~ 1 ~
Stałem osłupiały i wgapiałem się w wielką dziurę w niebie. Mieniła się na wiele kolorów, które po mimo swej piękności, spowodowały, że moje serce zabiło szybciej. Miasteczko pogrążyło się w barwach czerwieni, a nad całą ludnością Wodogrzmotów Małych zawisły ciemne chmury nie zwiastujące nic dobrego. Wstrzymałem oddech...
- Stało się... - głos tak bliski, a jednocześnie odległy, odbił się echem po mojej głowie. Spojrzałem z wyraźnym przerażeniem na wujka Forda. Całe moje ciało przeszyły dreszcze, ale był to dopiero początek. Po lesie poniósł się śmiech - psychodeliczny, szyderczy, zwariowany. Należał do nikogo innego niż samego, wielkiego Bill'a Cipher'a.
***
Obudziłem się z głośnym piskiem, a na dodatek, żeby nie było mi mało upokorzenia, zawaliłem się z łóżka i wylądowałem na podłodze dupą do góry. Dokładnie tak , jak za czasów gdy miałem 12 lat. Jednak tym razem nie zobaczyłem nade mną roześmianej twarzy mojej bliźniaczki, a zatroskaną twarz blondwłosego demona, który jeszcze rok temu, był moim największym utrapieniem.
- Wszystko w porządku, księżniczko? - przyklęknął tuż obok, a ja odwaliłem najwspanialszy wygibas na świecie, którego zazdrościliby nawet cyrkowcy i spojrzałem na niego, już z normalnej pozy. Westchnąłem ciężko i zacząłem rozmasowywać obolały łeb. - Znowu? - spytał smutnym głosem. Już od miesiąca, dzień w dzień, poranki wyglądają tak samo. Wybudzam się z dziewczęcym wrzaskiem, by chwilę potem zaryć makówką o zimne deski poddasza. Najgorszy jest fakt, że nijak nie mogę wpłynąć na to, że śnią mi się wspomnienia z czasów Weirdmageddon'u.
- Ech... Szkoda gadać... - próbowałem powiedzieć te słowa jak najbardziej... uspokajająco. Jednak nie wyszło mi... zresztą jak zwykle. Zaśmiałem się nerwowo i posłałem staremu wrogowi jak najbardziej przekonujący uśmiech, który , tak na marginesie, wyglądał jak wyszczerz człowieka, którego właśnie przejechała ciężarówka. - Nie martw się!
- Dipper - jego ton był nad wyraz poważny i niepokojący. To głównie dlatego, że nie miał bladego pojęcia, co się ze mną dzieje. Parę miesięcy temu zawarłem z nim umowę, która uratowała moje myśli od całodobowego przeglądu. Nie mogłem znieść faktu, że może cały czas siedzieć mi w głowie, więc ładnie poprosiłem go, a właściwie wyjęczałem, by dał mi tą swobodę. Mimo wielu kłótni i dość nieprzyjemnych akcji, gdzie latały nie tylko talerze, ale także lodówka, a z nią moja święta szynka, doszliśmy do porozumienia, a ja wywalczyłem sobie ten rodzaj nietykalności. - Powiesz mi w końcu, co się dzieje? - jego smutny wzrok przeistoczył się w dość gniewny i władczy. Byłem pewien, że będzie się nadmiernie zamartwiał, a mimo to wolałem, by nie wiedział, że ciągle śnią mi się czasy, gdy chciał zawładnąć światem. Wiem, że głupim jest trzymanie w tajemny takiej "błahostki", szczególnie przed osobą, którą kocham... Jednak, czułbym się strasznie, musząc wyznać mu, że za każdym razem budzę się z krzykiem, bo dręczą mnie koszmary, gdzie on gra główną rolę. To porównywalne z powiedzeniem mu w twarz, że jakaś część mnie nadal się go boi. Widząc, że jakoś nie bardzo kwapię się do odpowiedzi, dodał - Albo załatwimy to po dobroci, albo będę musiał użyć specjalnych środków - przybrał naprawdę szatański wyraz twarzy, uśmiechając się złowieszczo.
- Cz-czyli? - wyjęczałem i przełknąłem ślinę. Taki obrót spraw, nie wróżył mi pokoju ducha. Rozgniewany demon zaczął się niebezpiecznie przybliżać. Miałem niezwykłą ochotę uciec, ale co ja mogę, kiedy dochodzi do starcia z najbardziej nieokiełznanym trójkątem? W mgnieniu oka powalił mnie na ziemię i przyszpilił do podłoża.
- Mów - rozkazał władczym tonem. Widziałem błysk w jego oczach. Pokręciłem przecząco głową, a ten zadał mi cios poniżej pasa... Zastosował najbardziej karygodny czyn na jaki było go stać. Zaczął mnie łaskotać... Naprawdę wiele potrafię wytrwać, ale takie tortury... To jest ponad moje siły. Zacisnąłem usta i zacząłem miotać się po całej podłodze. Na długo nie powstrzymałem śmiechu. Zaledwie chwilę później, cały pokój utonął w moim niepowstrzymanym* wyrazie radości**.
- P-roszę! Przest-stań! - udało mi się wydusić pomiędzy kolejnymi atakami. Czułem jak moje oczy łzawią, a gęba nie przestawała mi się cieszyć. Ja to jednak mam wiele słabych punktów. Przydałoby się popracować nad sobą. Bill westchnął przeciągle i dał mi odetchnąć.
- To jak? - spojrzał na mnie z góry, unosząc jedną brew. Nic sensownego nie przyszło mi do głowy, więc w akcie desperacji przelotnie pocałowałem go w usta. - To na mnie nie działa - skrzyżował ręce na piersi i przybrał srogi i nieustępliwy wyraz twarzy. Wiedziałem jednak, że wkrótce się złamie. Powtórzyłem ową czynność i poczekałem chwilę, by zrobić to po raz kolejny. Tryumfalnie uśmiechnąłem się pod nosem, gdy Cipher w końcu uległ pokusie. Trwaliśmy w długim i namiętnym pocałunku. Przymknąłem oczy i całkowicie oddałem się doznaniu, jednak gdy sprawy miały pójść o krok dalej, coś musiało się posypać. Spojrzałem na Bill'a , by chwilę potem ujrzeć przebłyski wspomnień i jego złą i prawdziwe demoniczną wersję. Coś nie pozwoliło mi dłużej pozostać w takiej pozycji i po prostu mu się wymsknąłem.
- Wpadłem na świetny pomysł! Zaraz wrócę ! - rzuciłem sztucznie entuzjastycznym głosem i wybiegłem z pokoju, nie mogąc nawet myśleć o tym, że mógłbym tam zostać i spojrzeć w jego oczy pełne smutku. Zbiegłem ze schodów i wyszedłem z Chaty Tajemnic, która na obecną chwilę zmieniła się w nadzwyczajną kawiarnię, gdzie po boski napój chodzili tylko najbardziej zdesperowani piechurzy, bądź nadzwyczajni koneserzy. Wiele się zmieniło przez ostatnie 12 miesięcy... Oprócz realizacji niezwykłego planu Bill'a, który miał nam przynieść godne zarobki, równoczesnego polepszenia i pogorszenia naszych stosunków, doszło jeszcze do paru posunięć w sprawie tajemnicy Forda. Mimo, że temat na obecną chwilę zbiegł na drugi plan, mogłem pochwalić się niesamowitym odkryciem jakim stał się kolejny dziennik. Nie był on jednak zwykłą kontynuacją poprzednich notatek wujaszka. Ten był czymś innym, zupełnie nie podobnym do reszty. Jakby w ogóle nie pisanym przez tego samego twórcę. Znalazłem go pewnego dnia, na jedynej, tak obszernej, polanie w tym dziwnym lesie pełnym dziwów...
Na którą właśnie zmierzałem. Od jakiegoś czasu stała się moim sanktuarium, gdzie ukrywałem się przed światem zewnętrznym. Ostatni miesiąc dął mi nieźle popalić. Koszmary i przebłyski wspomnień były tylko kawałkiem dziwnej układanki. Nie mogłem obejść się bez wrażenia, że cały czas coś mnie obserwuje... W domu, w środku miasta, w lesie... Wszędzie czułem na siebie czyjś wzrok. Wiem, że tak zaczyna się paranoja, ale tym razem owe dziwne przeczucie mogło być uzasadnione. Przez fakt, że zaprzestałem regularnych działań w sprawie rzeczy niewyjaśnionych, narastał we mnie niepokój. Uczucie, że wkrótce nastąpi coś złego, coś co odmieni cały świat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Krótki rozdział, ale czegóż wymagać od zmęczonego życiem stwórcy, który cały czas wolny poświęcił na ponowne oglądanie Gravity Falls , by wznowić swoją miłość do owej kreskówki... Oraz pełen poświęcenia wytrwał spotkanie w kościele...
Czasami naprawdę czuję się jak demon...
*
JE-STEM NIEPOWSTRZYMANY!
WIESZ, ŻE, NIE DA-MY PLA-MY!
PIE-PRZĘ, PRZE-GRA-NE PLA-NY
BO JE-STEM - WOOH! WOOH! WOOH!
(jedna z najgłupszych piosenek jakie słyszałam (-‸ლ)
wybaczcie drodzy fani GIMPSONA (눈_눈) )
To niszczy umysł gorzej, niż ta piosenka, która siedziała w głowie Wendy
" Mała olej swego tatę i chodź na moją chatę" └( ̄- ̄└)) ((┘ ̄ω ̄)┘
** przepiękne synonimy, zawsze do usług (◕‿◕✿)
~~ HENRYK ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro