Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ 11 ~


Znowu tam stałem, pośród płomieni, gniewu, strachu, żalu i goryczy... Z każdą sekundą czułem jak coś wyżera mnie od środka. Na przeciw mnie dumnie wyszedł skurwiel... Z tym podłym, ironicznym uśmieszkiem wyrytym na twarzy... W jednej ręce dzierżył rozbitą butelkę po jego ulubionym, tanim alkoholu, w drugiej natomiast trzymał broń... Naładowaną, gotową do wystrzału... Jak zawsze, jego palce pojawiły się na spuście. Nie celował jednak we mnie, lufa pistoletu Beretta 92* skierowana była w górę. Dokładnie w pokój Mabel, który znajdował się na piętrze, nad kuchnią. Wiedziałem co chce mi przez to przekazać... Może i nie da rady przestrzelić sufitu, ale za to z łatwością może po prostu dostać się do sypialni śpiącej w tej chwili dziewczyny. Zamarłem. Tylko raz zrobił krzywdę mojej śister... Stanęła w mojej obronie... Uderzył ją w twarz, a ja w końcu zrozumiałem, że ten człowiek już nigdy nie będzie naszym ojcem... Zawsze wyżywał się tylko na mnie, to mu wystarczało... najwidoczniej do czasu.

- Zrobię wszystko - usłyszałem swój głos... Nie wydobywał się jednak z mojego gardła... Dopiero teraz zauważyłem siebie... siebie z przed jakiegoś tygodnia. Ponownie byłem tylko obserwatorem czasu przeszłego.

- Niby co? - okropny głos, zimny, paskudny, odrażający, należący do tego upitego oblecha, rozległ się po całym pomieszczeniu. Wkrótce potem usłyszałem jego równie okropny rechot. - Nie jesteś...

- Przywrócę to, na czym tak bardzo ci zależy - przerwało mu moje wcielenie. Byłem zadziwiony moją odwagą skrytą w głosie. Ogółem nie mogłem poznać tej osoby, którą przecież byłem.

- Niby jak... Znaczy.. nawet nie wiesz co to! - prychnął skurwiel i przy okazji opluł się. Czułem do niego tak wielką odrazę... Jak można... Jak można skazać własne dzieci na coś takiego...

- Chcesz odzyskać swoją fuchę w FBI - tamten Dipper mówił poważnie, nie bał się, trzymał z nim kontakt wzrokowy. Jego oczy płonęły gniewem, ale cała postawa ukazywała opanowanie.

- I tak i nie... - zaświergotał - A po za tym jak chcesz tego dokonać?... Wywalili mnie przez ciebie! - na początku mówił spokojnie, ale potem jego głos zmienił się w krzyk, pełen bólu, zawiści, alkoholu... Chyba chciał się rzucić na moje wcielenie. Jednak wrodzona ciekawość Pines'ów  go wstrzymała.

- Mam pewne urządzenie... nazywane przez większość wymazywaczem pamięci... Stworzył je kolega wujka Forda - skurwiel skrzywił się na dźwięk tego imienia - Wystarczy, że namieszam w głowach twoich byłych współpracowników... Przyznają się do błędu, który popełnili oczerniając twoją osobę... Odzyskasz robotę... - patrzył na byłego mnie z nieprzekonaniem... Podejrzliwie, próbując odczytać kłamstwa z jego gestów... Jednak widać było, że chce tego... Pragnie znów być szanowany, doceniany, mieć porządną robotę, którą uwielbia, pastwić się nad pracownikami i mieszać się w sprawy, do których nikt zwykły nie ma dostępu...

- A gdzie haczyk robalu? - wzdrygnąłem się na wzmiankę o moim "przezwisku", którym mnie obdarzył... Nigdy nie nazwał mnie po imieniu, nigdy nie przyznał się do tego, że jestem jego synem... W tych pijackich oczach byłem tylko zwykłym, nic nie wartym, zasługującym na rozdeptanie robakiem...

- W zamian nigdy nie skrzywdzisz mojej siostry... A nawet nie odważysz się jej tknąć!

- Zgoda... - wyszeptał, po chwili pełnej napięcia i ciszy - Pod jeszcze jednym warunkiem... Nigdy więcej twoja nędzna stopa nie postanie w moim domu!

***

Obudziłem się z krzykiem... Po raz kolejny... Kolejny sen pokazujący przeszłość. Kolejne wspomnienia. Kolejne katusze. Ciężko oddychając rozejrzałem się w około i z przerażeniem stwierdziłem... że nie jestem w swoim pokoju. Machałem głową na prawo i lewo, próbując dojść do tego gdzie do cholery się znajduję. Przejechałem ręką po podłożu, na którym leżałem... Okazało się, że to zaskakująco miękka trawa. Oczy po chwili przyzwyczaiły się do ciemności i pozwoliły dostrzec więcej szczegółów. Byłem w lesie. Jednak nie takim zwykłym... Znałem to miejsce doskonale. Wśród pnących się wysoko iglaków skrywały się tajemnice... moje tajemnice. Wstałem i podszedłem do jednego z drzew... Wyglądało podobnie jak te, w którym znalazłem dziennik z numerem 3... Jednak jego wnętrze nie skrywało notatnika, a moje wspomnienia... Tak, nie myliłem się, znajdywałem się w mojej własnej głowie. Skąd mogłem mieć tą pewność? A stąd, że często trafiałem tu po przeżytych koszmarach, to tu potrafiłem zrobić coś z niczego, zajrzeć do chwil z najlepszych wakacji niczym w myślodsiewnią**, rozpatrzeć swoje życiowe błędy i porażki, a nawet wyczarować gadającą lamę... Zajrzałem do środka skrytki i przyjrzałem się wspomnieniu. Przedstawiało sceny z mojego drugiego spotkana z Bill'em... Uważnie obserwowałem jak młody ja gawędzi sobie na dachu z tym trójkątnym demonem...

- Byłeś wtedy taki rozkoszny - usłyszałem za sobą melodyjny głos, który spowodował, że aż podskoczyłem. Szybko odwróciłem się i posłałem Cipher'owi oburzone spojrzenie.

- Co ty tu robisz!? Gnębisz mnie za dnia, a w nocy tak po prostu wpadasz sobie do mojego umysłu na nie wiem... Jakiś kurwa seans filmowy z moich wspomnień!? - krzyknąłem i wlepiłem w niego oczy pełne wściekłości. Skąd mogę mieć pewność, czy przypadkiem nie zajrzał na momenty, w których się na przykład przebieram... No świetnie... Pornole sobie kurde znalazł, zboczeniec jeden!

- Seansem bym tego nie nazwał... Przekąsek mi brakuje... - miałem ochotę przyłożyć mu w twarz - A nie! - pstryknął palcami - TU SĄ! - zachichotał, gdy w jego ręku wylądowała cały kubełek popcornu. Zacisnąłem  pięści, ale bez słowa wyminąłem go i udałem się w głąb mojego umysłu. Szedłem w ciszy starając się uspokoić myśli. Nie mam już w ogóle życia prywatnego! W dodatku wczoraj przespałem się z nim z własnej woli... Na wspomnienie o tamtych żenującej sytuacji znów świeciłem jak pochodnia. Spuściłem głowę, próbując zasłonić wstyd swoimi włosami, które rozwiane w nieładzie lekko opadały mi na czoło- Ej! Weź, obraziłeś się? - byłem pewny, że za mną pójdzie. Postanowiłem się do niego nie odzywać, a nawet na niego nie patrzeć. - Oj-oj... - jęknął mój towarzysz i już miał się do mnie przykleić, ale w porę uniknąłem jego "czułości" i żeby nie musieć zaczynać z nim rozmowy po prostu spojrzałem w następną "dziuplę w drzewie". Moim oczom ukazały się sceny... z wczoraj. Właśnie blondwłosy miał zamiar we mnie wejść... Przerażony zamknąłem w cholerę drzwiczki z tego drzewa, przy okazji powodując spore łupniecie. Czując jak bardzo to staje się żenujące podreptałem dalej. Demon znów zachichotał. Jednak mi nie było do śmiechu... Dałem się wykorzystać... Co prawda w imię siostry... Ale ... Nie ma, żadnego "ale", zrobiłem to co do mnie należało, uratowałem bliźniaczkę... Zamknijmy już ta sprawę! - No ej... Sosenko... - dalej ignorowałem blondyna - Sosna! Soseneczka? Sosedzieweczka?... - jak on mnie irytuje, miałem wielką ochotę rzucić na niego zaklęcie "ODPIERDOLENDO"***, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem - Moja mała księżniczko?

- Serio? - odwróciłem się do niego i założyłem ręce na piersi - Serio? ... Japier... CZEGO TY CHCESZ!?

- O widzę, że częściej muszę cię nazywać moją małą księżniczką, księżniczko - uśmiechnął się złośliwie i porozumiewawczo poruszył brwiami... No pięknie, teraz do końca życia będzie mi to wypominał... Mimo tego, że najwyraźniej uważał to za dobry żart, mi nadal nie było do śmiechu. Stałem i wpatrywałem się z pewnego rodzaju pogardą w tego nędznego dowcipnisia - Ech... twoje poczucie humoru jest równe zeru... - westchnął - Muszę ci coś pokazać! - dodał po chwili i wyciągnął w moją stronę rękę. Niechętnie podałem dłoń demonowi. W ułamku sekundy zalśniło mi przed oczami i świsnęło w uszach... Pojawiliśmy się w jakimś szpitalu... O dziwo kojarzyłem to miejsce. Powolnym, niepewnym krokiem ruszyłem przed siebie, by po chwili stanąć i przypomnieć sobie, że ten gałgan nadal trzyma moją kończynę. Wyrwałem się z uścisku i powędrowałem dalej. Placówka z sekundy na sekundę wydawała się być coraz bardziej znajoma. Rozglądałem się dookoła, aż natrafiłem na salę ze szklanym oknem w pół zasłoniętym roletami. Wytężyłem wzrok i spostrzegłem... Siebie... Tak, kolejne wcielenie młodego Dippera****, który mógł mieć góra cztery lata. Podpięty był do aparatury, a jego ciało pokrywały liczne bandaże. W tedy zrozumiałem... Znajdowaliśmy się w miejscu gdzie wylądowałem po tym jak w niefortunny sposób zakończyłem swoją zabawę w ruinach... Otóż to, bowiem kiedyś znalazłem pewne miejsce, w którym znajdował się opustoszały, zniszczony kompleks budynków, który starsze dzieciaki nazywały opuszczonym psychiatrykiem*****. A jako, że miałem pstro w głowie, postanowiłem tam szukać przygód. Skończyło się to niesamowitą wycieczką do szpitala... Moje szczęście jest po prostu niepojęte. Jednak nie przypominałem sobie, żebym cokolwiek pamiętał z wizyty w tym miejscu... Moje rozmyślania przerwał znajomy głosik.

- Mamo, mamo! Gdzie jest Dipper!? - obejrzałem się za siebie i zobaczyłem małą Mabel ze łzami w oczach, która ze wszystkich sił szarpała kawałek sukienki naszej rodzicielki - JA CHCĘ DIPPERA! - załkała moja śister i wybuchła płaczem. Rodzice ją ignorowali, właśnie skupili się na rozmowie z jakimś doktorem. Dziewczynka oburzona brakiem informacji nadal płacząc pobiegła w moją stronę. Przystanęła dokładnie przy mnie i spojrzała, jak ja przed chwilą, na moje młode wcielenie. Jej oczy przypominały teraz fontannę, bez namysłu wbiegła do środka pomieszczenia . Udałem się za nią.

- Bro... - szepnęła i złapała młodego Dippera za rękę - Zawsze mnie bronisz i o mnie dbasz... Ale pamiętaj ... przyjdzie taki dzień, w którym ja pokażę, że jestem tą silniejszą bliźniaczką... r-rozumiesz? Po prostu poczekaj... i nigdy więcej mnie nie zostawiaj...

_______________________________________________________________________________________

Gasz... Ten rozdział jest połączeniem snów i wspomnień... Trochu się wyjaśniło ( No w końcu kiedyś musiało ( ͡° ͜ʖ ͡°) )... o ile ktoś coś zrozumiał XD
Jeśli czegoś nie ogarniecie, to śmiało pisać, może spróbuję to wyjaśnić lepiej :3

Znów bezczelnie przerywam w takim momencie... Czuję się niczym Polsat ( ͡° ͜ʖ ͡°)

* Pistolet Beretta 92 - stwierdziłam, że trza walnąć jakiś konkret, a nie tam pisać tak o "pistolet", bo nie wiem czemu ale brzmi mi to jakoś dziecinnie... Jak chcecie zobaczyć jak ów broń wygląda, to zapraszam do wujka Google ( ͡° ͜ʖ ͡°)

**Myślodsiewnia - jak czytaliście/oglądaliście HP to wiecie o co chodzi ( ͡° ͜ʖ ͡°) , a jeśli chodzi o odmianę tego słowa, to nigdy nie można być pewnym w 100% czy " w myślodsiewnią" jest poprawnie napisane.... ;___; Wiem, że zapewne jest źle.. ale co tam .. PFFFF! YOLO! xd

*** ( ͡° ͜ʖ ͡°)

**** Gasz... Dipciu czy ty masz 50 twarzy? Wydawało mi się, że to bardziej do Bill'a pasuje...

***** Moje życie daje całkiem dobre inspiracje, a że takowe ruiny znajdują się w moim miasteczku... Cóż, kiedyś trza było o nich wspomnieć XD ( ͡° ͜ʖ ͡°)

PS: Lennyface nigdy za wiele ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°) ( ͡° ͜ʖ ͡°)

~~HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro