~ 17 ~
Znajome skrzypienie karuzeli , ciche i złowieszcze wycie wiatru, niespokojny oddech... Ostrożnie dostałem się do środka ruiny jaką była ta zniszczona szkoła... Poczułem lekkie ukłucie w sercu gdy przypomniała mi się obietnica złożona Robbie'mu. Nie powinienem czuć się tak podle skoro od początku wiedziałem że go oszukuję , a jednak ... mam wrażenie, że robię coś złego . Właściwe czy tak nie jest ? Wlazłem do opuszczonego budynku , który jest już trzecim pretekstem dnia dzisiejszego , by zamknąć mnie za kratami ... Kiedy ja stałem się takim... buntownikiem* ? Pokręciłem głową i lekko stąpając po rozbitym szkle, podszedłem do tablicy z tajemniczym napisem ... "Gdy zapłaczą cykady, gdy odegrają Pieśń o Mnie , dołączę do trupów gromady , nikt już nie wspomni o mnie .... " Teraz wszystko wydawało się mieć piewien blisko nie określony sens ... Aczkolwiek sens... W końcu mogłem stwierdzić trzy fakty. Pierwszy - napis na pewno został wykonany przez Ford'a, o czym świadczy drugi fakt - wspominka o "Pieśń o mnie" , czyli o ulubionym wierszu owego człowieka... oraz trzeci - śmierć. Tak, odejście z tego świata jest istotą tego napisu. W końcu mój szalony wujek nie żyje, a ludzie w Gravity Falls dziwnym trafem chyba o nim zapomnieli... W końcu nie dostałem żadnych konkretnych kondolencji od nikogo, choć parę osób wiedziało o moim powrocie. "Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci"**... ? Jednak pozostaje pytanie... Czym do cholery są cykady? Może i jestem jednym z najlepszych uczniów ... poprawka byłem... Ale na świętość kanapek z szynką ... Cholera, nie mam pojęcia czym są te pojechanie cykady! UGH! Nagle mnie olśniło... Żyjemy w świecie, w którym zbiór informacji dostępny jest 24 godziny na dobę... Chwyciłem telefon w dłoń, włączyłem internet i bez zastanowienia wpisałem ów dziwne słowo w przeglądarce... Po pierwszych dwóch wynikach, wiedziałem już wszystko. Oh, dzięki błogosławiona matko Wikipedio! Co ja bym bez ciebie zrobił? Pocałowałem ekran swojej komórki i dumny z siebie zacząłem analizować fakty na nowo... A więc wiedząc, że cykadowate, to jedna z groma rodzin owadów... Dowiedziałem się o niczym istotnym. Świetnie... Zdenerwowany kopnąłem kawałek szkła, który z brzękiem uderzył w najbliższą ścianę. Jeszcze mniejsze odłamki rozsypały się brudnej posadzce. Popatrzyłem na resztę rozbitych szyb. Wśród ich resztek dostrzegłem coś innego - kawałki lustra. Przykucnąłem przy nich i chwyciłem jeden do ręki. Przejechałem palcem po jego brzegu, chwilę potem syknąłem z bólu, zdając sobie sprawę, że zraniłem się o ostrą krawędź. Wyrzuciłem to w pizdżu i już miałem wychodzić gdy coś mignęło mi w lustrzanym odbiciu. Podszedłem bliżej i zobaczyłem kolejny dziwny rysunek ni to świerszcza... Czekaj ... czy to na pewno jest... W kawałku znów coś mignęło. Przełknąłem ślinę i podniosłem głowę, kierując wzrok do miejsca, które odbijane było przez lusterko... Oczy rozszerzyły się, buzia automatycznie się otwarła... Cały sufit pokryty był jedną, ogromną warstwą cykad, które łaziły tam i z powrotem tworząc poruszającą się, ogromną chmarę... Przełknąłem ślinę i modliłem się, by nie piszczeć jak baba... Opuściłem wzrok, a tuż przede mną pojawiła się bliżej nieokreślona postać. Cała jakby oblepiona była w tych owadach, które chaotycznie poruszały się po jej ciele. Jedyne co widać było z pod tej warstwy, to para wielkich, niebieskich oczu, które paraliżowały jednym, groźnym spojrzeniem... Nim się obejrzałem potwór chwycił mnie za gardło, podniósł szybkim ruchem i zaczął ściskać dłoń, by odciąć mi dopływ powietrza. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, dusiłem się. Z każdą chwilą byłem bliżej śmierci... Nie miałem jakichkolwiek szans na ratunek , mógłbym od razu się poddać... Ale cholera... Jam jest Dipper Pines! Spojrzałem w te puste ślepia i zacząłem miotać się jak dorsz, ledwo wyrzucony z wody. Walczyłem... Nie poddam się tak łatwo! Nie dam za wygraną! Krzyczałem w myślach i po mimo tego, że już brakowało mi tchu nie ustawałem. Resztkami sił zacząłem ściskać rękami dłoń stwora i niemo poruszać ustami w kształt zdania " Nie wygrasz ze mną"... Upiór rzucił mną o podłogę i zaśmiał się gromko. Zacząłem wciągać powietrze ustami tak, że po tym wszystkim naukowcy powinni mnie zatrudnić do połykania tornad. Dostałem ataku kaszlu, chwyciłem się za obolałe gardło. Na razie nie dochodziło do mnie to, że brakowało chwili, bym spotkał się ze śmiercią. Potwór zbliżył się do mnie, nadal rechocząc. Przejechał obrzydliwą łapą po moim policzku. Uniósł mój podbródek i zmusił do kontaktu wzrokowego... Coś ewidentnie było nie tak... Nagle poczułem rozrywający ból... Jeden szybki ruch, cykady ułożone w plugawy uśmiech i krzyk... znajomy krzyk ~~
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i mój czelendż poszedł się ... schować... (¬ ¬)
Cóż... Tak to jest jak się za bardzo wciągnie w oglądanie meczu i nic nie robienie (-‸ლ)
Po za tym pomyślałam, że trochu głupio pisać to ciągiem , bo niestety czy stety powolutku wjeżdżamy na stację "KONIEC" ... ╮(︶▽︶)╭
Wybaczajta, że rozdział taki krótki (ಥ﹏ಥ)
aczkolwiek chcę utrzymać napięcie ( ͡° ͜ʖ ͡°)
* mmm ( ͡° ͜ʖ ͡°)
** Cytat Wisławy Szymborskiej
~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro