Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

       Ostatecznie ja i Bill zostaliśmy w domu. Jedliśmy truskawki... Moje truskawki. Gdyby nie to, że byłem cholernie zmęczony, to bym go zabił za dotykanie ich.

        — Właściwie to gdzie ty i Will mieszkaliście wcześniej? — spytałem kładąc głowę na jego kolanie. Przecież muszę udawać, że podoba mi się jego towarzystwo, nie? Bo to wcale nie tak, że ja naprawdę zaczynam go lubić. Nie mógłbym go lubić, a już na pewno nie w „ten" sposób.

       — Na jakimś zadupiu... To się chyba polska nazywało... — odpowiedział, a jego dłoń odgarnęła włosy z mojego czoła.

       — Polska...?

       Zmarszczyłem brwi. Polska? To jakaś stolica piekła? A może to jakaś inna nazwa na piekło? Nie jestem dobry, gdy chodzi o to gdzie, co leży i inne tego typu rzeczy, ale to brzmiało dość piekielnie. Poza tym wątpię w to czy ktoś taki jak Bill mógłby mieszkać gdziekolwiek indziej.

       — Taa — westchnął ciężko i włożył truskawkę do swoich ust. Było inaczej niż ostatnio... W końcu coś mi o sobie mówił. — Tak dokładniej mieszkaliśmy w Gdańsku. To takie miasto położone nad Morzem Bałtyckim... Było tam pięknie... W jednej kawiarni sprzedawali najpyszniejsze lody truskawkowe, jakie tylko istniały! Uwierz mi – nigdy nie jadłeś lepszych! — Uśmiechnął się tak jakoś inaczej... Łagodnie, szczerze. Ten uśmiech mógłbym polubić.

     — Mówisz, że było tak cudownie, ale jednak wyprowadziliście się, bo byliście znudzeni.

     — Bo widzisz, Sosenko... Może Gdańsk był ładny, ale miał jeden problem – był też nudny. Cholernie nudny. Po tygodniu mieszkania tam umierałem z nudów.

      — I nawet dobre lody truskawkowe nie przekonały cię do pozostania tam?

      — Jak widać... A teraz pozwól, że to ja zadam pytanie, Sosenko. — Nachylił się nad moją twarzą opierając swoje czoło o moje. — Co ci się we mnie podoba najbardziej?

     Serio!? To ja mu zadaję w miarę poważne pytania, a on mi wyskakuje z takim czymś?! I co ja mam mu odpowiedzieć? Bogowie...

       — E, to... Oczy.

       Jakby się nad tym zastanowić w tym było trochę prawdy. Miał bardzo ładne oczy, takie nietypowe... Może gdyby nie mordował nimi całego świata to podobałyby mi się jeszcze bardziej....

       — Oczy?

      — No... Oczy. Co w tym dziwnego?

     — Jesteś pierwszą osobą, która mówi, że mam ładne oczy. Większość sądzi, że są przerażające.

     — Nie są przerażające... Raczej nietypowe. A co z tobą? Co ci się we mnie podoba? No poza tyłkiem!

      — Zaskoczę cię Sosenko, twój tyłek wcale nie jest u mnie na pierwszym miejscu. Raczej na trzecim zaraz po charakterze i twarzy.

      — Podoba ci się mój charakter? — Teraz to ja byłem zaskoczony. Moje policzki zrobiły się czerwone, a serce zaczęło bić szybciej. Czułem się jakbym brał udział w tych wszystkich telenowelach, które tak zawzięcie oglądała Mabel... Byłem jak te wszystkie biedne, skrzywdzone przez los, niechciane panienki, które spotkały swojego księcia z bajki. Tylko, że mój książę nie był bogatym, przystojnym kolesiem, który ma własną firmę i wille z pięcioma basenami. Nie. To tylko złodziej truskawek.

       — Jasne.

*

      Dzień nastał zdecydowanie zbyt szybko. Bill poszedł gdzieś tak po północy, a ja od razu zasnąłem. To, co mi się śniło można było opisać jednym, krótkim „ja pierdolę". Dlaczego świat tak bardzo stara się udowodnić mi, że jestem gejem? Dlaczego nawet w snach widzę tego pieprzonego złodzieja truskawek!?

      — Nawet nie próbuj komentować tego jak wyglądam! — warknąłem wchodząc do kuchni. Mabel już od rana próbowała spalić nam dom... To znaczy zrobić śniadanie.

     — Buu. A miałam ciekawy pomysł na komentarz. — Przerwała robienie naleśników i zerknęła na mnie. — To, co? Dzisiaj do pracy? Hm?

      — Weź mi nawet o tym nie przypominaj... Ja tam umrę. Spalę się ze wstydu.

      — Za bardzo marudzisz. Zamiast ciągle myśleć o tym, że twoja biedna, męska duma ucierpi pomyśl o tym, że w końcu zaczniesz zarabiać! Będziesz miał tyle kasy, że będziesz mógł zabierać mnie na zakupy! I kupisz mi tamtą sukienkę w niebieskie paski!

      — Dlaczego mam ci cokolwiek kupować?!

     — Bo jesteś moim bratem i nic ci nie będzie jak od czasu do czasu, najlepiej dziesięć razy w miesiącu, coś mi kupisz. Swoją drogą... Jak tam ci idzie ta twoja zemsta?

      — Chyba dobrze.

     — Chyba?

      — Tak, chyba. Sam nie wiem... Z jednej strony wydaje mi się, że jest okej no, bo gdyby było źle to chyba nie przychodziłby tutaj, nie? Z drugiej strony... A co jeśli on się już domyślił, że to zemsta? Co jeśli cały ten czas to on tutaj udaje? Jestem tym wszystkim tak bardzo zestresowany, że jeszcze trochę i zacznę sobie wyrywać włosy z głowy! — Skrzywiłem się, gdy Mabel postanowiła przede mną talerz z czarnym, zwęglonym czymś. —To na pewno jest naleśnik?

     — Tak, a co?

     — To coś na mnie patrzy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro