11. ,,Miałaś już swoją szansę, dziewczynko"
Następnego dnia obudziłam się trochę wcześniej. Jest środa, a to znaczy, że dzisiaj będą zajęcia z rozwoju osobistego, więc będzie tam Kastiel! Wzięłam prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy, po czym podeszłam do garderoby. Przez chwilę analizowałam, co by dzisiaj założyć. Postawiłam na zwiewną, czerwoną sukienkę. Nie będzie za elegancko,czy seksownie, ale też nie chciałam wyglądać ,,zwyczajnie". Poza tym wiedziałam, że Kastiel lubił mnie w czerwieni. Uśmiechnęłam się na tą myśl i zabrałam się za makijaż i fryzurę. Gdy skończyłam spojrzałam w lustro, aby ocenić efekt końcowy i uśmiechnęłam się sama do siebie. Wzięłam torebkę i udałam się na zajęcia prawie w podskokach. Po pięciu minutach dotarłam do sali i szukałam go wzrokiem. Jest! Siedział sam tam gdzie ostatnio i tak jak wtedy był całkowicie pochłonięty przeglądaniem telefonu. Podeszłam do ławki, w której siedział, tym razem nie pytając o pozwolenie i usiadłam.
- Cześć! - powiedziałam z entuzjazmem. Kastiel uniósł wzrok znad telefonu, spojrzał na mnie beznamiętnie i wrócił do przeglądania telefonu. Co? Czy on mnie właśnie olał?!
- Milutki jak zawsze. - wyszeptałam niby do siebie z nadzieją, że to usłyszy, ale nie zareagował.
Kolejne minuty upływały w ciszy. Super do zajęć zostało jeszcze 10 minut. Będę tak siedzieć i patrzeć się w ścianę. Zastanawiałam się jak zagadać i nie wyjść na idiotkę, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Masz może długopis? Zapomniałam swojego. - naprawdę Brianna? Tylko na tyle cię stać? Kastiel podał mi długopis nawet na mnie nie spoglądając. Ewidentnie był na mnie obrażony. Westchnęłam i sięgnęłam do torebki po książkę. Może chociaż w ten sposób umilę sobie czas czekając na zajęcia skoro mój towarzysz nie był zbyt rozmowny.
- I co? Twój wczorajszy amant okazał się wymarzonym panem Darcy? - powiedział nie odrywając wzroku od telefonu.
- O czym mówisz? - zapytałam, patrząc na niego pytająco.
- O facecie, który mógłby być twoim ojcem. - dalej na mnie nie patrzył.
- Kastiel to nie tak. Przecież byłeś tam i słyszałeś Alexego. Nie dałby mi spokoju.
- Myślałem, że jesteś mądrzejsza.
- To była tylko zabawa....
- Yhmm, ,,zabawa". Skończyło się też ,,zabawnie"? - spojrzał na mnie z złością w oczach, a ja poczułam, że cała się gotuje.
- Posłuchaj, panie hipokryto. Nie mów mi o ,,zabawie" podczas, gdy przychodzisz na spotkanie z Amber zawieszoną na twoim ramieniu.
- Aaaa więc jesteś zazdrosna. - uśmiechnął się cynicznie.
- Nie...po prostu z Amber? Serio? Po tym wszystkim co mi zrobiła?
- Amber się zmieniła, jest całkiem spo....
- Choćby starała się być moją ,,bff" i dostała pokojową nagrodę Nobla, nigdy nie uwierzę, że się zmieniła. - nie pozwoliłam mu dokończyć.
- Musisz być bardziej otwarta ... albo w sumie nie, bo wczoraj byłaś, aż za bardzo w stosunku do tego podstarzałego zboczeńca. - w tym momencie do sali weszła Amber i podeszła do nas.
- Hej! Co u was? - zapytała radośnie.
- Hej Amber! - powiedziałam z przesadną grzecznością. - Proszę usiądź tutaj. Wiem jak bardzo lubicie swoje towarzystwo. - wstałam z krzesła, zbierając swoje rzeczy.
- Nie musisz...usiądę, gdzie indziej. - Amber wydawała się zaskoczona.
- Nalegam. - powiedziałam i ruszyłam w kierunku pustej ławki na przodzie sali. Nie spojrzałam na Kastiela ani przez moment. Nienawidzę go. On najlepiej wie jak mnie zranić. Zachciało mu się zadawać z Amber...pffff. Może w ramach zemsty powinnam spotkać się z Natanielem? Przecież działał na niego jak płachta na byka i prosił żebym się z nim nie zadawała. Szybko wybrałam numer Nata i wysłałam mu sms o treści ,,Hej, możemy się dzisiaj spotkać?" i zanim pomyślałam kliknęłam ,,wyślij". Nie musiałam długo czekać na odpowiedź: ,,Czyli jednak się za mną stęskniłaś. Park o 12, obok fontanny?". Odpisałam: ,,Ok". Rzuciłam telefonem o ławkę przez co parę osób na mnie spojrzało z zdziwieniem, ale miałam ich gdzieś. Zajęcia się zaczęły, a ja nie byłam w stanie skupić się chociaż na jednym słowie wypowiedzianym przez profesorkę. Byłam wściekła. A może smutna? Prawdopodobnie jedno i drugie. Odliczałam minuty do końca zajęć. Nie mogłam znieść myśli, że parę metrów za mną siedzi Kastiel...z Amber. Miałam wrażenie, że ciężko mi się oddycha, dlatego, gdy zajęcia się skończyły odetchnęłam z ulgą. Spakowałam swoje rzeczy i ruszyłam w stronę wyjścia. Przed ucieczką powstrzymała mnie czyjaś dłoń na moim nadgarstku.
- Bree...możemy pogadać? - powiedział łagodnie Kastiel.
- Nie sądzę. - wyrwałam się z jego objęcia i ruszyłam w stronę wyjścia, nie dając mu czasu na odpowiedź. Nie miała ochoty na rozmowę z nim. Wyszłam z uczelni i ruszyłam w stronę parku. Na miejscu czekał już Nataniel. Siedział na murku przy fontannie i spoglądał na spadającą wodę.
- Muszę przyznać, że wyglądasz bardzo poetycko. - zaśmiałam się.
- Podoba ci się moja poza młodego Apollo? Ćwiczyłem to przed twoim przybyciem - uśmiechnął się.
- Pewnie. - usiadłam obok niego i tak jak on zaczęłam spoglądać na refleksy w wodzie.
- Wiesz po naszym ostatnim spotkaniu w kawiarni....chciałem cię przeprosić za swoje zachowanie. Normalnie tak się nie zachowuje, ale ten arogancki gnojek... - zacisnął pięści. - Czy wy znowu jesteście razem...?
- Tak, właśnie jesteśmy w trakcie planowania naszego ślubu na Karaibach.
- Pytam serio.
- Oczywiście, że nie. On ma swoje życie gwiazdy rocka, a ja swoje; przeciętnej studentki, pracującej w kawiarni.
- Wcale nie takiej przeciętnej. - posłał mi uśmiech.
- W każdym razie chciałam cię o coś zapytać.
- Tak?
- Kastiel powiedział mi coś na twój temat i chciałam wiedzieć, czy to prawda.
- Ehhh czasem sypiam z dziewczynami, jak każdy. Poza tym nic nie dzieję się bez ich zgody. - powiedział całkiem poważnie, a ja z całych sił powstrzymywałam się, aby nie wybuchnąć śmiechem. - O co chodzi? - zapytał zdziwiony.
- Nie to, ale dzięki za szczerość. Bardziej chodziło mi o handel...
- Ach to... - speszył się - Brianna... życie piszę różne scenariusze. Nie tak wyobrażałem sobie swoje życie, ale jest jak jest.
- Czyli to prawda?
- Niestety. - opuścił głowę i patrzył na swoje buty, a w jego oczach widziałam niewyobrażalny smutek. Niewiele myśląc położyłam swoją dłoń na jego. Spojrzał na mnie zaskoczony - Ty...powinnaś się mną brzydzić. To co robię jest obrzydliwe.
- Każda historia ma podwójne dno prawda? Jestem pewna, że nie wybrałeś tej drogi bez przyczyny.
- Taaak...wiesz, kiedy wyprowadziłem się od rodziców nie było łatwo. Oszczędności się kończyły, a rachunków przybywało. Ojciec w żaden sposób mi nie pomagał. Nawet gdyby chciał prawdopodobnie bym odmówił. Nie chce mieć z nim do czynienia. - zrobił przerwę i patrzył przed siebie, jakby próbował zebrać myśli. - Znajomy zaproponował mi szybki sposób na zastrzyk gotówki i tak wplątałem się w to gówno. Nim się zobaczyłem stałem się kimś w rodzaju informatora.
- Czyli nie uczestniczysz w bezpośredniej sprzedaży?
- Teoretycznie nie. - westchnął. - Ale sam fakt współpracy z nimi jest przestępstwem. I pomyśleć, że marzyłem o karierze policjanta...
- Wiesz, może nie wszystko stracone. Gdybyś podał nazwiska...
- Brianna...to niemożliwe. Myślisz, że nie próbowałem się z tego wyplątać? Zagrozili, że się zemszczą. Nie wiesz do czego są zdolni. Gdyby niebezpieczeństwo groziło tylko mi, to bym się nie przejął, ale oni wiedzą wszystko o Amber...gdzie mieszka, pracuje...
- Z każdej sytuacji jest wyjście.
- Jak zwykle niepoprawna optymistka. - uśmiechnął się. - Uwielbiam to w tobie. Nie przejmuj się mną. Sam zgotowałem sobie taki los.
- Co na to Amber?
- Jest zajęta swoją karierą modelki i nie bardzo zwraca na mnie uwagę.
- Za to na Kastiela owszem... - szepnęłam do siebie.
- Hmm?
- Nic... - spojrzałam na zegarek żeby odgonić od siebie myśli. - Już 13?! Za pół godziny muszę być w pracy.
- Odprowadzę cię. Też idę w tamtą stronę.
- Też idziesz do pracy? - uniosłam brew.
- Ehhh...bardzo zabawne. Tak naprawdę, wcale nie mam po drodze, ale chcę cię odprowadzić. - uśmiechnął się, a ja przyjęłam propozycję. Po drodze wspominaliśmy stare czasy licealne, a Nataniel nie omieszkał przypomnieć mi o wszystkich moich wpadkach. Dobrze się bawiłam w jego towarzystwie i nawet udało mi się na moment zapomnieć o porannej kłótni z Kastielem. Dotarliśmy do kawiarni.
- Dzięki za odprowadzenie. - powiedziałam i posłałam mu uśmiech.
- To ja dziękuję. Jesteś pierwszą osobą, która mnie wysłuchała, a nie oceniła z góry jako ,,dilera". - wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Obiecuję, że pomyślę o twojej sytuacji. Gdybyś mnie potrzebował to wiesz, gdzie mnie szukać. - pożegnaliśmy się, a ja weszłam do kawiarni.
- Cześć Hyun. - akurat stał za barem i polerował szklanki. Na mój widok się uśmiechnął.
- Hej, dobrze, że jesteś. Zaraz będzie tutaj tłum.
- Już biorę się do pracy!
Dzień upłynął pracowicie i byłam naprawdę zmęczona. Z drugiej strony byłam wdzięczna, bo przez tą bieganinie nie miałam czasu myśleć o tym, że jestem wściekła na Kastiela. Zaczęłam myć stoliki i układać krzesła, dopóki Clemence nie kazała mi iść wcześniej do domu, jak zwykle.
- Jesteś pewna? Zostało jeszcze dużo do sprzątnięcia.
- Tak, przecież mówię. Poradzimy sobie z Hyunem. - mówiąc to spojrzała na niego wzrokiem wygłodniałego wilka.
- Okej...w takim razie do jutra. - zebrałam swoje rzeczy i wyszłam z kawiarni zostawiając ich samych. Przed kawiarnią stał czarny Chevrolet Camaro. Kastiel stał oparty o samochód.
- Hej dziewczynko! - uśmiechnął się.
- Co ty tutaj robisz? - zmarszczyłam brwi.
- Przyjechałem po ciebie. Jest późno i lepiej żebyś nie wracała sama.
- A może po prostu chciałeś zaszpanować autem? - spojrzałam na niego z udawaną pogardą.
- Masz mnie. I co jesteś pod wrażeniem?
- No nie wiem. Lubiłam Benny'ego. - Benny to stary samochód Kastiela, którego tak nazywaliśmy.
- Uwierz, że mi też było ciężko się z nim rozstać. Mam z nim bardzo dobre wspomnienia. - popatrzył na mnie znacząco, a ja się zaczerwieniłam na wspomnienie, tego co przeżyliśmy w tamtym aucie. - Wsiadasz? - Kastiel otworzył drzwi od strony pasażera.
- Zostawiłam telefon w pracy! - musiałam zostawić go na barze.
- Leć po niego, a ja tutaj zaczekam.
Weszłam do kawiarni. Wszystkie światła były zgaszone, a Hyun i Clemence gdzieś zniknęli. Zaczęłam szukać telefonu. Nie było go na barze, jak przypuszczałam, więc udałam się w kierunku zaplecza. Otworzyłam drzwi i to co tam zastałam....Hyun był bez koszuli, natomiast Clemence obejmowała go i całowała. Gdy mnie zobaczyli momentalnie od siebie odskoczyli, jak licealiści przyłapani na pieszczotach przez rodziców.
- C...co ty tutaj robisz?! Przecież kazałam ci iść do domu idiotko! - Clemence zaczęła krzyczeć w moim kierunku.
- Zapomniałam telefonu...już sobie idę...- chwyciłam telefon, który leżał na blacie. Chciałam jak najszybciej wyjść i zakończyć tą żenującą sytuację. Ten widok chyba długo zostanie w mojej pamięci.
- O nie! Jeśli myślisz, że komuś rozpowiesz to co właśnie widziałaś jesteś w błędzie ty smarkulo!
- Clemence daj spokój. - zaczął prosić Hyun.
- Cicho bądź! Ta idiotka od samego początku chciała cię zgarnąć dla siebie!
- Że co proszę? Ja nie... - byłam w kompletnym szoku.
- Nie udawaj! Widziałam, jak specjalnie wypinałaś się przy nim tylko, żeby spojrzał na ciebie!
- Nie przypominam sobie, żeby Brianna... - próbował wtrącić się Hyun, ale Clemence nie dawała mu szansy.
- Uwierz, że zwolniłabym cię w mgnieniu oka, gdyby nie fakt, że faceci ślinią się na twój widok i są w stanie zapłacić więcej tylko za twój uroczy uśmiech! Ty dziwko! - Clemence wrzeszczała i uderzyła mnie w policzek. W tym momencie wszedł Kastiel.
- Co tu się dzieję? Słyszałem krzyki...- w tym momencie spojrzał na mnie trzymającą się za policzek, na Hyuna bez koszuli, na wściekłą Clemence i wszystko zrozumiał. - Czy ty kobieto jesteś normalna?! - podszedł do mnie i objął - Chyba nie wiesz z kim zadarłaś. Nie masz prawa podnosić ręki na moją dziewczynę! Ani na nikogo innego. Wystarczy moje jedno złe słowo na temat tego miejsca i stracisz wszystko. - czy on właśnie nazwał mnie SWOJĄ dziewczyną? Moje serca zabiło szybciej.
- Nie, proszę! To moje jedyne źródło dochodów. - prosiła Clemence.
- Myślałaś o tym kiedy uderzyłaś swoją kelnerkę albo, gdy próbowałaś przelecieć swojego pracownika? Zdajesz sobie sprawę, że to przestępstwo?
- Dobrze, Brianna jestem w stanie zaoferować ci podwyżkę w zamian za zgodę. - Clemence wyglądała na przestraszoną.
- Jeśli myślisz, że możesz mnie przekupić to jesteś w błędzie. - normalnie pewnie bym stąd wybiegła, ale obecność Kastiela dodała mi odwagi.
- Chodźmy stąd. - Kastiel chwycił mnie za rękę i wyprowadził z, byłego już, miejsca pracy. - Wszystko okej? - dotknął i pogładził mój policzek, a w jego spojrzeniu dostrzegłam prawdziwą troskę. Miałam wrażenie, że rozpłynę się pod jego dotykiem.
- Właśnie byłam świadkiem, jak szefowa próbowała dobrać się do mojego kolegi z pracy i chyba straciłam pracę. Tak, jest okej. - uśmiechnęłam się smutno.
- Nie straciłaś pracy tylko sama z niej odeszłaś i to była bardzo dobra decyzja.
- Yhm, powiedz to moim rachunkom.
- Moja propozycja jest dalej aktualna. W dalszym ciągu szukamy ludzi do pracy. Poza tym na początku istnienia zespołu to ty ogarniałaś sprawy organizacyjne i dobrze ci to wychodziło. - faktycznie kiedy Crowstorm powstał pomagałam Kastielowi z papierkową robotą.
- Chciałbyś być moim szefem? - zapytałam unosząc brew.
- Na pewno nie będę taki jak twoja była szefowa. To znaczy, nie będę się dobierał do ciebie bez twojej zgody. - jego wzrok pokierował się na moje usta.
- A z moją zgodą? - przygryzłam wargę.
- Czy flirtowanie z szefem jest na miejscu?
- Jeszcze nim nie jesteś i nie wiem czy chcę żebyś nim był. - uderzyłam go lekko w ramię, a on się roześmiał.
- Tak całkiem poważnie, nie będę stał ci nad głową i sprawdzał co robisz. Możesz pracować kiedy, jak i gdzie chcesz. Mnie interesują tylko efekty. Resztę zostawiam tobie.
- Mogę to jeszcze przemyśleć?
- Pewnie, zastanów się i daj znać jak będziesz gotowa.
- Możesz mnie stąd zabrać? - spojrzałam jeszcze raz na tą nieszczęsną kawiarnię z niesmakiem.
- Jasne - Kastiel otworzył przede mną drzwi samochodu, a ja usiadłam na miejscu pasażera. W kwestii czystości samochodu nic się u niego nie zmieniło. Wszystko dosłownie błyszczało i pachniało. Pod tym względem był naprawdę przewrażliwiony, tak jak na punkcie swojej gitary. Kastiel wszedł do auta i usiadł za kierownicą.
- Bree, nie przyjechałem po ciebie bez przyczyny. Po zajęciach nie chciałaś ze mną gadać, a wydaję mi się, że musimy sobie coś wytłumaczyć.
- Ehhh mogłeś mi o tym nie przypominać. Z tego wszystkiego zapomniałam już, że jestem na ciebie zła. Teraz będę musiała wyjść i trzasnąć drzwiami, żeby zamanifestować swoją złość. - westchnęłam, ale uśmiechnęłam się do niego. Nie potrafiłam długo się na niego gniewać.
- Jeśli tylko masz ochotę możesz walnąć mnie, ale nie krzywdź samochodu. Poza tym mogę zrobić to. - Kastiel zamknął wszystkie zamki w samochodzie. - Teraz jesteś zdana na moją łaskę. - zaśmiał się złowieszczo.
- Więc co chcesz mi wytłumaczyć? - zapytałam zaciekawiona.
- Jeżeli chodzi o Amber...
- Kas nie musisz się mi tłumaczyć. - przerwałam mu. - Masz prawo spotykać się z kim chcesz i nic mi do tego.
- Wiem, że nie muszę, ale chcę. Poza tym nie przerywaj, bo to niegrzeczne. - uśmiechnął się. - Więc z Amber tylko pracuje i nic poza tym. Chciała wystąpić w teledysku, zgodziłem się, bo czemu nie. Faktycznie może za bardzo wzięła to na serio i zachowuję się jakby coś między nami było, ale potraktuj to jak rodzaj promocji teledysku. Ludzie uwielbiają spekulować na temat tego, czym mam dziewczynę i kim jest. Nie przeszkadza mi to, dopóki nie są za bardzo wścibscy i nie zaglądają mi pod kołdrę.
- No cóż, niełatwe jest życie gwiazdy rocka.
- Dokładnie. Ale póki moje finanse są stabilne, a moja praca jest bardziej przyjemnością niż obowiązkiem, jest całkiem znośnie.
- Wiesz, jestem z ciebie naprawdę dumna. Cieszę się, że ci się udało. - posłałam mu życzliwy uśmiech.
- A wystarczyło tylko żebyś ze mną została... - powiedział bardziej do siebie, ale usłyszałam to.
- Co?
- Nic...tylko głośno myślę. Zabierajmy się stąd. - Kastiel odpalił silnik, a ten agresywnie warknął. Ruszyliśmy, a ja obserwowałam Kastiela. Jechał dość szybko, ale pewnie i bezpiecznie. Jedną rękę trzymał na kierownicy, a drugą podpierał głowę. Gdy byliśmy razem, zawsze trzymał mnie za rękę lub kolano. Uwielbiałam patrzeć, jak prowadzi. Wyglądał wtedy bardzo seksownie. Odwróciłam głowę w kierunku okna i pogrążyłam się w nostalgii. Jechaliśmy w ciszy, ale nie było niezręcznie. Byłam zmęczona i jedyne o czym marzyłam, to żeby znaleźć się już w łóżku. Musiałam przemyśleć parę spraw. Co zrobić ze sprawą z Clemence i czy przyjąć propozycję Kastiela, ale nie miałam ochoty o tym myśleć. Pomyślę o tym jutro. Teraz po prostu cieszyłam się tą nocną przejażdżką. Nagle zorientowałam się, że Kastiel wjeżdża na parking fast fooda i spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Jesteś głodna? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
- Nie bardzo...
- Witamy w McDonald's, czy mogę przyjąć zamówienie? - odezwał się głos z głośnika.
- Poproszę dużego, truskawkowego shake'a.
- Czy to wszystko?
- Tak
- Proszę podjechać do okienka obok.
- Mam nadzieję, że truskawka to dalej twój ulubiony smak. - powiedział z szerokim uśmiechem i spojrzał na mnie.
- Tak... - Kastiel zapłacił i odebrał shake'a po czym mi go podał. - Dziękuję...z jakiej to okazji?
- Wiem, że w twoim życiu są momenty, w których pomóc ci mogą tylko lody.
- Faktycznie dzisiaj mogą się przydać. - powiedziałam i zabrałam się za picie mojego napoju.
- Nigdy nie zapomnę widoku, gdy pewnego razu obudziłem się w środku nocy, a ty wsuwałaś w kuchni dużą paczkę lodów, płacząc przy tym, bo pokłóciłaś się z Rozalią o jakąś głupotę. - śmiał się ze mnie.
- Ha ha ha...bardzo zabawne. - pokazałam mu język jak dziecko, a on dalej się śmiał. - Czy powinnam teraz przytoczyć historię, jak panikowałeś, kiedy spóźniał mi się okres i byłeś przekonany, że jestem w ciąży? - odbiłam piłeczkę.
- Ej moja panika była uzasadniona. Zostanie ojcem w wieku dziewiętnastu lat to nie był szczyt moich marzeń.
Przez całą drogę śmialiśmy się i żartowaliśmy o dawnych czasach. Przez chwilę czułam się jakby nigdy nic się nie zmieniło i dalej byliśmy razem. Kiedy dojechaliśmy do akademika czułam, że wcale nie chcę, aby ten wieczór się skończył. Czułam się dobrze w jego obecności. Kastiel zaparkował, zgasił silnik i obrócił się w moją stronę.
- Więc, czy to dobry moment żebym zapytał... - wstrzymałam oddech - ..jak zakończyła się wczorajsza historia z twoim podstarzałym Romeo?
- Nijak. Powiedzmy, że nie był w moim typie.
- Lecisz tylko na przystojnych, czerwonowłosych gitarzystów?
- Dokładnie. Skąd wiedziałeś? - powiedziałam z ironią, a on tylko się zaśmiał. - To teraz moja kolej na pytanie.
- Nie mogę się doczekać.
- Dlaczego przy Clemence nazwałeś mnie swoją dziewczyną?
- Powiedziałem tak? - chyba sam wtedy tego nie dostrzegł. - Musiałaś się przesłyszeć.
- Wcale nie. - upierałam się przy swoim
- Może i tak powiedziałem, ale to bez znaczenia. Miałaś już swoją szansę dziewczynko. - puścił mi oczko.
- Dalej masz mi to za złe?
- Właściwie to nie. Wiele ci zawdzięczam.
- Na przykład co? - zapytałam zaciekawiona.
- Po pierwsze to ty mnie namówiłaś do założenia zespołu, a po drugie, gdy odeszłaś nie miałem co ze sobą zrobić i skupiłem się w 100% na muzyce.
- Nie zapominaj, że jestem też inspiracją dla twoich piosenek o ,,złej miłości". Czy powinnam się ubiegać o 5% zysku z waszych przychodów? - zażartowałam.
- Myślę, że co najmniej 10%. - zaśmiał się. Sprawdziłam godzinę w telefonie i była już 23.
- Okej będę się już zbierać. Dziękuję za pomoc z Clemence... i za shake'a.
- Zawsze do usług. - uśmiechnął się szarmancko. - Może cię odprowadzę? - przez chwilę zastanawiałam się, czy coś kryło się pod tą propozycją, ale natychmiast wyrzuciłam to z myśli.
- Nie trzeba, poradzę sobie. - już miałam wyjść z jego samochodu kiedy Kastiel mnie zatrzymał.
- Bree...pięknie dzisiaj wyglądasz. - nieśmiało się uśmiechnęłam. - Zawsze twierdziłem, że czerwony to twarzowy kolor. - a jednak zauważył. Moje starania nie poszły na marne. Podziękowałam mu za komplement i pożegnaliśmy się. Kastiel odjechał dopiero, gdy byłam przy wejściu akademika, tak jakby chciał się upewnić, że bezpiecznie wróciłam do domu. Pomachałam mu na pożegnanie, a on odwzajemnił gest. Wróciłam do pokoju cała w skowronkach. Nie mogłam odgonić od siebie myśli, że może jednak chociaż trochę mu na mnie zależy. Co prawda nasza poranna rozmowa nie należała do przyjemnych, ale wieczór był cudowny. No może oprócz tego, że straciłam pracę, ale z drugiej strony mogłam przyjąć propozycję Kastiela. Czy powinnam się na to zgodzić? Mogę wybrać albo to, albo pracę w fast foodzie. Wybór był raczej oczywisty. Ale czy na pewno chciałam, aby Kastiel był moim szefem? Zadzwonię jutro do niego i zapytam o szczegóły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro