Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

       Bill rozmawiał z moim wujkiem.

        Bill pokłócił się z nim.

        A teraz...

       Siedzieliśmy z Billem u mnie i oglądaliśmy horror... Mówiłem kiedyś, że nienawidzę horrorów? Niby po tylu latach spędzonych w Gravity Falls powinienem być na nie odporny, a jednak ja wciąż panikowałem na widok powykrzywianych twarzy potworów i psychopatów, którzy z piłami latali za swoimi ofiarami. Chociaż ten nie był taki zły... Mam wrażenie, że Bill specjalnie wybrał taki słaby horror.

        — Dlaczego zawsze w horrorach ofiary biegną na piętro, a nie do wyjścia? Przecież to nie ma sensu... Gdyby jeszcze trzymali tam jakąś broń... Ale nie! Po co? Najlepiej biec tam, gdzie są najbardziej bezbronni!

       — Oj zamknij się — mruknąłem, kładąc głowę na jego ramieniu.

       — Tylko tyle? Zwykłe „zamknij się"? Więcej nie powiesz? — Spojrzał na mnie trochę rozczarowany, trochę rozbawiony.

       — Nie mam ochoty na wymyślanie czegoś ambitniejszego.

       — Jesteś zmęczony?

       — Trochę — odpowiedziałem i zamknąłem oczy. Zacisnąłem dłonie na jego koszuli, gdy nagle podniósł się z kanapy i wziął mnie na ręce. Nienawidzę, gdy tak robi, a ostatnio chyba bardzo polubił noszenie mnie na rękach. Odetchnąłem z ulgą, gdy tylko znalazłem się w łóżku... — Zostajesz na noc?

        Ostatnio zauważyłem pewną niepokojącą rzecz. Towarzystwo tego cholernego złodzieja truskawek przestawało mi przeszkadzać... Nawet, jeśli czasem mnie irytował to od jakiegoś tygodnia był osobą, której towarzystwo najlepiej znosiłem... Reszta mnie wkurzała.

        — A jak myślisz?— Nie minęła minuta, a już leżał obok i bawił się moimi włosami... Chyba lubił to robić. — Masz jutro wolne?

       — Niee, a co?

       — Zastanawiałem się nad zabraniem cię do kina... No, ale skoro masz pracę...

       — Możemy iść w piątek.

        — Ten czy następny?

       — W ten... i następny też — odpowiedziałem i wtuliłem się w niego. Przytulał mnie ostrożnie jakby bał się, że jeśli zrobi to, choć trochę za mocno to stanie mi się krzywda.

       — Kocham cię, Sosenko.

      — Ja ciebie też. Dobranoc.

*

      — Kiedy właściwie zamierzasz z nim zerwać? — spytała Mabel, gdy rano siedzieliśmy przy stole i jedliśmy naleśniki. Jej były z jagodami, moje zaś z truskawkami.

      — Co? — Spojrzałem na nią kompletnie rozkojarzony.

     — Pytałam o to, kiedy zamierzasz zerwać z Billem... Pamiętasz, że masz z nim zerwać, nie?

      Oczywiście, że pamiętałem! No dobra... Może troszkę mi się zapominało... Tak troszeczkę... Częściej niż bym chciał... Ostatnio mam wrażenie, że moja zemsta już całkowicie obróciła się przeciwko mnie, że powoli łapałem się we własne sidła.

      — E, to... Pamiętam!

      — Ta? To, czemu z nim nie zerwałeś? Wiesz, że masz do tego idealną okazję, nie?

       — Ja... ja... Zrobię to po piątkowej randce!

*

      — Pamiętaj, że ilość wciągniętego teraz powietrza będzie musiała wystarczyć ci do końca dnia — powiedziała szefowa wiążąc mój gorset. Piątek nadszedł szybciej niż bym chciał...

       — Pamiętam... — wydusiłem z siebie i zacisnąłem oczy, czując jak moje wnętrzności ściskają się. Jeszcze trochę i je wyrzygam... Albo umrę ściśnięty gorsetem...

       Ewentualnie zabije mnie kawa. Pierwszego dnia radziłem sobie świetnie, a teraz... Cóż może lepiej nie mówić o tym jak beznadziejnie mi szło. Aż normalnie dziwiłem się, że moja szefowa ze mną wytrzymywała.

        Z drugiej strony, gdy godziny pracy dobiegły końca żałowałem. Z dwojga złego wolałem pracę od randki z Billem... Ostatniej randki.

       — Cześć, Sosenko! — Rzucił się na mnie i mocno przytulił.

       — Bill, do cholery! Przestań się tak skradać!

      — Kiedy ja tak bardzo lubię patrzeć na twoją przerażoną twarz... Gdy się boisz wyglądasz przesłodko!

      — Jak pewnego dnia dostanę zawału to będzie twoja wina! Swoją drogą... Na co idziemy?

      — Jeszcze nie wiem. Poszedłbym na horror, ale domyślam się, że tobie może się nie spodobać... Więc może komedia?

      — No nie wiem...

*

       Ostatecznie wybraliśmy jakiś kompletnie inny gatunek i oglądaliśmy film o chłopaku, do którego domu pewnego dnia zapukał ranny demon. Było całkiem ciekawe... Może gdyby nie to, że przez cały czas myślami byłem gdzie indziej, to podobałoby mi się jeszcze bardziej...

      Gdy wracaliśmy do domu myślałem o tym jak z nim zerwać. Próbowałem to powiedzieć normalnie ale głos uwiązł mi w gardle, ręce się trzęsły, a serce biło cholernie szybko... Stresowałem się bardziej niż wtedy, gdy poszedłem pierwszy raz do domu Billa i Willa, a myśl o tym, że mam z nim zerwać wydawała się strasznie absurdalna.

       — Bill... Muszę ci coś powiedzieć...

      — Ta? A co takiego, Sosenko?

      — No, bo widzisz... bo... no, bo...

      — Bo...?

      — No, bo... E, to... wiesz... Nie wiem jak to powiedzieć.

      Spojrzałem mu w oczy i dostrzegłem w nich smutek, jakby doskonale wiedział, o czym myślę...

      — Jesteś uroczy — powiedział. Po chwili jego usta dotknęły moich, a ja zamiast go odepchnąć krzycząc przy tym coś w stylu „zrywam z tobą", odwzajemniłem pocałunek, wkładając w niego całą swoją irytację, rozpacz, całe niezdecydowanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro