Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

       Czułem się... niezręcznie. Bardzo niezręcznie. Jak ja mam niby z nimi rozmawiać?! O czym?! Czy my w ogóle mamy jakieś wspólne tematy?

       — A więc studiujesz archeologię? — spytał z zainteresowaniem Will i uśmiechnął się w całkiem miły i sympatyczny sposób. Normalnie aż nie mogę uwierzyć, że jest spokrewniony z tym cholernym złodziejem truskawek.

      Mam wrażenie, że Will nawet z bronią w ręce wyglądałby na kogoś niezwykle miłego, kto nie skrzywdziłby nawet muchy, pomaga staruszkom przejść przez ulicę i jest miły dla dzieci, starszych pań, kobiet w ciąży, wszystkich... Bill zaś zawsze wygląda jakby miał wejść do czyjegoś domu przez okno, ukraść wszystko, co ma związek z truskawkami, podpalić dom i wyjść śmiejąc się jak psychopata. A no i jeszcze ukradłby jakiejś staruszce truskawki prosto z siatki! Takim właśnie był człowiekiem... Znaczy się demonem. Ktoś taki jak on nie może być człowiekiem. No po prostu nie.

       — Tak — odpowiedziałem.

      — Jednym słowem planujesz w przyszłości kopać w ogromnej piaskownicy? — Spytał Bill znudzonym tonem. Oczywiście cały ten czas jadł te cholerne truskawki! Bo czemu nie.

        — Tak — powiedziałem, ledwie hamując chęć wylania na niego picia. Bądź miły, Dipper. Opłaci się. — I to wcale nie wygląda aż tak źle.

       On się nie hamował. Pchnął delikatnie szklankę z wodą, nie spuszczając ze mnie wzroku i już po chwili woda wylała się na moje spodnie.

       — Bill! — Will podniósł się gwałtownie, a Bill zrobił minę niewiniątka.

      — Ups. Przepraszam. Straszna ze mnie niezdara — powiedział przesłodzonym tonem.

      Spokojnie, Dipper... Spokojnie... Tylko się nie wkurzaj, bo wszystko popsujesz! Oddychaj. No już... Wdech, wydech, wdech, wydech...

       — Przepraszam za niego — powiedział Will. — Pójdę po ścierkę... albo ręcznik... ręcznik chyba będzie lepszy.

       Gdy wyszedł z pomieszczenia, mina Billa od razu się zmieniła. Przyciągnął do siebie półmisek z truskawkami i posłał mi spojrzenie, którym spokojnie mógłby zamrozić wulkan tuż przed wybuchem.

       — Po co tu przylazłeś? — spytał.

       — Bo... Chciałem się zaprzyjaźnić z nowymi sąsiadami....? — No przecież nie mogę mu powiedzieć „Przyszedłem, bo przyjaciółka mojej siostry opowiedziała mi o tym, co jakaś ich przyjaciółka zrobiła ze swoim irytującym sąsiadem, więc postanowiłem to wypróbować na tobie."! Chociaż nie powiem... Zastanawiało mnie, jaką minę, by zrobił po usłyszeniu czegoś takiego.

      — Zaprzyjaźnić...?

      — Tak.

      — Ze mną?

      — Tak.

       A potem rozkocham cię w sobie, a gdy stracisz czujność, wbije ci nóż w plecy.

      — Dlaczego mam ci wierzyć? — Wyglądał, jakby doskonale wiedział, o czym myślę... A co, jeśli on umie czytać w myślach? Co, jeśli teraz w ramach zemsty to on rozkocha mnie w sobie i na końcu, dosłownie, wbije mi nóż? Nie... zaraz... stop! Przecież ja jestem hetero!

     — Bo... Podobasz mi się?

      Mam ochotę zdzielić się w twarz. Czy ja to powiedziałem na głos?! Czy ja w ogóle myślę?! Mózgu... gdzie ty jesteś w takich momentach? Bill zamrugał wyraźnie zaskoczony. Chyba nie tego się spodziewał... W sumie trochę go rozumiem... Ja też wyobrażałem sobie to inaczej.

      — A więc Mabel wyjątkowo mówiła prawdę... a to ciekawe — Dobra... Takiej odpowiedzi to ja się nie spodziewałem.

     — Em... co?

     — Twoja siostra mówiła mi, że ci się podobam.

     Teraz to ja byłem zaskoczony... Że co mu moja siostra mówiła?! Że kiedy?! Że co?! Że  jak?!

      — O...

      Czy to wyglądałoby bardzo dziwnie, gdybym spróbował uciec najbliższym oknem? I dlaczego tak bardzo pieką mnie poliki? Chcę do domu... Powinienem był po prostu nasłać na niego policję...

      — W sumie... — Spojrzał na mnie tak, jakby zastanawiał czy ma mnie zabić za pomocą noża, czy może jednak siekiera będzie lepsza. — Nie jesteś taki zły. Ale i tak ci nie ufam.

      — Hee....?

      — Oprowadzisz mnie.

      — Czekaj...co...?

      — Jesteśmy tu z Willem prawie miesiąc, a nie mieliśmy jeszcze czasu na zwiedzanie. A przynajmniej ja nie miałem czasu...

      — Mam cię oprowadzić?

      — Skoro ci się podobam to, czemu nie? Masz jutro czas?

     — E, to... chyba tak...

       A co, jeśli on tak naprawdę kłamie i zna całe Gravity Falls lepiej niż ja? Co, jeśli zawlecze mnie gdzieś, gdzie nikt nas nie znajdzie, będzie mnie torturował, a potem zabije?! Albo... co, jeśli najpierw zabije, a później będzie torturował moje zwłoki!? Co, jeśli jest nekrofilem!? W sumie nie wygląda na takiego... ale ukradł mi truskawki. Złodzieje truskawek są zdolni do wszystkiego.

      — To świetnie! Przyjdę po ciebie o dziesiątej!

      — C-czemu tak wcześnie?!

       — Wolałbyś o dwunastej?

      — Czternastej...

      — Trzynastej.

      — M-może być...

       Bogowie... Dlaczego ja to kontynuuje? Dlaczego ja się w ogóle na to godzę?! I dlaczego, do cholery, on nawet w tej chwili patrzy na mnie tak, jakby zaraz miał wyciągnąć nóż z kieszeni i mnie nim zadźgać!? Będę tego wszystkiego żałował... Ja to po prostu czuję.

      Will powrócił do salonu z ręcznikiem.

      — To... chyba nie będzie potrzebne... Muszę już iść — powiedziałem i podniosłem się z krzesła.

      Ja nie wyszedłem. Ja wybiegłem z ich domu. .

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro