Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 5 ~

    Ciemność... Widzę ciemność... Przemierzam jakże znajome pokoje mieszkania, gdzie żyłem odkąd pamiętam. Czułem jak kręci mi się w głowie. Zawędrowałem do tego piekła. Teraz nie wyglądało tak samo, całe stało w płomieniach... Powoli wszedłem do kuchni. Drzwi zatrzasnęły się za mną, jednak mało mnie to obchodziło, skupiony byłem na jednym - młodszym Dipperze, który właśnie zwijał się z bólu w kałuży krwi. Nad nim pastwił się ojciec ze swoją szklaną butelką napełnioną alkoholem. Stałem i patrzyłem jak kiedyś potrafiłem sobie poradzić. Tan dzieciak, którym już nie jestem, nie uronił ani jednej łzy! Co z tego, że był tak poraniony i zdruzgotany! Co z tego, że jego własny rodziciel się nad nim znęcał! Co z tego, że codziennie bliski był śmierci! On ... ja... ja wiedziałem, że jeśli się poddam moja śister ucierpi. To dla niej walczyłem... Jęki mojego ranionego oblicza ucichły. Skurwiel, bo tak zwracałem się do niego, obrócił się i spojrzał na mnie. Jego oczy były inne... Nie brązowe i pełne nienawiści... Były złote z kocimi źrenicami... Pomieszczenie zapłonęło bardziej, zacisnąłem ręce w pięści... Będę walczył... nie poddam się tak łatwo... Z gardła mężczyzny wydobył się przerażający, psychopatyczny śmiech...
                                                                                         ***
Krzyknąłem i zerwałem się jak na zawołanie. Otworzyłem oczy i zachłysnąłem się powietrzem. Serce waliło mi jak oszalałe... Dipper ogarnij się to tylko sen... tylko sen... Znów opadłem na poduszki. Potem jednak znów usiadłem zdając sobie z czegoś sprawę... Leżę we własnym łóżku, we własnym pokoju... i czuję coś cholernie ciężkiego na sobie... Spojrzałem w dół i znów zacząłem się wydzierać.

- Po co drzesz japę Sosenko? - demon podniósł się z mojego ciała i przetarł zaspane oczy - Jeszcze cię nie gwałcę...

- Ty... ty... - TY PODŁY, DEBILNY DURNIU O GEOMETRYCZNEJ BUDOWIE! Zrzuciłem go z łóżka i zacząłem w niego ciskać czym popadnie... A tu pod ręką wpadła mi książka, a tam łopata... Nie pytajcie po co mi łopata koło wyrka... Ten tylko zwinnie unikał moje jakże fantastyczne rzuty... Dobra, powiedzmy szczerze, nawet nie musiał się wysilać, bo cela to mam jak baba z wesela.

- No już, uspokój się - w  mgnieniu oka znalazł się przy mnie i złapał za moją rękę dzierżącą w tej chwili lampkę biurkową...

- Uspokoić się... Uspokoić? JAK MAM BYĆ KURWA SPOKOJNY GDY TY TAK PO PROSTU MNIE ZGWAŁCIŁEŚ!? - chciałem się na niego rzucić i przypierdolić mu w twarz... Nie wiem skąd u mnie tyle odwagi i agresji, ale nie ma co narzekać.

- Ech... Aleś ty wrażliwy! To była tylko zabawa! Ludzie często to robią i nie mają takich problemów - przewrócił oczyma. Czułem, że robię się czerwony... On zabawą nazywa... Już miałem nieodpartą ochotę zacząć kłótnię, ale stwierdziłem, że z taką kanalią nie warto zadzierać. Wyrwałem mu swoją rękę i podszedłem do szafki. Wyciągnąłem wszystko co było mi potrzebne i bez słowa czy obdarzenia Ciphera spojrzeniem, udałem się do toalety. Szybko się ogarnąłem i spojrzałem w swoje czyste oblicze. Wszystko byłoby w porząsiu... Gdy nie jeden... a właściwe kilka małych... czerwonych... wielkich... kurna... problemów... Mowa tu o paru malinkach, które nie wiem jak i nie wiem kiedy pozostawił po sobie Bill. Miałem jeszcze większą ochotę go zatłuc... Gołymi rękoma. Jednak to nie było najgorsze, dopiero po chwili spostrzegłem szramę w kształcie trójkąta na moich żebrach... - Mogło być gorzej - usłyszałem cichy szept obok ucha i od razu podskoczyłem. Naburmuszyłem się i odwróciłem do niego plecami.

- Geometryczny skurczybyk - rzuciłem po cichu i wyszedłem z pomieszczenia. Nie dam mu tej satysfakcji, nie będę piszczał jak baba. Wolnym krokiem dotarłem do kuchni i rozpocząłem swoje marne próby zrobienia śniadania. Co jak co, ale kucharzem to ja jestem beznadziejnym. Jedzenie nie było mi szczególnie potrzebne do szczęścia, więc i umiejętność gotowania wydawała się zbędna. Niestety świadomość, że nie jadłem od jakiegoś tygodnia dała za wygraną i musiałem pomyśleć jak prawdziwy mężczyzna... "MIĘSO! MIĘSO! MIĘSO! AJ NID MIĘSO!" Zrobiłem sobie kanapkę z szynką i już miałem ją wszamać, gdy ktoś podstępnie mi ją zabrał. Jak można się domyślać to demon odebrał mi łup tak cenny... Mimo to zacisnąłem pięści i zrobiłem sobie nową. Cipher chyba zauważył, że przez resztę dnia mam zamiar ignorować jego poczynania i odwalać tak zwanego FOCHA, bo w końcu odpuścił i poszedł sobie na werandę. Obserwowałem go chwilę przez okno. Rozłożył się na sofie i zamknął oczy. Wyglądał tak... niewinnie. Jakby nie był w stanie zrobić komuś krzywdy,a  co dopiera odebrać dziewictwo...
" - Jesteś piękny...
- To skóra zabójcy... "
Tak nagle przypomniały mi się te bzdury, które oglądała Mabel... Jak to tam było? Pełnia?

- Zmierzch, baranku! - usłyszałem głośny śmiech blondyna... No tak... bym zapomniał, że czyta mi w myślach... Cóż... Nie sądziłem, że taki potężny demon gustuje w opowiadaniach dla nastolatek marzących o przystojniaku wampirze! Pffff... Obróciłem się na pięcie i podreptałem na górę. Wolałem nie myśleć o wczorajszym... zdarzeniu... I zająć się odkryciem. Prześwietliłem list po raz kolejny. Tylko zbiór dwóch znaków... "E7" ... Co to mogło znaczyć? Na szyfr do sejfu jest za krótkie, na hasło... za banalne. A nazwa? W sumie... Intrygujące... Zacząłem pstrykać swoim długopisem. Taki "TAJNY EKSPERYMENT E7" brzmi całkiem, całkiem... Eksperyment... Może bardziej jakiś obiekt? Poczułem się niczym Fox Mulder. A wiecie co bardzo przypominało mi o Archiwum X kiedy jeszcze byłem dzieciakiem? Tak... ta cholerna baza kosmitów... Ruszyłem swoje szanowne dupsko i chwytając po drodze najważniejsze rzeczy takie jak list, dziennik i krótkofalówki, popędziłem na dwór. Tak jak obstawiałem trójkąt nadal leżał sobie nic nie robiąc. Rzuciłem w niego jednym z urządzeń i bez słowa wyjaśnienia po prostu ruszyłem w stronę polany, na którą parę lat temu zaprowadził mnie Ford. Niestety... jak można się było spodziewać... cóż... zgubiłem się. Niby dobrze znałem drogę, bo moja pamięć fotograficzna była bez zarzutów, ale "ktoś zgasił światło"... Nastała noc, było ciemno jak w dupie, a ja pałętałem się po lesie nie mając pojęcia gdzie idę. Ja wiem, że właśnie w takich sytuacja powonieniem skorzystać z koła ratunkowego i dać sygnał Bill'owi... W końcu po to obdarowałem go krótkofalówką...  Ale powiedzmy sobie otwarcie... JA NIE MAM ZAMIARU DAĆ SOBIE SPENETROWAĆ DUPY PO RAZ DRUGI... Może to i lepiej, że jestem tutaj? Kto wie co ON mógłby zrobić mi w domu?  Z tak pozytywnymi myślami po omacku zacząłem szukać miejsca dogodnego do spoczynku. Jednak gdy już położyłem się na jakże wygodnym mchu uzmysłowiłem sobie, że ten las przecież nie jest... zwykły... Przeszły mnie dreszcze. Tak po prostu nagle zrobiło się chłodno i cicho... Nieprzyjemnie cicho... Lekko podniosłem się do siadu i powolutku obracałem głowę w koło by sprawdzić czy niczego tu nie ma... Serce zaczęło mi bić mocniej gdy w oddali zobaczyłem dwa czerwone ślepia... A moje usta wyszeptały tylko dwa słowa...

- Bill... ratuj ~~
 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
BUJA! Tu nowy rozdział :D !
Tak wiem... niezwykłe :') ... Dipper taki odważny i w ogóle... I taki " I want to believe" ... Przepraszam... Henryk ma obsesję na punkcie Archiwum :<
Dobra XD Powiedzmy, że trochę Dipowi się zmężczyźniało dzięki męskoturom XD dlatego tak po prostu przyjął fakt, że przeżył swój pierwszy raz z demonem....

Ech... Biedny Dip, kolejny upiór chce się dobrać do jego dup... duszy!
:V

W ogóle mroczna przeszłość Dippera się ukazała XD Wooo... Zauważyłam, że zazwyczaj w takich opowiadaniach nasz mały baranek ma przekichane w życiu.... I u mnie tego nie zabraknie! XD

~~ HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro