4 → the wife in the crime scene
Służbowa Toyota przesuwała się powoli w przód. W środku panowała wręcz grobowa cisza. Michael siedział skupiony, prowadząc samochód. Jego irytowanie wzrastało, bo tamtego dnia ruch na ulicach przypominał ten, który znamy z włoskich miast - każdy jeździ, jak chce oraz gdzie chce. Poza tym agent był niewyspany i nie miał ochoty na jakieś rozmowy. Myślał głównie o sprawie, którą trzeba było rozwiązać, a nie o tym, czy śniadanie i kawa były dobre. Chyba wypadł z rytmu i nie tak łatwo znowu było wplątać się w federalną rzeczywistość oraz amerykański pośpiech, choć jak to się mówiło, amerykanie z niego słynęli i byli w tym najlepsi. Michael od czasu do czasu zerkał tylko na Red, łudząc się, że może chociaż ich spojrzenia się ze sobą spotkają, ale tak się nie stało. Antropolog towarzyszyła mu od początku, ale ich przywitanie ograniczyło się do cichego i raczej beznamiętnego ❝cześć❞ z jej strony i mrukniętego ❝hej❞ z nad kubka z kawą od Clifforda.
Teraz siedziała na siedzeniu pasażera zatopiona w aktach sprawy i swoich myślach. Michael musiał przyznać - czy tego chciał, czy też nie - że wygląda wyjątkowo pięknie. Uśmiechnął się bezwiednie, wymijając kolejne samochody, aby szybciej dotrzeć na miejsce. Tamtego dnia antropolog miała na sobie najzwyklejsze spodnie, koszulkę i skórzaną kurtkę, bo temperatura na zewnątrz nie powalała na kolana, ale i tak wydawało mu się, że wygląda jak ósmy cud świata. Co najmniej. I pewnym momencie chyba poczuła, że agent się w nią wpatruje, bo odwróciła delikatnie głowę w jego kierunku, zakładając przy okazji kosmyk włosów za ucho, który wydostał się z kucyka, jaki widniał na czubku głowy antropolog. Nie uśmiechnęła się, ale w jej oczach błysnęło coś, co mogłoby być odpowiednikiem uśmiechu. Tych kilka sekund było cudownych, po czym tak po prostu wróciła do dokumentacji, nie mając pojęcia, o tym co działo się właśnie z agentem. Nieświadomie poprawiła mu humor prawdopodobnie na cały tamten dzień.
Jechali do żony denata powiadomić ją o śmierci męża. Takie rozmowy od zawsze były ciężkie i choć Michael miał ich już wiele za sobą, a ze śmiercią żył za pan brat przez ostatnie pół roku, to nigdy nie dało się przewidzieć reakcji tej drugiej osoby, a informowanie o tym, że nie zobaczy się już nigdy osoby, która była dla nas bliska, bądź którą się kochało na dobre i na złe nie było miłe. Głównie tego Michael nienawidził w całej swojej pracy. Nie chodziło o bezradność i bezsilność, jaka wiązała się z utratą Red, a także z niemożliwością doprowadzenia sprawy do końca i wskazania zabójcy. Widząc smutek, z jakim natykał się na każdym kroku, łzy kobiet, czy mężczyzn, czasem nawet dzieci sprawiły, że zgodził się wrócić do Afganistanu. Bez względu na wszystko. Ale teraz znowu był w tym mieście, w tym kraju i z tą samą odznaką. Znowu miał powiadomić kogoś o śmierci, oglądać jej łzy i nieudolnie pocieszyć. A także zadać kilka podstawowych pytań, wykorzystując do tego odpowiednie momenty inaczej niczego się nie dowie i dalej będą stać w miejscu i się z niego nie ruszać, dopóki żona nie trafi do pokoju przesłuchać w gmachu budynku FBI.
━━━━━ 💀 ━━━━━
Niewielki dom w jednej z dzielnic Waszyngtonu stał raczej na uboczu. Był to właściwy adres, Michael był co do tego przekonany, ale zwlekał przed wyjściem z samochodu. Nie wiedział, czy przygotował się do tego psychicznie na tyle dobrze, na ile trzeba i bał się tej konfrontacji. Tym bardziej, że nie miał pewności, w jakim stanie zastaną żonę Owena i jak ona zniesie informację, którą agent i antropolog mają jej do przekazania. W zasadzie sam Michael mógł to zrobić, ale zawsze zabierał Red ze sobą, aby mogła się rozejrzeć po miejscu, w którym mieszkała ofiara i być może znaleźć coś, co później da im jakiś punkt zaczepienia, albo będzie brakującym puzzlem w układance.
– Idziemy? – spytała w końcu, przewieszając przez swoje ramię torebkę, gdzie były te wszystkie jej gadżety, jak fioletowe światło, rękawiczki i inne pierdoły, na których Michael się nie znał, a podobno były bardzo przydatne.
– Tak – westchnął i zgasił silnik. Otworzył drzwi, wysiadając na ulicę. Red wysiadła bez jego pomocy i ruszyła niewielkimi schodkami na werandę przodem. Clifford zapiął w tym czasie marynarkę na wszystkie guziki i dołączył do niej. Brunetka nacisnęła dzwonek, a kiedy z drugiej strony nie było odzewu zapukała mocno do drzwi. – Może nikogo nie ma – zasugerował, rozglądając się odruchowo za samochodem. Miejsce parkingowe przed domem było puste, a drzwi od garażu zasunięte. Zawsze była opcja, że pojazd mógł być w środku.
– Nasze śledztwo nie zaczyna się zbyt miło – mruknęła brunetka, naciągając rękawiczki na dłonie. Chciała obejrzeć werandę. Wyjęła latarkę, włączyła ją i zaczęła przesuwać po panelach i ścianach, chcąc znaleźć jakieś ślady, które by ją zainteresowały. Niczego jednak nie znalazła, ale za nim się poddała, Michael zdążył jeszcze dwukrotnie zapukać.
– Jeśli zaraz nikt nie otworzy, to odwiozę cię do laboratorium i sam wrócę tu później – powiedział, wsuwając dłonie do kieszeni spodni, ale właśnie w tamtym momencie drzwi się otworzyły. Stanęła w nich kobieta, która miała zdziwiony wyraz twarzy. Jej farbowane włosy opadały falą na ramiona, a niebieskie oczy złapały kontakt z zielonymi, które należały do Michaela. – Pani Williams?
– Tak, dzień dobry, o co chodzi? – zapytała, a Red zauważyła na jej twarzy wyraz niepewności. Później brunetka spojrzała na Michaela, a on wyjął zza paska od spodni odznakę.
– Michael Clifford, FBI. To moja partnerka doktor Red Davenport. Musimy porozmawiać – oznajmił służbowym tonem, a kobieta wpuściła ich do środka.
– Grace – przedstawiła się, nie dodając nazwiska, bo i tak pewnie wiedzieli, jak się nazywa. – Coś nie tak z moim mężem?
– Tak, właśnie w tej sprawie przychodzimy, pani Williams – Clifford kiwnął głową. – Znaleźliśmy pani męża. Martwego. Sporo za miastem, w parku narodowym. Od kiedy nie było go w domu? – dodał, a Grace z wrażenia oparła się o komodę, aby nie stracić równowagi. W jej oczach pojawiły się łzy. Red, widząc, że nie będzie potrzebna zaczęła rozglądać się po domu. Powinna o to zapytać, ale żona ofiary nie byłaby chyba w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
Michael spokojnie czekał, aż przyswoi ten fakt, uznając w duchu, że chyba nie wyszedł z wprawy i poprawił marynarkę. Schował także odznakę, aby mu nie przeszkadzała. Rozejrzał się po korytarzu, w którym stali, a także zerknął na Red, która znikała w salonie. Pokręcił prawie niewidocznie głową, przyłapując się na tym, że chyba zapomniał, iż brunetka rządzi się własnymi prawami i jest jak kot, który chodzi swoimi drogami. Na swój sposób go to pociągało. Uśmiechnął się pod nosem, a potem przeczesał palcami włosy i spojrzał znowu na Grace.
– A-Ale jak kto się stało? – powiedziała w końcu, łapiąc przy okazji powietrze w płuca. Cała zaczęła się trząść.
– Próbujemy to ustalić, pani Williams – powiedział, wpatrując się w żonę denata. – Mogę zadać pani parę pytań?
– P-Proszę – otarła policzki wierzchem dłoni, będąc jeszcze w szoku. Dla Michaela nie było to nic dziwnego, ale postanowił w końcu przystąpić do pracy. Powtórzył swoje pierwsze pytanie. – Jak długo Owena nie było w domu?
– Wyjechał w delegację, miał wrócić w przyszły piątek. Zawsze tak było. Znikał na dwa, czy trzy tygodnie, a potem następne dwa był w domu.
– Gdzie pracował pani mąż? – zapisał sobie podstawową informację w swoim notatniku. Wyjął go, kiedy Grace odpowiadała. Kobieta podała mu nazwę firmy. Kiwnął głową na znak, że rozumie. – Poza tym, czy Owen miał jakiś wrogów?
– W pracy zawsze się ktoś znajdzie, panie Clifford – powiedziała, kręcąc głową. Wpatrywała się uparcie w swoje buty, jakby to miało przywrócić życie jej mężowi. Tak się jednak nie stanie, choćby bardzo tego pragnęła. – Natomiast tutaj nie, wszyscy żyliśmy ze sobą w zgodzie. Pomagaliśmy sobie na tyle, na ile mogliśmy i możemy – dodała, mając na myśli sąsiadów.
– Dobrze, dziękuje – kiwnął głową i zaczął się zastanawiać, czy może zapytać o coś jeszcze. – Czy w waszym małżeństwie wszystko było dobrze? – dodał po chwili, jakby spadło na niego olśnienie.
– Tak, kochaliśmy się, nasz syn zaczyna za niedługo studiować – powiedziała pewnym głosem, choć wiedział, że na tamten moment wiedziała zupełnie, co ze sobą robić, ani jak się zachować. Współczuł jej. Michael nie wiedział, jakby mógł się zachować, gdyby przyszedł do niego ktoś z FBI, informując o tym, że jakaś bliska dla niego osoba nie żyje. Nie zniósłby tego.
– Rozumiem – przytaknął, zachęcając ją do dalszego mówienia, ale kobieta już nic nie powiedziała. Objęła się swoimi ramionami i westchnęła cicho. Michael już chciał wołać Red, bo miał zamiar wyjść, ale antropolog go uprzedziła.
– Mike! – usłyszeli z salonu i Clifford ruszył w tamtym kierunku. Red klęczała pomiędzy dwoma fotelami ustawionymi tyłem do dużego okna, które się rozsuwało i służyło także za wyjście do ogrodu. Jej latarka była skierowana na podłogę i na szybę, gdzie były typowe dla śladów krwi plamy. Krew ciężko było zmyć i choć teoretycznie już jej nie było, to w praktyce zostawała na bardzo długo, a jej obecność dało się sprawdzić właśnie w taki sposób. – Chyba znalazłam miejsce zbrodni – dodała, pokazując mu rozmiar plamy i jej fragmenty rozbryzgane na szybie. Stąd ślad na czaszce. Pewnie narzędzie zbrodni przebiło kość, a krew i pewnie fragmenty mózgu znalazły się własnie w miejscu, w którym klęczała antropolog.
– Trzeba wezwać techników – powiedział, wyjmując telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki. Już miał wybierać numer do centrali, kiedy Grace im przeszkodziła. Przyszła za agentem do pomieszczenia i kiedy zobaczyła Red z latarką w dłoni, a także w rękawiczkach zaczęła wrzeszczeć i krzyczeć, a także wyrzuciła ich z domu. Jej przemiana była wręcz dziwaczna. Poza tym para usłyszała, że od teraz będą kontaktować się z nią tylko przez jej prawnika, co mocno pokomplikuje sprawy. Najpierw na dwór wyleciał Michael, bo był bliżej, a dopiero później Red. Na szczęście antropolog udało się zebrać próbki i miała tylko nadzieje, że taka ilość wystarczy do przeprowadzenia badań.
– Najpierw chyba wypadałoby skontaktować się z Caroline – powiedziała Red, chowając torebki dowodowe w swojej torbie. Spojrzała na dom i pokręciła głową. – Nie sądziłam, że aż tak to się skończy.
– Szczerze, to ja też nie – przeczesał palcami włosy, kiedy wsiadali do Toyoty. – Ciekawe, co ukrywa.
– Coś na pewno. Bez powodu nie wywaliłaby nas z domu. Tym bardziej, że chwilę wcześniej dowiedziała się o śmierci własnego męża. Albo bała się, że założymy, że to ona, albo jest dobrą aktorką – przyznała Red, zajmując swoje miejsce. – Zawieziesz mnie do laboratorium?
– Tak – pokiwał głową, wsuwając kluczyki do stacyjki. Westchnął głośno, przyswajając chyba dopiero sytuację sprzed chwili. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy, kiedy już włączył się do ruchu i zwilżył usta językiem. Zaczął się zastanawiać, co takiego ukrywa Grace Williams, jak to zasugerowała Red.
Wszystko zaczynało się komplikować i choć na razie wszyscy byli podejrzani, to ta kobieta wysuwała się na razie na prowadzenie, jeśli chodzi o jakieś teorie. Michael pomimo tego, że musiał mocniej zagłębić się w tą całą sytuację, a przede wszystkim załatwić sobie nakaz sądowy na przeszukanie całego domu, będzie też musiał sprawdzić wszystkich pracowników firmy, gdzie pracował denat. Przydałoby się też porozmawiać z szefem Owena, bo być może będzie wiedział coś o samym zamordowanym.
– Nie tak to sobie wyobrażałeś, co? – zapytała antropolog, patrząc się uparcie na niego.
– W zasadzie to nie – zgodził się, skręcając na jednym skrzyżowaniu w lewo. Potem zmienił pas, a na samym końcu zatrzymał się na światłach, bo było czerwone. Odwrócił się do brunetki i omiótł ją szybko wzrokiem. – Myślałem, że jak wrócę, to okaże się, że bardzo za tym tęskniłem, ale tak nie jest. Poza tym od razu wszystko zaczyna się komplikować, a jedyne, co mamy na razie to ustalona tożsamość. I to wszystko.
– Mój wykładowca powtarzał zawsze, że lepiej mieć kości, które noszą jakieś imię niż nie mieć go wcale – wzruszyła ramionami, zbierając powoli swoje rzeczy, ponieważ zbliżali się do Instytutu. – Zawsze mówiłeś, że trzeba szukać pozytywów, więc sam je teraz znajdź. I daj mi znać, gdy się czegoś dowiesz - poprosiła, gdy blondyn zatrzymał się na parkingu przed Instytutem.
– Wpadnę, jak tylko się czegokolwiek dowiem.
– Super, na razie.
– Cześć.
━━━━━ 💀 ━━━━━
hejka! co sądzicie o rozdziale? myślicie, że grace jest winna, czy to tylko przypadek?
moglibyście zajrzeć na mojego instagrama z książkami? nazywam się tam devilbooks_ i mam na ikonce selenę na różowym tle, z góry bardzo dziękuje!
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro