Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 7 ~

Obudziłem się wczesnym rankiem jednak ani mi się śniło otwierać oczu i zrobić coś konstruktywnego. Słoneczne promienie wpadały przez okno do pokoju i przy okazji świeciły mi w prosto twarz. Mruknąłem z niezadowoleniem. Miałem ochotę zgasić to głupie słońce. Przewróciłem się na bok. Nie czułem przy sobie drugiego ciała... lekko mnie to zaintrygowało. Gdzie jest Cipher? Może udał się na poranny spacerek na inne ofiary do gwałcenia? Normalne persony idą na grzybobranie, ten zaś zapewne sprawia sobie przyjemność idąc na dziwkobranie... Byłem naprawdę głupi. Jak mogłem tak łatwo dać się oszukać? W sumie nie moja wina, że jestem zielony w tych wszystkich sprawach... A TAKA dwuznaczność jest mi zupełnie obca... Jednak mogłem się popisać większym rozsądkiem. Właściwie, to umysł nie pozwalał na podpisywanie kontraktu... GŁUPIE SERCE! Nienawidzę cię! Nienawidzę Ciphera! Nienawidzę świata! NIENAWIDZĘ SIEBIE!
- UGHHH! - wściekły jęknąłem w poduszkę.

- Nie za dużo tej nienawiści o poranku? - ten głos mógł należeć tylko do jednej istoty.

- Spierdalaj... - mruknąłem nadal chowając twarz w tak miękkiej rzeczy. Osoba, która wymyśliła łóżko i poduszki powinna być czczona tam na górze...

- Ojć, a jak to nasz mały baranek się wyraża, co?

- NIE JESTEM MAŁY! - tego było już za wiele. Podniosłem się szybko i wściekłym wzrokiem popatrzyłem na demona, w myślach powtarzając w kółko tylko dwa słowa : "NIENAWIDZĘ CIĘ "... Nie dość, że wyżywa się na mnie poprzez gwałt, to jeszcze sobie kpi... I W OGÓLE NIE POMAGA!

- Ech... Kiedy wreszcie przestaniesz z tym gwałtem, co? To robi się nużące... Poza tym tobie też się podobało - wyszczerzył się. Oblałem się czerwienią, jednak nie rozpoczynałem dyskusji, on doskonale wie co o tym myślę. - Masz zamiar się ruszyć czy mam ci pomóc? - dodał po chwili patrząc tym głupim wzrokiem, niby pełnym troski , a jednocześnie politowania. To właśnie w takich momentach miałem mu ochotę przyłożyć w tą brzydką gębę. - Ej, no... Królewno moja kochana... Przecież jestem najbardziej seksowną istotą świata! Wielu dałoby wszystko żeby się ze mną pie... - nie dokończył, bo rzuciłem mu poduszką w twarz. - Oj... Nasza mała Sosenka chyba tylko czeka na karę - warknął, już chyba zupełnie wyprowadzony z równowagi. Zacisnął pięści.

- E-emmm... - jęknąłem. Jego zachowanie nie wróży nic dobrego. Już chciałem uciekać gdy ten tak po prostu podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię - P-puszczaj! - pisnąłem i zacząłem okładać go pięściami. - Ty... Ty... TY DEMONIE JEDEN! - nie no... nie powiem, obrażanie go szło mi coraz lepiej... *Klask-klask* Nagroda za najlepsze bluzgi na Billa trafia do... DIPPERA! Mimo, że miotałem się jakbym dostał padaczki, on szedł dalej. Zniósł mnie po schodach, a następnie udał się do kuchni, to tam rzucił mnie na krzesło. Zamknąłem oczy i w duchu modliłem się aby znów mnie nie wykorzystał.

- Smacznego - bąknął, a ja usłyszałem brzdęk talerza. Uchyliłem ślepia, a przede mną pojawiło się śniadanko. Nie powiem... miły gest, ale jeść nie chcę. Już miałem coś rzec, ale mi przerwano - Nie rozumiem cię...

- To nie pierwszy raz - prychnąłem.

- Czemu nie jesz, skoro jest ci to potrzebne do życia? Masz anoreksję? Bulimię? - jego ton był... inny, brzmiał nadzwyczaj poważnie, a jednocześnie dość... smutno? Nie jestem chory! Jezuuu! Cipher, który brzmi jak moja siostra, tego już chyba za wiele... Odkąd pamiętam Mabel podejrzewała, że coś ze mną nie tak. Problem w tym, że ja uważam, że jest całkowicie w porządku. Większość osób zarzucało mi, że niby mam wstręt do jedzenia, napady depresji, myśli samobójcze, nie radzę sobie w życiu, uważam, że jestem beznadziejny, nie patrzę na siebie obiektywnie... A prawda jest taka... Ej! Popatrzyłem na swojego rozmówcę, obserwował mnie przenikliwym okiem. Dopiero teraz zrozumiałem, że cały czas słuchał moich myśli. WYPAD Z MOJEJ GŁOWY! Wstałem i udałem się do salonu przy okazji nucąc sobie jedną z tych głupich piosenek, które znalazłem w odmętach internetu, byle by tylko nie myśleć o niczym konkretnym. Look at the monkey, funny monkey, little red monkey... * Jednak gdy minąłem próg pokoju zamarłem... SYF, KIŁA I MOGIŁA - te trzy słowa idealnie opisywały stan pomieszczenia. Nie wiem jak w zaledwie parę dni Cipher zdążył tu tak nasyfić... od razu oskarżam** jego, bo samo, to się nic nie dzieje. Ugh... W kącie walały się ubrania, na podłodze pełno było papierów, śmieci i paczek po chipsach... Jak ja go nie znoszę!

- CIPHER!!!! - ryknąłem na cały dom. Po chwili do tego burdelu wolnym, dumnym krokiem wszedł sprawca tego karygodnego czynu - Co to ma kurna znaczyć? Sprzątałem tu niedawno, a już wygląda to jak po wybuchu bomby atomowej!? - czułem jak wzbiera we mnie furia. Naruszenie mojej idealnej czystości było porównywalne z nazywaniem mnie "małym"...

- Nie jest tak źle... - wzruszył ramionami.

- NIE JEST TAK ŹLE!? - krzyknąłem... Dobra, Dipper hamuj się... Nie chcemy, żeby ten dom znikł z powierzchni ziemi... I raz i dwa... Oddychamy! - Skoro narobiłeś takiego bałaganu, to może do cholery pomógłbyś mi sprzątać? - siliłem się na spokojny ton.

- Nie, nie chce mi się - ścisnąłem pięści... - Chociaż, gdybyś tak ładnie mnie poprosił jak wczoraj... - na wspomnienie tego upokorzenia czułem jak zalewam się szkarłatnym odcieniem, miałem ochotę się zapaść.. zniknąć.

- A-ani mi się śni ! - burknąłem - Głupi trójkącie. - odwróciłem się do niego plecami i sam zacząłem sprzątać. Tak, tak... moją tajemną mocą jest SYNDROM PERFEKCYJNEJ PANI DOMU*** Zakasałem rękawy i już brałem się do roboty gdy poczułem dziwny powiew wiatru. W oczy błysło mi porażającym światłem i nim się obejrzałem coś zmieniło się w moim ubiorze. Stanąłem jak wryty. Szybko spojrzałem na swoje odbicie w lustrze w przedpokoju... - C-cipher... ! - pisnąłem. Byłem zdruzgotany, ten podły... pierdolony... UGH! Na sobie miałem strój "typowej" pokojówki... Miałem na sobie... jebany fartuszek... a co gorsza... kusą spódniczkę!

- To co, usłyszę ładną prośb... - przerwał w połowie zdania i obejrzał mnie z góry na dół. Teraz, to świeciłem jak pochodnia - Ula-la... No nie sądziłem, że będziesz wyglądał aż tak seksownie - zagwizdał i delikatnie oblizał dolną wargę. Czułem jak moje upokorzenie rośnie. Mimo wszystko postanowiłem wyminąć demona i wrócić do zamierzonej czynności. Nie mogę pokazywać swoich słabości! Gdy jedną stopą byłem już w miejscu docelowym poczułem jak Bill klepie mnie w dupę. Zacisnąłem pięści i przystanąłem. Odetchnąłem dwa razy  i z uniesioną głową wróciłem do pracy, udając, że owe zajście nie miało miejsca. Zacząłem od pozbierania śmieci, czułem na sobie wzrok Ciphera... wiedziałem, że za każdym schyleniem przygląda mi się jeszcze bardziej. Miałem ochotę schować głowę w ziemię jak struś... Starałem się o tym nie myśleć. Po paru minutach ogólnego sprzątnięcia doszedłem do wniosku, że to mi nie wystarczy. Zacząłem wycierać kurze z jednej z biblioteczek, niestety jak można się było domyśleć nie byłem w stanie dosięgnąć górnej półki. Maksymalnie wkórwiony odwróciłem się na pięcie i wyszedłem do kuchni. Po chwili wróciłem z krzesłem. Nie zwracałem uwagi na zduszony śmiech tego kretyna i wycierałem dalej. Jak on śmie!? To nie jest zabawne! Moja wina, że nie dostałem w genach wyższego wzrostu!? Głupi trójkąt! Debil! Skurczybyk! Kiedy tak wymieniałem kolejne wyzwiska na Ciphera nie zauważyłem, że mebel zaczął się niebezpiecznie kołysać, by po chwili spowodować mój jakże niesamowity upadek.

- Żyjesz? - blondyn przestał chichotać i podszedł do mnie. O dziwo nie poczułem bólu... Normalnie już narzekałbym na swój zbity tyłek. Chciał mi podać rękę, ale prychnąłem i teatralnie odwróciłem głowę, próbując dać mu do zrozumienia, że w dalszym ciągu mam na niego focha. Z założonym rękami podniosłem się do siadu. Spojrzałem na biblioteczkę - to w tedy mnie olśniło... Książki, których ułożenia nie pozmieniałem, tworzyły taką jakby szachownicę. Każdemu polu odpowiadały 3 książki, w zależności od położenia albo jasne, albo ciemne. Chwila!

- BILL! - krzyknąłem pełen emocji i ruszyłem dupsko  z ziemi.

- Co? - zapytał bez emocji i z lekko uniesioną brwią.

-BILL! - zacząłem cieszyć się jak głupi. Czemu przedtem tego nie spostrzegłem!?

- No co?

- SPÓJRZ! - złapałem go za rękę i ustawiłem w mojej pozycji, tak aby dokładnie mógł zobaczyć szachownicę - E7! - wzrokiem zacząłem szukać owego rzędu który powinien stać się rzędem "E" oraz półki, która powinna mieć numer 7. Gdy znalazłem  owe pole szybko wskazałem je demonowi i spojrzałem na niego wzrokiem, który wręcz krzyczał "SZYBKO! WEŹ TE KSIĄŻKI!". O dziwo bez żadnych sprzeciwów trójkąt zdjął je i podał do mych rąk. Dwie z nich były opakowane w czarny papier więc nie mogłem odczytać tytułów, ale jedna na swojej okładce posiadała wielkie słowo : "MNIE"... Reszta została zamazana. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Delikatnie ją otworzyłem, pierwsze stronice, jak i większość pozostałych  albo była zamazana różnymi, nie znanymi mi słowami czy obrazkami, albo zalana... krwią. Patrzyłem z lekkim przerażeniem na przedmiot.

- No proszę... - usłyszałem szept demona - Nie źle się spisałeś - poczochrał mnie po włosach i lekko się uśmiechnął... Ale nie tym psychopatycznym czy zboczonym uśmieszkiem... takim zwykłym, naturalnym. Muszę przyznać, że nawet... budzącym zachwyt i godnym westchnień - Dipper...




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemandero! Kolejny rozdział już za nami...
Jejku... to jest niesamowite! Minęło zaledwie parę tygodni, a już widzę ten... progres? Te wyświetlenia? Tą niesamowitość? ... Tia, niesamowitość to dobre określenie! <333 Bardzo wam wszystkim dziękuję ... Awwww ^w^


* "Look at the monkey, funny monkey, little red monkey... " - fragment tej uzależniającej piosenki z filmiku "Look at the Monkey ", odsyłam was na youtubsy...
** OSKARŻAM CIĘ O MOJE SUMIENIE, OSAMOTNIENIE, ZDRADĘ I GNIEW... DX
*** Perfekcyjnej pani domu... Ewentualnie Leviego <3 ( ͡° ͜ʖ ͡°)

~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro