Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział trzydziesty ósmy

Powoli zbliżały się egzaminy. Tego dnia był jeden z ostatnich dni przed nimi, a wszyscy myśleli tylko o tym, by w końcu wyjść na zewnątrz i powygrzewać się na słońcu.

Trwała właśnie lekcja zaklęć. Sally bazgrała sobie coś na swoim pergaminie, podczas gdy siedząca obok Sophie pisała jakiś list. Przed nimi siedzieli Lee i Naomi, którzy cicho o czymś rozmawiali. Za Krukonkami natomiast usiedli Fred i George.

Sally widziała, że po drugiej stronie klasy siedziała Eveline Fletcher wraz ze swoimi przyjaciółkami - Chyną Richards i Geraldine Roberts. Czasami rzucały w ich stronę pogardliwe spojrzenia, ale nic poza tym. Może już po prostu się odwaliły od nich?

Czy to zresztą ważne? Najważniejsze, że już niedługo wakacje. A wcześniej ostatnie zadanie Turnieju, którego wszyscy nie mogli się doczekać.

W końcu lekcja się skończyła i wszyscy zaczęli wychodzić z sali.

- To jakie plany na dzisiaj? - zapytała Sally, przeciągając się, gdy wyszli z klasy.

Skierowała to pytanie do bliźniaków, Sophie, Naomi i Lee, z którymi przystanęła pod ścianą.

- Zaraz chcę wysłać list do rodziców, ale nie mogę go znaleźć. Dziwne, przecież dopiero co go wkładałam do podręcznika - powiedziała Sophie, przeszukując książkę. Jednak pozostawionego tam pergaminu nie było.

- Może ci wypadł i został w sali? - zasugerowała Naomi.

- Mogę ci pomóc poszukać - rzekł Fred.

- Dziękuję - odparła mu, po czym wrócili do sali.

- Jeszcze nie wiem co zrobimy. Może jakiś żart Filchowi, na pewno mu się nudzi - uznał George.

- Z pewnością usycha z tęsknoty za wami - rzekła Naomi, a oni zachichotali.

- Kto by nie tęsknił? - zapytał George, szczerząc się.

- Czy wasze ego przestanie kiedyś rosnąć? - zapytała szatynka.

- Wątpię. Znam ich już kilka lat, a ono ciągle rośnie - rzekł Lee, na co George spojrzał na przyjaciela morderczym wzrokiem.

- Co z ciebie taka mądrala, co?? - zapytał Weasley.

Przekomarzali się, kiedy z sali wyszli Fred i Sophie. On wyglądał jednak, jakby się na coś wściekał, a ona trzymała jakiś jest i wydawała się czymś mocno zdenerwowana.

- Od kiedy mnie zdradzasz? Od kiedy czujesz coś do innego? - zapytał ostro Fred, a wszyscy popatrzyli na niego w szoku.

- Nie czuję nic do żadnego innego! Fred, nie wiem jak to się stało, że to jest napisane moim pismem, ale ja tego nie pisałam! - krzyknęła zrozpaczona, jednak ten jej nie słuchał.

- Czy to prawda, że byłaś kiedyś u Jonesów? - spytał Fred nagle.

- Tak, ale...

- I wiedziałaś cały czas, kto ci przysyła te listy? I odpisywałaś potajemnie?

Wszyscy, którzy byli obecni na korytarzu, popatrzyli w ich stronę.

- Co się dzieje?

- O co chodzi?

- Co to za krzyki?

Przyjaciele próbowali coś od nich się dowiedzieć, jednak ci nie słuchali.

- Nie i nie. Nie miałam pojęcia, chociaż teraz już wiemy. I nigdy nie chciałam mieć do czynienia z kimś, kto pisze takie obrzydliwe listy jak on - stwierdziła blondynka.

- Co jest w tym cholernym liście? - - zapytała w końcu Sally i zabrała list od przyjaciółki.

Naomi i George stanęli po jej obu stronach Sally, gdy ta zaczęła czytać list na głos, a Lee za nią.

Drogi Michaelu,

Musimy się ukrywać, lecz uwierz, że to nie będzie trwało wiecznie. W końcu będziemy szczęśliwi.

Mam tego wszystkiego dosyć, lecz muszę skrywać pozory. Wciąż jednak mam w pamięci ten cudowny czas, spędzony w twej rezydencji...

Twe listy może i są trochę przerażające, lecz w końcu to tylko pozór. Spokojnie, wyczytuję z nich to, ci trzeba.

Sophie

- Sami widzicie, co tu się wydarzyło - burknął Fred, gdy Sally skończyła czytać.

Sally nie miała pojęcia, co o tym myśleć. Było to pismo Sophie, chociaż ona twierdziła, że to nie jej.

Ale zarazem ubodła ją myśl, że Sophie mogłaby romansować z jej byłym chłopakiem. Może i nic już do niego nie czuła, ale było to nie fair wobec wszystkich. Zresztą miała chłopaka do cholery!

- Tylko, że ja tego nie napisałam! Nie mam pojęcia, czemu tu jest moje pismo! - powiedziała głośno Sophie.

- Wiesz co, może powinniśmy się rozstać, skoro tak bardzo masz mnie dosyć? - spytał Fred.

- Nie mam ciebie dosyć. Fred! - krzyknęła, lecz ten odwrócił się i pobiegł z dala od nich.

Sophie wzięła list od Sally i zaczęła wpatrywać się w niego z niedowierzaniem.

- O co tu chodzi? - zapytała Naomi.

Sophie jednak nie odpowiedziała, a zamiast tego pobiegła z korytarzem, zostawiając ich czwórkę zszokowaną.

- Nie mogę uwierzyć, że Sophie miała romans z Michaelem - powiedziała Sally z oburzeniem.

- Nie sądzę, by miała z nim romans. To musi być jakaś pomyłka - rzekła Naomi. - Pójdę jej poszukać.

- A ja pójdę poszukać Freda - rzekł George.

Nie miał pojęcia, co o tym sądzić. Wiedział, że powinien brać stronę bliźniaka, ale starał się też patrzeć na to wszystko racjonalnie.

Niby dlaczego Sophie miałaby zdradzać Freda?

Nie miał pojęcia, ale i tak musiał z nim porozmawiać.

- Ja pójdę z tobą - stwierdził Lee.

- A ty Sally? - zapytała Naomi.

- Nie wiem. Chyba muszę pobyć sama, bo nie dociera do mnie to wszystko - stwierdziła Diggle.

Była zła na przyjaciółkę. Sądziła, że mówiły sobie o wszystkim. Jeśli Fred przestał jej się podobać, to czemu jej o tym nie powiedziała?

Szatynka poszła sfrustrowana do swojego dormitorium. Na szczęście nikogo w nim nie było.

- Nie mam ochoty nikogo widzieć - burknęła Diggle, po czym ze złością rzuciła torbą o ziemię. Następnie usiadła na łóżku. - Jak tu przyjdzie, to wyrzucę jej co i jak...

Ale Sophie nie wracała do dormitorium, a Sally nie miała wobec tego możliwości z nią porozmawiać i wydobyć z niej, co się naprawdę stało.

~

George i Lee poszli do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, a stamtąd chcieli dostać się do dormitorium. Okazało się jednak, że Fred się tam zatrzasnął i nie chciał ich wpuścić.

- Chcę zostać tu sam! - burknął Weasley.

- Jesteśmy twoimi przyjaciółmi! Otwórz nam do cholery! - rzekł Lee.

- Własnemu bliźniakowi nie otworzysz? - zapytał George.

- Nie!

W pewnym momencie uznali, że może rzeczywiście dadzą mu trochę ochłonąć. Lee usiadł na jednej z kanap w Pokoju Wspólnym, a George uznał, że pójdzie się przejść.

Może przy okazji znajdzie Sophie albo Sally i z nimi pogada. Trzeba było to wszystko jakoś wyjaśnić. Może to jedno wielkie nieporozumienie?

Może uda mu się też natknąć na Naomi i dowiedzieć się, czy już porozmawiała z którąś z nich.

- Macie Mapę przy sobie? - zapytał George, podchodząc do Harry'ego, Rona i Hermiony, którzy odrabiali lekcje przy jednym ze stolików.

Młodsi Gryfoni pokręcili przecząco głowami.

- Cholera - mruknął George.

Uznał, że pewnie mają Jason, Doris, Edwin, a może sama Naomi. Nie wiedział gdzie jest któreś z nich, ale nie zamierzał szukać Lupinów czy młodszego Blacka. Wyszedł więc z Pokoju Wspólnego, nie wiedząc, gdzie dokładnie ma iść.

Niestety, chociaż krążył po zamku przez kilka godzin, nie udało mu się natknąć na Sophie, Sally czy Naomi. Pierwszych dwóch nikt też nie widział, a gdy w końcu zapytał o Naomi, dowiedział się, że wróciła do swojego Pokoju Wspólnego.

Uznał więc, że nic więcej już się nie dowie. Być może Krukonki też już wróciły do siebie, a on i tak nie mógłby się dostać do ich dormitorium.

Nadal jednak krążył po zamku, nie wiedząc, czy brat wpuścił go już do ich pokoju. W pewnym momencie natknął się na Sanne.

- Co się dzieje? Wszyscy plotkują coś o jakimś liście i zerwaniu? - zapytała Hendriks.

George miał już dosyć tego dnia. Był zmęczony szukaniem przyjaciółek i zdenerwowany przez tą całą sytuację. Po chwili wylał się z niego potok słów:

- Byliśmy na lekcji, wyszliśmy, ale Sophie wróciła, bo zgubiła list, Fred poszedł pomóc jej szukać. Ale znaleźli jakiś list, w którym Sophie pisze z kimś innym, pokłócili się i zerwali przez to, potem Fred poszedł do naszego dormitorium i się tam zatrzasnął i nie chce z nikim gadać. Szukałem Sophie, żeby wyjaśnić tą sprawę, ale nie wiem gdzie jest. Chciałem też znaleźć Sally która chyba myśli, że Sophie romansowała z jej byłym chłopakiem, ale nie mogłem jej znaleźć. Naomi miała ich szukać, ale...

- Stop. Nic z tego nie rozumiem, za dużo na raz - przerwała mu dziewczyna, obejmując go.

Nagle znaleźli się dosyć blisko siebie. Tak blisko, jak jeszcze nigdy.

Przez chwilę żadne z nich nic nie mówiło, lecz przybliżyli się do siebie jeszcze trochę.

Pocałowali się.

Po chwili odskoczyli od siebie z zakłopotaniem.

- Eee... Przepraszam - rzekł George. Coś go do tego popchnęło. Może po prostu potrzebował pocieszenia po tym wszystkim.

Bo został aktualnie sam, chociaż też nie czuł się dobrze z tym wszystkim.

- Nie szkodzi, nie całujesz tak źle - odparła Hendriks. - Przejdziemy się gdzieś i porozmawiamy na spokojnie?

George od razu pomyślał o kuchni. W sumie już dobrze się znali i polubili, więc raczej mógł jej zaufać.

- Dobrze. Pokażę ci pewne miejsce, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz - odparł rudowłosy, wyciągając do niej rękę.

Ona pokiwała głową i chwyciła go za dłoń.

- Zgoda.

~

Razem udali się do kuchni, gdzie od razu przywitały ich skrzaty. Poprosili je o kanapki i herbatę truskawkową. George w końcu nie jadł kolacji, więc chętnie skorzystał.

- Dobrze, to jeśli chodzi o pocałunek, to przepraszam, jeśli go nie chciałaś - powiedział George. - Ja... Ostatnio czułem się trochę samotny przez to wszystko. Bo Fred spotykał się z Sophie, Lee gdzieś znikał z Brancą... Spędzaliśmy razem dużo czasu i bardzo cię lubię. Ale chyba jednak tylko lubię.

- Spokojnie George, nie mam ci tego za złe - odparła Sanne. - Też czuję się źle, bo zaraz będę musiała wracać do rodzinnego domu i kraju. Do ludzi, którzy znowu będą mnie oceniali na każdym kroku. Do tego Branca rzeczywiście sporo czasu spędza z Lee, przez co czułam się trochę samotna. Oboje potrzebowaliśmy pocieszenia i tyle. Nie zamierzam niszczyć naszej przyjaźni.

George westchnął z ulgą, jedząc kawałek kanapki. Przynajmniej ta kwestia między nimi była wyjaśniona.

- Nie mówmy nikomu o tym, nie ma to sensu - stwierdził rudowłosy.

- Dobrze. A teraz opowiedz mi na spokojnie, o co z tym wszystkim chodzi - poprosiła go Holenderka. 

Rudowłosy zaczął jej więc relacjonować przebieg dzisiejszego dnia. Ona słuchała go uważnie, nie przerywając mu.

- Myślę, że wszyscy potrzebujecie to przetrawić. Może Fredowi niedługo to przejdzie - rzekła Sanne. - Sally pewnie jest zirytowana, skoro w to wszystko jest wmieszany jej były. Ale na pewno uda wam się jakoś to wyjaśnić.

- A co jeśli nie? - spytał George. - Co jeśli...

- Nie ma sensu zakładać najgorszego. Każde z was musi ochłonąć, ale przede wszystkim dążyć do rozmowy - stwierdziła szatynka.

George miał nadzieję, że dziewczyna ma rację. Naprawdę martwił się, że ich paczka się rozpadnie.

Gdy w końcu zjedli, wziął też trochę jedzenia i picia dla Freda i Lee, bo nie wiedział, czy brat wyszedł z dormitorium. Następnie odprowadził Sanne do jej kwater i poszedł do Wieży Gryffindoru.

Tam okazało się, że Fred już spał. Lee natomiast poczęstował się posiłkiem.

Obaj mieli nadzieję, że uda się to szybko rozwiązać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro