1. Prolog
To dziwne...miejsce, które kiedyś było mi tak bliskie teraz wydaje się obce. Minęły 2 lata odkąd byłam tu ostatnio. Przez zabrudzone szyby autobusu wypatrywałam zmian jakie dokonały się w mieście podczas mojej nieobecności. Z każdym przebytym kilometrem ucisk w moim brzuchu stawał się silniejszy. Co jeśli nie poradzę sobie z nauką? Albo nie znajdę pracy i będę żyć na łasce rodziców? Nie, nie pora aby o tym myśleć. Daj spokój Brianna, masz 21 lat, jesteś niezależną, odpowiedzialną kobietą, a nie nieporadną dziewczynką. "Dziewczynką"...uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Ciekawe co teraz robi? Przez lata walczyłam ze sobą, żeby nie śledzić jego profilów na mediach społecznościowych. Pomimo, że umierałam z ciekawości co u niego słychać bałam się, że znajdę coś (lub kogoś) co sprawi, że stare rany zostaną rozdrapane, dlatego wolałam żyć w błogiej nieświadomości. Gdzieś w głębi mojej duszy pojawiła się małą iskierka nadziei, że może nie wyjechał z miasta, że jeszcze raz będę miała okazję spojrzeć w te szare oczy.
10 minut później byłam na miejscu. Ogrom kampusu i liczebność studentów wzbudziła we mnie lekkie przerażenie. Zabrałam bagaże i z udawaną pewnością siebie ruszyłam przed siebie. Wizja mieszkania w akademiku wydawała się interesująca, gdy ustalałam to z rodzicami, ale teraz widząc tyle nieznajomych twarzy czułam, że poziom mojego stresu zaczyna gwałtownie wzrastać. Nie bardzo wiedząc dokąd iść zapytałam pierwszej napotkanej osoby, gdzie powinnam się udać w celu odebrania klucza do pokoju. Zauważyłam dziewczynę z krótkimi, białymi włosami, która czytała jakiś magazyn modowy.
- Hej, przepraszam, że przeszkadzam. Wiesz może... - dziewczyna podniosła wzrok na mnie. Przecież to...
- Brianna?! - No tak, nie mogłam wpaść na kogoś innego. To Rozalia, moja najlepsza przyjaciółka z liceum. Nie zdążyłam odpowiedzieć. Rozalia rzuciła się na mnie, mocno mnie przytulając. Odwzajemniłam jej uścisk.
- Nie wierzę w to! - patrzyła na mnie z niedowierzaniem. - Co tutaj robisz?
- Przyjechałam do miasta, żeby zrobić magisterkę. Na mojej starej uczelni nie otwarto kierunku, który studiuję.
- Alexy! Chodź tutaj szybko! - Co? Alexy też tutaj jest? Szukałam w tłumie charakterystycznej niebieskiej czupryny.
- O co znowu chodzi Roza? Czy ktoś znowu ubrał zielony sweter do pomarań....Brianna?! - Tak to Alexy. Dłużej nie czekając rzuciłam mu się na szyję. - Nie wierze! To naprawde ty! - odwzajemnił mój entuzjazm, podniósł mnie w górę i obrócił parę razy. - Nie widzieliśmy się...
- 2 lata. - dokończyła Roza rzucając mi oskarżycielskie spojrzenie.
- Tak wiem... przeprowadzka i tak dalej, ale wróciłam i nawet nie macie pojęcia jak się cieszę, że was widzę. Bałam się, że nie spotkam tu nikogo znajomego.
- No nie wiem... będziesz się musiała się zrehabilitować i opowiedzieć nam wszystko co się u ciebie działo przez te lata. Ze szczegółami. - powiedziała z tajemniczym uśmiechem Roza.
- Będziesz miała okazję dzisiaj wieczorem. Idziemy na imprezę z okazji rozpoczęcia roku akademickiego. - Na słowo "impreza" na twarzy Alexego pojawił się wyraz ekscytacji. - Będzie też Priya i Leo.
- I Amber - dodała Roza. Zdziwił mnie jej spokojny ton. Przecież to ta AMBER. Na samą myśl przeszły mnie ciarki.
- Ja i Amber na jednej imprezie? Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Spokojnie, Amber to już nie ta żmija, która na każdym kroku szukała zaczepki. Skupiła się na swojej karierze i wydoroślała. - uspokoił mnie Alexy
- No dobrze, mogę spróbować. - powiedziałam bez przekonania.
- Okej, jesteśmy umówieni, a teraz chodź z nami. Zaprowadzimy cię do akademika. Po drodze możesz zacząć swoją opowieść pt. ,,Co się u mnie działo, podczas, gdy moi przyjaciele tęsknili, a ja nie dawałam znaków życia". - Roza zawsze wiedziała jak dodać mi otuchy.
Mój pokój w akademiku był przytłaczająco mały, ale pomimo tego cieszyłam się, że zdecydowałam się na jednoosobowy pokój. Potrzebuję teraz ciszy i spokoju, żeby w pełni skupić się na nauce. Poza tym cieszyłam się, że mam dostęp do własnej, prywatnej łazienki. Rozpakowałam swoje rzeczy, po czym wzięłam się za dekorowanie pokoju zdjęciami, lampkami i innymi głupotami, które chociaż trochę nadały temu pokojowi przytulnego nastroju. Ostatecznie byłam zadowolona z efektu końcowego. Sięgnęłam do walizki, żeby rozpakować ostatnie rzeczy i wtedy mój wzrok padł na nieduże, czerwone pudełko. Dobrze wiedziałam co w nim jest i może dlatego tak trudno było mi do niego zajrzeć. Przez chwilę siedziałam tak z tajemniczym pudełkiem na kolanach, wpatrując się w nie i czekając na przypływ odwagi, który sprawiłby, że byłabym je w stanie otworzyć, jednak ten nie nadszedł. Odłożyłam pudełko na komodę i zdałam sobie sprawę, że jest już 17:00 i jeśli nie chcę się spóźnić powinnam zacząć się szykować. Wzięłam szybki prysznic i zaczęłam analizować co powinnam ubrać. Roza i Alexy niewiele mi zdradzili na temat imprezy, która ma się dzisiaj odbyć w Snake Roomie - aktualnie najmodniejszym barze w mieście. Ostatecznie postawiłam na czerń - Skórzana spódnica do połowy ud, top, przezroczysta koszula z delikatnym nadrukiem w srebrne gwiazdki i wysokie kozaki. Przez chwilę spoglądałam w lustro zastanawiając się, czy nie przesadziłam, ale i tak nie miałam czasu na zmianę stroju. Następnie przyszedł czas na make-up. Tutaj nie wiele myśląc postawiłam na mocno wytuszowane rzęsy, kreski eyelinerem, która jak zawsze nie wyszła tak perfekcyjnie jakbym chciała , a na koniec podkreśliłam usta pomadką w naturalnym kolorze. Włosy jedynie rozczesałam i uformowałam w miarę przyzwoitą fryzurę. Wszystkie potrzebne rzeczy włożyłam do torebki i ruszyłam w drogę.
Na miejscu było tak tłoczno, że gdyby nie sms-owa instrukcja Alexego, przy którym stoliku siedzą, nigdy bym ich nie znalazła.
- Nareszcie! - wykrzyknęła Roza.
- Myśleliśmy, że znowu zwiałaś i zobaczymy cię za kolejne 2 lata - Taak, to chyba będzi ich ulubiony temat do żartów. Słyszałam już to dzisiaj kilka razy.
- Przepraszam za spóźnienie, ale przed barem jest taki tłum, że ledwo się tutaj wcisnęłam.
- W takim stroju... - Alexy popatrzył na mnie z uznaniem. - Nie dziwie się, że miałaś problem. Pewien każdy facet chciał cię zaczepić.
- Taak, ale spokojnie Alexy, zostawiłam paru dla ciebie. - mrugnęłam do niego znacząco.
- Ooo widzę, że komuś się humor zaostrzył. - powiedział kobiecy głos zza moich pleców. Odwróciłam się.
- Priya?
-Te lata spędzone z Kastielem nie poszły na marne. - uśmiechnęła się do mnie a ja poczułam natychmiastową chęć żeby ją przytulić. Niedługo myśląc zrobiłam to.
- Dobrze cię widzieć. - powiedziałam z wzruszeniem.
- Ciebie też. Stęskniliśmy się. Brakowało nam kogoś, kto znałby wszystkie najnowsze plotki... - zaśmiała się.
- I kto by nas ratował z opresji. - powiedział teatralnie Alexy.
- I kto by dostarczał nam tematów do plotek.- uśmiechnęła się tajemniczo Roza.
- O nie, tamtej wścibskiej, wpadającej w kłopoty, próbującej zbawić świat Brianny już nie ma! - gdy pomyślałam o tym jaka byłam w liceum....chyba wolę o tym nie myśleć. - Zmieniłam się.
- Yhm, chciałbym to zobaczyć. - Alexy nie wyglądał na przekonanego.
- Dlaczego jest tu taki tłum? Rozumiem, że to początek roku, ale myślałam, że będzie bardziej kameralnie. - powiedziałam, równocześnie obserwując falę ludzi, przechodzących przez drzwi baru.
- Właściwie...- zaczął Alexy
- To nie impreza tylko raczej koncert. - przerwała mu Priya. - Roza i Alexy ci nie wspominali? - popatrzyła się na nich z zdziwieniem. Roza ledwo zauważalnie pokręciła głową, jakby dawała znak Priyi.
- Właściwie to nie...ale mniejsza z tym. Pójdę zamówić nam drinki. I tak Alexy... - wiedziałam, że znowu chcę zażartować z mojej "ucieczki" - ...mam nadzieję, że tym gestem wkupię się w wasze łaski.
- Echh masz mnie. Idź, tylko pamiętaj, że brunetów zostawiasz dla mnie. - powiedział z szerokim uśmiechem, a Rozalia tylko pokręciła głową. Udałam się w kierunku baru.
Stałam przy barze i czekałam na nasze drinki. Co jakiś czas używałam standardowego tekstu "Nie, dzięki, mam chłopaka" w stosunku do próbujących mnie zbajerować facetów. Niestety go nie miałam. To nie tak, że nie chciałam. Próbowałam chodzić na randki, ale żaden z tamtych chłopaków nie miał tego czegoś. Brakowało im tego sarkastycznego humoru, który doprowadzał mnie do szału, ale równocześnie go uwielbiałam. Nie mieli tej schowanej głęboko wrażliwości, która często rozkłada mnie na łopatki. Nie mieli tej szczerości, na której zawsze mogłam polegać. Po prostu nie byli Kas...nie zdążyłam dokończyć swojej myśli. W barze rozległ się dźwięk gitary, a tłum zaczął wiwatować. Do gitary dołączyły perkusja i bas. Zaintrygowana brzmieniem melodii, skierowałam swój wzrok na scenę. Było ciemno, więc sylwetki muzyków były ledwo dostrzegalne. Zaczęły się pierwsze słowa piosenki. Ja znam ten głos....to....to...
-Kastiel! Kastiel! - skandował tłum zgromadzony w barze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro