5 → the try in the occurrence
Michael siedział w fotelu z nogami wyłożonymi na biurko. Bawił się kauczukową piłeczką, którą odbijał od ściany. Wbrew pozorom pomagało mu się to skupić, a jego myśli głównie dotyczyły w tamtym momencie sprawy. Agent nie miał pojęcia, co miał o tym wszystkim sądzić. Teoretycznie wszystko wydawało się proste: zabójstwo, śledztwo i odnalezienie sprawy, a potem ukaranie go za popełnione przestępstwo. Pech jednak chciał, że wszystko stanęło w miejscu. Agencja nie mogła nic zrobić, a Instytut działał na pełnych obrotach, aby znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Dlatego Clifford nie miał do nich pretensji. Nigdy się chyba nie zdarzyło, aby poganiał naukowców, w tym co robili. Szanował ich pracę, zdając sobie przy tym sprawie, że tak naprawdę to oni są podstawą do poprowadzenia wszystkiego we właściwym kierunku. On tylko biegał z pistoletem, przesłuchiwał podejrzanych i aresztował ich, kiedy zachodziła taka potrzeba.
Poprawił krawat, trzymając w dłoniach piłeczkę, po czym westchnął ciężko i dalej odbijał. Do lunchu zostało jeszcze trochę czasu i liczył, że może coś jeszcze wpadnie mu do głowy za nim Aubrey go gdzieś wyciągnie. Nie za bardzo miał ochotę na opuszczanie budynku, chyba, że do Instytutu, ale wiedział, że młodszy zawsze znajdzie sposób. Bez względu na pogodę, stan zdrowia Clifforda i jego nastrój.
- Stuk, puk - ktoś zapukał do drzwi, a później nacisnął klamkę i wparował bez pozwolenia do środka. Tylko dwie osoby mogły to zrobić. Red, ale to raczej nie była ona oraz Caroline. Najlepsza prokurator w całym stanie. Jeśli nie w kraju. Michael poznał ją jeszcze na samym początku swojej pracy w FBI. Wtedy jeszcze nazwisko Caroline nie było tak znane w sądach, a Clifford nie miał swojego prywatnego gabinetu i pracował tam, gdzie teraz Aubrey, czyli z wszystkimi innymi z wydziału w jednym pomieszczeniu. - Mam coś dla ciebie, kochaneczku.
– Witaj, Caroline – przywitał się i spuścił nogi, aby potem przekręcić się do biurka. – Co słychać?
– Oprócz tego, że czuje się jak rozjechany resorak, to całkiem dobrze – machnęła ręką, poprawiając później swoje loki. – A co u ciebie, kochaneczku? Dobrze cię widzieć.
Caroline była kobietą w średnim wieku. Nie należała do najchudszych, ale jej samej to nie przeszkadzało. Sama śmiała się ze swojej wagi, twierdząc, że przynajmniej na sali sądowej wzbudza sobą jakiś respekt i niekiedy lęk, a nie to, co prezentują sobą te ❝wypindzone panny po collegach❞. Nie należała na do wysokich osób. Było raczej wręcz przeciwnie. Wzrost Caroline był niewielki, ale nie przesadzajmy. Nie była też karzełkiem. Charakteryzowała ją upartość i dokładność, a to z kolei Michael bardzo cenił. W agencji mówiło się, że dobrali się wyjątkowo dobrze. On był cenionym pracownikiem i zawsze dobrze prowadził śledztwa, a ona doprowadzała winnych przed obliczę sprawiedliwości. I to za jej sprawą Michael odważył się pierwszy raz przyznać Red, z tym, co do niej tak naprawdę czuje i jakby chciał, żeby ich relacje wyglądały. Caroline miała w sobie coś takiego, co dosyć szybko przekonywało ludzi do słów, jakie opuszczały jej usta.
– Co u mnie, u mnie po staremu – westchnął i spojrzał na nią. – Masz dla mnie ten nakaz aresztowania i przeszukania? – dodał wyczekująco.
– Powinieneś się nauczyć, że jeśli ja coś obiecuje, że zrobię, to to robię – założyła dłonie na biodra, jakby go chciała o tym na nowo uświadomić. – Zajmij się może bajerowaniem na nowo swojej pani doktor, co? – dodała, kładąc mu na biurko dokumenty, które wcześniej miała pod pachą. Michael przewrócił na to oczami. Kolejna, która nie da mu spokoju.
– To nie jest żadna moja pani doktor – powtórzył już któryś raz z kolei. Miał tego dość, ale w duchu nadal podobało mu się, że pamiętali o jego związku i na swój sposób go motywowali, aby może spróbował po raz kolejny. – Darujcie sobie wszyscy.
– Znudzi mi się to, jak któregoś pewnego dnia powiesz mi, że jesteście razem. Wcześniej nie masz na co liczyć. Za niedługo będziesz wołał jej imię przez sen dzięki mnie, zobaczysz – dodała pewna swojego i spojrzała na niego z wyciągniętym wskazującym palcem.
– Tak, na pewno – przytaknął tylko, a potem pokręcił głową. Miał coś jeszcze dopowiedzieć, ale komputer wydał cichy pisk, który oznaczał dostarczenie do skrzynki mailowej nowej wiadomości. Mike poruszył myszką, aby wygaszacz zniknął i pojawiła się normalna przeglądarka. – Przepraszam cię, Caroline, ale muszę sprawdzić, kto czego ode mnie chce – dodał, zerkając z powrotem na prokurator.
– Nie przejmuj się i tak już lecę do sądu.
– Nigdy się tak nie cieszysz, kiedy musisz tam iść.
– Mam rozprawę. A Eric jest obrońcą – zaśmiała się, stojąc już w drzwiach. – Dawno się nie spotkaliśmy. Może być zabawnie – dodała, a Clifford pokręcił tylko głową. Eric był jej byłym mężem. Co ciekawe byli ze sobą w lepszych stosunkach po rozwodzie niż przed. Agent nigdy tego do końca nie pojął i chyba nawet nie chciał. Dla własnego bezpieczeństwa.
– W takim razie powodzenia – powiedział jeszcze za nią, ale nic już nie usłyszał. Zaśmiał się pod nosem, a potem już zerknął na skrzynkę pocztową.
Email wysłano z Instytutu. Jego nadawcą była Nicole. Napisała, że ma dla niego rekonstrukcję zdarzeń i dobrze by było, jakby Michael przyjechał. Agent napisał jej już poprzez smsy, że wpadnie przy najbliżej okazji, ale tak naprawdę od razu wstał i ubrał na siebie marynarkę. Zapiął ją, chowając wcześniej telefon do wewnętrznej kieszeni i po sprawdzeniu, czy wszystko jest tak jak trzeba, włącznie z bronią po prostu wyszedł z gabinetu i skierował się windy.
– Gdzie idziesz? – zagadnął go Aubrey, który właśnie wychodził z jeżdżącego pudła. W dłoni trzymał papierowe pudełko z cukierni i kubeczek z kawą z kawiarni w centrum.
– Instytut wzywa – westchnął, wciskając odpowiedni guzik. – Później ci wszystko podrzucę – dodał, aby młodszy agent nie poczuł się urażony.
– Może do tego czasu się nie zanudzę na śmierć – zaśmiał się, patrząc, jak drzwiczki się zasuwają. – Pozdrów ode mnie swoją panią doktor, Romeo! – krzyknął jeszcze, a Michael przewrócił oczami, kiedy już został sam, po czym westchnął ciężko. Czy wszyscy uwzięli się na niego, czy o co w tym wszystkim chodziło?
━━━━━ 💀 ━━━━━
Instytut jak zwykle tętnił życiem. Nicole jednak spokojnie siedziała na kanapie, a właściwie leżała, starając się skupić na sobie. Dziecko stało się wyjątkowo ruchliwe. Miała tylko nadzieje, że z Ruby nie dzieje się nic złego i wszystko jest w porządku. Nie chciała zawracać głowy Jacobowi, bo wiedziała, że przeprowadza kolejne doświadczenia. Poza tym, gdyby dowiedział się, że nie czuje się najlepiej, to do razu kazałby jechać jej do szpitala. A Nicole tego nie chciała. Upierała się, że jej praca to mniej, czy bardziej siedzenie w bazach danych i wyszukiwanie odpowiednich informacji. Nic szczególnie trudnego i wymagającego. Nawet dla kobiety w ciąży.
– Już niedługo, mała. I wyjdziesz na świat. Dasz mi spokój z kopaniem, a twój tatuś będzie wniebowzięty – zaśmiała się, gładząc się uspokajająco po brzuszku, po czym sięgnęła po tablet, z którym się nie rozstawała. To dzięki niemu wszystko w jej małym królestwie działało tak jak trzeba i nikt nie miał prawa go ruszać, nawet Jacob. A kiedy to robił, to zazwyczaj zostawał później w pracy na noc.
Nicole w końcu jednak zdecydowała się wstać. Przyciemniła szyby w gabinecie i wykonała pewną kombinację, dzięki której na stole pojawił się trójwymiarowy obraz. Czekała na Michaela, mając nadzieje, że dosyć szybko się pojawi, a ona potem będzie mieć już wolne. Wyjrzała mimowolnie przez drzwi do przeciwległego pomieszczenia. Królestwa Red. Antropolog siedziała przy stole, uparcie czytając najróżniejsze informację z kości. Nawet nie poczuła na sobie spojrzenia przyjaciółki. Blondynka miała tylko nadzieje, że Davenport znowu się nie przepracowuje i chociaż zjadła coś na śniadanie. Jeszcze nie miały okazji o tym wszystkim porozmawiać i Nicole liczyła, że może prędzej, czy później brunetka się przed nią otworzy, jak to bywało przed wyjazdem. Nie naciskała oczywiście, ale miała wrażenie, że coś gnębi Red, a ona jak zwykle mocno to w sobie dusi. Nawet za mocno.
– Stuk, puk – agent wyrósł przed nią niespodziewanie i posłał uśmiech. – Podobno masz coś dla mnie - dodał, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. Rekonstruktorka potrząsnęła głową, a potem zmierzyła Michaela wzrokiem.
– T-tak – pokiwała głową, jak już zaczęła kontaktować. Znowu za mocno się zamyśliła. – Chodź – dodała, idąc powoli w stronę stołu. – Mam dwie opcję. Wątpię, że jedna ci się spodoba, ale jak prosiłeś, zrobiłam to na każdy możliwy sposób.
– Zaczynam się bać – zaśmiał się, zatrzymując się tuż obok Nicole. Blondynka wykonała kilka ruchów palcami i obraz zaczął się ruszać.
– Pierwsza opcja jest raczej mniej prawdopodobna – zaczęła, tłumacząc wszystko podczas rekonstrukcji. – Ofiara znała zabójcę. I otworzyła mu drzwi. Trochę się to nie zgadza, bo skoro mówiliście, że były to drzwi do ogrodu, a nie wejściowe, więc teoretycznie to odrzuciłam. Nie wiem, czy dobrze robię, ale dla mnie to po prostu nie ma sensu – dodała, wzdychając.
– Trochę tak – pokiwał głową. Mężczyzna na rekonstrukcji rzeczywiście odsuwał szklane drzwi, a druga osoba weszła do środa. Kiedy ofiara się odwróciła, dostała cios w głowę. który okazał się być równocześnie śmiertelnym. – Z resztą, jakby dostał się do ogrodu? Musiałby przemknąć się niepostrzeżenie z boku i w dodatku przez płot - dodał, a potem pokręcił głową.
– Dlatego druga opcja jest taka, że zabójca był już w domu. Ofiara wróciła po pracy w ogrodzie i niepostrzeżenie dostała. Jestem zdania, że to miało służyć tylko jako ogłuszenie. Cios jednak był na tyle mocny, że zamiast ogłuszyć od razu zabił – wyjaśniła blondynka, odkładając tablet. Podreptała do drukarki, gdzie leżał raport. – Wszystko ci tutaj opisałam, gdybyś potrzebował. I nagrałam rekonstrukcję. Przyślę ci w następnym mailu.
– Super, dziękuje – uśmiechnął się, zabierając teczkę. – Wszystko w porządku? – dodał, starając się jednocześnie zapamiętać, wszystko to, co powiedziała mu Nicole.
– Tak, po prostu źle się czuje – uspokoiła go. – No i trochę się martwię o Red – dodała, wzdychając.
– Z Ruby wszystko w porządku? – zerknął na brzuszek. Miał tylko nadzieje, że nie zaczęła rodzić.
– Tak, tak. Po prostu za dużo kopie – zaśmiała się, gładząc się uspokajająco po brzuchu. – Wiem, że nie lubisz tego tematu, ale ona jest na pełnych obrotach odkąd dostaliście tę sprawę. Martwię się, żeby nic się nie stało.
– Nie, jest okej – uśmiechnął się. – Po prostu mam dość tego, że każdy mi wmawia nasz związek, skoro się rozstaliśmy – dodał, przeczesując palcami włosy.
– A ty sam, co o tym sądzisz? – spytała, kiedy przeszli do kanapy. Musiała usiąść. Tak było jej lepiej mieć nad wszystkim kontrolę. Nawet nad rozmową i ciążą.
– Sam nie wiem. Czuje się w tym wszystkim pogubiony – westchnął, kręcąc głową. Odłożył papiery na szklany stolik i schował twarz w dłoniach. – Nie mam pojęcia, co robić. Czy angażować się od nowa w to wszystko, czy nie. Boje się, że ona powie, że wszystko jest już skończone i tylko niepotrzebnie się rozczaruje, a to nie jest mi do niczego potrzebne.
– Według mnie po prostu oboje potrzebujecie czasu – zaczęła Nicole, wzdychając przy tym. – Obydwoje przebywaliście w trudnych warunkach przez tyle czasu. W dodatku na dwóch różnych końcach świata. Po powrocie od razu ściągnięto was do pracy i rzucono na głęboką wodę. Zapomnieliście tylko, jak się pływa i musicie sobie to przypomnieć. Razem, czy osobno, to już od was zależy, ale dzięki tobie była szczęśliwa, ty chodziłeś uśmiechnięty właśnie dzięki niej.
– Naprawdę tak uważasz? – zapytał trochę jak taki mały chłopiec. Miał wrażenie, że zaraz się rozklei z tej całej bezradności.
– Tak – pokiwała głową i uśmiechnęła się do niego. – Nie od razu Rzym zbudowano. Będzie dobrze, Mike. Tylko musisz w to uwierzyć. A Red w końcu też to zrozumie. Tylko wciąż musisz przy niej być i wspierać. Ona tego naprawdę potrzebuje inaczej znowu zamknie się w skorupie, jak żółw, a to nie jest nam potrzebne, prawda?
– Prawda – pokiwał głową i spojrzał na blondynkę. – Dziękuje, potrzebowałem takiej rozmowy.
– Nie ma za co – puściła mu oczko i zaśmiała się pod nosem. – A tymi uwagami się nie przejmuj. W końcu im się znudzi. Powiem też Jacobowi, aby dał ci spokój.
– Dziękuje, Nicole.
– Naprawdę nie ma za co, Mike. Od tego tu jestem.
━━━━━ 💀 ━━━━━
rozdział miał być wcześniej, ale nie za bardzo chciało mi się go dokończyć <<<<
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro