Rozdział 3
Jadłem kolacje... O ile to zwęglone coś dało się nazwać kolacją. Ta... a zaczęło się od niewinnego „Spokojnie! To tylko koleżanka! Powiem jej, że jestem zajęta i wracam do gotowania!". Ostatecznie cudem było to, że nasza kuchnia się nie spaliła wraz z jedzeniem.
— Nie przesadzajmy. Nie jest tak źle — powiedziała Mabel, próbując nadziać kawałek kurczaka na widelce.
— Masz racje... Nie jest źle... Tylko połowa kuchni jest osmolona! I znając życie to ja będę ją sprzątał, bo ty będziesz wolała pisać z tymi swoimi przyjaciółeczkami!
— To, by się nie działo, gdybym miała chłopaka... albo gdybyś ty miał chłopaka...
— Chyba raczej dziewczynę... I co to ma do rzeczy...?
— Nie. Chodziło mi o chłopaka. W każdym razie pomyśl... Gdybyś miał partnera, albo gdybym ja go miała, moglibyśmy powiedzieć „kochanie, posprzątaj za mnie, bo coś tam". Może nawet gotowaliby nam?! — Po jej minie widziałem już, że wyobraża sobie to. Mnie zaś z tego wszystkiego odechciało się jeść... Nie to żeby widok zwęglonego mięsa mnie już skutecznie zniechęcał do jedzenia... Jutro zamówimy jedzenie, zdecydowanie. — A właśnie! Prawie zapomniałam! Wujek dzwonił...
— Taa....? I czego chciał...?
— Powiedział, że musimy w końcu zacząć szukać pracy, a jak nie, to zabierze nam kieszonkowe.
Słysząc jej słowa, prawie oplułem się piciem. Nie to żebym był jakoś szczególnie leniwy, czy coś... Po prostu nie sądziłem, że tak nagle będziemy musieli szukać sobie pracy... Zawsze miałem nadzieje, że wujek da nam, chociaż skończyć studia.
— No to... Co zrobimy...?
— Ja zawsze mogę się zatrudnić w sklepie, a ty... Z tobą może być nieco gorzej...
— A to niby dlaczego?
— No wiesz... bez obrazy, braciszku, ale mam wrażenie, że mało, kto chciałby przyjąć kogoś... tak wyjątkowego, jak ty....
— Co masz namyśli....?
— No wiesz, Dipper... Jesteś chudy, niski, kompletnie nie umiesz rozmawiać z ludźmi, wyglądasz jak ktoś, kto całe życie siedzi z nosem w książkach i do tego... Kiedy ty ostatni raz patrzyłeś w lustro?
— Dzisiaj rano...
— Serio? Widziałeś się w lustrze i postanowiłeś wyjść w tych ciuchach!?
— Nie rozumiem, co z nimi nie tak...
— Są beznadziejne! Zresztą jak większość twoich ubrań... Wiesz, co? Pójdziemy jutro na zakupy. Ja tak tego nie zostawię.
— Jutro nie mogę — powiedziałem, nim zdążyłem ugryźć się w język... Świetnie... Teraz zaczną się pytania.
— Co? A to niby dlaczego? Wychodzisz gdzieś? Czekaj... Wychodzisz? W sensie, że wychodzisz z domu na coś, co nie będzie miało związku ze studiami W sensie, że idziesz spotkać się z przyjaciółmi? Ale Dipper... ty nie masz przyjaciół! O bogowie! Ty nie masz przyjaciół, a gdzieś wychodzisz! Przyznaj! Dołączyłeś do jakiejś sekty, prawda? Prawda?! I teraz razem zabijacie niewinne kotki i składacie je w ofierze jakimś demonom i próbujecie zdobyć władzę nad światem! Albo... Możesz ty ćpasz? Wpadłeś w jakieś paskudne towarzystwo? O bogowie... Czy ja powinnam wezwać policję?
— Ale... ale... Ja tylko idę oprowadzić Billa...
Słysząc moje słowa natychmiast przestała gadać i wyobrażać sobie jakieś paskudne scenariusze... Za to w jej oczach pojawiły się podejrzane iskierki.
— Idziesz... na randkę z Billem?! Z tym Billem?! Och! Zawsze wiedziałam, że w końcu się polubicie!
— Co? Nie! To żadna randka! Idę go oprowadzić! Nic więcej! Zresztą... Jestem hetero! Pamiętasz? Przestań robić ze mnie geja! I ja dalej go nienawidzę!
— Skoro go nienawidzisz, to czemu idziesz go oprowadzać?
— W ramach zemsty.
— W ramach zemsty zamierzasz go po mieście oprowadzić? I co? Może jeszcze zostawisz go na środku lasu?
— W sumie... To nie taki zły pomysł...
Chciała mi coś odpowiedzieć, ale wtedy wszystko zaczęło się trząść. O nie... Tylko nie to...
— Czym oni robią ten remont? Młotem pneumatycznym?!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro