Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

przygoda

Minął kolejny miesiąc bez większych niespodzianek.
W pracy radziłam sobie już bardzo dobrze. Po pierwszej wypłacie mogłam zapłacić Felixowi za pokój i opłaty. Zaprosiłam chłopaków na kolację w pobliskiej knajpce. Było śmiesznie.
Kilka dni później Felix zdał swój egzamin na bariste. Teraz już nie pogadasz.

Szłam z pierwszej zmiany na zakupy i ktoś mnie wpakował do auta, z taśmą na ustach i workiem czy czymś takim na głowie, ze sklejonymi rękoma i nogami wylądowałam na czymś twardym.
Bałam się cholernie. Płakałam tak bardzo ,że nie mal sie nie udusiłam.
Nie wiem jak długo  jechaliśmy,nagle samochód się zatrzymał. Ktoś mnie wyjął, rzucił na ziemię, skopał odciął taśmę z rąk i odjechał.
Bolało mnie całe ciało,nie mogłam się ruszyć.
Po kilku minutach zdjęłam z głowy ten worek odkleiłam taśmę z ust i z nóg. Byłam w lesie. Dosłownie. Był koniec listopada,było zimno a ja byłam sama w lesie,w dodatku pobita.
Co mam zrobić?
Wyjęłam telefon z kieszeni kurtki,było już dawno po 20. Kilka nie odebranych połączeń, telefon miałam wyciszony - zawsze w pracy wyciszam, najwidoczniej zapomniałam włączyć dźwięk.
Oddzwoniłam do Chana
Chan: gdzie jesteś, długo cię nie ma?
Z gulą w gardle z pociągającym nosem
Kasia: nie wiem Chan, gdzieś w lesie. Ktoś mnie porwał i wywiózł i zostawił
I się rozbeczałam
Chan: Boże, Kasia!!! Nic ci nie jest,włącz lokalizację i mi prześlij,już jadę
Kasia: zaraz wyślę

Jak tą cholerną lokalizacje włączyć, głupi telefon... w końcu się udało i wysłałam dane do Chana.
Coś usłyszałam za sobą ,jakieś pewnie zwierzę.
Włączyłam latarkę w telefonie,nikogo nie było widać. Bałam się niesamowicie.
Trochę obolała poszłam drogą leśną ,jak sądziłam w stronę ulicy... ale po ok 10 minutach nigdzie nie doszłam, cofnęłam się. Wlazłam na drzewo,bo słyszałam łamiące się gałązki.
Dzik.
Nie wiem ile tak siedziałam,ale z zimna już mi palce skostniały. Już po 21 było jak usłyszałam nadjeżdżający samochód. Zgasiłam latarkę i czekam. Nie wiem czy to Chan czy może ten ktoś kto mnie tutaj zostawił. Jedzie po mału,minął mnie -to Chan. Włączyłam światło i mu pomachałam. Cofnął auto, pomógł mi zejść.
Chan: wszystko w porządku?
Pokiwałam głową że tak
Przytulił mnie mocno, trzęsłam się z zimna i ze strachu
Chan: zmarzłaś, wsiadaj
Dał mi koc,żebym mogła się trochę ogrzać, włączył ogrzewanie na maxa i ruszyliśmy
Chan: jedziemy na policję?
Kasia: i co im powiem,że ktoś mnie wywiózł i zostawił w lesie. Nic nie widziałam ani nic nie słyszałam Chan. Nic nie wiem. Nawet jak przyjmą zgłoszenie to i tak nic nie zrobią z tym
Chan: w sumie to masz rację. Od teraz nie będziesz sama nigdzie chodzić. Zrobili ci coś?
Kasia: chyba nie
Chan: chyba??
Wzruszyłam ramionami
Kasia: dziękuję Chan,że przyjechałeś po mnie. Strasznie tam było w tych ciemnościach. Jeszcze słyszałam jak coś tam łaziło , dzika widziałam, dlatego na drzewo weszłam.
Chan: nie dziękuj, przecież wiesz że ci zawsze pomogę tak samo Felix.
Kasia: mówiłeś mu?
Chan: nie, nie chciałem go denerwować . Później mu powiemy
Kasia: a możemy nic mu nie mówić?
Chan: czemu?
Kasia: po co go denerwować
Chan: Kasia on musi wiedzieć...
Dojeżdżamy do domu.
Złożyłam koc,położyłam go na siedzeniu z tyłu i poszliśmy do mieszkania. Drzwi były wysmarowane czerwoną farbą

"Oddaj mi moje dzieciństwo
Kurwa!"
Kasia : o co tu kurwa chodzi!!
Chan: nie mam pojęcia

Wzięliśmy wiadro z wodą jakieś środki chemiczne i zaczęliśmy zmywać farbę. Ciężko schodziło.
Felix: Co się stało!?! Kto to zrobił? Co było napisane?
Chan: zobacz
Dał mu telefon,bo zrobił zdjęcie
Chan: idź do mieszkania, później pogadamy
Felix: pomogę wam
Kasia: nie musisz Felix,idź odpocząć, pewnie zmęczony jesteś
Felix poszedł do środka,i zaraz przyszedł ze swoim sprzętem i we trójkę zmywaliśmy drzwi z napisu. Nikt nic nie mówił.
Byłam bardzo zmęczona,głodna i pić mi się chciało a rąk to już nie czułam do tego bolały mnie najbardziej żebra jak się schylałam . Łzy mi leciały z bólu,ale chłopcy chyba myśleli że to przez tą sytuację. Ja nic nie mówiłam a i oni też nic nie mówili. Po 23 skończyliśmy. Najpierw poszedł Felix wziąć prysznic później Chan i ja na końcu, chciałam wziąć długą kąpiel.

Felix: kto to mógł zrobić?
Chan: mam coraz większe przypuszczenia ,że to Minho. Nie mówiłem ci wcześniej ale Kasia została porwana dzisiaj jak szła z pracy do domu
Felix:coo!!!
Chan: no ,z tego co mówiła to to że ją taśmą zakleili tzn usta, ręce i nogi a na głowie miała worek. Zostawili ją w lesie za miastem. Zadzwoniła do mnie ok 20 ,jak przyjechaliśmy to drzwi były już pomazane, niedługo ty się zjawiłeś
Felix: na policję poszliście?
Chan: nie,i tak nie ma sensu,bo i tak nic nie zrobią. Ona nic nie widziała nic nie słyszała
Felix: właśnie co ona tak długo tam siedzi
Podszedł do drzwi
Felix: Kasia wszystko ok? Kasia?!
Zapukał do drzwi i delikatnie uchylił
Felix: Kasia, Chan!!
Podbiegł do wanny i wyciągnął mnie z wody, Chan za nim, wziął ręcznik zakrył mnie i reanimowali. Na szczęście dużo się nie opiłam wody.
Zaczęłam się krztusić i łapać łapczywie oddech
Felix: już wszystko w porządku?
Kasia: tak,dzięki. Chyba zasnęłam
Chan: nie strasz nas tak więcej,od dzisiaj masz zakaz brania kąpieli,tylko prysznic. Co ci się stało? To z dzisiaj?
Felix spojrzał tam gdzie Chan pokazał
Kasia: wyjdźcie, już sobie poradzę
Powiedziałam cicho
Chan: Kasia
Spojrzałam na niego z łzami w oczach i spuściłam głowę zasłaniając się trochę ręcznikiem,siedząc cały czas na podłodze.
Wyszli a ja dalej się położyłam i płakałam.
Chan: Kasia wszystko w porządku?
Kasia: tak,już wychodze.
Odpowiedziałam leżąc cały czas na podłodze ,nie mam siły żeby wstać
Kasia: ...
Chciałam poprosić jednak o pomoc ale zrezygnowałam. Po mału wstałam i się ubrałam w piżamę rozczesałam juz podsuszone lekko włosy, umyłam zęby,wypusciłam już dawno zimną wodę z wanny i wyszłam. Chłopcy siedzieli przy stole z obiadokolacją , jedzenie też już dawno zimne było. Nikt nie miał apetytu. Usiadłam koło nich.
Kasia: tak,to dzisiejsze. Ledwo jedne zeszły a już są nowe.
Chan: nie mowiłaś nic że cię bili
Kasia: bo nie bili Chan
C i F: ...
Kasia: kopali...
Felix: Kasia tak mi przykro...
Kasia: to nic takiego Felix, naprawdę,przy tym co wcześniej mi życie ofiarowało to jest nic takiego,uwierz mi. Idź się już połóż jutro musisz wstać wcześniej. Dobranoc
Felix: dobranoc Kasia
Chan: kolorowych snów
Uśmiechnęłam się, dawno tego nie słyszałam.
Kasia: kolorowych Chan
Poszłam do siebie,ledwo głowa dotknęła poduszki i już spałam.
Po 12 obudził mnie Chan, siedział koło mnie na łóżku i delikatnie głaskając mnie po plecach budził.
Chan: Kasia,wstajemy , śniadanie czeka
Kasia: hmmm jeszcze chwilkę
Chan chciał wstać
Kasia: zostań jeszcze chwilę ze mną
Został.
Przytuliłam się do niego.
Odwzajemnił uścisk.
Kasia: dziękuję Chan
Chan: za co?
Kasia: za wszystko ,za to że jesteś tzn wy jesteście ,wiem że wam ciężko przez to wszystko. Przepraszam
Chan: nie masz za co przepraszać,to nie twoja wina,że coś się dzieje w naszym życiu. Cieszymy się że jesteś z nami, naprawdę Kasia.
Kasia: jesteście wspaniali.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro