Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 2 ~

- A cóż to? Czyżby nasza mała Sosenka płakała? - w mgnieniu oka odskoczyłem jak oparzony wielką pochodnią, oczywiście z takim impetem, że wylądowałem na dupie... tylko jedna istota mogła mnie tak nazwać...

- C-c-c-c-o!? - pisnąłem jak mała dziewczynka... no dobra, gorzej niż mała dziewczynka! Po takiej akcji nawet pięciolatki nie chciałyby mieć mnie w klubie fanek Kucyków Pony - TO NIEMOŻLIWE! - moje piski rozległy się po całym lesie, gdyby jakiś staruszek postanowił udać się na grzybobranie i je usłyszał  chyba dostałby zawału... - Zabiliśmy cię!! - naprawdę siliłem się na poważny ton... cóż wyszło jak zawsze czyli jak typowy gimbus próbujący przekonać kasjerkę w Żabce, że powinna mu sprzedać piwo bez pokazania dowodu... Definitywnie potrzebuję lekcji kontrolowanego, męskiego krzyku... Wysoki chłopak podszedł do mnie... Chwila... CHŁOPAK!? Dopiero teraz dokładnie się JEMU przyjrzałem - blondyn, grzywka na bok idealnie przysłaniająca jedno oko, drugie - przeszywające mnie na wylot - miało złotą tęczówkę... Ubrany był w żółty sweter spod którego wystawała elegancka, biała koszula, a na nogach miał czarne, obcisłe spodnie. Wyglądał na góra 23 lata... Głos niby ten sam... ale czy to na pewno ON? TEN TRÓJKĄT? Trząsłem się niemiłosiernie, serce biło jak szalone, oddech przyśpieszył, w głowie miałem już totalny mętlik...

- Nie poznajesz tak seksownej osoby jak ja? - zaśmiał się szyderczo - To ja! BILL CIPHER we własnej osobie! - ukłonił się z gracją i przybliży się jeszcze bardziej całkowicie odbierając mi moją przestrzeń osobistą. Przyklęknął przy mnie i wpatrywał swoje ślepię.

- Zabiliśmy cię... - wyszeptałem cichutko... Czułem się tak, jakby sama jego obecność mnie przytłaczała. To nie mógł być on, sam widziałem jak Ford parę lat temu niszczy go w głowie Stanka za pomocą tego magicznego urządzenia do usuwania pamięci...

- Nie oszukuj się - wyszeptał mi do ucha, a ja jak na zawołanie zadrżałem... Sam jego głos budził u mnie drgawki - Naprawdę uważasz, że taki potężny demon, może zginąć od tak? - lekko uniósł mój podbródek bym nie mógł odwrócić od niego wzroku. Strach już całkowicie mnie sparaliżował. Musiałem uciekać... Gdzie? Jak? Nawet nie mogłem się ruszyć... Co teraz się stanie? Zabije mnie? Zemści się za tamto? Oddychałem tak płytko i szybko, że wyglądałem jakbym się zapowietrzył - Oj ty mój głupi baranku! - pstryknął mnie w nos i oddalił się na powiedzmy bezpieczną odległość. Wyciągnął do mnie rękę. Już miałem ją złapać gdy w porę się opamiętałem. Odzyskałem resztki rozsądku i męskości. Dźwignąłem się na nogi i otrzepałem dupsko z pyłu. Tak nagle wezbrała we mnie odwaga. Cóż te lekcje Męskoturów wreszcie się do czegoś przydały... Popatrzyłem na niego z pogardą i w akcie wrogiego nastawienia założyłem ręce na piersi. Przyglądałem się jego twarzy próbując go rozgryźć, niestety nic z niej nie odczytałem... Zero jakichkolwiek emocji...

- Wiem, że jestem nieziemsko przystojny ale nie musisz się tak gapić - zachichotał, czułem , że się czerwienię... ugh! Głupi demon!

- Czego chcesz Cipher!? - warknąłem. Na szczęście mój głos powrócił do normalności. Lekko uniosłem się na palcach by zrównać nasz wzrost... Ten przebrzydły trójkąt był ode mnie wyższy chyba o głowę! Nie powiem, z jego perspektywy musiało to wyglądać komicznie - chłopak, który niby go pokonał, najpierw trzęsie się przed nim ze strachu, a potem tak nagle próbuje stać się wyższy i pokazać kto tu rządzi.

- Tutaj istotnym pytaniem jest raczej czego ty chcesz - wyszczerzył się i zaczął obchodzić mnie w koło - Jestem pewien, że chcesz odkryć tajemnicę, którą po śmierci zapisali ci wujkowie... - tajemnicę? Jak to... że niby... nie żyją? Nie no, to na pewno jakiś kiepski żart! Jestem w jakimś pieprzonym, telewizyjnym show, czy jak!? Gdzie są kurna kamery!? Najpier w niewyjaśniony sposób trafiam do Gravity Falls, a potem spotykam swojego wroga, który próbuje mi wmówić, że członkowie mojej rodziny wąchają kwiatki od spodu... Śmiechu warte! - Oj, Sosenko! Chyba nie sądziłeś, że igranie z ogniem skończy się dobrze dla Forda - przystanął i wlepił we mnie swoje oko. Chwila... Szybko zacząłem analizować fakty... demon nie bez powodu pojawił się w tym domu...

- CO TY IM ZROBIŁEŚ!?

- Ja? Akurat w tym przypadku nie musiałem nawet kiwnąć palcem! - prychnął - Tego starca straciła własna głupota! - to nie prawda! Ktoś kto stworzył te wszystkie machiny, dzienniki, notatki, kto prowadził tak wiele badań i odkrył tyle... nie mógł być kretynem! Czułem, że coś się we mnie gotuje... Wezbrała we mnie ogromna złość - W każdym bądź razie wiem, że z twoją marną wiedzą - demon dźgnął mnie palcem w czoło z taką siłą, że lekko zatoczyłem się do tyłu - I umiejętnościami... Wiem, że nie poradzisz sobie beze mnie! - pstryknął palcami, w których po chwili pojawiła się pożółkła koperta zaadresowana... do mnie - W zamian za drobną opłatę... pomogę ci - puścił do mnie oczko.

- HA HA HA - zaśmiałem się sarkastycznie - NIE JESTEM JUŻ DZIECKIEM CIPHER! Nie dam się omamić takiej kanalii jak ty! - warknąłem i wyrwałem mu list z ręki... Tego to się chyba nie spodziewał... Chyba? Na pewno! Jego zdziwiony wzrok mówił sam za siebie... Zapewne nie sądził, że jestem w stanie mu odmówić...

- Auć... to bolało! - jęknął z udawanym smutkiem by po chwili znów ograniczyć moją przestrzeń osobistą niebezpiecznie się do mnie zbliżając.

- Spadaj stąd! Nic tu po tobie ! - już wiedziałem, że mój ton nie brzmiał tak przekonująco jak na początku...

- Sprawię, że jeszcze będziesz mnie błagał o pomoc - nagle cała moja pewność siebie wyparowała... Jego przerażający głos spowodował kolejne fale dreszczy i mocniejsze bicie serca - Dobrze ci radzę Sosenko - znów trząsłem się jak dorsz i nie potrafiłem normalnie oddychać, miałem ochotę zasłonić się dłońmi i udawać, że mnie nie ma - Daję ci trzy dni - znów pstryknął palcami i zniknął ... tak po prostu. Jak był, tak go ni ma... Normalnie odetchnąłbym z ulgą, ale wiedziałem, że na dziś to jeszcze nie koniec wrażeń. Chwilę stałem w otępieniu, dopiero po chwili ruszyłem się z miejsca i powolutku udałem się do wejścia chaty... Lekko uchyliłem drzwi i wstrzymując oddech wślizgnąłem się do środka, starałem się stąpać jak najciszej po tej cholernej, skrzypiącej podłodze... Jakby w obawie by nie zbudzić zmarłych... Wewnątrz panował okropny syf, definitywnie nie wyglądało to tak samo jak w przypadku zewnętrznej strony domu. Prawie wszystkie meble pokryte były białymi prześcieradłami, po podłodze walały się masy kartek, puszek czy pustych opakowań po konserwach... Widać, że moja rodzina tu była. Całość dopełniała ogromna warstwa kurzu na wszystkim... Było cicho, za cicho. Czułem się nie swojo, nie wiem ile czasu minęło zanim zdecydowałem się w końcu legnąć na sofie. Drżącymi rękoma otworzyłem kopertę i zacząłem czytać list w niej zawarty...

Czyli to jednak prawda... Znów zacząłem beczeć... Ja nie wiem, który to już raz dzisiaj i skąd w ogóle u mnie takie zapasy łez. Niby miałem się nie przejmować... Ale jednak ci dwaj szaleni wujkowie, byli moją prawdziwą rodziną... Ciekawe co by pomyśleli widząc mnie w takim stanie? Szybko otarłem łzy, nie czas na troski... Mam misję do spełnienia!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was wszystkich ponownie! Dziękuję za tak miłe odebranie poprzednich części <3
Naprawdę nie spodziewałam się, że komuś się to spodoba... ^^
Dziękuję i do zoba w następnym rozdziale !

~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro