~ 4 ~
Eghem, Eghem...
UWAGA! PRZED PRZECZYTANIEM TEGO ROZDZIAŁU PROSZĘ POROZMAWAIĆ Z LEKARZEM LUB FARMACEUTĄ ,EWENTUALNIE PSYCHOLOGIEM, GDYŻ KAŻDY ROZDZIAŁ +18 PISANY PRZEZ CHOREGO HENRYKA, MOŻE ZAGRAŻAĆ ŻYCIU LUB ZDROWIU...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Uścisnąłem rękę demona... Po moim przedramieniu przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a dłoń zapłonęła niebieskim ogniem. Byłem zwarty i gotowy na owe okropne uczucie, które towarzyszyło mi za pierwszym razem gdy Cipher wyrzucił mnie z ciała... O dziwo do niczego takiego nie doszło. Po prostu po paru sekundach puścił moją kończynę i wgapiał te swoje złote ślepię. Uśmiechnął się pod nosem. Nie podobał mi się ten wyraz, wyglądał trochę jak ci wszyscy psychopaci... Ewentualnie psychopatyczne babcie... Znów zaczął się niebezpiecznie przybliżać. Zacząłem się cofać, aż natrafiłem na biurko. Głośno przełknąłem ślinę i po omacku zacząłem szukać czegoś czym w razie potrzeby będę mógł przypierdzelić mu w twarz... Niestety nie znalazłem nic cięższego od encyklopedii... Oj chyba mam przesrane. Obserwowałem i analizowałem każdy jego ruch. Był już tak blisko* , że prawie stykaliśmy się nosami. Jego ręce wylądowały na blacie w taki sposób, że ograniczył mi sposób ucieczki z obydwu stron. Serce waliło mi jak szalone. Nagle poczułem skok adrenaliny. Ja jestem Pines.... Dipper Pines! Najlepszy w uciekaniu przed zagrożeniem! Nie wiem jakim cudem, ale wyślizgnąłem się temu przebrzydłemu trójkątowi, wyminąłem go i udałem się do drzwi.
- Ee... to... JA MUSZE GDZIEŚ IŚĆ! - rzuciłem szybko pierwsze co przyszło mi na myśl - JAKCOŚWYMYŚLISZTODAJZNAĆ! - mówiłem to z prędkością światła... Śmiem wątpić , że coś zrozumiał dlatego wskazałem na krótkofalówkę leżącą na biurku, a potem szybko obróciłem się na pięcie i pognałem schodami na dół. Nie podoba mi się to... Czułem się skrępowany, to chyba nie był dobry pomysł... Musiałem jak najszybciej się ulotnić, byłem pewien, że Cipher zaraz wykona nieprzewidywalny ruch. Już chwyciłem klamkę i w myślach krzyknąłem "WOLNOŚCI NADCHODZĘ!"... ale oczywiście musiałem glebnąć i zaryć twarzą w ziemię**... Z tego co wiem w mojej rodzinie nie było żadnych kretołaków czy ludzi kretów... Cóż jestem jedyny w swoim rodzaju. Najlepszy w uciekaniu i najbardziej niezdarny zarazem... Ledwo się dźwignąłem, a za mną już było słychać kroki. Szybko ruszyłem dupsko z ziemi. Obróciłem się by spojrzeć czy demon już tu idzie... To był błąd. Nic nie zauważyłem, a gdy znów spróbowałem ruszyć na przód, natrafiłem na coś twardego. Zatoczyłem się do tyłu i zobaczyłem przed sobą blondyna. Przeklinałem się cicho pod nosem... To już mój koniec...?
- Latarka! - rzekł demon i założył sobie ręce na biodra. Patrzył na mnie z politowaniem - Latarka, ćwoku! - pstryknął mnie w nos.
- C-Co? - nadal nie wiedziałem o co mu chodzi. Posłałem mu zdziwione spojrzenie, a ten tylko pstryknął palcami. Po chwili w jego ręku pojawiła się moja stara latarka, dzięki której mogłem odczytać to - co na pierwszy rzut oka było niewidoczne w dziennikach... Wtedy mnie olśniło. Uderzyłem się jak najmocniej w czoło. Odebrałem urządzenie od demona i ruszyłem z powrotem na górę by prześwietlić list. Wchodząc i schodząc po tych cholernych schodach spaliłem już chyba z tysiąc kalorii... W pokoju zgasiłem światło. Chwyciłem kartkę i podświetliłem ją fioletowym promieniem. Na starym pergaminie ukazał się szyfr...
Co to mogło znaczyć? Jednak nie dane było mi do tego dość, bo ktoś się na mnie rzucił. Pisnąłem jak dziewczynka. Znowu... Cipher tylko się zaśmiał. Przyszpilił mnie do ziemi. W tych ciemnościach tylko jego złota tęczówka była dla mnie w pełni widoczna. Próbowałem się wyrwać, miotałem się jak dziki, machałem kończynami na lewo i prawo, jednak jego żelazny uścisk był tak silny, że nic mi to nie dało.
- Puszc... - nie dokończyłem, bo wbił się w moje usta... Byłem tak przerażony i zdezorientowany, że lekko je uchyliłem... Kolejny błąd... Demon od razu z tego skorzystał, wpychając swój język do środka mojej jamy ustnej. Wierciłem się jeszcze bardziej próbując powstrzymać go od kontynuowania obrzydliwej czynności... Jednak on nic sobie z tego nie robił nadal penetrując moja paszczę. Czułem się strasznie, przeżyć pierwszy pocałunek z demonem... chłopakiem! Gdy tylko miałem okazję ugryzłem tego przebrzydłego skurwiela w język. Zaraz tego pożałowałem gdy do moich ust napłynęła wstrętna ciecz - krew trójkąta. Odsunął się z niezadowoleniem, a ja odzyskałem oddech - PUSZCZAJ! - miotałem się jak ryba wyrzucona z wody. Zmierzył mnie tym swoim zimnym wzrokiem i bez skrupułów przypierdolił mi w twarz. Poczułem piekący ból na policzku. - CO TY ROBISZ! NIE TA... - nie dokończyłem, bo powtórzył ową czynność. Nie krzyczałem, byłem przyzwyczajony do bólu... Jedyne co czułem to zdziwienie i zdezorientowanie zaistniałą sytuacją... Jednak nie skończyłem mówić - Łamiesz zasa... - kolejne uderzenie.
- To ty je łamiesz, Sosenko - szepnął mi do ucha owiewając je ciepłym powietrzem. Zadrżałem. - Żadnych protestów, pamiętasz? - podgryzł płatek mojego ucha, po którym spłynęła strużka czerwonej cieczy. Syknąłem. Poczułem zimnie ręce zataczające koła na moim torsie, które przy okazji zostawiały czerwone ślady. Cipher oblizał wargi i spojrzał na swoje dzieło jakby z dumą. Następnie zaczął zlizywać krew ze świeżych ran. Wzdrygnąłem się . Patrzyłem prosto w jego przepełnione nienawiścią oko. Nie wiedziałem co demon chce osiągnąć... Do czasu... W jego spojrzeniu kryło się jeszcze jedno uczucie - żądza... Moje oczy przybrały kształt talerzy, dopiero teraz uzmysłowiłem sobie w jak bardzo przegranej sytuacji jestem... - Och... widzę, że w końcu mój baranek zrozumiał dwuznaczność zdania "oddanie ciała" - zaśmiał się budząc moje kolejne fale drgawek.
- Nie... proszę... - szepnąłem, a przed moim oczyma przeleciał obraz z przed kilku lat, kiedy to banda zboczeńców ze stacji kolejowej ścigała mnie przez pół miasta właśnie po to by zrobić to... Wtedy udało mi się uciec, a teraz? Moje szanse są równe zera - Błagam... - oczy się zaszkliły. On jednak miał szeroko i głęboko moje uczucia. Brutalnie zaczął zrywać ze mnie ubranie i choć nie przestawałem protestować i krzyczeć, on po prostu robił swoje. - ZOSTAW! - prosiłem gdy ten tak po prostu zaczął pozbywać się moich spodni. Czułem się upokorzony, zdradzony, oszukany... Sam jednak skazałem się na taki los. Własna głupota zaprowadziła mnie do tej sytuacji... Łzy spływały mi już strumieniami. Kiedy po raz kolejny zacząłem majtać nogami, próbując nie dopuścić do pozbawienia mnie tej ostatniej resztki godności jaką były moje bokserki, demon na chwilę przestał. Może się znudził? MARZENIE ŚCIĘTEJ GŁOWY! Chciałem odetchnąć z ulgą, ale nie dane mi było, bo Cipher po prostu pstryknął palcami, moje kończyny zostały związane, a w ustach wylądowały zwinięte resztki mojej koszulki, która jeszcze przed chwilą była zrywana z mojego drżącego ciała. Nie było to jednak najgorsze, spojrzałem w dół i zalazłem się odblaskową czerwienią. Mogę przysiąc, że moje policzki świeciły w ciemności. Nawet nie mogłem ukryć swojego czułego miejsca... Płakałem jeszcze bardziej, a przez moje szlochy zacząłem dławić się materiałem. Upokorzenie, strach, nienawiść... to tylko garstka uczuć, które teraz mną miotały... Najgorsze było dopiero przede mną. Demon z nów pstryknął, bym po chwili mógł zobaczyć jego wyrzeźbiony, nagi tors... Chciałem uciekać - nie mogłem. Szybkim ruchem rozpiął swój rozporek uwalniając to i owo... Chciałem się bronić - nie mogłem.
- Powiedziałbym, że nie będzie bolało, ale to nie prawda - wyszczerzył się psychopatycznie i tak po prostu wszedł we mnie jednym pchnięciem. Z bólu odchyliłem głowę do tyłu. Mimo zakneblowanych ust wydałem się siebie przygłuszony krzyk, który poniósł się chyba po całym pokoju. Rozrywało mnie od środka... Jakby ktoś nabił mnie rozgrzany do czerwoności pal... Cipher zaczął się poruszać - szybko i brutalnie, za każdym razem sprawiając mi większy ból. Wodospad łez ciekł z moich oczu, a z gardła nadal dobiegały dźwięki daleko podobne do okrzyków rozkoszy... Byłem bezsilny, jedyne co mi pozostało to błagać o to by mój oprawca jak najszybciej szczytował i dał mi spokój. Widziałem tą chorą radość w jego zachowaniu... Sprawianie mi bólu wydawało się być dla niego czymś powodującym wewnętrzny orgazm. Jednym ruchem wygiął moje plecy w łuk i zaczął wbijać się jeszcze głębiej, śmiejąc się przy tym jak prawdziwy psychopata. A ja? Ja już nie byłem osobą... byłem wrakiem pozbawionym uczuć... To nie był zwykły gwałt, naruszenie mojego ciała... To był atak na moją duszę, która w tej chwili siedziała cichutko w kącie mojego umysłu i płakała nad swoim losem. Miałem wielka ochotę umrzeć, poddać się... w myślach modliłem się o to by ten skurwiel mnie przy okazji zabił... Nie musiałbym wtedy znosić tego upokorzenia, cierpienia... Wreszcie odpocząłbym od trosk, problemów, bólu... Jak byłem , tak by mnie nie było. Tyle już razy zostałem powstrzymywany przez siostrę od popełnienia samobójstwa... Teraz nikt by mnie nie powstrzymał... Wieczny sen, długi i piękny, prowadzący tam gdzie nieznane... Nie płakałem, nie jęczałem, nie krzyczałem... Uspokoiłem się, wiedziałem, że i on to zauważył...
Ciemność nadeszła szybko, ale na upragnione ukojenie musiałem jeszcze poczekać...
Jedyne co czułem to okropny ból w dolnych częściach ciała...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
He he... Nie ma to jak się skapnąć dopiero po paru dniach, że poprzedni rozdział został źle oznakowany jako 4, a nie 3.... No cóż... Ja i moja matematyka już dawno tworzyłyśmy toksyczny związek.. także... ;____;
*"TAK BLISKO! TAK BLISKO JAK JA!" XD
** ewentualnie ziemią w twarz ( w zależności od przyciągania) XD
A wracając do scen.... eghem, eghem... Od razu mówię nie odpowiadam za krwawiące oczy... i dusze... Spokojnie, też cierpiałam pisząc ten rozdział... Boshe... Będę się smażyć w piekle! XD Ale co tam!
Niby się brało praktyki u miszczów... No ale wiecie... Czasem pisząc wydaje nam się, że to co nabazgraliśmy ma sens, a gdy czyta to ktoś obcy to na drugi dzień ma ochotę się powiesić....
DLATEGO PRZEPRASZAM! ;_____;
~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro