Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3 → the annoying questions in the work

Następnego dnia Michael dotarł do siedziby FBI wyjątkowo punktualnie. Czekało go trochę papierkowej roboty i szczerze mówiąc wolał już mieć to za sobą. Ciężko było mu przestawić się na tą rutynę i w nocy nie mógł długo zasnąć, ale uparcie liczył, że to w końcu minie, tak samo, jak koszmary, które go nawiedzały. Agent westchnął ciężko, gdy winda otworzyła się na jego piętrze, po czym przeczesał palcami włosy i wyszedł z jeżdżącego pudła, mijając się z innymi pracownikami. Posyłali sobie uśmiechy, czy wymieniali pospolite powitania. Kilka osób nawet ucieszyło się na jego widok, mówiąc, że dobrze się stało, że znów z nimi pracuje. Sam Clifford nie był co do tego przekonany tak do końca, ale jak to się mówi, postanowił grać dobrą minę do złej gry i chociaż udawał zadowolonego z takowego obrotu spraw. 

Zapiął swoją marynarkę i poprawił koszulę za nim wszedł do swojego biura, po czym rzucił okiem na biurko. Przy komputerze leżała teczka z Człowiekiem Witruwiańskim, co oznaczało, że ktoś tu już był i podrzucił mu wstępny raport. Uśmiechnął się pod nosem, zdając sobie sprawę, że to pewnie zasługa Bones, po czym zabrał kubek na kawę i powędrował do pokoju socjalnego. Po drodze minął się z zastępcą dyrektora, a ten zatrzymał go na krótką rozmowę. Clifforda uratował fakt, że gdzieś się śpieszył i nie potrwało to za długo. 

– Cześć – przywitał się z Aubreyem, kiedy znalazł się już w końcu w socjalnym. Młodszy brunet pochłaniał właśnie pączka i czekał, aż woda w czajniku będzie gotowa do zalania kawy. 

– Cześć – wymamrotał z pełnymi ustami, na co Clifford przewrócił oczami i oparł się o blat. Ustawił swój kubek obok tego, który należał do Jamesa. – No co?

– Nic, nie gadaj, jak jesz – poprosił go, a ten machnął ręką i przełknął pączka. Następnie otarł usta i palce papierowym ręcznikiem, po czym wyrzucił go do kosza. – Byłeś u mnie w biurze? – dodał, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. 

– Byłem, a co? Hobbs poprosił, abym podrzucił ci raport od Red. Powiedział też, że jak go przejrzysz, to możesz wpaść do laboratorium – przyznał, zalewając kubki wrzącą wodą. – Dwie? – dodał, mając na myśli cukier.

– Dwie – powiedział Michael, zaglądając agentowi przez ramię na dłonie. James czasem robił mu żarty i zamiast cukru, wsypywał sól do kawy, przez co Michael musiał robić sobie nową. – Ustalili już coś?

– Nicole stara się zrekonstruować czaszkę, a twoja pani doktor bada kości. Poza tym, to co u niej? – wyjaśnił Aubrey, wręczając mu kubek. – Proszę szefie, przygotowana z dobroci mojego serca, specjalnie dla ciebie. 

– To nie jest moja pani doktor – mruknął, odbierając napój. – Skończ, proszę. 

– No dobra, już dobra – uniósł do góry dłonie, w geście, który miał wskazywać kapitulację. Aubrey jednak nie miał zamiaru tak łatwo odpuszczać. Nie rozumiał, dlaczego Clifford nawet nie próbował walczyć o antropolog, skoro znali się na tyle dobrze i współpracowali ze sobą już tyle czasu. 

– Dziękuje – mruknął tylko, a później westchnął. – Przepraszam, źle spałem. Dzisiaj łatwo mnie zdenerwować.

– Rozumiem, nie przejmuj się stary. Nic się przecież nie stało – Aubrey poklepał go w przyjacielski sposób po ramieniu i udał się już do swojego biurka. 

Michael westchnął, przeczesując wolną dłonią swoje włosy. Tak nawisem rzecz ujmując przydałaby mu się wizyta u fryzjera, ale nie miał na razie do tego głowy. Praktycznie od razu został wrzucony w wir pracy i nawet nie zdążył się z powrotem zaaklimatyzować do panujących warunków w tak dużym mieście, jakim był Waszyngton. Praca agenta, nocne koszmary i wisząca nad nim nowa sprawa skutecznie sprawiły, że czuł się jak przyciśnięty do muru. Ponadto każdy pytał go, jak będzie wyglądać jego relacja z Red, a sam agent nie za bardzo miał na ten temat jakieś pojęcie. Był przerażony tym, że każdy oczekuje od niego jakiegoś kroku w przód, kiedy on nie był na to gotowy. Owszem, chyba dalej kochał antropolog, ale już raz, a nawet dwa razy ją stracił. Według niego, lepiej było mu żyć obok niej, bez możliwości okazania swoich uczuć niż żyć, a nawet nie żyć, tylko marnie egzystować na globie ziemskim bez niej. Kuriozalny był fakt, że ktoś taki jak on, agent, a także były żołnierz, który przesłuchiwał z zimną krwią i wyciągał z podejrzanych co tylko chciał usłyszeć bał się przyznać jednej kobiecie, co tak naprawdę dzieje się z jego sercem, jeśli chodzi własnie o nią. Wcześniej Michael miewał inne związki, ale dopiero przy Red nauczył się, jak to jest być przy osobie, którą trzeba otaczać szczególną troską i dbać o nią o każdej porze dnia i nocy. To dzięki niemu wyszła trochę do ludzi, a jej życie przestawało być pasmem nieszczęść. Przez ten krótki czas, kiedy byli ze sobą związku zespół Jeffersonian zobaczył, że antropolog to nie tylko poświęcona pracy młoda kobieta, która jest niczym żółw; schowana w swojej skorupie przed całym światem, ale też Red, którą trzeba było umieć, a przede wszystkim chcieć zrozumieć. Clifford od samego początku chciał, może nie zawsze umiał, ale chciał, a chcieć to móc i choć ich współpraca nie zawsze była idealna, sprawy proste i przyjemne, to razem stanowili wtedy, czy być może jeszcze teraz duet partnerów, jaki FBI jeszcze nie posiadało. 

Blondyn usiadł za biurkiem w swoim gabinecie, zamykając wcześniej drzwi. Za nimi pracowało kilku, jeśli nie kilkunastu innych agentów, włącznie z Aubreyem, który raczej się nudził, a nie robił coś pożytecznego w przeciwieństwie do reszty. Całe miejsce wyglądało jak jakaś dobrze naoliwiona maszyna, gdzie każdy miał określone miejsce i jeśli je zmieniał, od razu pojawiał się ktoś nowy, aby nie zaburzyć pracy. Michael wcześniej czuł, że po prostu tam nie pasuje i trwał w agencji głównie dla Red, poza tym zmęczenie psychiczne, jakie niosły ze sobą sprawy o najprzeróżniejszym tle odbijały się na nim czasami z dosyć negatywnymi skutkami. Teraz sam nie wiedział, czy po prostu bał ruszyć się naprzód, czy jednak tego nie chciał, bo wbrew pozorom jakaś jego część stęskniła się za tym niewielkim pomieszczeniem i nawet za Jamesem, który doprowadzał go niekiedy do napadów białej gorączki.

━━━━━ 💀 ━━━━━ 

Laboratorium było miejscem dosyć osobliwym. Wszędzie tam, gdzie tylko sięgał wzrok widziano ludzi w niebieskich kitlach, niekiedy ochronnych rękawicach i goglach na oczy. Michael przemierzał korytarze, widząc ich wszystkich i miał wrażenie, że tam nie pasuje. Bywał tam już tyle razy, że powinien się przyzwyczaić, ale każda jedna wizyta przynosiła coś nowego. Zwłaszcza, jeśli Hobbs i Dawson dorwali się do jakiegoś eksperymentu. Czasami naprawdę niewiele brakowało, aby wysadzili to miejsce w powietrze. Zdecydowanie stażysta, którego zainteresowaniami były chemia oraz fizyka i entomolog, który miał zamiłowanie do wybuchów oraz ognia nie byli dobrym połączeniem. Nicole i Red miały z nimi urwanie głowy, choć to i tak było delikatnie ujęte. 

– Kogo moje oczy widzą – Michael usłyszał za sobą i odwrócił się na pięcie. Nicole przyglądała mu się z dłońmi założonymi na biodra. Miała na sobie ciążową sukienkę, której materiał opinał się na brzuszku. – Cześć, Mike.

– Cześć – uśmiechnął się i podszedł do blondynki. – Jak się czujesz?

- Bywało lepiej - westchnęła, prowadząc go za sobą do swojego gabinetu. Był nieco przyciemniony, a wszędzie dookoła był sprzęt, który obsługiwał potężną bazę danych, jaką dysponował Instytut. To wszystko było pod władaniem Nicole. Blondynka nie lubiła, kiedy ktoś dotykał jej rzeczy, a w szczególności jej mąż, który raz czy dwa narobił jej już niezłego zamieszania. Kiedyś przez niego padło nawet zasilanie w całym budynku i pracownicy zostali uwięzieni w środku. Drzwi, którymi można było wydostać się na zewnątrz działały na prąd i minęło chwilę czasu za nim zorientowano się, co się tak naprawdę stało. - Przejrzałeś raport? - zapytała, podnosząc niewielki tablet, którym sterowała większość rzeczy. Nacisnęła kilka przycisków, dzięki czemu w mniejszym pomieszczeniu pojawił się cyfrowy obraz czaszki denata.

– Tak – westchnął, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Niezbyt ciekawie to wygląda.

– I tak jest – podeszli bliżej do stołu z czaszką w trójwymiarze. Był to wynalazek samej Nicole. Wpadła na ten pomysł kilka lat temu i teraz korzystano z tego tutaj, aby nie tylko mieć obraz szkieletu przed sobą, ale także rekonstruować najprzeróżniejsze zdarzenia i ich wersje. – Red miała rację, to facet, czterdzieści sześć lat. Nie było go w bazie zaginionych, ale zdaje się, że i tak kogoś mam – dodała, wykonując kolejną kombinację i pojawiło się przed nimi troje mężczyzn, którzy wyglądali podobnie do siebie. Wszyscy mieli ciemne włosy i zielone oczy. 

– Któryś z nich to nasza ofiara? – spytał Mike, wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki swój niewielki notatnik i długopis. 

– Tak, ten po lewej – wskazała, a później skrzywiła się. – Dziecko, daj mi pracować – dodała do brzucha, na co agent zachichotał. – Wracając. Ten po lewej. Niejaki Owen Williams. 

– Pokaż mi go – poprosił, zapisując imię i nazwisko na kartce. Nicole powiększyła obraz, dzięki czemu ofiara była lepiej widoczna. Na zdjęciu wyglądał na wyjątkowo zmęczonego życiem i na takiego, którego już chyba nic nigdy nie ucieszy. 

– Ciekawe, kto mu to zrobił – westchnął, przeczesując palcami włosy. – Coś jeszcze wiadomo? –dodał, zwilżając wargi.

– Z tego, co wiem, to Jacob coś miał dla ciebie. Powinien gdzieś się tu kręcić – wzruszyła ramionami. – Wszystko w porządku? – dodała, unosząc brwi. Gładziła się przy okazji po brzuszku, jakby chcąc uspokoić dziecko.

– Tak, a czemu miałoby nie być? – zmarszczył brwi, nie wiedząc za bardzo skąd to pytanie.

–Nie wiem, po prostu kiepsko wyglądasz. Myślałam, że coś się dzieje – wzruszyła ramionami i posłała mu lekki uśmiech. 

– Źle spałem – przyznał, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Nic poza tym. No i James mnie wkurzył. Ale to chyba nic nowego.

– To przez powrót stamtąd, prawda? – odłożyła tablet na swoje miejsce i oparła się o biurko, aby było jej wygodniej. Jacob musiał znosić jej jęki odnośnie bólów kręgosłupa. Agent kiwnął głową i zerknął na korytarz, bo Red właśnie wchodziła do przeciwległego pomieszczenia. Na podświetlonym stole leżały już oczyszczone kości, które czekały, aż ktoś je zbada.

– Niestety – powiedział po chwili i westchnął. – Idę. Nie będę ci już przeszkadzać.

– I tak miałam pójść do łazienki, więc bym cię stąd wygoniła – zaśmiała się, kiedy się rozchodzili. – Trzymaj się. I wpadaj częściej. Brakuje to ciebie.

– Ty też. Postaram się – posłał jej ostatni uśmiech, a później rozejrzał się dookoła. Odnalazł Jacoba przy jednym z jego stanowisk z goglami ochronnymi na oczach. Pewnie znowu bawił sie w jakieś swoje eksperymenty. 

Michael powędrował w tamtym kierunku, uważając, aby nie zbliżać się do platformy, gdzie zazwyczaj sprawy miały swój początek. Bramki, które stały na wszystkich czterech stronach przy schodkach zaczynały pikać, kiedy tylko ktoś przez nie przeszedł, nie przesuwając wcześniej swojego identyfikatora w terminalu. Agent rozejrzał się dookoła, jakby chciał się upewnić, że niczego nie zapomniał i zatrzymał się przy Jacobie, który robił coś pod mikroskopem.

– Nie przeszkadzam? – uniósł brwi, opierając się w dodatku o biurko. Hobbs nie odzywał się jeszcze przez kilka sekund, a później odłożył narzędzia, którymi się posługiwał i zdjął rękawiczki z dłoni. 

– Teraz już nie – spojrzał na agenta poważnie, po czym się roześmiał. – Nie, właśnie skończyłem –dodał, wyrzucając rękawiczki do odpowiedniego kosza z oznaczeniem na odpadki. 

– Znowu jakieś robaki? – zerknął przez mikroskop, ale jedynie co zobaczył to jakieś niewyraźnie plamy, które nie wzbudziły jego zainteresowania.

– Jeszcze to nic poważnego, jak będzie to powiem – zabrał jakieś dokumenty i ruszyli przed siebie, tym razem do gabinetu Hobbsa. – Tym czasem mam coś dla ciebie – dodał.

– Słucham – wzruszył ramionami.

– Włókna z bagażnika samochodu, właśnie ustalamy markę – przyznał, podając mu jakieś wyniki, na których Michael się nie znał. – Poza tym, to co jest?

– A co ma być? Wyglądam, aż tak bardzo źle? – westchnął, marszcząc brwi. Te wszystkie pytania o niego samego, czy wcześniejsze Aubreya o Red zaczęły go zwyczajnie w świecie irytować i to wyjątkowo. 

– No nie, widziałem cię w gorszym stanie, ale po prostu pytam – Hobbs wzruszył ramionami, jakby w jego zachowaniu nie było nic złego.

– Wszystko jest w porządku, zejdźcie ze mnie, proszę – mruknął agent. – Możemy wrócić do śledztwa?

– Jasne.

– Więc na czym skończyliśmy?

– Na tym, że mówiłem ci, że szukamy samochodu, którym przewieziono ofiarę do parku.

━━━━━ 💀 ━━━━━ 

hejka! ale ja się stęskniłam za tym fanfiction, aż się uśmiecham, że tu coś dodaje! trying nareszcie wskoczyło do pisanych co oznacza w miarę regularne rozdziały:) jestem mega podekscytowana i aż nie mogę się doczekać, aż wszystko się rozwinie asfdfsdf

co sądzicie o michaelu?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro