Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

⁶⁵ ↺ ɪ ᴡᴏᴜʟᴅ ᴄᴏᴍᴍɪᴛ ᴍᴜʀᴅᴇʀ ꜰᴏʀ ʜɪᴍ

↷ 지금부터가 반전

↳ shownu

półtora tygodnia
przed zaginięciem
hyungwona

Pomimo padającego deszczu, nie ruszył się z miejsca.

Jego cienka granatowa bluza już dawno przemokła na wskroś.

Powietrze było ciężkie i lodowate, każda kropla po jakimś czasie raniła jego ciało jak małe sztylety, spływając po jego twarzy jak ciężkie łzy winy, którą teraz odczuwał.

Po co pojawił się na cmentarzu tuż przed dwudziestą pierwszą, wiedząc od rana, że pogoda nie będzie najlepsza?

Nie musiał tu być, nie była to sprawa, która do niego należała.

Jednakże obietnica to obietnica.

— Przepraszam, pani Soeun... — Mówi cicho, wpatrując się w marmurową płytę nagrobną — Przepraszam, że nie mogę zająć się nim tak, jak obiecałem

Bywały chwile takie jak ta, że wszystko go przytłaczało.

Obiecał matce Changkyuna, że nigdy nie spuści go z oka i zaopiekuje tak, jakby był jego własnym synem, jednak bywały trudne chwile, takie jak sytuacja z dzisiaj, gdzie cały dzień tylko się kłócili.

Im mu uciekał, sprawiał problemy w mieście i zachowywał się, jakby nienawidził świata za samo jego istnienie.

Obwiniał każdego za swoje niepowodzenia – zapominając odpuścić w tym wszystkim najpierw sobie.

— Chciała dla niego pani normalnego życia. By skończył studia i został naukowcem — Zakręciła mu się łza w oku, gdy przypomniał sobie ich szkolne czasy, będące ważnym elementem życia całej siódemki — Brał udział w olimpiadach matematycznych i kochał eksperymenty jak nikt inny. Nigdy nie można było go wyciągnąć nawet na soju, siedział tylko w domu i się uczył...

Potrząsnął głową, wzdychając głośno.

Zaczynało robić się coraz zimniej i przeziębienie było tylko kwestią czasu, tak samo, jak zejście Kyuna na złą drogę.

— Przepraszam pani Soeun, że ja, Hyungwon i Kihyun zawiedliśmy w opiece nad nim, gdy obiecaliśmy go pilnować, tuż przed pani śmiercią. Powinienem nie dopuścić do jego zainteresowania tarotem i przedłużeniem życia, którym tak zatruł go Hyungwon. Mam nadzieję, że pani mi to kiedyś wybaczy 

Zanim odszedł, położył przy jej grobie bukiet czerwonych róż, które były niemą tajemnicą, którą odnawiał co tydzień, siedząc przy grobie mamy Changkyuna, czując, że ona słucha każdej jego opowieści.

↳ shownu

dzień po
zaginięciu
hyungwona

Spędził ponad godzinę na komisariacie, składając zeznania, myśląc nad swoim alibi, którego nie miał, bo siedział wtedy w domu.

Sam.

Przyjechał z Changkyunem, na którego czekał aż wróci z łazienki, by mogli spokojnie wrócić do sprzątania jego garażu, który naprawdę potrzebował solidnego ogarnięcia.

Gdy tylko go zobaczył, wyszli na dwór,  gdzie zamierzał z nim porozmawiać.

Musiał wyjaśnić jedną rzecz, którą podsłuchał, gdy Im rozmawiał z Minhyukiem.

— Zrobiłeś to? — Zapytał nieco zbyt głośno, pchając go do przodu.

Nie chciał zrobić mu krzywdy, tylko porozmawiać.

— Zrobiłem co?

— Słyszałem o czym mówił Minhyuk. Jak mogłeś mi to zrobić?

— Przepraszam cię, hyung — Powinien mu powiedzieć, wie o tym, ale wiedział jak zareaguje.

Shownu był wybuchowy i często się denerwował.

Jakby dowiedział się, że Chang postąpił nieco za jego plecami, byłoby źle.

Bał się, że może przez to ucierpieć.

— Jesteś zdrajcą Changkyun — Oczy wszystkich zebrane były tylko na nich, ignorując przy tym śmiejącego się pod nosem Minhyuka, który reakcje najstarszego uważał za przewrażliwionego błazna. — Nadszarpnąłeś moje zaufanie. Może jeszcze powiesz mi, że jesteś mordercą?

— Shownu, ja...

— JESTEŚ CZY NIE?

— Nie jestem mordercą. Hyungwon zaginął, nie rozumiesz????

Rozumiał.

Wszystko rozumiał.

Była tylko jedna rzecz, która nie miała żadnego sensu.

Nie potrafi zrozumieć kłamstwa, które aż wylewało się z niego.

— Powiedziałem, że się tym zajmę. Miałeś się nie wychylać.  A ty to wszytko zepsułeś





↳ changkyun

↳ czas i miejsce
bliżej nieokreślone

Biegł ile sił przed siebie, próbując odblokować telefon.

Co jakiś czas odwracał się za sobą, by sprawdzić, czy jeszcze go nie dogonił.

Zaczynało brakować mu tchu i robił się zmęczony.

To wszystko potoczyło się nie tak, jak powinno.

Nie wiedział, że on go zobaczy i zacznie gonić.

Myślał, że jest cicho i nikt go nie zauważy.

Wcześniej uzgodnił wszystko z Minhyukiem, sprawdzając każdy krok po cztery razy.

Co mogło więc pójść nie tak?

Próbował zadzwonić do Shownu.

Nie odbierał, pomimo tego, że ponawiał połączenie dobre kilka razy.

Przeklinał samego siebie, że pokłócili się wtedy pod komisariatem i on, uniesiony dumą - nie wyciągnął ręki do zgody pierwszy.

"Odbierz proszę, potrzebuje cię"

Powtarzał w kółko, dopóki nie usłyszał znajomego glosu, którego tak potrzebował.

— Changkyun, dzwoniłeś?

— Hyung... — Z trudem łapiąc powietrze, ukrył się za dużym dębem, odwracając się za siebie, by upewnić się, że go zgubił — Pomóż mi proszę

— Gdzie jesteś? Dlaczego tak ciężko oddychasz?

— Jestem w lesie... Chowam się za drzewem, tuż obok leśniczówki...

— Co ty tam robisz? Changkyun... Halo?

— Pomoż mi proszę...

Czas mu się kończył i zaraz znowu będzie musiał uciec, szukając bezpieczniejszej kryjówki, niż pojedyńczy dąb.

Niepokoiła go cisza w słuchawce.

Czyżby Hyunwoo się na niego wypiął i dał tym solidnie do zrozumienia, że skazany jest na siebie?

Nie, to nie może tak być.

Obiecał, że będzie go chronił.

Przyrzekł, że zawsze mu pomoże, bez względu na sytuację.

Był mu to winien.

Nie mógł zdradzić go tak, jak zrobił to Hyungwon.

— No dobrze... Powiedz mi co się stało i czy znowu będę musiał po tobie sprzątać





que le jue commence

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro