Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 13 ~

Minęło kilka długich tygodni, które całkowicie poświęcałem tylko jednej czynności. Od świtu do nocy siedziałem przy biurku i przeglądałem zdobyte przeze mnie księgi. Szybko przekonałem się , że dwie z trzech, to zwykłe, niezapisane notatniki, oprawione tylko w czarny papier, by pasowały do "układanki". Jedyna nadzieja, którą była prawdziwa książka, nie okazała się przydatna. Wszystkie stronice, oprócz jednej, miały zamazane słowa, zastąpione szyframi, które nawet wielki Bill Cipher nie był w stanie odczytać, a co dopiero przetłumaczyć... A propos mojego blondasia... Chyba się mną znudził, przez cały ten czas ani razu mnie nie tknął. Znikał na całe dnie, wracał późną nocą, gdy już był w domu zajmował się głównie zmuszaniem mnie do jedzenia, oglądaniem telewizji i obserwowaniem mojej osoby. Na początku robił to z ukrycia, jednak od razu zauważyłem jego poczynania, więc wkrótce przestał się z tym kryć i bezwstydnie właził mi do pokoju, zajmował łóżko i wgapiał się we mnie jak w jakiś obrazek. Było to niezwykle denerwujące, ale przyzwyczaiłem się ... Jedyną rzeczą jaka mi przeszkadzała, była ta okropna cisza, która od wielu dni trwała między nami. Wiem, że to trochę nie ma sensu, bo każdy podczas myślenia oczekiwałby spokoju i nie chciałby żadnego niepotrzebnego dźwięku. ... Jednak mi brakowało tych wszystkich głupich tekstów Bill'a. Cóż muszę przyznać, że nawet polubiłem tego dupka... Kiedy już próbowałem jakkolwiek rozpocząć rozmowę z trójkątem, kończyła się zawsze tą samą głupią wymówką, że "musi coś załatwić"... Ale powróćmy do książki! Znów przeleciałem wzrokiem po tej jedynej stronie ze zrozumiałym tekstem...

Zrezygnowany oparłem się plecami o oparcie krzesła i odchyliłem głowę w tył. Zacząłem wgapiać się w sufit, jakbym oczekiwał od niego pomocy. Ten to ma fajnie. Nie jest podłogą , po której się depcze, nie jest też ścianą, która podtrzymuje cały budynek. Jego istnienie i koegzystencja ze światem nie pozostaje jednak niedoceniana. W końcu to na nim wiszą lampy, które są niezbędne. Westchnąłem. O czym ja właściwie myślę? Powinienem skupić się na zadaniu. MUSZĘ ODKRYĆ TĄ CHOLERNĄ TAJEMNICĘ! Z rozmachem powróciłem do poprzedniej pozy i uderzyłem ręką w biurko z zaskakującą siłą, aż talerzyk z ciastem, które zrobił mój demoniczny Gordon Ramsay, wydał nieprzyjemny brzdęk. Zwróciłem zrezygnowany wzrok na jedzenie. Przysunąłem szarlotkę* i dźgnąłem ją widelcem... A mama mówiła, że nieładnie bawić się jedzeniem... Cóż właściwe mogę zrobić? Jestem w kropce. Nie mogę ruszyć dalej, nie odkryłem niczego nowego... Chociaż... Jeszcze bardziej zacząłem wyżywać się na kawałku "specjału Bill'a" ... Ciasto zaczęło przypominać twór z Czarnobylu... To wtedy mnie olśniło! Podniosłem się na równe nogi.

- EUREKA! - wydarłem się na cały dom i głośno zacząłem cytować słowa, które znalazłem w szkole, która wyglądała jak po apokalipsie, dokładnie tej, w której chowałem się przed siostrą - Gdy zapłaczą cykady, gdy odegrają pieśń o mnie. Dołączę do trupów gromady, nikt już nie wspomni o mnie! - szybko spisałem słowa na kartce. Równie prędko spostrzegłem błąd, bowiem słowo "pieśń" na tablicy zapisana była z wielkiej litery... Chwila... To by znaczyło... Podniosłem książkę i dokładnie przyjrzałem się okładce. Jedno słowo - "Mnie" , a wspomnienia wróciły...

*PARĘ LAT WCZEŚNIEJ*

Kolejny upalny dzień wakacji. Mabel znów udała się do koleżanek, więc w samotności oglądałem telewizję, siedząc w ulubionym fotelu wujka Stanka... Cóż innego mogłem robić? Właściwie owa czynność wydawała mi się nieznośnie nudna, szczególnie dlatego, że bezczynnie wgapiałem się w doprawdy bardzo potrzebne i niezbędne wręcz gadżety z telezakupów. Po kilku kolejnych słowach prezentera, który tak zachwalał "niezwykły" garnek, odpuściłem i cichaczem udałem się do piwnicy, by podglądnąć co takiego robi wujek Ford. Podszedłem do automatu i wpisałem kod, który znałem już na pamięć, a następnie wślizgnąłem się do windy i zjechałem na odpowiednie piętro. Lekko uchyliłem drzwi do pracowni mojego autorytetu i... Jak można się było spodziewać potknąłem się o własną nogę i zrobiłem "wielkie wejście".

- Dipper, co ty tu robisz!? - usłyszałem dobrze znany mi głos. Cicho przekląłem swoją niezdarność i starając się zachować spokój i powagę, podniosłem się z ziemi. Nie uniknąłem surowego wzroku, który świdrował mnie znad lekko popękanych szkieł. Od razu zauważyłem, że przerwałem mu lekturę.

- C-Co czytasz? - zapytałem cichutko, starając się jakoś zmniejszyć napięcie.

- Och... - najwyraźniej zdziwił się moim pytaniem - To moja ulubiona poezja! Pieśń o mnie, autorstwa Walt'a Whitman"a - odparł najwyraźniej podekscytowany faktem, że pytam o jego ulubioną lekturę. Przyjrzałem się książce, którą trzymał w poranionych dłoniach. Była bardzo zniszczona, jej okładka była tak obdarta, że pozostało na niej tylko jedno słowo - "mnie".

***

Zakryłem usta ręką i przytuliłem do siebie księgę, dotarło do mnie jak bardzo była ważna dla wujka... Jego ulubiona poezja... I wtedy napatoczyły się pytania. Czy tak wyglądała parę lat temu? Czy ktoś ją zniszczył? Zaszyfrował? Nie! To nie miało by sensu, skoro to ogólnie dostępna lektura! Czemu pozostał tylko jeden fragment? Czemu taki fragment? ... Gdybym nie znalazł szkoły, nie wiedziałbym czym to jest... MUSIAŁEM COŚ POMINĄĆ! Coś co doprowadziłoby mnie do tego budynku! "Pamiętam gdzie upadł pistolet" - gdzie mógł upaść? Gdzie mogłaby mieścić się owa "sypialnia" ? Musiałem iść tam, gdzie nie powinienem... Wybiegłem z sypialni i pędem udałem się do salonu, gdzie, jak przypuszczałem, spotkałem Ciphera.

- Musisz mi pomóc, zbieraj dupę i idziemy! - krzyknąłem i pobiegłem do przedpokoju. Gdy ledwo utrzymując równowagę wkładałem trampki, on leniwym krokiem przydreptał do mnie. Patrzył tylko na to jak prawie się wywalam i stał jak słup. Nawet nie mrugnął. I tym razem miałem dowód! Nie jak w przypadku tego zoombiaka, który był krasnalami**! - Na co się gapisz? Idziemy! - chwyciłem go za rękę, a ten od razu się wyrwał.

- Znów idziesz wpakować się w kłopoty? - odezwał się pierwszy raz od tych kilku tygodni.

- A ty razem ze mną - uśmiechnąłem się krzywo i znów wyciągnąłem w jego stronę dłoń.

- Jesteś ... nigdy cię nie zrozumiem~~

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Czelendż #TYDZIEŃ_PIERWSZY

Ech... Witam już na wakacjach moje małe zagubione dusze!

* właśnie spożywam szarlotkę... smaczna taka ( ͡° ͜ʖ ͡°)

** Pamiętacie pierwszy odcinek? ( ͡° ͜ʖ ͡°)

PS: WIELKI POWRÓT OBRAZKÓW W ROZDZIAŁACH! JJEEEJ! XD

~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro