Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział siedemnasty

Oczywistym było, że wybranie Pottera na czwartego reprezentanta Turnieju wzbudzi niezłe zamieszanie.

Uczniowie Hogwartu zamiast się zjednoczyć, to podzielili się na kilka grup, z których każda miała swoje racje i nie chciała dopuścić do siebie innych argumentów.

Sally wraz z pozostałymi przyjaciółmi starała się wspierać Naomi, która stała pomiędzy bratem i chłopakiem. Żaden z nich nie kazał jej wybierać, ale niestety niektórzy uważali, że powinna opowiedzieć się po jednej ze stron.

Sally i Sophie akurat zeszły do Pokoju Wspólnego z dormitoriów. Przechodziły koło jednej z grupek, gdy usłyszały imiona przyjaciół.

- Nie rozumiem, co Cedrik widzi w tej całej Black - powiedziała Cho Chang. - Niby przyjaźnią się tyle lat, a są razem dopiero teraz, gdy zgłosił się do Turnieju.

- Poza tym to Black. W tym nazwisku nie ma nic dobrego - dodała jej przyjaciółka Marietta.

- Ciekawe, komu będzie kibicować. Potterowi czy Diggory'emu - prychnęła Clara Travis, wysoka brunetka o niebieskich oczach. Była to jedna ze współlokatorek Cho i Marietty oraz najlepsza przyjaciółka Fletcher.

- Cedrik ma więcej rozumu niż wy trzy razem wzięte, skoro jest z Naomi - powiedziała Sally, zwracając tym samym uwagę piątorocznych. - Odwalcie się...

Sophie położyła jej rękę na ramieniu, chcąc ją uspokoić. Jednak nie zdążyła nic powiedzieć, bo odezwała się Clara.

- A wy dwie komu będziecie kibicować? - zapytała kpiąco.

- Nikt nie zabrania kibicować więcej niż jednemu reprezentantowi - powiedziała Sophie. - Najważniejsze, by nic im się nie stało.

- Dokładnie - sucho przytaknęła Sally. - Więc się odwalcie.

Następnie dziewczyny odwróciły się i poszły w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego.

- Nie uważasz, że trochę przesadziłaś? - zapytała Sophie. - Też mi się nie podobało to, co mówiły. Ale nic nie poradzimy na to, że ludzie rozmawiają. Ludzie zawsze będą gadać i nic nie możemy z tym zrobić. Nie pobijesz wszystkich w Wielkiej Brytanii za to, że gadają o tym, co się stało w sobotę.

- Nie zamierzam nikogo bić! - natychmiast żachnęła się szatynka, a przyjaciółka spojrzała na nią wymownie.

- Przed chwilą wyglądałaś, jakbyś chciała je zabić.

- Nieprawda!

- Prawda.

Krukonki wyszły w końcu z Pokoju Wspólnego.

- George, powiedz, że dobrze zrobiłam! - zawołała Sally na widok czekających na nie bliźniaków.

- Ale co? - spytał George ze zdziwieniem.

- I czemu tylko on? - oburzył się Fred.

- Bo ty jesteś chłopakiem Sophie, więc ja pewnie wesprzesz - stwierdziła szatynka.

- Ale w czym? - spytał Fred.

- W dyskusji na temat tego, że Sally chce pobić wszystkich za plotkowanie o Turnieju - rzekła Sophie, na co Sally prychnęła.

- Nieprawda. Tu chodzi o to, że obrażali Naomi i...

- Zawsze możemy też zrobić coś po naszemu - przerwał jej George, po czym popatrzył na brata.

- Mamy trochę naszych produktów, które mogą się przydać - rzekł Fred, po czym ściszył głos. - Mama na szczęście nie zabrała wszystkiego. Trochę ma Lee, trochę daliśmy na przechowanie Blackom...

- Wykorzystajcie może w takim razie coś na Chang, Edgecombe i Travis. Przydałoby się też zrobić coś Fletcher za jej durne docinki - powiedziała Sally.

- Przyjmujemy zamówienie, madame - stwierdził George, szczerząc się.

- Wiadomo. Zresztą moglibyśmy zrobić to nawet bez powodu - dodał Fred.

Zrobił się duży ruch, więc musieli w końcu zejść z Wieży. Zresztą zamierzali jeszcze zjeść śniadanie, a nieubłaganie zbliżał się początek lekcji.

Gdy podeszli pod Wielką Salę, zobaczyli Naomi, Michaela i Cedrika, którzy uśmiechnęli się na ich widok z ulgą.

- Jakieś dziewczyny chciały, by Cedrik podpisał im się na torbach. Ludzie powariowali z tego wszystkiego - powiedziała Naomi.

- Nawet próbowały flirtować, ale kazałem im się odczepić, kiedy obraziły Naomi - rzekł Diggory.

- Im też można coś zrobić - stwierdziła Sally.

- Z chęcią! - zadeklarował George.

- Nie wiem, czy to cokolwiek zmieni - rzekł Michael.

Chłopcy spojrzeli na siebie jednocześnie z dziwnym napięciem na twarzach.

- Myślę, że Fred i George znajdą wśród swoich wynalazków coś, co jakoś bardzo nie zaszkodzi, a jednocześnie trochę uświadomi niektórym pewne rzeczy - powiedziała Sophie, chcąc najwyraźniej znaleźć złoty środek w tym wszystkim.

- Oczywiście, że znajdziemy - stwierdził Fred.

- Miło, że na nas czekaliście - odezwał się Lee, który akurat podszedł do nich wraz z Sanne i Brancą. Pozostali popatrzyli na nich zaskoczeni.

-  Lee powiedział, że z chęcią przyjdzie po nas z rana, byśmy nie pomyliły drogi na śniadanie - powiedziała Branca.

Hogwartczycy spojrzeli lekko zaskoczeni na Jordana.

- Ej, chcemy przejść! - krzyknął ktoś za nimi, po czym zorientowali się, że blokują przejście.

Weszli więc do Wielkiej Sali, by w końcu zjeść śniadanie. Naomi, Cedrik, Michael i Sally poszli do stołu Hufllepuffu, a bliźniacy, Lee, Sophie, Sanne i Branca do stołu Gryffindoru.

George miał po swojej prawej stronie Freda, a z drugiej Sanne. Sophie znalazła się po drugiej stronie Freda, a Lee i Branca naprzeciwko nich.

- Ogólnie my i ci z Durmstrangu mamy mieć jakieś zajęcia z waszymi nauczycielami, dzięki czemu nie stracimy tak dużo materiału przez rok - powiedziała Sanne, gdy zaczęli jeść śniadanie.

- Chociaż i tak większość sami będziemy musieli pewnie nadrobić - dodała Branca.

- Ile właściwie trwa edukacja w Beuxbatons? - zapytała Sophie. - Na którym jesteście roku?

- Idziemy do szkoły w wieku jedenastu lat i chodzimy do niej przez dziewięć lat. Aktualnie jesteśmy na ósmym roku - odparła Sanne. - Mamy tam trzy domy - Cossu, Melbuffon i Rouerie. Ja jestem w Cossu, tam gdzie dostrzegają talent, wyobraźnię, uczciwość i charyzmę.

- A ja w Melbuffon - rzekła Branca. - Głównymi cechami tego domu są życzliwość, przebiegłość, determinacja i bystrość. Cechami Rouerie natomiast są spryt, dowcipność, tradycyjność...

- Mogę się dosiąść? - spytał Ron, przerywając ich rozmowę.

Ci spojrzeli na niego zdziwieni. George zobaczył, że spory kawałek dalej Harry i Hermiona jedzą posiłek z Jasonem i jego znajomymi. Co prawda wiedzieli już o kłótni Rona z Harrym, ale nie sądzili, że Ron postanowi przysiąść się akurat do nich. Zwłaszcza, że przyjaźnili się z Naomi, która zrobiła Ronowi awanturę poprzedniego dnia.

- Po tym jak pokłóciłeś się z Naomi? - zapytał Fred.

- Też mi się to nie podoba, ale ona sama kazała nam się w to nie mieszać. Zresztą może jeść gdzie chce, nie zabronisz mu - powiedziała Sophie.

- Za miła jesteś czasami dla niektórych - mruknął cicho Fred, tak, że tylko najbliżej siedzące osoby go usłyszały. Ron w tym czasie już zdążył usiąść naprzeciwko nich, najwyraźniej uznając słowa Krukonki za zgodę.

Śniadanie po chwili dobiegło końca, więc nie siedzieli zbyt długo. Jednak i tak nie zamierzali się mieszać w tą kłótnię, skoro Naomi ich o to poprosiła.

Harry i Ron powinni załatwić to między sobą. Mieszanie innych w tą sprawę nic nie da, chociaż sama Blackówna powiedziała już swoje zdanie na ten temat.

Jakby tego wszystkiego było mało, ledwo kilka dni później Ślizgoni (a konkretnie Malfoy i jego banda) postanowili zrobić naklejki z napisem POTTER CUCHNIE. Gdy jednak przychodzili nauczyciele, szybko zmieniał się napis na kibicowanie Cedrikowi.

Sally akurat przechodziła przez korytarz wraz z Naomi i Sophie, gdy Ślizgoni ich zauważyli.

- Ej Black! - zawołał Malfoy. - Może tak w końcu przestaniesz hańbić ród Blacków i weźmiesz odznakę, co? Twoje koleżanki też mogą dostać.

Dziewczyny prychnęły.

- Nie dotarła jeszcze do ciebie informacja? - zapytała Naomi. - Od teraz ten ród przechodzi rewolucję. Zmienimy znaczenie tego nazwiska, a ty będziesz musiał na to wszystko patrzeć.

- Może jeszcze się popłacze przez to? - zapytała Sally, z rozbawieniem obserwując poirytowanie Ślizgona.

- Nie pozwalam na to! - oburzył się Malfoy.

- Wszelkie zażalenia składaj do najstarszego z rodu Blacków - powiedziała Sophie. - Czyli do taty Naomi, jakbyś nie wiedział.

Dziewczyny parsknęły, wyobrażając sobie minę Syriusza, gdyby rzeczywiście Malfoy próbował do niego napisać. Co oczywiście w życiu się nie stanie, ale wyobrazić sobie można.

-

A przy okazji jestem Prefektem i odejmuję punkty za takie zachowanie - stwierdziła z satysfakcją Naomi.

- To naprawdę cudowne uczucie móc go tak pocisnąć - stwierdziła Black kilka minut później, gdy już się oddaliły od Ślizgonów.

- Nie dziwię ci się. I zasłużył na to - powiedziała Sally.

- Prawda - przyznała Sophie. - Co za gnojek...

- Nie cierpię go. Ale ogólnie nie kłamałam, moi rodzice serio starają się zrobić rewolucję. W sumie jesteśmy jedynymi osobami z nazwiskiem Black, bo większość tego rodu wymarła, przynajmniej w męskiej linii - powiedziała Naomi. - Także my zamierzamy zmienić znaczenie tego nazwiska. Bo wiadomo z czym kojarzyło się kiedyś, a teraz...

- Uda wam się na pewno - rzekła Sophie.

- Właśnie, wierzymy w to - dodała Sally.

Puchonka uśmiechnęła się do nich z wdzięcznością.

- Dzięki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro