckim ... moją wiązankę określeń przerwało pukanie do drzwi. Otworzyłam je a za nimi stał Alexy.

- Wow. Może jednak powinienem zaprosić ciebie na tę randkę. - powiedział z tym swoim kpiącym uśmieszkiem.

- Myślę, że za brak pewnego ,,atrybuty" jestem już zdyskwalifikowana na stracie. - zażartowałam.

- No nie wiem. Jestem bardzo otwarty na nowe doświadczenia.

- Lepiej zamiast paplać chodźmy już. Twój Romeo pewnie na ciebie czeka. - klepnęłam go w ramię i ponagliłam do wyjścia.

*20:30*

Morgan okazał się całkiem sympatycznym chłopakiem. Właśnie siedzieliśmy na tyle taksówki i gadaliśmy o jakiś banałach typu ,,co studiujesz?", czy ,,czym się zajmujesz". Mimo wszystko rozmowa wcale nie była nudna. Obiekt pożądania Alexego był jego totalnym przeciwieństwem. Spokojny, wyważony, typ dżentelmena, ale może u nich sprawdzi się powiedzenie, że przeciwieństwa się uzupełniają. W końcu, po pół godzinnej podróży, byliśmy na miejscu. Był to duży dom w otoczeniu lasu. W pobliżu było tylko kilka innych budynków. Niepewnie rozejrzałam się po okolicy i stwierdziłam, że z całą pewnością nie chciałabym tutaj zamieszkać. Lasy nocą wyglądały naprawdę przerażająco, a w mojej głowie już odgrywały się scenariusze z horrorów, które widziałam. Alexy widząc moją minę objął mnie ramieniem i szeroko się uśmiechnął.

- Idziemy? - tylko przytaknęłam, a on wprowadził mnie do środka. Było tam niesamowicie tłoczno i głośno. Można było tam zaobserwować cały przekrój społeczeństwa; od punków w szalonych strojach po mięśniaków w bluzach szkolnego zespołu futbolowego. Niestety nie znalazłam żadnej znajomej twarzy, więc trzymałam się Alexy'ego i Morgana. Mimo jego wcześniejszych obaw dobrze się dogadywali i gołym okiem można było dostrzec, że między nimi iskrzy. Czułam się trochę jak piąte koło u wozy, więc postanowiłam dać im trochę przestrzeni i prywatności.

- Alexy, idę po drinka. Zaraz wracam.

- Okej, tylko się nie zgub. - nawet jakoś specjalnie nie zwrócił na mnie uwagi, bo był zbyt pochłonięty dyskusją z Morganem.

*21:45*

Od dłuższego czasu nie mogłam znaleźć moich towarzyszy. Zupełnie jakby zapadli się pod ziemię. W myślach przeklinałam Alexy'ego. Sprawdziłam dosłownie wszystkie pomieszczenia nie natrafiając na nic innego niż obściskujące się pary, pośród których nie było obiektów moich poszukiwań. Zrezygnowana postanowiłam napić się kolejnego drinka z nadzieją, że może chociaż to sprawi, że poczuję się lepiej.

*22:30*

Okej...mam już dość. Wlałam w siebie taką ilość alkoholu, że czułam jak świat wokół mnie delikatnie wiruje, a mężczyźni wokół mnie robili się coraz bardziej nachalni. Mam gdzieś tego niebieskowłosego kretyna. Zostawił mnie zupełnie samą pośród tłumu obcych ludzi. Wychodzę stąd.

*22:45*

Po przeanalizowaniu swojej sytuacji mogę już oficjalnie przyznać, że jestem w dupie. W pobliżu nie było żadnego przystanku autobusowego, a taksówki już nie kursowały. Miałam ochotę się rozpłakać z bezradności. Spojrzałam na telefon i westchnęłam. Chyba muszę sięgnąć po ostatnią deskę ratunku. Wybrałam jego numer. Odebrał już po pierwszym sygnale.

- Bree? Co jest?

- Kastiel ... ja ... mam problem. - z trudnością dobierałam słowa.

- Co się dzieje? Gdzie jesteś? - zapytał zaniepokojony.

- To wszystko przez Alexy'ego ... - streściłam mu całą sytuację.

- Cholera... - westchnął gniewnie. - Czekaj tam na mnie. Będę za jakieś 20 minut. - rozłączył się nie czekając na odpowiedź.

Proszenie Kastiela o przysługę nie było szczytem moich marzeń, ale był jedyną osobą, która mogła mi teraz pomóc. Pomyśleć, że dzisiaj rano potraktowałam go tak ozięble. Prawdziwa ze mnie hipokrytka. Zrezygnowana usiadłam na pobliskim murku czekając na mojego księcia na białym rumaku...

*23:00*

Powinien tu być lada moment. Na szczęście świeże powietrze sprawiło, że mój umysł trochę się rozjaśnił. Zauważyłam, że z oddali zbliża się grupka chłopaków, więc automatycznie sięgnęłam po telefon, żeby sprawiać wrażenie, że jestem czymś zajęta.

- Hej piękna! Zgubiłaś się? - świetnie ... zaczęło się.

- Nie, po prostu na kogoś czekam.

- Może zaczekam razem z tobą. - chłopak, który przodował w grupie szeroko wyszczerzył się w przebiegłym uśmiechu.

- Nie ma takiej potrzeby. - uśmiechnęłam się przyjaźnie z nadzieją, że da mi spokój.

- A jednak nalegam. Obserwowałem cię już od dłuższej chwili i muszę przyznać, że rzadko widuje, tak piękne kobiety. - usiadł obok mnie, stanowczo zbyt blisko.

- Cóż...dziękuję za komplement. To miłe. - ,,Kastiel pośpiesz się, błagam", krzyczałam w myślach, powoli odgadując intencje mojego towarzysza.

- Wiesz, co jeszcze mogłoby być miłe? - oblizał usta i położył dłoń na moim kolanie, a ja błyskawicznie wstałam, aby znaleźć się na bezpiecznej odległości od niego.

- Posłuchaj. Wiem do czego zmierzasz, ale właśnie czekam na chłopaka, który będzie tutaj za pięć minut i ostrzegam cię, że nie spodoba mu się to co robisz, więc lepiej będzie jeśli dasz mi spokój.

- Naprawdę? Jeszcze go tutaj nie ma, więc może jednak zaryzykuje. - spojrzał na mnie wzrokiem wygłodniałego wilka. Podszedł do mnie i próbował objąć w tali, ale nie pozwoliłam mu na to i uderzyłam go w twarz. On tylko rozmasował czerwone miejsce na policzku i obrzydliwie się zaśmiał. - Więc tak chcesz się bawić. Nawet mnie to kręci. - powiedział po czym złapał mnie od tyłu i przyciągnął do siebie, nie dając mi możliwości ucieczki. Czułam jego dłonie na swoich udach, które niebezpiecznie zmierzały w górę, a ja nie byłam w stanie nic zrobić. Wtedy usłyszałam warkot silnika i spojrzałam z nadzieją w stronę samochodu, który nadjeżdżał i rozpoznałam, że to Kastiel. Napastnik najwidoczniej się przestraszył bo momentalnie mnie wypuścił.

Kastiel wyskoczył z auta i z prędkością światła znalazł się przy mnie, obejmując mnie, tak jakby chciał zaznaczyć teren.

- Bree, idź do auta. - powiedział stanowczo.

- Nie musisz ... - nie chciała, żeby z mojego powodu wdawał się w bójkę, jednak on tylko spojrzał na mnie, a jego oczy płonęły wściekłością. Wiedziałam, że jest teraz w takim stanie, że lepiej mu nie przeszkadzać. Posłusznie skierowałam się w stronę samochodu, oparłam się o drzwi i czekałam na rozwój wydarzeń.

- Stary, to nie tak. Nie wiedziałem, że to z ,,chłopakiem" było prawdą. Myślałem, że jest sama... - zaczął się tłumaczyć napastnik, ale nim skończył swój wywód oberwał z pięści w twarz, tak, że zrobił parę kroków w tył. - Ej! Za co to?!

- Za bycie dupkiem. - warknął Kastiel.

- Sprowokowała mnie! Uśmiechała się i wyglądała jakby tylko na to czekała! - Kastiel chwycił go za kurtkę i niemalże podniósł go parę centymetrów w górę.

- Powiedz jeszcze jedno złe słowo na jej temat, a cię zabiję.

- Gościu, daj mi spokój! Chciałem się tylko zabawić. Ale spoko, jest twoja, rozumiem. Nie musisz się na mnie wyżywać! - Kastiel popchnął go, a tamten upadł. 

- A teraz spierdalaj zanim naprawdę zrobię się zły. - rzucił mu ostatnie ostrzeżenie, a tamten podniósł się i zaczął uciekać w kierunku znajomych, co chwilę nerwowo spoglądając za ramię. 

Kastiel jeszcze chwilę stał w miejscu i spoglądał na tamtego uciekającego idiotę zabójczym wzrokiem, jednak po chwili jego mięśnie się rozluźniły, a wyraz twarzy złagodniał. Podszedł do mnie.

- Coś ci zrobił? - zaczął mnie oglądać od stóp do głów, jakby chciał się upewnić, że wszystko w porządku.

- Nie zdążył. - nie płakałam, ale byłam roztrzęsiona. Wskazywało na to moje trzęsące się ręce i płytki oddech.

- Chodź tutaj. - objął mnie ramionami, a ja wtuliłam się w niego. Wystarczył tylko ten gest żebym poczuła się całkowicie bezpieczna, a cały stres odszedł w niepamięć. - Nigdy nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził. - złożył delikatny pocałunek na czubku mojej głowy.

- Gdybyś przyjechał parę minut później... - nie byłam w stanie dokończyć zdania.

- Ciiii ... - pogładził moje włosy. - Zapłaci za to. Zostaw to mnie. A teraz chodź, odwiozę cię do akademika. - otworzył przede mną drzwi samochodu, a ja usiadłam na miejscu pasażera.

Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. Kastiel skupiony był na drodze, a ja patrzyłam przez okno i myślałam o tym, co stało się dzisiejszego wieczoru. Gdyby Kastiel odmówił mi pomocy to ta historia mogłaby się skończyć bardzo źle ... na samą myśl przeszły mnie zimne dreszcze. Mimo tego, co się między nami wydarzyło byłam mu wdzięczna. Już miałam coś powiedzieć, gdy się odezwał.

- Bree, jeśli chodzi o naszą poranną rozmowę ... - miałam wrażenie, że te słowa z trudem przechodziły mu przez gardło. - Przepraszam za wszystko. Nie chciałem żebyś czuła się przeze mnie źle.

- Nie musisz przepraszać. Poza tym z tego co pamiętam to wtedy czułam się całkiem dobrze dzięki tobie. - nieśmiało się do niego uśmiechnęłam. - I dziękuję, że po mnie przyjechałeś. - powiedziałam cicho.

- Daj spokój, nie masz za co dziękować. Jak spotkam Alexy'ego to sobie z nim pogadam na temat tego, że gdy się zaprasza gdzieś dziewczynę, to bierze się za nią odpowiedzialność.

- To nie jego wina. Miał dobry powód, żeby o mnie zapomnieć. - Kastiel spojrzał na mnie pytająco. - Ma dzisiaj randkę. - wytłumaczyłam mu okoliczności, dla których znalazłam się na tej imprezie.

- No cóż, mam nadzieję, że w przyszłości będziesz bardziej rozważna jeśli chodzi o propozycję Alexyego. - spojrzał na mnie karcąco, zupełnie jak mój ojciec.

- Oczywiście ,,tatusiu". - powiedziałam przedrzeźniając go.

- Tatusiu? Myślę, że mogłoby mi się to spodobać. - podniósł sugestywnie brew i zaśmiał się.

- Nie pozwalaj sobie. - klepnęłam go w kolano.

- Czyli ... między nami jest okej? - zapytał niepewnie.

- Może jeszcze trochę potrzymam cię w niepewności żeby ugrać pudełko lodów w ramach przeprosin.

- Jeśli obiecasz, że przestaniesz mnie obwiniać i zaczniemy się zachowywać jak dorośli, to jestem w stanie załatwić ci dożywotni zapas lodów. - puścił do mnie oczko.

- Wchodzę w to!

Dzięki obecności Kastiela, chociaż na chwilę, udało mi się zapomnieć o przykrych wydarzeniach tego wieczoru.  Zastanawiałam się czy nie powinnam dać znać Alexy'emu, że jestem w drodze do domu, ale pewnie w tym momencie i tak go to mało obchodziło. 

*23:45*

Kiedy dojeżdżaliśmy na parking kampusu, było mi przykro, że musimy się rozstać. Chętnie spędziłabym z nim jeszcze więcej czasu, a najlepiej całą noc ... Muszę przestać marzyć i pogodzić się z swoim losem ,,tylko przyjaciółki". Spojrzałam na niego z nostalgią. Był taki cudowny. Kosmyki czerwonych włosów opadające mu na czoło, stalowe oczy, które potrafiły przebić mnie na wskroś, idealnie prosty nos, kształtne ustne i mocno zarysowana szczęka; to wszystko sprawiało, że miałam wrażenie, że to niemożliwe żeby ktoś był tak doskonały. Dosłownie jakby był wyrzeźbiony z marmuru przez samego Michała Anioła i powołany do życia, tylko po to żeby można było go podziwiać.

- Mam coś na twarzy? - zapytał rozbawiony, a ja pokiwałam głową na nie. - Od jakiś pięciu minut mnie obserwujesz. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale jestem bardzo ciekaw, co teraz siedzi w twojej głowie

- Jesteś nieziemsko przystojny. - wypaliłam zgodnie z prawdą, ale natychmiast tego pożałowałam. To postanowione, już więcej nie sięgnę po alkohol. Po nim zdecydowanie jestem zbyt otwarta i odważna. Kastiel tylko się uśmiechnął. Zaparkował pod budynkiem akademika, zgasił silnik i obrócił się w moją stronę.

- Odprowadzę cię do pokoju. - pewnie zrobiłam zabawną minę, bo od razu dodał. - Spokojnie, to nie żadna ukryta propozycja. Po prostu wiem, że lubisz na siebie ściągać kłopoty. - ,,jedyne to dzisiaj chcę ściągnąć to twoje ubrania" pomyślałam, ale natychmiast skarciłam się w myślach za zbereźne myśli względem ,,przyjaciela". Udaliśmy się w kierunku mojego mikroskopijnego apartamentu. Zegar na uczelnianej wieży właśnie wybijał północ. Gdy przechodziliśmy przez dziedziniec jedna z moich szpilek utknęła między kostkami brukowymi, a ja prawie upadłam, gdyby nie szybka interwencja Kastiela, który mnie złapał.

- Już drugi raz cię dzisiaj ratuję. - schylił się i delikatnie przejechał palcami po mojej łydce, po czym wyswobodził mojego buta. - Proszę bardzo Kopciuszku. - powiedział szarmancko i posłał mi ten zabójczy uśmiech. Uderzyła mnie fala ciepła i poczułam motylki w brzuchu. Jedyne na co mogłam się teraz zdobyć to lekki uśmiech. Gdy tylko mnie zostawi będę musiała wziąć zimny prysznic żeby ochłonąć i się uspokoić.

*00:05*

W końcu dotarliśmy pod drzwi mojego pokoju. Jak zwykle nie potrafiłam odnaleźć kluczy w czeluści mojej torebki. Myślałam, że Kastiel odprowadzi mnie do pokoju i to wszystko, jednak on stał oparty o framugę drzwi i czekał, aż je otworzę. Czy to znaczyło, że chciał wejść? Po kilku minutach poszukiwań w końcu odnalazłam klucze i przekręciłam zamek.

- Szkoda, że je znalazłaś. Już myślałem, że będę musiał zaproponować ci nocleg. - uśmiechnął się szydersko.

- Może wejdziesz? - nieśmiało zapytałam starając się, aby nie zabrzmiało to podejrzanie.

- Czemu nie. Nigdy nie wiadomo, czy nie utopisz się pod prysznicem. Z tobą nigdy nic nie jest pewne. - roześmiał się, a ja tylko spojrzałam na niego gniewnie. Mimo wszystko myślałam, że odmówi i byłam zaskoczona jego entuzjazmem. Może za dużo sobie wyobrażam. Nic nie musi się przecież wydarzyć. Otworzyłam drzwi i weszliśmy do środka. Kastiel zaczął z uwagą rozglądać się po pokoju, natomiast ja czułam nagłą potrzebę wzięcia prysznica, aby zmyć z siebie wszelkie pozostałości dzisiejszego wieczoru.

- Pójdę wziąć prysznic, a ty się rozgość. Zaraz wracam. - Kastiel tylko kiwnął głową, a ja zniknęłam za drzwiami łazienki.

Musiałam się pośpieszyć. To chyba dosyć niekulturalne, żeby zostawiać gościa samego. Pozwoliłam, aby gorąca woda spływała po moim ciele i ukoiła moje nerwy. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo surrealistyczna była ta sytuacja. Właśnie jestem naga i biorę prysznic, a tuż za ścianą jest prawdopodobnie najbardziej pożądana partia w okolicy - Kastiel Watkins, mój były chłopak, a obecnie gwiazda rocka, który mimo wszystko nadal był tym chłopakiem, którego poznałam kilka lat temu na szkolnym korytarzu i w którym się zakochałam. Znowu dopadły mnie sentymenty. Uśmiechnęłam się do siebie, zdając sobie sprawę, że mógłby być teraz z jakąkolwiek dziewczyną, a jednak jest tutaj ze mną. W dodatku prosząc go o pomoc, ani chwili się nie zawahał i przyjechał po mnie w środku nocy. Mimowolnie dotknęłam swoich warg i pomyślałam o tym, jak bardzo bym chciała na nich poczuć smak jego ust. Całe moje ciało zapłonęło nową falą gorąca i pożądania. Co się ze mną dzieje? Przecież obiecałam sobie, że tamten ,,incydent", zdarzył się ostatni raz. A jednak teraz czułam nieodpartą chęć powtórzenia tamtego ,,błędu". Ochłoń Brianna, przecież nie możesz do niego pójść i powiedzieć ,,mam na ciebie ochotę" i rzucić się na niego. Zdałam sobię sprawę, że zapomniałam wziąć ze sobą ubrań na zmianę, dlatego szczelnie owinęłam się ręcznikiem, upewniając się czy aby na pewno nic spod niego nie wystaje i wychyliłam się zza drzwi łazienki. Kastiel leżał na moim łóżku i przeglądał książkę, którą ostatnio czytałam. Swoją kurtkę przewiesił przez oparcie krzesła znajdującego się przy biurku, zostając tym samym w czarnym t-shircie, który doskonale opinał i prezentował jego mięśnie. Nerwowo przełknęłam ślinę.

- Nie dziwie się dlaczego masz skrzywiony obraz na temat związków. Tutaj wszystko jest wyidealizowane, a ich największym problemem jest to, co zjeść na śniadanie. - kpił, ale podniósł wzrok w moim kierunku, a jego źrenice natychmiast się rozszerzyły, a usta rozchyliły. - Okej ... dlaczego jesteś w samym ręczniku?

- Zapomniałam ubrań. - powiedziałam z obojętnością, żeby nie pokazać jak bardzo jestem zażenowana tą sytuacją.

- A może to zasadzka na moją cnotę? - uśmiechnął się szydersko.

- Której od dawna już nie masz. - pokazałam mu język, jak dziecko. - A teraz bądź dżentelmenem i zasłoń oczy.

- I zmarnować taki widok? Chyba śnisz. - rozłożył się na łóżku i założył ręce za głowę, wpatrując się we mnie intensywnie i równocześnie szeroko się uśmiechając. - Jestem gotowy. Możesz zaczynać.

- Idiota ... - westchnęłam i wzięłam się za szukanie ubrań w szafie, słysząc za sobą jego chichot. Nagle w mojej głowie zrodził się plan. Skoro tak chcę się bawić to okej. Odsłoniłam swój ręcznik i pozwoliłam, aby osunął się po moim ciele. Usłyszałam jak Kastiel wstrzymał oddech.

- Coś ci spadło ... - powiedział, a jego głos drżał.

- Naprawdę? - zapytałam niewinnym tonem.

Zwróciłam twarz w jego kierunku, jednak dalej stałam do niego tyłem. Pokój był oświetlony jedynie małą lampką nocną i światłem ulicznych latarni, ale to wystarczyło, żebym była w stanie zauważyć delikatne rumieńce na jego policzkach, a szybkie ruchy klatki piersiowej wskazywały na płytki oddech.

- Może się ubierzesz? - przeczesał nerwowo włosy i odwrócił wzrok.

- Na pewno tego chcesz? - zaśmiałam się.

- Jeśli chodziłoby tylko o mnie, to wiedz, że bym się nie zawahał. Ale chodzi też tutaj o ciebie. Jesteś pijana ...

- Wcale nie jestem! - wtrąciłam się.

- ... i źle odczytujesz rzeczywistość. Wcale tego nie chcesz. Pamiętasz co było tydzień temu, gdy to zrobiliśmy? Byłaś na mnie wściekła. Także może lepiej będzie, jak zaczniesz uczyć się na błędach.

- Podobał mi się tamten ,,błąd" - w tym momencie się odwróciłam, a Kastiel tylko szerzej otworzył oczy. - Z tego co pamiętam tobie również.

- Bree w to co pogrywasz jest niebezpieczne. - podniósł się wyżej na poduszkach, nie spuszczając ze mnie wzroku. To zabawne, jego słowa wyrażały sprzeciw, lecz ciało mówiło coś kompletnie przeciwnego. Widziałam w jego oczach pożądanie.

- Od czasu do czasu dawka dobrej adrenaliny nie jest zła. - zaczęłam się zbliżać w jego kierunku.

- Cholera. Czy ty próbujesz mnie zaciągnąć do łóżka? - na jego twarzy pojawił się ten łobuzerski uśmieszek, który tylko sprawił, że poczułam się jakby rzucał mi wyzwanie. Chciał tego. Czekał, aż to ja wyjdę z inicjatywą.

- Właściwie już to zrobiłam. Właśnie na nim leżysz. - stanęłam przy łóżku i pozwoliłam na to żeby obserwował moje ciało. Odgarnęłam moje, jeszcze mokre, włosy do tyłu, aby mieć pewność, że zauważy każdy detal.

- Dobra jesteś ... - powiedział cicho, spacerując wzrokiem po moim ciele.

- Chcesz się przekonać jak bardzo? - czy to moje słowa? Miałam wrażenie, że ta codzienna, grzeczna, konwencjonalna, pospolita Brianna wyszła z mojego umysłu na chwilowy spacer, a zastąpiła ją jej bezwstydna siostra bliźniaczka, która wiedziała jak osiągnąć swój cel i nie bała się żadnych konsekwencji. Czy to można już nazwać rozdwojeniem jaźni? Nie chciałam teraz o tym myśleć. Miałam ochotę znowu go poczuć i tylko to się teraz liczyło. Powoli weszłam na niego i usiadłam okrakiem, opierając się dłońmi o jego klatkę piersiową.

- Bree, nie zrozum mnie źle. Nawet nie wiesz, jak bardzo tego chcę, ale nie możemy ... - położyłam palec na jego ustach, żeby przestał mówić, a następnie złożyłam na nich pocałunek. Był delikatny, zaledwie muśnięcie warg. Odsunęłam się żeby sprawdzić jego reakcję. Patrzył mi głęboko w oczy i wydawało mi się, że prowadzi jakąś wewnętrzną walkę, sam ze sobą, jednak po chwili wsunął dłoń w moje włosy, a nasze usta znowu się połączyły, tym razem bardziej zachłannie i gwałtownie. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Wręcz zerwałam z niego ubrania, pozostawiając go w samych bokserkach. Wyraźnie czułam dowód jego podniecenia między swoimi nogami. Nie chciałam już dłużej czekać, dlatego pozbawiłam go ostatniej części garderoby. Nie miałam też ochoty bawić się w zbędne gierki, dlatego niewiele myśląc podniosłam biodra do góry, po czym opadłam, sprawiając, że całkowicie się we mnie wsunął. Westchnęliśmy w tym samym momencie. Dłonie położyłam na jego ramionach, natomiast jego wylądowały na moich biodrach. Przyśpieszyłam swoje ruchy, nie mogąc doczekać się tego upragnionego uczucia spełnienia. Nie musiałam długo na to czekać...opadłam na jego klatkę, głośno wzdychając.

- Już skończyłaś? Nie wierzę, że jesteś taką egoistką. Co ze mną? - zapytał śmiejąc się pod nosem i gładząc mnie po plecach.

- Kto powiedział, że skończyłam? - podniosłam głowę i spojrzałam mu głęboko w oczy. Jeszcze raz go pocałowałam, długo i namiętnie. Złożyłam jeszcze pocałunek na jego policzku, żuchwie i szyi. Moja dłoń sunęła wzdłuż jego torsu, brzucha, żeby w końcu znaleźć się u celu. Gdy zacisnęłam na nim swoją dłoń, Kastiel westchnął.

- Czy ty zmierzasz do tego o czym myślę? - na jego ustach pojawił się ten cudowny, zadziorny uśmiech. - Z tego, co pamiętam to nie byłaś dużą fanką tego typu zabaw.

- Zdecydowanie powinieneś mniej mówić. - wsunęłam go do ust, a Kastiel odchylił głowę do tyłu i wydał z siebie przytłumiony jęk...

*3:00*

Obudziło mnie uczucie uginania się materaca. Usiadłam na łóżku i przetarłam zaspane oczy. Powoli zaczynałam odnajdywać się w ciemności. Zobaczyłam, że Kastiel zakładał spodnie.

- Co robisz? - mój głos był półprzytomny

- Przepraszam, nie chciałem cię obudzić. - złożył czuły pocałunek na moim czole. - Będę się już zbierać.

- A więc to tak? Należysz do tego typu facetów, którzy po wspólnej nocy uciekają? - mój ton wyrażał rozczarowanie.

- Nie, po prostu w życiu nie wyśpimy się we dwójkę na tym małym łóżku, a przypominam ci, że mamy środek tygodnia. - jego argument był dobry, ale nie przekonał mnie.

- Zostań ze mną. Proszę... - chwyciłam jego dłoń i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.

- Skoro tak ładnie prosisz. - Kastiel położył się obok i objął mnie.

- A teraz z łaskiej swoje, nie budź mnie już więcej. - powiedziałam z wyrzutem i mocno się w niego wtuliłam. Usłyszałam jeszcze jego cichy śmiech.

*8:50*

Pomimo ścisku jaki panował dzisiejszej nocy obudziłam się wypoczęta, a przede wszystkim szczęśliwa. Spojrzałam na śpiącego obok Kastiela. Wyglądał tak niewinnie, gdy spał. Pocałowałam go w policzek i zaczęłam rozglądać się za swoim telefonem, ale przypomniałam sobie, że nadal był w torebce, która leżała na drugim końcu pokoju. Na szafce obok łóżka leżał jednak telefon Kastiela. Pewnie się nie obrazi, gdy tylko sprawdzę godzinę. Stuknęłam w ekran, aby ją wyświetlić. Co? Jest aż tak późno? Już przegapiłam pierwszy wykład! Szturchnęłam ramię Kastiela żeby go obudzić.

- C...co? - jęczał pod nosem.

- Kastiel wstawaj!

- Jeszcze pięć minut... - mamrotał niewyraźnie.

- Wstawaj! Za pół godziny muszę być na uczelni, a ty masz dzisiaj spotkanie z zespołem. - w końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie niewyraźnie.

- To co zrobiłaś dzisiejszej nocy ... - zmarszczyłam czoło spodziewając się jakiś wyrzutów typu ,,mieliśmy być tylko przyjaciółmi". - ... było cholernie dobre. - pocałował mnie w kącik ust, a ja patrzyłam na niego z niedowierzaniem do momentu, aż nie usłyszałam pukania do drzwi.

- Ubierz się! - powiedziałam spanikowana. Moją pierwszą myślą było to, że moi rodzice przyjechali w odwiedziny bez zapowiedzi. Ale nie przyjechaliby w środku tygodnia, wiedząc, że mam zajęcia. Kastiel zaczął się pospiesznie ubierać, a ja narzuciłam na siebie mój ulubiony szlafrok. Podeszłam do drzwi i odwróciłam się żeby upewnić się, że Kastiel jest chociaż częściowo ubrany. Przekręciłam zamek i lekko uchyliłam drzwi. Ufff... to tylko Alexy.

- Jesteś poważna?! Śpisz sobie w najlepsze, a ja odchodzę od zmysłów! Pół nocy cię szukałem. Myślałem, że coś ci się stało! - wymachiwał energicznie rękami.

- Naprawdę? - zapytałam z sarkazmem. - Wydaje mi się, że miałeś lepsze ,,rzeczy" do robienia niż szukanie mnie.

- Wcale nie. Odszedłem tylko na chwilę, a gdy wróciłem ... - poczułam za plecami obecność Kastiela. - Oooooo ... - Alexy zrobił tą swoją minę mówiącą ,,już wszystko rozumiem". - Widzę, że sobie poradziłaś. Bardzo dobrze sobie poradziłaś! - zaczął sugestywnie podnosić brew, a ja tylko speszona spojrzałam na Kastiela.

- Alexy jak dobrze, że cię widzę. Mamy chyba coś do obgadania. - Kastiel przeszedł obok mnie, przejeżdżając dłonią wzdłuż moich pleców, a następnie oparł się ramieniem o Alexy'ego. - Odprowadzisz mnie do auta, a w międzyczasie wytłumaczę ci, dlaczego, gdy się gdzieś zaprasza dziewczynę, nie zostawia się jej samej. - powiedział z powagą, chociaż wiedziałam, że robi to dlatego, żeby odwrócić uwagę Alexy'ego ode mnie i tego, co wydarzyło się w moim pokoju. Znając go nie dałby mi spokoju i dociekał wszystkich faktów.

- Ale ... - Alexy wyglądał na przerażonego wizją kazania wygłoszonego przez Kastiela.

- Idziemy. - powiedział stanowczo czerwonowłosy. Jeszcze na chwilę się odwrócił, uśmiechnął się do mnie i puścił oczko, a ja tylko bezdźwięcznie poruszyłam ustami w słowie ,,dziękuję". - Więc zacznijmy od tego, że bardzo mi się nie podoba, co wczoraj zrobiłeś ... - patrzyłam jeszcze przez chwilę jak się oddalali i śmiałam się z miny Alexy'ego. Mimo wszystko mam nadzieję, że wczoraj dobrze się bawił i udało mu się zbliżyć się do Morgana. A jeśli chodzi o mnie i Kastiela ... ta noc skończyła się inaczej niż ostatnia. Nie było już tego uczucia wyrzutów sumienia i obwiniania się. Było nam dobrze z tym co się wydarzyło. Ale czy to czyni mnie już kogoś w rodzaju jego dziewczyny, czy może tylko przyjaciółki od seksu? Nie chciałam teraz o tym myśleć...czuję się dobrze w jego towarzystwie i tylko to się liczy. Może po prostu muszę poczekać, co przyniesie przyszłość ...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro