Rozdział 2
Czułem się... niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Jak ja mam niby z nimi rozmawiać?! O czym?! Czy my w ogóle mamy jakieś wspólne tematy?
— A więc studiujesz archeologię? — spytał z zainteresowaniem Will i uśmiechnął się w całkiem miły i sympatyczny sposób. Normalnie aż nie mogę uwierzyć, że jest spokrewniony z tym cholernym złodziejem truskawek.
Mam wrażenie, że Will nawet z bronią w ręce wyglądałby na kogoś niezwykle miłego, kto nie skrzywdziłby nawet muchy, pomaga staruszkom przejść przez ulicę i jest miły dla dzieci, starszych pań, kobiet w ciąży, wszystkich... Bill zaś zawsze wygląda jakby miał wejść do czyjegoś domu przez okno, ukraść wszystko, co ma związek z truskawkami, podpalić dom i wyjść śmiejąc się jak psychopata. A no i jeszcze ukradłby jakiejś staruszce truskawki prosto z siatki! Takim właśnie był człowiekiem... Znaczy się demonem. Ktoś taki jak on nie może być człowiekiem. No po prostu nie.
— Tak — odpowiedziałem.
— Jednym słowem planujesz w przyszłości kopać w ogromnej piaskownicy? — Spytał Bill znudzonym tonem. Oczywiście cały ten czas jadł te cholerne truskawki! Bo czemu nie.
— Tak — powiedziałem, ledwie hamując chęć wylania na niego picia. Bądź miły, Dipper. Opłaci się. — I to wcale nie wygląda aż tak źle.
On się nie hamował. Pchnął delikatnie szklankę z wodą, nie spuszczając ze mnie wzroku i już po chwili woda wylała się na moje spodnie.
— Bill! — Will podniósł się gwałtownie, a Bill zrobił minę niewiniątka.
— Ups. Przepraszam. Straszna ze mnie niezdara — powiedział przesłodzonym tonem.
Spokojnie, Dipper... Spokojnie... Tylko się nie wkurzaj, bo wszystko popsujesz! Oddychaj. No już... Wdech, wydech, wdech, wydech...
— Przepraszam za niego — powiedział Will. — Pójdę po ścierkę... albo ręcznik... ręcznik chyba będzie lepszy.
Gdy wyszedł z pomieszczenia, mina Billa od razu się zmieniła. Przyciągnął do siebie półmisek z truskawkami i posłał mi spojrzenie, którym spokojnie mógłby zamrozić wulkan tuż przed wybuchem.
— Po co tu przylazłeś? — spytał.
— Bo... Chciałem się zaprzyjaźnić z nowymi sąsiadami....? — No przecież nie mogę mu powiedzieć „Przyszedłem, bo przyjaciółka mojej siostry opowiedziała mi o tym, co jakaś ich przyjaciółka zrobiła ze swoim irytującym sąsiadem, więc postanowiłem to wypróbować na tobie."! Chociaż nie powiem... Zastanawiało mnie, jaką minę, by zrobił po usłyszeniu czegoś takiego.
— Zaprzyjaźnić...?
— Tak.
— Ze mną?
— Tak.
A potem rozkocham cię w sobie, a gdy stracisz czujność, wbije ci nóż w plecy.
— Dlaczego mam ci wierzyć? — Wyglądał, jakby doskonale wiedział, o czym myślę... A co, jeśli on umie czytać w myślach? Co, jeśli teraz w ramach zemsty to on rozkocha mnie w sobie i na końcu, dosłownie, wbije mi nóż? Nie... zaraz... stop! Przecież ja jestem hetero!
— Bo... Podobasz mi się?
Mam ochotę zdzielić się w twarz. Czy ja to powiedziałem na głos?! Czy ja w ogóle myślę?! Mózgu... gdzie ty jesteś w takich momentach? Bill zamrugał wyraźnie zaskoczony. Chyba nie tego się spodziewał... W sumie trochę go rozumiem... Ja też wyobrażałem sobie to inaczej.
— A więc Mabel wyjątkowo mówiła prawdę... a to ciekawe — Dobra... Takiej odpowiedzi to ja się nie spodziewałem.
— Em... co?
— Twoja siostra mówiła mi, że ci się podobam.
Teraz to ja byłem zaskoczony... Że co mu moja siostra mówiła?! Że kiedy?! Że co?! Że jak?!
— O...
Czy to wyglądałoby bardzo dziwnie, gdybym spróbował uciec najbliższym oknem? I dlaczego tak bardzo pieką mnie poliki? Chcę do domu... Powinienem był po prostu nasłać na niego policję...
— W sumie... — Spojrzał na mnie tak, jakby zastanawiał czy ma mnie zabić za pomocą noża, czy może jednak siekiera będzie lepsza. — Nie jesteś taki zły. Ale i tak ci nie ufam.
— Hee....?
— Oprowadzisz mnie.
— Czekaj...co...?
— Jesteśmy tu z Willem prawie miesiąc, a nie mieliśmy jeszcze czasu na zwiedzanie. A przynajmniej ja nie miałem czasu...
— Mam cię oprowadzić?
— Skoro ci się podobam to, czemu nie? Masz jutro czas?
— E, to... chyba tak...
A co, jeśli on tak naprawdę kłamie i zna całe Gravity Falls lepiej niż ja? Co, jeśli zawlecze mnie gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie, będzie mnie torturował, a potem zabije?! Albo... co, jeśli najpierw zabije, a później będzie torturował moje zwłoki!? Co, jeśli jest nekrofilem!? W sumie nie wygląda na takiego... ale ukradł mi truskawki. Złodzieje truskawek są zdolni do wszystkiego.
— To świetnie! Przyjdę po ciebie o dziesiątej!
— C-czemu tak wcześnie?!
— Wolałbyś o dwunastej?
— Czternastej...
— Trzynastej.
— M-może być...
Bogowie... Dlaczego ja to kontynuuje? Dlaczego ja się w ogóle na to godzę?! I dlaczego, do cholery, on nawet w tej chwili patrzy na mnie tak, jakby zaraz miał wyciągnąć nóż z kieszeni i mnie nim zadźgać!? Będę tego wszystkiego żałował... Ja to po prostu czuję.
Will powrócił do salonu z ręcznikiem.
— To... chyba nie będzie potrzebne... Muszę już iść — powiedziałem i podniosłem się z krzesła.
Ja nie wyszedłem. Ja wybiegłem z ich domu. .
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro